Gry na majówkę – tytuły które ukończysz w jeden długi weekend

Przed nami długi weekend, czyli idealna okazja do nadrabiania gier. Nasi redaktorzy wybrali kilka tytułów, które da się przejść akurat w ciągu kilku wolnych dni jakie daje majówka.

29 kwietnia 2022

Spod pióra Bartka Sobolewskiego

A Story About My Uncle

Dość szybka i przyjemna gra, która jest połączeniem platformówki z przygodówką. Wcielamy się w ojca, który opowiada swojej córce bajkę na dobranoc. I to nie byle jaką bajkę, ale o swojej przygodzie, która rozpoczęła się w laboratorium jego wujka Freda – odkrywcy i wynalazcy. Odnajdujemy tam dość interesujący strój a następnie zostajemy przeniesieni do zupełnie innego świata. Nie ma tu wrogów, wybuchów i innych bajerów bowiem nacisk został położony na opowieść i postacie, z których każda ma swoją historię. Gra posiada piękną grafikę na każdym z poziomów, od podziemnych jaskiń (nie tak ciemnych i ponurych jak można sobie wyobrazić) aż po ślady zaginionych cywilizacji. Każdy skok to w pewnym sensie łamigłówka, ale po kilku chwilach łatwo jest się połapać kiedy skoczyć i jak się złapać chwytakiem by dostać się tam gdzie chcemy. Gra dostępna jest na platformie Steam.

A strory about my uncle, chwytak w akcji

Spod pióra Michała Chyły

Shantae And The Seven Sirens

Ah, no nie mogę tu wstawić Elden Ring, choć obecny rekord ukończenia to nieco ponad jedną minutę, to wiadomo, że gamingowy relaks nie sprzyja graniu na szybko, a świat wciągnie na zdecydowanie dłuższy czas. Za to urocza Shantae nie dość, że zabawi każdego spragnionego przygody niezależnie od wieku, to uraczy jeszcze oczy przepiękną grafiką. Shantae And The Seven Sirens to metroidvania, która oparta na bardzo prostych i przystępnych mechanikach pozwala na bardzo miłe spędzenie około dziesięciu godzin przed ekranem. Masa poczucia humoru, przyjemny gameplay i akcja osadzona na słonecznej planecie zdecydowanie pozwoli się odprężyć zwłaszcza jeśli majowa pogoda nie popisze się i zacznie padać a jeśli pogoda dopisze to zgra się idealnie z atmosferą przygód Shantae. Gra jest dostępna na platformy Nintendo Switch, Xbox One, PlayStation 4, iOS, Microsoft Windows, Macintosh operating systems, tvOS, PlayStation 5.

Shantae

Spod pióra Tomasza Wasiewicza

Ghostwire: Tokyo

Cztery dni majówki to idealny czas na przejście Ghostwire: Tokyo, które zajmuje kilkanaście godzin. Nawet platyna jest osiągalna w czasie około dwudziestu godzin, także bardzo przyzwoicie. Do tego, majówka kojarzy mi się z wyjazdami. Te same wyjazdy z korkami i stratą czasu w sznurze aut. A tutaj? Możecie polecieć do Tokio, nie wychodząc z domu! Co więcej, zamiast przeciskać się w kolejce po rybę z frytkami w nadmorskim kurorcie dostajecie wyludniałe miasto do zwiedzania, tak jak tylko macie ochotę. Przy okazji możecie też uratować ponad dwieście tysięcy dusz japońskich przechodniów. Jedyne co musicie zrobić to pokonać demony i szalonego naukowca. Brzmi jak najlepszy długi weekend wszech czasów!

Widok na rezydencję samuraja

W grze wcielicie się w Akito, który ma w sobie pasażera na gapę – KK. Razem, dzięki mistycznym mocom żywiołów stawią czoła armii yōkai. Na swojej drodze poznacie wiele lokalnych wierzeń i dowiecie się więcej o kulturze kraju kwitnącej wiśni. Przy okazji będziecie mieć okazję zwiedzić jedno z najsłynniejszych miast na świecie – Tokio, które zostało rewelacyjnie odwzorowane. Jeśli wciąż was nie przekonałem, to dodam, że możecie też pogłaskać mnóstwo psów i kotów, a także szukać zmiennokształtne szopy, który potrafią się przemienić dosłownie we wszystko, przez automat do napojów, po bramę Torii. Po więcej zapraszam do mojej recenzji Ghostwire: Tokyo.

Głaskanie psa

Spod pióra Kai Piaścik

Dream Daddy: A Dad Dating Simulator

Majówka, w powietrzu czuć wiosnę i miłość. Właśnie dlatego Dream Daddy: A Dad Dating Simulator od Game Grumps będzie idealną grą na długi weekend. Budzisz się jako samotny ojciec osiemnastoletniej Amandy w dniu przeprowadzki. Czeka na ciebie nowy dom oraz nowe sąsiedztwo, a w nim… siedmiu innych ojców, z których każdy jest równie zainteresowany bliższą znajomością z twoim bohaterem. Fabuła nie odbiega od tego, co sugeruje tytuł, ale do randkowania (i niełatwej sztuki rodzicielstwa) twórcy podchodzą z pomysłem, lekkością i humorem. Humorem opartym głównie na klasycznych, słabych, ojcowskich żartach, bo trzeba przyznać, że Dream Daddy to produkcja bardzo konsekwentna w swoim założeniu. Świetnie napisane dialogi i różnorodne charaktery tatusiów sprawiają, że z przyjemnością wraca się też do poprzednich zapisów i sprawdza inne zakończenia. Dociekliwi gracze znajdą trochę sekretów, a także kilka sposobów na przedwczesne zakończenie rozgrywki. Najważniejsze będzie jednak dogłębne poznanie bohaterów i odkrycie, który z nich skradnie nam serce. Czy będzie to wysportowany przyjaciel z dawnych lat, Craig? A może introwertyczny właściciel kawiarni Mat albo małomówny bad boy Robert? Wybór należy tylko do nas.

Siedmiu ojców, z którymi można romansować w Dream Daddy: A Dad Dating Simulator

Dream Daddy jednocześnie wpisuje się w schematy gatunku oraz łamie te schematy i z tego powodu polecam grę szczególnie tym, którzy normalnie nigdy nie sięgnęliby po dating sima. Od premiery w 2017 roku minęło już trochę czasu, ale najwyraźniej stara miłość nie rdzewieje, bo tytuł wciąż bawi i wciąga – będzie dobrym pomysłem na spędzenie długiego weekendu bez względu na to, czy wracamy do niego po latach, czy jest to nasz pierwszy raz. Majówka to przecież świetny moment, by spróbować romansu z przystojnym, samotnym ojcem z sąsiedztwa. Ewentualnie z siedmioma.

Spod pióra Michała Kaźmirczaka

Life is Strange: True Colors

True Colors to trzecia pełnoprawna odsłona cyklu Life is Strange, jednak nie jest fabularnie w żaden sposób połączona z poprzednimi dwoma częściami. Jest to przygodówka opowiadająca historię Alex – dziewczyny, która posiada specjalną moc. Może ona widzieć emocje innych ludzi, a do tego w pewien sposób się w nie wczuwać – czuć je w identyczny sposób jak inni ludzie i przeżywać to co oni przeżywają. Pomysł ten jest bardzo ciekawie rozegrany, ponieważ często zaczynami widzieć świat w sposób jaki widzą go inni bohaterowie i momenty, które na to pozwalają, są najmocniejszą stroną gry. Poza tym True Colors to niezwykle sielska – rozgrywka jest nieśpieszna, daje nam dużo momentów do przeglądania okolicy, luźnych rozmów z bohaterami niezależnymi oraz słuchania bardzo dobrej, ale dość spokojnej muzyki. Moim zdaniem gra idealna do luźnego grania w ramach majówki.

Screen z gry Life is Strange: True Colors

Spod pióra Pawła Ceregrzyna

Slay the Spire

Kiedy ta karcianka dla pojedynczego gracza – ze szczyptą rogalika – wyszła na Steamie, to nie poświęciłem jej zbyt wiele czasu. Wylądowała finalnie na mojej kupce wstydu. Jednak z racji, że byłem uziemiony przez kilka ostatnich dni i niezbyt widziało mi się spoglądać jedynie w sufit, to postanowiłem wrócić, ale w wersji na Androida. Przenośna edycja Slay the Spire jest dla mnie o wiele przyjemniejsza, choćby z powodu sterowania, które w wersji dotykowej jest niesamowicie precyzyjne, intuicyjne i po prostu miodne.

Warto wspomnieć, że w wypadku omawianego tytułu mamy do czynienia z karcianką deck buildingową: każdorazowo (nowe podejście) startujemy z zestawem dziesięciu tych samych kart, z kolei talię budujemy na bieżąco, podczas rozgrywki. Podoba mi się mapa, na której podejmujemy decyzje dotyczące kierunku naszych działań. Jej rozwiązanie przypomina mi to znane z Faster Than Light. Co do taktyk, to dla każdej postaci jest ich kilka. Ja grałem tylko Pancernikiem, czyli podstawowym protagonistą dostępnym na starcie, pozostałych bohaterów zostawiłem sobie na później. Spory plus za to, że samodzielna nauka mechanik już po pierwszej nieudanej próbie sprawia, że jesteśmy w stanie wyciągnąć wnioski i w sposób naturalny zaczyna nam iść lepiej, a każde kolejne podejście potęguje ten efekt bez zgrzytu zębów z powodu nadmiernej frustracji. Walka w grze jest ekscytująca i często balansujemy na krawędzi życia i śmierci, zwłaszcza, gdy pierwszy raz podejmujemy dany typ przeciwnika lub staramy się zgładzić bossa posiadającego różne stadia rozwoju.

Slay the Spire nie wymusza, ale sprytnie zachęca do przetestowania nowych kart; niekiedy inwestowanie w deck oparty na defensywie… zadaje więcej obrażeń niż ten ofensywny i… na odwrót: to jest piękne! Dodatkowo rozgrywkę możemy rozpocząć w domu, a w każdej chwili przerwać, zapisać progres i np. wrócić, kiedy jesteśmy w podróży. Jest też opcja utworzenia osobnych profili, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby udostępnić telefon z grą swojej partnerce, aby ta również mogła zapisywać swoje postępy i rywalizować z nami o lepszy wynik.

Slay The Spire – naprawdę polecam, bo nawet po 20. podejściu potrafi czegoś nowego nauczyć lub zaskoczyć – na majowy weekend jak znalazł!

Dwie fazy walki z bossem w Slay the Spire
Jeden z pierwszych bossów w Slay the Spire – udało się go pokonać, ale było blisko 😀

Spod pióra Doroty Żak

Firewatch

Jeśli majówka, to czemu nie w lasach Wyoming? Może i ukończenie Firewatcha nie zajmie nam całego weekendu – wystarczy jedno popołudnie lub wieczór – ale z pewnością warto tej grze poświęcić trochę czasu. Wcielamy się w niej w Henry’ego, który z powodu osobistych problemów przyjmuje pracę strażnika przeciwpożarowego i ze swojej samotnej wieży w środku lasu wypatruje pierwszych zapowiedzi ognia. Jego jedynym kontaktem ze światem jest krótkofalówka pozwalająca rozmawiać mu z Delilah, strażniczką z innej samotnej wieży wprowadzającej go we wszelkie zasady. Ale nie tylko. Noce w Wyoming są długie i zawsze miło z kimś pogadać, a dialogi bohaterów są napisane w tak dobry sposób, że słuchanie ich to przyjemność. Nie wspominając o ich świetnie zarysowanych charakterach, co jest zasługą nie tylko scenariusza, ale też aktorów głosowych. Jest emocjonalnie, jest zabawnie, jest ciekawie. Do tego dodajmy spacery w pięknych lokacjach, tajemnice czekające na naszego bohatera i muzykę Chrisa Remo, a dostaniemy tytuł, który naprawdę potrafi zostać z nami na dłużej.

Wielu autorów

Dziennikarski dream team. Najzabawniejsza redakcja w galaktyce. Najlepszy zespół, na jaki możesz trafić w swojej ulubionej grze multiplayer. Namaszczeni przez Guru Gier. Mówią na nas różnie. Zawsze jednak sprowadza się to do tego samego: niezależnej zgrai szaleńców-pasjonatów, którzy postanowili wspólnymi siłami odbetonować polską skostniałą branżę dziennikarstwa gamingowego.
UWaga! Gorące informacje!