Recenzja Ghostwire: Tokyo – fantastyczy spacer po wyludnionej metropolii

30 kwietnia 2022,
13:30
Tomasz Wasiewicz

Ghostwire: Tokyo to tytuł, który zadebiutował w dość nieszczęśliwym okresie. Jako mniejsza produkcja od Elden Ring, Dying Light 2 czy Horizon Forbidden West mogła wam zwyczajnie umknąć. Zupełnie jednak niesłusznie, bo to kawał super gry w otwartym świecie. Jeśli po przejściu powyższych (co też uczyniłem) nadal nie macie awersji do olbrzymiej mapy wypełnionej atrakcjami, to zapraszam do Tokio. Pomóżcie biednym Japończykom nie zostać pożywką dla lokalnych demonów zwanych yōkai.

Walka z demonem

Ghostwire: Tokyo ma niesamowicie zrealizowany klimat japońskiej metropolii. Jest to gra, która sprawiła, że powróciły wspomnienia z moich odwiedzin w kraju kwitnącej wiśni. Co więcej, niejednokrotnie miałem takie uczucie – byłem tam, tu kupowałem trójkąciki z ryżu, zwiedzałem tę świątynię, jechałem tą drogą! To uczucie towarzyszyło mi przez całą rozgrywkę. A co, jeśli ktoś nie był w Tokio? Wam pozostanie zanurzenie się w świecie wierzeń pełnej niesamowitych demonów i zabobonów, w które w prowadzą was zadania poboczne. Podlejcie to sosem japońskiego dubbingu i wyjdzie z tego naprawdę strawne danie. Polecam!

9 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • Klimat Tokio
  • Kolorowy świat yōkai
  • Zdecydowana większość zadań pobocznych
  • Relacje między postaciami
  • Wciągająca fabuła
  • Początkowo kuje w oczy jakość grafiki dalszego planu
  • Koszmar dla osób wbijających trofea
  • Zarządzanie „amunicją” w dłuższych starciach

Witamy na skrzyżowaniu Shibuya

Jedno z najsłynniejszych skrzyżowań na całym świecie. Co prawda w szerszej świadomości kojarzy nam się z tłumem ludzi, często z parasolami, mijających się na dużej przestrzeni i idących w wielu kierunkach na raz. Tutaj pierwsza scena gry przedstawia wypadek z udziałem kilku pojazdów i motocykla. Coś się pali, na ziemi leży nieruchomy człowiek. Słyszymy głos, który szybko identyfikujemy z rodzajem bezcielesnej energii, która poszukuje nowego domu. Okazuje się, że nie może tego zrobić z żywym człowiekiem. Wtem spostrzega wcześniej widziane zastygłe ciało. W ten sposób poznajemy dwóch bohaterów gry, których będziemy prowadzić przez kolejne kilkanaście godzin – Akito i KK.

KK i Akito

W tamtym momencie nie mamy jednak czasu na poznanie się lepiej. Całe skrzyżowanie nagle pokrywa gęsta mgła, a z niej wychodzą tajemnicze postacie bez twarzy z parasolami w mrożącym krew w żyłach pochodzie. Głos w głowie każe nam się chować i uciekać, bo nie jesteśmy gotowi na starcie z taką ilością demonów. Przedwczesna śmierć, nawiedzenie przez gadającą energię i masa demonów to nie coś, co człowiek może szybko przyswoić, więc jak możecie się domyślić, Akito nie jest zbyt chętny do działania. Po krótkiej licytacji i grożenia sobie nawzajem, panowie zawiązują niechciany sojusz i ruszają do szpitala, gdzie na Akito czeka chora siostra. Ta na naszych oczach zostaje porwana przez tajemniczą, zamaskowaną postać, a my wraz z KK połączymy siły by pokonać Hannyę.

Łamanie pieczęci

Wyludnione Tokio jakiego nie znacie

Sytuacja jest o tyle ciekawa, że w wyniku działań Hannyi całe centrum Tokio staje się wyludniałe. Ludzie znikają, pozostają po nich tylko stosy ubrań, a ich dusze latają tu i tam nad miastem. Jeśli w porę nie zareagujemy, to pochłonięte zostaną przez demony. Mamy jednak szansę je uratować, dzięki kooperacji z partnerem KK, Edem. Ed czeka po drugiej stronie telefonu i dzięki budkom telefonicznym możemy te dusze przesłać do Eda, a ten pozwoli im na dotarcie do zaświatów. Zwiedzanie miasta bez ludzi jest niesamowitym doświadczeniem, jakiego nie zaznacie w inny sposób. Natomiast nie jest tak, że faktycznie nikogo tu nie ma. Ulice patrolowane są przez różne odmiany demonów. Spotkamy też wiele psów i kotów, a także koty sklepikarzy – Nekomatów czy zmiennokształtne szopy – Tanuki. Ostatnią grupa z jaką przyjdzie nam wejść w interakcję, to dusze osób, które nie są gotowe przejść do zaświatów bez dodatkowej akcji. To one będą nam zlecać zadania poboczne, ale też często będą ofiarami złych duchów, które jeszcze demonami nie są.

Sklep Nekomaty

Z czym na yōkai?

Mamy trzy ataki mocą żywiołów – powietrzem, wodą lub ogniem. Pierwsze, to atak takimi prostymi pociskami. Wodą zaatakujemy po łuku trafiając kilku wrogów obok siebie. Ogień generuje pewien rodzaj pocisku snajperskiego, który ma szansę przejść przez wiele demonów w jednej linii. Wszystkie z żywiołów możemy ulepszyć czyniąc je bardziej skutecznymi. Dodatkowo możemy je wzmocnić poprzez ubranie koralikowej, shintoistycznej bransoletki modlitewnej. W skład ataków mistycznych wchodzi jeszcze zniszczenie rdzenia demona, na jeden z trzech sposób, gdzie domyślnym jest splątanie go inkantacją na odległość oraz dwa tryby zmiażdżenia w bliskim kontakcie.

Walka z Rain Walkerem

Mamy też możliwość ataku od tyłu, jeśli fizycznie coś nam przeszkadza w zbliżeniu się do demona, na przykład jakaś przeszkoda terenowa, to rzucamy mu na plecy papierowy talizman i w ten sposób niszczymy. Talizmanów będziemy używać też do wypędzania złych duchów z końcówki poprzedniego akapitu, a także możemy używać kilka ich odmian w walce, zatrzymując demony w miejscu czy wypuszczając przynętę gdzie indziej, by dać nam szansę podładowania ataków żywiołami. Dość szybko zdobędziemy też łuk, który choć trochę trudniejszy w obsłudze ze względu na konieczność uwzględnienia trajektorii strzał, jest bardzo potężną bronią. Alternatywnie, jeśli założymy strój ninja, to łuk zamienia się w kunai, japońskie ostrza do rzucania. Jest to jednak zmiana wyłącznie kosmetyczna.

Prezentacja łuku z widokiem na miasto

W czym do demonów?

Wspomniałem o stroju ninja. Jest to jedna z opcji całościowego ubioru, który możemy na siebie założyć. Dodatkowo możemy zbierać też poszczególne elementy, jak buty, spodnie czy okulary i zmienić wygląd Akito. Jasne, przez większość czasu obserwujemy wyłącznie jego ręce i tylko koraliki modlitewne będą widoczne na ekranie. Nie mniej jednak jest sporo filmików na silniku gry i w nich możemy ujrzeć zmiany kosmetyczne, jakie sobie zaaplikowaliśmy. Żadne elementy ubioru, poza bransoletkami, nie wpływają na skuteczność w walce czy możliwości łatwiejszego przemieszczania się po mapie. Te odblokowujemy awansując na kolejne poziomy doświadczenia. Do tego potrzebujemy dwóch różnych typów punktów. Pierwsze to punkty umiejętności zdobywane za wykonywanie zadań, pokonywanie przeciwników i transfer dusz przez telefon. Drugie, to specjalna mistyczna esencja pobierana z yōkai zwana Magatama. Często by odblokować najpotężniejsze umiejętności musimy wpierw odblokować drogę do nich korzystając z minimum trzech takich esencji. Najdroższa akcja do kupienia, to możliwość przyzywania przyjaznych demonów – Tengu w dowolnym miejscu. Pozawalają one na szybkie dostanie się na dach budynku.

Przegląd strojów dla Akito

Skąd dość średnie oceny tytułu w sieci?

Ghostwire to tytuł osadzony w otwartym świecie. Choć mapa jest dość duża, to bardzo znaczna jej część jest zablokowana fabularnie. Musimy dojść do pewnego momentu w fabule, by zyskać dostęp do całości. Blokowanie eksploracji jest zrealizowane przez śmiertelną mgłę. To znaczy możemy w nią wejść, ale z każdą sekundą na takim terenie otrzymujemy większe obrażenia i bardzo szybko umieramy. Czasem uda nam się wejść i chwycić przedmiot albo uratować dusze i błyskawicznie wrócić na bezpieczny obszar. Niejednokrotnie jednak przeginałem i umierałem od mgły. Zdarzało mi się też przemieszczać po dachach Tokio i zagalopować się, jednocześnie nie mogąc uciec. Jest to dość bolesne, gdyż często autozapis jest na tyle daleko, że tracimy kilka minut zbierania i dusz. Sposób odnawiania się pocisków mistycznych jest w moim poczuciu źle zbalansowany. Zbyt często byłem zmuszony biegać jak szalony w poszukiwaniu przedmiotów, które pozwolą mi kontynuować walkę. Uderzenie pięścią jest niezwykle nieskuteczne i naraża nas na bolesny atak wroga.

Tereny zielone za miastem

Początkowo grafika kłuje dość mocno w oczy. Ma się wrażenie, że jest bardzo mało szczegółowa, zwłaszcza w dalszym planie. Modele głównych postaci po obu stronach barykady są dość szczegółowe. W dalszej rozgrywce przestaje się jednak zwracać na to uwagę, a co więcej, niejednokrotnie gra zachwycała jakąś dużo ładniejszą lokacją, że w głowie wypowiadałem takie przeciągnięte „woooow”. To co dla mnie jest największym minusem, to problem z trofeami. Wiele z nich wymaga poradników, bo choć miałem odkrytą całą mapę, to nie zaliczyłem wszystkich miejsc. Choć koraliki modlitewne zdobywamy za oczyszczenie bram Torii, to po odblokowaniu wszystkich i przejściu gry dalej nie miałem kompletu. Mapa wskazywała, że wykonałem wszystkie zadania poboczne, mimo to, trofeum nie wpadło. Część rzeczy do zbierania możemy sobie podświetlić w kapliczkach. Nie działa to jednak wszędzie, więc czasem musimy bardzo dokładnie przeszukiwać mapę metr po metrze, a że możemy też tutaj wchodzić do niektórych budynków, czy przemieszczać się po dachach, jest to bardzo czasochłonne.

Widok na wieżę tokijską

Ghostwire: Tokyo mi się podoba!

Tytuł już na samym wstępie kupił mnie absolutnie japońskim dubbingiem. Słuchałem przez chwilę angielskich aktorów i niestety odbiór emocjonalny jest zupełnie inny. Język japoński ma coś takiego w sobie, że nawet nie rozumiejąc go jakoś tak łatwiej się utożsamić z tymi emocjami. Oni wręcz krzyczą do nas smutkiem, przejęciem, radością. Pozwoliło mi to dużo łatwiej wczuć się w głównych bohaterów, obu dotkniętych personalnymi tragediami. Sama metropolia jest też niesamowicie odwzorowana. Ostatnio na swoich kanałach społecznościowych Bethesda opublikowała wideo pokazujące jak twórcy wiernie odwzorowali miejscówki w Tokio. Ze swojej strony mogę się pod tym podpisać. Ja czułem się tak jakbym przeżywał własne wspomnienia z tego miasta. Gra bardzo dobrze wprowadza nas w świat lokalnych wierzeń i pokazuje, że każde z nich ma sensowne uzasadnienie i nie powinniśmy ich ignorować. Zadania poboczne są w zdecydowanej większości niezwykle ciekawe i fajnie fabularyzowane. Polecam je robić.

Łamanie pieczęci

Podsumowanie polowania na demony w japońskiej metropolii

Będę z wami szczery. Czuć, że mimo wielkiego wsparcia marketingowego ze strony wydawcy i ceny wyjściowej, gra nie jest tytułem AAA. Zwłaszcza jeśli tak jak ja, właśnie skończyliście trzy inne, niedawno wydane gry w otwartym świecie. Zasługuje jednak na zainteresowanie i ogranie, bo jest unikatowa, jeśli chodzi o klimat i o przybliżenie nam kultury kraju kwitnącej wiśni. Fabuła tak główna, jak i zadań pobocznych wynagrodzi wam inne braki czy lekką frustrację, że nie możecie znaleźć automatu z ogonem, który okaże się być Tanuki. Między Akito i KK jest chemia. Nie są zawsze zgodni, ale w trudnych momentach wspierają się nawzajem. Podoba mi się to, że ta relacja jest taka ludzka, a mniej filmowa. Także, jeśli szukacie czegoś co nie zajmie wam zbyt wielu godzin, a jednocześnie będzie świeże, to lepiej nie mogliście trafić. W przypadku, gdy jeszcze macie nutkę zbieracza piórek (Assassin’s Creed, #pamiętamy), to już w ogóle. Możecie uratować ponad 240 tysięcy japońskich dusz. Na pewno chcecie być takim właśnie bohaterem!

Pokój do zabaw okultystycznych

Tomasz Wasiewicz

Przede wszystkim jestem graczem. Uwielbiam fantastykę w każdej postaci. Od książek, przez filmy, muzykę, komiksy, po gry. Jestem niepoprawnym kolekcjonerem, zwłaszcza jak gry mają w zestawie steelbook. Zapraszam na mój Instagram po więcej szczegółów. Mimo kariery zawodowej związanej z innymi tematami najbardziej lubię rozmawiać o grach. To jak, pogadamy?