Gramy w Pixel Cafe! Przez żołądek do serca, czyli co myślimy o nowej grze Baltoro Games

Niedawno ukazała się nowa produkcja polskiego studia Baltoro Games – Pixel Cafe, w którym jako tytułowa bohaterka wyruszamy w kulinarną podróż, odkrywając przy okazji siebie. Kim jest Pixel, na czym polega gra i czy warto po nią sięgnąć? Odpowiadamy w tej podwójnej recenzji.

11 grudnia 2023

Spod pióra Doroty Żak

W Pixel Cafe miałam okazję już trochę pograć w czasie tegorocznej imprezy Digital Dragons w Krakowie. Nie była to długa sesja, ale po evencie dodałam grę na listę życzeń na Steamie, czekając na pełną wersję. Historia tytułowej Pixel szukającej swojego miejsca i trafiającej po kolei do różnych przybytków gastronomicznych miasta Karstok szybko mnie do siebie przyciągnęła, a gameplay również był zachęcający. Kilka miesięcy później, już po premierze gry, włączyłam Pixel Cafe, po czym w wpadłam trochę w pułapkę “jeszcze jednego poziomu”. Zupełnie mnie to nie dziwi, bo grało mi się wyjątkowo przyjemnie, mimo, że nie jest to mój ulubiony gatunek.

Duże znaczenie miała w tym przypadku fabuła, która oferuje naprawdę wiele. Pomiędzy kolejnymi poziomami poznamy lepiej Pixel, jej wątpliwości, problemy oraz relację z rodziną (zwłaszcza z babcią i matką). Na wierzch wychodzą dawne rozczarowania, wyrzuty czy marzenia, a my dostajemy pełną emocji opowieść o dorastaniu. Czasami bywa ona zabawna (uśmiech na mojej twarzy wywołała relacja bohaterki z wizyty na dyskusyjnym klubie filmowym), czasami smutna (tutaj z kolei można wymienić wspomnienia związane z dziadkiem), czasami melancholijna (rozmowy z babcią o jej przeszłości). Kłopoty i rozterki Pixel są wiarygodne, a relacja z babcią pełna uczucia, przez co czekałam na wszystkie scenki, w których się pojawiała.

W grze spotkamy także plejadę różnych szefów dziewczyny. Młoda Pixel nie ma szczęścia, potrafi złapać pracę w jednym miejscu tylko na miesiąc. Do tego z szefami zawsze jest jakiś problem: jeden nie płaci, drugi bankrutuje, trzeci karze wciskać klientom zamówienia, których ci nie chcą – innymi słowy dostajemy przekrój wszystkich bolączek branży gastronomicznej, właściwie bardzo życiowy. Pixel miota się między kolejnymi miejscami, zastanawiając się, co tak naprawdę chce robić w życiu. I jakoś w tej niepewności potrafimy ją zrozumieć i kibicujemy, żeby wszystko się ułożyło.

Postaci z Pixel Cafe
Baltoro Games

Sama rozgrywka opiera się na obsługiwaniu klientów w różnych knajpach, barach i foodtrackach. Stoimy za ladą, nalewamy kawę, robimy kanapki, nakładamy sałatki, smażymy rybę i frytki – zależy od miejsca i naszego dnia pracy. Zaczyna się łatwo, klientów przychodzi tylko kilku, ale nie dajmy się zwieść, kolejne poziomy tylko poszerzają menu potraw, które serwujemy. Pixel Cafe stopniowo wprowadza nowe elementy i na szczęście nie zawala nas od razu wszystkimi opcjami. Dzięki temu rozgrywka jest dość płynna, a my możemy nabierać wprawy w przygotowywaniu i wydawaniu posiłków.

Z upływem czasu różnorodność zamówień zwiększa się, podobnie jak liczba klientów, więc podkręcanie tempa pracy staje się wskazane, żeby nikt nie odszedł od lady głodny i wkurzony (zdarzało się). Czasami tylko brak błędów, przez które tracimy cenne sekundy pozwala wydać na czas wszystkie posiłki w danym poziomie. Początkowo kolejność działań i opcji może wydawać się przytłaczająca, ale z pomocą przychodzi intuicyjne sterowanie kontrolerem. Grając na padzie od Xboxa, nie miałam większych problemów, żeby zapamiętać, który przycisk odpowiada za które działanie. Czasami zdarzało mi się pomylić, ale nie na tyle, żeby znacząco przeszkadzało to w rozgrywce. Jedną z decyzji twórców, którą wyjątkowo cenię w grze, właśnie z tego powodu, jest blokada nie pozwalająca zaserwować klientowi błędnego lub niekompletnego zamówienia. Ich mylenie mogłoby stać się uciążliwe i kosztować nas następne sekundy, a tak możemy zostawić niewłaściwy posiłek dla kolejnej postaci, która akurat zażyczy go sobie w takiej konfiguracji.

Mamy więc stopniowe zwiększanie wyzwania i wygodne sterowanie na padzie, ale do plusów dorzuciłabym jeszcze niedługie poziomy. Powtórzę tutaj swoje argumenty, których użyłam też przy okazji Urban Flow, wcześniejszej gry Baltoro Games: krótkie levele sprawiają, że po Pixel Cafe można sięgnąć nawet, gdy mamy do dyspozycji bardzo mało czasu. Dodatkowo ta długość zachęca, żeby wymaksować poziomy na trzy gwiazdki (właściwie trzy kawy, bo ocenę poziomu dostajemy właśnie w kawach). Na początku zdobycie najwyższego wyniku nie sprawia przeważnie wiele trudności, później jest już różnie. Znacznie większe wyzwanie stanowią levele „nocne” – w ich przypadku musimy naprawdę szybko uwijać się z zamówieniami, a i to nie daje gwarancji dostania nawet jednej kawy.

Gameplay w Pixel Cafe
Baltoro Games

Czy znajdziemy jakieś minusy, jeśli chodzi o rozgrywkę? Momentami tempo wydawało mi się zbyt szybkie, zwłaszcza na końcowym etapie gry, ale zapowiedziany już Chill Mode wydaje się dobrą alternatywą dla tych, którzy wolą spokojniejsze klimaty. Przyznam, że też po którymś z kolei poziomie (gdy grałam ciągiem), zauważałam u siebie coraz większy spadek skupienia. W czasie dłuższej sesji można poczuć lekkie znużenie, gdy znowu robimy ten sam napój albo kanapkę. Twórcy zadbali o to, aby zwykłe i 'nocne’ levele były poprzeplatane innymi aktywnościami oraz fabularnymi scenkami, mimo to Pixel Cafe lepiej sprawdza się w krótszych sesjach, niż w maratonie.

Do tego każde miejsce, w którym się zatrudnimy, odróżnia się wizualnie i muzycznie od innych. Raz będziemy pracować w pociągu, innym razem w morskim pubie z szantami. Trafimy nawet do speluny, gdzie oprócz wydawania posiłków normalnym klientom musimy jeszcze przeganiać z baru zombie. Przyznam, że jest to chyba moje ulubione urozmaicenie rozgrywki, znacznie ciekawsze niż psujący się ekspres albo awaria elektryczności – w obu przypadkach zresztą to my zajmujemy się naprawami pomiędzy nalewaniem kawy i czasami zdarza się to zbyt często. To wszystko zostaje nam podane w uroczej pikselowej grafice. Do plusów zaliczyłabym też wyraźnie wyróżniające się wizualnie składniki posiłków. Dzięki temu łatwo określimy, które z nich powinny trafić do danego zamówienia. Wyjątek stanowią tutaj może kanapki. Te mogą być wielopoziomowe i często musiałam dodawać kolejną warstwę sera albo sałaty, których nie zauważyłam na pierwszy rzut oka, przez co ostatecznie ich przygotowanie zajmowało mi za dużo czasu.

Nie samą pracą człowiek żyje, więc w przerwach Pixel odpoczywa w swoim domu. Już od początku jest on przemiły, ale wystrój i wyposażenie możemy jeszcze zmieniać (za ciężko zarobione pieniądze w gastro), a to przełoży się na zadowolenie bohaterki. Ładniejsze meble oznaczają punkty, które wykorzystamy do rozwinięcia różnych zdolności Pixel. Dzięki nim potrawy nie będą się tak szybko przypalać, a combo nabijane przy obsłudze klientów potrwa dłużej. Prosty i przyjemny system, trzeba się jednak napracować, żeby wykupić wszystkie mebelki, a później umiejętności.

Gdyby Pixel Cafe opierało się tylko na przygotowywaniu zamówień, czułoby się niedosyt. Równowagę zapewnia jednak dobra fabuła oraz wspomniany już prosty i przyjemny rozwój postaci oraz customizowanie swojego domku. Wizualnie śliczne Pixel Cafe szczególnie zadowoli osoby lubiące wyzwania i zaliczanie wszystkich poziomów na 100%, zwłaszcza gdy gameplay opiera się na jasno ustalonych i powtarzalnych czynnościach. Innych przyciągnie bardziej fabuła, relacje Pixel z innymi i śledzenie, jak dziewczyna radzi sobie w kolejnych barach. Niezależnie od preferencji gra potrafi mocno wciągnąć i zapewnić dobrą rozrywkę. Nie bez powodu spędziłam w niej kilkanaście godzin, chcąc poznać całą historię i próbując wymaksować przynajmniej część poziomów.

Domek w Pixel Cafe
Baltoro Games

Spod pióra Kai Piaścik

Podobnie do wspomnianego już przez Dorotę poprzedniego tytułu Baltoro Games, Urban Flow, nowe Pixel Cafe to pod względem gameplayu wymagający skupienia casual. Gra trafiła zatem na trudny grunt – nie jestem fanką wyścigu z czasem ani rozgrywki opartej na powtarzalnych czynnościach. Produkcja ma jednak więcej do zaoferowania: emocjonalny coming-of-age story, uroczą pikselową grafikę, przekrój przez bolączki branży gastronomicznej i efekty późnego kapitalizmu oraz psa, którego można pogłaskać (ważne!). Zarówno w formie i treści Pixel Cafe jest przyjemnie symplistyczny, co dobrze balansuje stresującą pracę za barem (art imitates life, chciałoby się rzec), chociaż w warstwie fabularnej, skupionej na rodzinnej relacji Pixel z matką, babcią i dziadkiem, potrafi też całkiem mocno chwycić za serce.

Najpierw jednak o gameplayu. Poziom trudności (liczba lad, potraw/napojów, ich składników, złożoność wykonywanych czynności) rośnie stopniowo i dzięki temu mocno wciąga. Każdy kolejny bar z początkowych poziomów oferuje powiew świeżości, w wyniku czego faktycznie trudno oderwać się od gry.

Pixel Cafe warto sobie jednak dawkować, zwłaszcza na odkrywanych później częściach mapy. Ze względu na działającą na korzyść tytułu powtarzalność, która pozwala sprawniej realizować zamówienia, w pewnym momencie gameplay zaczyna nieco nużyć (a i to dopiero po prawie 10 godzinach). Gracze, którym niestraszna jest presja czasu i wykonywanie serii podobnych czynności powinni jednak dobrze się bawić aż do samego końca.

Ci może docenią też, w przeciwieństwie do mnie, poziomy nocne. Chociaż klasyczne dni generalnie nie stanowią problemu w zdobyciu trzech kawek, levele z koszmarami o pracy są znacznie trudniejsze – na tyle, że dla mnie szybko okazały się wyzwaniem niewartym podjęcia.

Klienci i zamówienia w barze na plaży w Pixel Cafe

Satysfakcjonujące w Pixel Cafe jest wypracowanie sobie rytmu zgodnego z upływającym czasem. Przeskakiwanie między ladami, by każdemu z wielu oczekujących klientów wręczyć po kolei jedną rzecz z zamówienia, tak by na resztę mogli poczekać jeszcze trochę dłużej, albo ekspresowe przygotowywanie stanowiska pracy na samym początku poziomu dla usprawnienia startu, to tylko przykłady momentów, w jakich wypracowanie odpowiedniej techniki podbijało całe doświadczenie rozgrywki.

Gorzej bywało w kilku dość irytujących przypadkach, czyli głównie w psujących się maszynach i wysiadającym świetle. Minigierki przy naprawie są dobrym urozmaiceniem, ale gdy zdarzają się o parę razy za wiele na jeden poziom, potrafią już za często i za bardzo wybijać z rytmu. Podobnie na początku było ze specjalnym typem klienta, czyli niszczycielem. Zanim początkujący gracz zorientuje się, że w określonych momentach ten gość niszczy przygotowywane przez nas danie lub napój, czasem czasochłonne i skomplikowane, może doświadczyć kilku całkiem nerwowych sytuacji. Problem byłby zaś do rozwiązania krótkim tutorialem przedstawiającym nowego klienta.

W sprawności przygotowywania zamówień ogromną rolę odgrywa sterowanie. W wersji na PC twórcy rekomendują użycie gamepada, ale szybko okazało się, że gra dostosowana jest tylko do kontrolerów do Xboxa. Jako posiadaczka jedynie padów z układem PS-owym musiałam zatem korzystać z klawiatury i myszy. To powoduje konieczność przeciągania obiektów na ekranie i na pewno odpowiada za nieco gorszą efektywność. Na to wpływają też miejscami nieco zbyt małe boxy obiektów – niekiedy trafienie kolorowymi sokami do kufla na ladzie z piwem bywało problematyczne. Zakładam więc, że z padem do Xboxa w rękach, jak miała okazję grać Dorota, jest jednak trochę łatwiej i przyjemniej.

Jak wspomniała Dorota, deweloperzy dali też już znać, że w przygotowaniu jest Chill Mode. Kawę, gofry czy ciasto wkrótce będzie można zatem robić w bardziej swobodnym tempie!

Mapa Karstoku w Pixel Cafe

Przechodząc z kolei do fabuły, był to ten element gry, którego ciekawość zmotywowała mnie do przebrnięcia przez dłużące się końcowe bary. Pixel stoi u progu dorosłości (tym późniejszym, rozumianym nieco inaczej niż w coming-of-age stories z amerykańskich filmów), starając się zbudować własne, niezależne życie.

Jeden wątek tego wyzwania to praca. Na tym polu bohaterka spotyka różnorodne archetypy szefów, w tym januszy biznesu, odklejonych artystów, zwykłych chamów i poczciwych ludzi, których czasem po prostu przerastają realia prowadzenia firmy. Każdy z nich jest na swój sposób interesujący, a przy tym to wyraźnie przykłady z życia wzięte – uproszczone, ale jakże znajome. Może oprócz jednego przypadku, który jest świetnym meta-smaczkiem i jedną z kilku szczypt fantasy urozmaicających kulinarną podróż przez scenę gastro w Karstoku.

Druga warstwa fabularna to rodzinne relacje Pixel, zarówno we wspomnieniach, jak i obecnej linii czasowej. Te są bardzo życiowe, chociaż oczywiście zintensyfikowane dla potrzeb krótkiej historii, i oferują podnoszące na duchu rozwiązania, których w rzeczywistości często brakuje. Wszystko sprowadza się więc do emocjonalnego procesu poszukiwania siebie, w którym bardzo warto towarzyszyć protagonistce.

Pixel Cafe dostarcza też pod względem grafiki. Pomimo że raczej nie ma na to czasu podczas poszczególnych zmian na barze, bo większość uwagi gracza zajmują zamówienia, warto przyjrzeć się zwłaszcza tłom, bo te bywają naprawdę śliczne. Muzyka z kolei jest przyjemna i nienatarczywa, a niektóre motywy szczególnie wpadają w ucho, jak chociażby ten z lokalu The Ugly Mug z właścicielem-kapitanem.

Podsumowując, Pixel Cafe w standardowym trybie pod względem gameplayu oferuje nieco zbyt intensywne doświadczenie, by móc nazwać ją grą do kawy. Jest jednak niezaprzeczalnie wciągająca i powinna zadowolić zwłaszcza fanów gatunku. Do tego dochodzi fabuła, która oscyluje wokół pasji do gotowania stającej się sposobem na życie i ostatecznie trafia (przez żołądek) do serca. Te wszystkie składniki sprawiają, że Pixel Cafe to solidna porcja satysfakcjonującej zabawy na długie zimowe wieczory.

Wielu autorów

Dziennikarski dream team. Najzabawniejsza redakcja w galaktyce. Najlepszy zespół, na jaki możesz trafić w swojej ulubionej grze multiplayer. Namaszczeni przez Guru Gier. Mówią na nas różnie. Zawsze jednak sprowadza się to do tego samego: niezależnej zgrai szaleńców-pasjonatów, którzy postanowili wspólnymi siłami odbetonować polską skostniałą branżę dziennikarstwa gamingowego.
UWaga! Gorące informacje!