1 czerwca na Steamie zadebiutowało Urban Flow, gra od Baltoro Games, w której naszym zadaniem jest tylko (i aż) sterowanie sygnalizacją świetlną i dbanie o to, aby wszystkie pojazdy bezpiecznie przejechały z jednego końca planszy na drugi. Mieliśmy okazję trochę pograć i sprawdzić, co najbardziej nam się w niej podobało.
Spod pióra Kai Piaścik
Z perspektywy osoby, która zdecydowanie nie przepada za grami typu casual, Urban Flow pozytywnie zaskakuje. Nie należy do tych łatwych i przyjemnych tytułów, w które można pykać godzinami – po wprowadzeniu początkowych mechanik i przy dużej liczbie oddzielnych świateł staje się całkiem wymagający. Przez to dla kogoś, kto przy casualach nie tylko szybko się nudzi, ale ogólnie nie jest też najlepszy w strategie, gra pasuje na sesje trwające niecałą godzinę.
W trakcie tych 50-55 minut Urban Flow okazuje się zwykle odpowiednim balansem między zmuszaniem do myślenia (na trudniejszych planszach zazwyczaj przy pierwszym podejściu) a rytmicznym przeklikiwaniem (łatwiejsze poziomy i drugie próby). Do momentu, do którego dotarłam w kampanii, czyli 44. levelu na 100, tytuł nie bywał frustrujący – co najwyżej momentami zadowalałam się jedną gwiazdką i przechodziłam dalej, gdy spodziewałam się, że kolejne próby na danej planszy będą raczej wyczerpywać cierpliwość niż bawić.
Kampania dla jednego gracza przynosi satysfakcję zwłaszcza wtedy, gdy uda się (prawie) perfekcyjnie zapewnić przepływ na wielu oddzielnych skrzyżowaniach ze światłami sterowanymi oddzielnymi klawiszami. Wyjątkowo przyjemnie ruchem kieruje się tam, gdzie jednym kliknięciem przełączamy sygnalizację świetlną w kilku miejscach, a także wtedy, gdy mamy na mapie ruchome mosty albo tramwaje lub pociągi, które trzeba przepuścić w odpowiednim momencie.
Z dodatkowych mechanik ciekawym utrudnieniem okazuje się mgła na kamerze, podobnie jak ignorujące sygnalizację czołgi, z kolei śmieciarki i płonące samochody to jedne z najsłabszych elementów gry. W porcie na PC miejscami przeszkadzało też sterowanie. Zwykle używało się przycisków WASD i sąsiadujących, ale sporadycznie zdarzały się niewygodne lub mało intuicyjne kombinacje. Czasami dziwnie wypadał również poziom trudności, bo po levelu, w którym ledwo osiągnęłam jedną gwiazdkę kilkakrotnie zdarzały się wyjątkowo łatwe – zwłaszcza, ale nie zawsze, przy wprowadzaniu nowej mechaniki.
Oprócz kampanii Urban Flow oferuje też poziomy specjalne: Wyzwanie, Snow Flow i Inny Świat. Podczas gdy Wyzwanie okazało się, cóż, nieco większym wyzwaniem niż to, z czym miałam ochotę się mierzyć, dwa pozostałe tryby sprawdziły się świetnie.
W Snow Flow poziom trudności pozwalał na wyciągnięcie dużej satysfakcji z przejścia, ale śliska nawierzchnia na niektórych mapach stanowi znaczący problem, przez który udało mi się dotrzeć tylko do 15. z 20 poziomów. Inny Świat to z kolei niemalże sama przyjemność na każdym z 10 leveli, nie tylko jeśli chodzi o gameplay, ale także pod względem wizualnym. Kolorystyka i neony sprawiają, że środowiska z Innego Świata to najładniejsze mapy w grze (przy czym wszystkie wyglądają ślicznie!), a w połączeniu z motywem muzycznym pozwalają na złapanie świetnego ulicznego rytmu.
Urban Flow pozwala także spróbować swoich sił w trybie nieskończonym, który sprawdziłam parę razy na kilku różnych mapach, ale bicie własnego rekordu nie zachęciło mnie do dłuższego grania. Z kolei kooperacja potencjalnie może generować sporo chaosu i zabawy, szkoda więc, że jest dostępna jedynie lokalnie.
Po ponad 3 godzinach w Urban Flow można powiedzieć, że gra jest satysfakcjonującym pod względem rozgrywki, a przy tym naprawdę przyjemnym dla oka casualem. Tym bardziej polecam go tym, którzy cenią sobie gatunek i są gotowi od czasu do czasu bardziej się wysilić. Pozostali, jak ja, miło odetną się od świata na gierkowych ulicach.
Spod pióra Doroty Żak
Na początek chyba muszę powiedzieć, że nie spodziewałam się, że tak bardzo spodoba mi się Urban Flow, bo daleko mu do gatunków, po jakie najczęściej sięgam. Gra jest niewielka, pozornie prościutka, ale oferuje wyzwanie, jeśli chce się zebrać wszystkie trzy gwiazdki na każdym poziomie. Niby wszystko, co musimy robić, to sterowanie sygnalizacją świetlną, jednak gdy dochodzą kolejne elementy miejskiego ruchu, takie jak tramwaje, ronda, ruchome mosty, pasuje się skupić, aby nie przegrać w ciągu pięciu sekund (tak, zdarzyło się i to nie raz).
Z kolejnymi levelami może to brzmieć jak chaos, ale da się go opanować. Tak jak wspomniała już Kaja, trudność poziomów jest dość zróżnicowana. Niektóre z nich pokonamy w ekspresowym tempie, inne mogą wymagać kilka podejść. Kilkukrotnie zdarzało mi się powtarzać jakiś level, bo przez nieuwagę spowodowałam kraksę, zwłaszcza w poziomach, gdzie pojawiały się czołgi lub mosty. Te pierwsze momentami były dość uciążliwe – wystarczyło o nich na chwilę zapomnieć, żeby staranowały inne pojazdy. Co więcej, czołgi nie przejmują się światłami i jadą do przodu niezależnie od nich, więc tak naprawdę musimy organizować cały ruch dookoła nich. Stwarzają jednak większe wyzwanie niż śmieciarki i płonące samochody, które właściwie nie wpływają znacząco na rozgrywkę.
Na duży plus moim zdaniem zasługuje długość poziomów. Żeby zagrać w Urban Flow, nie potrzebujemy kilkugodzinnego zapasu czasu, wystarczy nam nawet kilkanaście minut, aby posunąć się dalej w kampanii lub pobić własne rekordy w innych trybach. Grę można w każdej chwili włączyć i wyłączyć, co z pewnością przypadnie do gustu osobom będącym często w biegu, ale mimo wszystko mającym ochotę na chwilę zabawy. Pozostaje tylko ryzyko, że w międzyczasie się wciągniemy.
Gdybym miała wytypować element, który najbardziej mi się nie podobał, byłaby to mgła pojawiająca się na niektórych poziomach i zakrywająca prawie cały ekran. W takich momentach nie miałam satysfakcji z kończenia kolejnych plansz, bo grałam trochę po omacku, próbując na czas używać wycieraczek i nie wiedząc dokładnie, gdzie znajdują się poszczególne pojazdy. Wiele zabawy w Urban Flow wynika właśnie z obserwowania, jak jeżdżą samochodziki, ale na tych poziomach było to dość utrudnione.
Zwłaszcza, że na grę po prostu przyjemnie się patrzy. Grafika jest miła dla oka, a muzyka całkiem relaksuje – przy takim połączeniu nawet trudniejsze poziomy nie denerwują przy kolejnych próbach i przegranych, ponieważ nie czuć tutaj presji. Szczególnie przyjemnie grało mi się w środku nocy. Przy wyborze nocnych poziomów spokój za oknem idealnie pasował do klimatu gry.
Różnorodność poziomów, możliwość krótkich sesji gry i wiele urozmaiceń jeśli chodzi o mechanikę – to wszystko sprawia, że Urban Flow jest przyjemnym casualem, po który można sięgnąć w każdej chwili i dobrze się bawić. Osobiście najwięcej czasu spędziłam w kampanii, ale inne tryby również oferują sporo zabawy. Zostało mi jeszcze trochę poziomów do przejścia, więc myślę, że do gry jeszcze wrócę.
Wielu autorów