Film Rzeźnik psychopata (1993) – Raimi błyskotliwy i szalony // Krew na taśmie

Uwielbiam polskie tłumaczenia tytułów. Każdy zna klasykę Szklanej pułapki, której polski tytuł w ogóle nie współgra z sequelami. Ale to lajtowy przykład przy tym, co spotkało omawiany film. Obraz Skinner z 1993 roku został przechrzczony przez Polaków na Rzeźnik psychopata. Uroczo, choć przyznaję, że to głównie zwróciło moją uwagę na ten film w czasie przeglądania oferty CDA Premium.

14 listopada 2021

Grany przez Teda Raimiego (Brata Sama od Evil Dead) bohater, Dennis Skinner, przemierza Stany w poszukiwaniu miejsca dla siebie. Przynajmniej tak mówi uroczej Kerry, dziewczynie, u której wynajmuje pokój na bliżej nieokreślony czas. Dennis zatrudnia się w lokalnym magazynie i rozpoczyna życie w nowym mieście, licząc, że znajdzie tu szczęście w oddawaniu się bez końca swojej życiowej pasji. Skinner, jak samo nazwisko wskazuje, uwielbia pozbawiać warstwy wierzchniej młode, piękne kobiety. I nie chodzi o styl, w jakim robił to Cassanova, tylko Bufflo Bill, bohater Milczenia owiec. Dennis nie wie jednak, że cały czas depcze mu po piętach piękna, niegdyś, Haidi – kobieta opanowana rządzą zemsty, niedoszła ofiara Dennisa, której udało się przeżyć skórowanie. Niestety przypłaciła to nie tylko urodą, ale i zdrowiem psychicznym.

Ivan Nagy, reżyser filmu, nie posiada w swoim portfolio nic znaczącego. Wiele produkcji telewizyjnych, w tym kilka odcinków nieemitowanych w Polsce seriali i tytułów, które nie posiadają żadnego opisu na portalach filmowych, ale ich nazwy wskazują na kino nisko kostiumowe. Po slasherze Skinner, znaczy się Rzeźnik psychopata, nie ma co oczekiwać kina najwyższych lotów. Jest to prosty film o maniakalnym mordercy obdzierającym ludzi ze skóry ze względu na powstałe w dzieciństwie traumy. Klasyka. Mimo to Ted Raimi, wcielający się w psychola, daje filmowi iskierkę geniuszu, dzięki któremu ogląda się film z zaangażowaniem. To, jak sympatyczny wydaje się Dennis w czasie dnia i jak zmienia się w bestię, kiedy wybiera swoją ofiarę, to przykład bardzo dobrej gry aktorskiej (jak na niezależny horror klasy B). Raimi udowadnia, że dobrze dobrany aktor może udźwignąć cały film tak, aby widz był zaintrygowany i chłonął postać od początku do końca. Zwłaszcza w momentach, kiedy ta oddaje się swojej morderczej pasji.

Gra Teda Raimiego i efekty gore to najlepsze elementy obrazu. Niestety są to też jedyne dobre, ponieważ cała reszta obsady – z Traici Elizabeth Lords grającą Haidi na czele – nie tylko nie daje rady, ale wręcz kładzie obraz na dechach, próbując wbić się w fugi i spłynąć pod podłogę żenady. Scenariusz nie jest zbyt dobry. Dialogi często pozbawiono całkowicie sensu, a relacje miedzy postaciami nie mają żadnej chemii niezależenie, czy są one przyjaźnie nastawione, czy wrogo. Pierwszym momentem, kiedy widz zasadza sobie facepalm w czaszkę, jest spotkanie Heidi i Dennisa po latach. Od początku filmu motyw śledzenia mordercy przez niedoszłą ofiarę był bardzo ciekawy i budował napięcie. Haidi wydawała się obłąkana, ale w swoim szaleństwie i dążeniu do zemsty uwodziła, pokazując postać równie szaloną, co jej oprawca. A potem okazuje się, że Heidi jest po prostu tępą łychą, której przeciwbólowe dragi rzuciły się na mózg, i do Dennisa, sprytnie grającego w swoją grę, to jednak jej bardzo daleko.

Nie ma co szukać ratunku w grze reszty ekipy. Wynajmujące pokój mordercy małżeństwo, Kerry i Geof, jako bohaterowie są równie bezbarwni, a ich pozbawione emocji głosy i zachowanie nie pozwala wczuć się w sytuację i relację, jaka powstaje między Dennisem a lekceważoną przez męża Kerry. Obleśny właściciel motelu, w którym mieszka Heidi, jest kolejnym scenariuszowym idiotą. Heidi śledzi Dennisa, podąża za nim przez cały kraj, czekając na odpowiedni moment do ataku, ale Eddie wymusza na niej odbycie stosunku w zamian za informacje o tym, gdzie się zatrzymał Skinner. Bo Heidi śledzi Dennisa nawet po kanałach, ale nie chodzi za nim do miejsca, w którym bohater rezyduje. Takich głupotek scenariusza jest znacznie więcej, ale po oczach mogą dać również takie śledziki, jak fakt, że nie zawsze chciało się, albo zapominało się, nałożyć oszpeconej Heidi charakteryzację. Przez to blizny na jej twarzy widoczne są wtedy, kiedy było to zaplanowane w scenariuszu, ale kiedy miały być ukryte pod włosami, to przez niedbalstwo ekipy filmowej widać, że piękna aktorka nie posiada żadnych szpetnych blizn na policzkach.

Mimo wszystko warto poświęcić czas na odkrycie tego slashera. Raimi potrafi grać, potrafi pokazać, jak jeden bohater może mieć dwa oblicza, i scena, w której opowiada o tym, jak doszło do zasiania w nim ziarenka szaleństwa, jest świetnie zagrana. Poza tym sam obraz zawiera sporo fajnych efektów gore, które spodobają się wielbicielom kina rżniętego. Choć nie zapowiadało się na początku i myślałem, że będzie to film każący widzowi uruchomić wyobraźnię, aby zobaczyć, co robi oprawca z ofiarą, to twórcy uderzają znienacka zwiększeniem intensywności juchy, skóry i surowego mięska, jakie znajduje się naraz na ekranie. Jeśli więc wychodzisz z założenia, że dobrych i krwawych slasherów ze świetnym głównym bohaterem na gównianym tle nigdy dość, to Rzeźnik morderca spodoba ci się na pewno.

Strid

Recenzuje komiksy i gry Indie. Fanatyk gatunku soulslike.
UWaga! Gorące informacje!