10 najlepszych gier z zombie, których jeszcze nie znasz

Czym jest dobra „Zombigra”? W co zagrać, zanim Dead Island 2 i remake The Last of Us zaspokoi apetyty fanów produkcji z nieumarłymi? Zamiast bezowocnego czekania sprawdź, czy nie umknęły ci jakieś zombiakowe arcydzieła warte zagrania!

17 grudnia 2022

Do następnej większej premiery gry z nieumarłymi trochę czasu nas jeszcze dzieli, więc postanowiłem zanurzyć się w odmęty mojej biblioteki i odnaleźć tytuły, które może nie do końca są znane tak bardzo, w jakim stopni na to zasługują. To zestawienie ma na celu przede wszystkim pokazanie, że nie tylko produkcjami AAA żyje gracz, tym bardziej ci, którzy cenią sobie konkretną tematykę. Mam nadzieję, że z całej listy znajdziesz kilka gier, aby mieć w co grać, zanim wyjdzie gra, na którą czekasz już miesiącami, kto wie, może to właśnie tutaj znajdziesz swoją nową ulubioną grę z zombiakami?

Killing Floor 2

Uff, to jest dopiero giera. Wyobraź sobie heavymetalowy soundtrack, hektolitry krwi, poczwary z piłami łańcuchowymi i dużo, dużo broni do rozmontowywania na pojedyncze organy wyżej wspomnianych potworów. Ta gra jest tak brutalnie piękna, że nawet posiada specjalną technologię od nVidii zajmującą się latającymi wszędzie flakami (nVidia Flex). Pomimo tego (albo dzięki temu) wszystkiego, gra jest prawdziwym arcydziełem traktującym o ukrytym artyzmie zawodu profesjonalnego zabójcy Zedów.

Walka w Killing Floor 2

Powiem tyle: jeżeli ta gra nie stworzyła legionu psychopatycznych graczy, to żadna tego nie dokona. Każdy najmniejszy element tej gry jest zaprojektowany, aby zapewniał wyrzut dopaminy. Od miodnych animacji przeładowań, przez idealnie brzmiące bronie, po głowy eksplodujące w mięsno-kościaną mgłę, po prostu uczta. Killing Floor 2 po prostu jest idealnym killfestem, kropka. Tylko uwaga: nie zaczynaj grać, jeśli nie masz na zbyciu co najmniej kilkudziesięciu godzin w tym tygodniu;).

Dla kogo?: Fanów rozwały, Wielbicieli progresji i hardcorowych graczy.

State of Decay

Mało znany klasyk. W moim serduchu zajmuje bardzo szczególne miejsce z racji bycia najbardziej rozwiniętą Zombigrą z motywem zarządzania całą społecznością przetrwańców. I te gęby nie tylko wymagają wyżywienia, leków i protekcji, ale też mają swoje własne problemy! Nie raz zdarza się pojechać na wycieczkę, aby rozładować frustrację przydatnego choleryka na zgniłkach, zanim zrobi to na kimś żywym. Kolejna sprawa: każdym z członków twojej grupki można grać… I każdego z nich stracić.

Egzekucja zgniłka w State of Decay

To połączenie zarządzania z bezpośrednią kontrolą nad śmiałkami, wykonującymi bardziej porywające czynności od zajmowania się grządką, działa na każdym kroku. Jednego dnia znajdujesz kupę materiałów budowlanych, drugiego używasz amunicji wyprodukowanej w warsztacie, zbudowanego właśnie za te materiały. Na deser dodam, że fabuła jest tak dobra, że sequel mocno oberwał od graczy, oczekujących historii co najmniej na poziomie „jedynki”.

Dla kogo?: Dla tych szukających dobrej historii i niebojących się permadeath’u.

State of Decay 2

O sequelu mówiąc, ten jest idealnym rozwinięciem idei State of Decay. No przynajmniej teraz, nie był to początkowy stan rzeczy. Trudno uwierzyć, ale ta gra jest nadal rozwijana, od momentu wydania w 2018 po zbliżającą się aktualizację, która wprowadzi cały system propagacji zombi. Ja… naprawdę nie jestem w stanie w dwóch akapitach wytłumaczyć czym jest State of Decay 2. To gigantyczna symulacja apokalipsy. Albo hardcore’owa gra survivalowa. A może symulator rozwalania zombiaków drzwiczkami samochodowymi? W State of Decay 2 można grać na tyle sposobów, że ciężko powiedzieć, który jest tym właściwym (może go wcale nie ma?).

Trójstronna walka w State of Decay 2

Jeżeli, Drogi Czytelniku, miałbyś zagrać tylko w jedną z gier na tej liście, to koniecznie wybierz właśnie tą. Bardzo dobrze pamiętam moment, kiedy zacząłem grać tuż po lekturze Zombie Survival Guide Maxa Brooksa. Wszystko było… logiczne? Po co marnować cały nabój 12G na jednego zombiaka jak dobrze wycelowany .22lr osiągnie to samo? Albo pułapki, o pułapki! Fajerwerki i magnetofony w połączeniu z bombą napalmową aktywowaną przez nieuważnego zgniłka są dalej jedną z moich ulubionych metod zwalczania zarażonych. Lub czyszczenie całych dzielnic bez potrzeby nawet wchodzenia na tarasy niebezpiecznych budynków: Wystarczy pojazd z działającym klaksonem i trochę sprytu, aby bez jednego wystrzału wyczyścić ulicę! Masakrowanie hord uzbrojeni w rury i przebiegłość, ataki na rywalizujące grupy, po prostu miodzio. Definicja idealnej Zombigry!

Dla kogo?: Miłośników realizmu, kombinowania i kooperacji.

World War Z

W porównaniu do reszty pozycji na tej liście WWZ może się wydawać mało oryginalną grą. Ot czteroosobowy shooter z zombiakami. Specjalne zombiaki, znajdźki, klasy a co jakiś czas „horda”. „Horda? W sensie 10,20 zombiaków?” zapyta się kolejna ofiara tej gry. Nie, o nie… Ich jest dosłownie setki.

Oczywiście to nie jedyny powód, dla którego ta gra jest w tym zestawieniu. Przede wszystkim jest to solidna gra kooperacyjna. Należąca do gatunku zapoczątkowanego przez Left 4 Dead dekadę temu (kurde, stary jestem), jest zdecydowanie lepszym następcą klasyka niż Back 4 Blood. Dodając do tego system hałasu (tłumiki obowiązkowe), zróżnicowane klasy i ekspercki level design otrzymujemy grę, która pochłonie Zombi-maniaka na setki godzin (cztery setki w moim przypadku). Kolejna sprawa, że World War Z to najlepsza książka z zombiakami jaka istnieje, kropka. I fakt, „egranizacja” może i bierze parę inspiracji z fatalnego filmu pod tą samą nazwą (nawet Brad Pitt nie uratował tej apokalipsy), ale nadal oddaje duszę tej legendarnej „Biblii Zombi”.

Dla kogo?: Zarówno dla koneserów gier kooperacyjnych, jak i tych, którzy po prostu szukają czegoś do pogrania ze znajomkami.

Prototype 2

Bardzo niedoceniana gra. Owszem, nie jest to arcydzieło, nic z tych rzeczy, niemniej jednak jest to naprawdę solidny kawał Zombigry. Normalnie poleciłbym pierwszą część serii, problem polega na tym, że „jedynka” zestarzała się jak dobra kiełbasa i jestem prawie przekonany, że gdyby ją ruszyć to zatrucie botuliną byłoby nieuniknione. W każdym razie seria oferuje granie jako ktoś, kto prezentuje unikalną narrację w standardowym, apokaliptycznym świecie: jako jeden z wektorów rozprzestrzeniania się wirusa.

Scena walki z Prototype

Prototype 2 dostaje dużo batów za… (sprawdza notatki) bycie starą grą? Hm… W każdym razie poza problemami natury technicznej mamy tu do czynienia z jedną z najciekawszych gier akcji, jakie istnieją. Zmiennokształtny protagonista, ewoluowanie poprzez zjadanie co bardziej złożonych mutacji wirusa, pomimo krytyki naprawdę solidna historia. Stąd moja konfuzja: dlaczego ta gra jest tak mało znana? W każdym razie nie bez powodu cała seria ma nadal grupkę fanów, którzy najpierw zgodziliby się ze mną, a potem przewracaliby stoły, twierdząc, że Prototype 2 to po prostu niezrozumiałe arcydzieło, ofiara słabego porta na PC i tak dalej….

Dla kogo?: Wielbicieli gier z supermocami w stylu Infamous lub Saints Row IV.

The Last Stand: Aftermath

Ten tutaj to prawdziwy zombiakowy rogalik. Zombiakowy Hack’n’slash, w którym infekcja stale skrobie Ci marchewki. Zaawansowany crafting, zacny plot, cholera, nawet możliwość rzucania cegłami i czyszczenia całych obszarów (w miarę) „na cicho”. Zebrana wiedza i zapasy służą do ulepszania umiejętności, wykupywania dodatkowego sprzętu dla kolejnych śmiałków i odblokowywania nowych zabawek do znalezienia w terenie. Aftermath Idealnie wstrzeliwuje się pomiędzy skomplikowany realizm a beztroskie dziabanie zgniłków, jakimś cudem przynosząc satysfakcję z ciułania naboi, a zarazem nie przynosi poczucia winy przy strzelaniu magazynek za magazynkiem w masę żywych trupów. To drugie jest podejrzanie przyjemne może z racji, że perspektywa top-down od razu przynosi na myśl Diablo…

Podróżowanie autem w The Last Stand: Aftermath

The Last Stand: Aftermath jest niesamowitą grą od strony designu i produkcji. Gra została wyprodukowana przez dwuosobowy zespół i drugie tyle kompozytorów muzyki. Szczerze, to zanim nie sprawdziłem dokładnej liczby, myślałem, że Con Artist Games (Producent) składa się z co najmniej dwudziestki chłopa. Każdy element jest dopracowany do poziomu, który jest często nieosiągalny nawet dla studiów sławiących się grami AAA: od totalnych pierdoł jak perfekcyjnie zrobione sterowanie (jedyna gra, w którą ja, zagorzały klawiaturowiec, gram na kontrolerze), czy system obciążenia postaci (którego dopracowanie zajęło im rok, i jakimś cudem rzeczywiście gra się o niebo lepiej), po samą ideę Rouge-lite’a, zrealizowaną z niespotykanym kunsztem. Obaj panowie zdecydowanie zasługują przynajmniej na wypróbowanie dema ich gry, o którym pisałem już ponad rok temu. Serio, zagraj w demo, nie pożałujesz.

Dla kogo?: Dla każdego, komu spodoba się demo? No weź, chociaż spróbuj…

Dead Grid

Kiedy próbuję wpaść na inną zombiakową karciankę niż Dead Grid dochodzę do tego, że… chyba żadnej nie ma. Nie miałem żadnych oczekiwań od tej gry, po prostu szukałem kolejnej zombi gry, która może akurat będzie dobra. I… Dead Grid zdecydowanie wciąga. Łącząc realizm z kartami i turową walką wyszła naprawdę solidna i unikalna giera, na którą mucha nie siada. Zróżnicowane klasy, walki z hordami, nawet możliwość „załatwiania spraw” w stylu ninja, bez zwracania uwagi pobliskich grupek zombi.

Plansza gry Dead Grid

Może i nie brzmię aż tak rozentuzjazmowany, jak przy innych produkcjach, ale ważne jest tutaj powiedzenie, że gra jest nadal w (dość mocno) Wczesnym Dostępie. Mimo tego i bycia dziełem jednego człowieka zapowiada się naprawdę dobrze, rzeczywiście korzystając z apokaliptycznego settingu prawidłowo, nie tylko dla „Zombi” w tagach i „Dead” w tytule jak to robi sporo tanich Early-accesowych cash-grabów. Dobrym ruchem może być obczajenie gry, zanim stanienie się popularna i jej cena dwukrotnie wzrośnie, Paul (producent gry) robi naprawdę niezłą robotę i z każdą kolejną aktualizacją Dead Grid wygląda coraz bardziej jak naprawdę solidna gra taktyczna wyciskająca z zombiaków same najlepsze części.

Resident Evil: Revelations

Zdecydowanie najmniej znana część serii, pomimo naprawdę dobrych ocen. Oficjalny prequel do Resident Evil 5, który ma jedną z najbardziej wciągających historii z całej serii survival horrorów. Naprawdę, o ile przeciętna gra Capcomu ma fabułę która „jest” i tyle, tak Resident Evil: Revelations sprawiło, że zarwałem kilka nocek, a to się nie zdarza ostatnimi czasy, szczególnie z powodu dobrego plota. Dodając do tego nieliniowy level design (jeszcze z czasów, kiedy Resident Evil rzeczywiście było dobre) i system ekwipunku pozwalający na modyfikację broni i przebieranie w „narzędziach pracy, powstaje nam naprawdę solidny action-horror.

Scenia walki z Resident Evil: Revelations

Fanatycy gry nadal grają w cieszący się dobrą opinią Raid Mode, ikoniczny dla serii tryb Mercenaries z erpegowo-kooperacyjnym smaczkiem, który nadal (!) jest żywy jak te irytujące zgniłki, które przyjmują 5 pocisków w głowę tylko po to, żeby potem chwycić cię za kostkę, kiedy będziesz koło niego przechodzić.

Dla kogo?: Weteranów gier taktycznych, szukających nowego wyzwania.

The Walking Dead: Saints & Sinners

The Walking Dead Saints & Sinners to najlepsza gra VR, w jaką kiedykolwiek grałem. Tak wiem, mało ludzi ma na tyle potężną machinę, żeby uciągnąć wirtualną rzeczywistość, już o samych goglach nie wspominając. W każdym razie jest to niepowtarzalne przeżycie. Przez cały rok posiadania tej gry udało mi się w nią zagrać raptem 90 minut, z tym jest związana bardzo pouczająca historia.

Walka Tasakiem

No więc, po pochłanianiu tylu gier pełnych wybebeszania zombiaków na wszystkie możliwe sposoby, trudno nie pomyśleć „kurde, przecież to łatwizna, ja bym na pewno przeżył apokalipsę”. Tak więc pewny siebie po dziurki w nosie, postanowiłem zagrać. Godzinę później jestem otoczony przez Szwendaczy i zdejmuje gogle, jakby dopiero co spontanicznie stanęły w płomieniach. Nie ruszyłem ich ponownie przez ponad miesiąc.

Walka nożem W TWD: Saints and Sinners

The Walking Dead: Saints & Sinners jest własnoręcznie odpowiedzialne za jedno z najpotężniejszych doświadczeń, jakie miałem nie tylko w mojej karierze gracza, ale też w całym moim życiu. Teraz kiedy rozdział drugi tego arcydzieła wychodzi w lutym, wypadałoby się by było w końcu zebrać i pokonać tę traumę. W każdym razie bardziej immersyjnej Zombigry to nawet za pomocą 1000-watowej latarki po prostu się nie znajdzie.

Dla kogo?: Każdego, kto w jakikolwiek sposób ma dostęp do systemu VR. No i nie ma żadnej choroby serca, nie chciałbym być odpowiedzialny za zawały.

The Walking Dead: The Telltale Game

Mały disclaimer: w momencie pisania tego mam za pasem dopiero pierwszy sezon (z pięciu) powyższego tytułu i około 15% zeszytów oryginalnego komiksu Roberta Kirkmana. Czy kolejne sezony gry mają się podobnie do pierwszego? Czy seria jest lepsza wraz z większym zrozumieniem uniwersum? Nie mam zielonego pojęcia.

Scena z TWD: the Telltale Game

Tak jak w wielu innych przypadkach, to ta gra zainteresowała mnie całym światem The Walking Dead, nie na odwrót. Dopiero teraz dochodzi do mnie, że trudno mi będzie napisać cokolwiek, jednocześnie unikając spojlerów z racji, że jest to po prostu rasowa przygodówka, jedna z tych gier-filmów.

Myślę, że ograniczę się do odpowiedzi na często pojawiające się pytanie: „Dlaczego akurat media o zombi? Przecież one są obrzydliwe”.

To nie są gry, książki lub komiksy O zombi. To media Z zombi. To historie o ludziach. Zombi tylko tam są. Z tego samego powodu co Metro czy Stalker są na półce podpisanej nie „horror” tylko „katastroficzna”, tuż obok powinny być takie dzieła jak The Walking Dead czy World War Z. Jedyna, znacząca różnica pomiędzy tornadem, wybuchem radioaktywnym, i zombiakami jest to, że każdy nabój może być wykorzystany zarówno jako broń przeciwko człowieczeństwu, przeciwko bliżniemu, jako narzędzie człowieka samolubnego, jak i ten sam pocisk może być okazem miłosierdzia, służyć do niszczenia zła, odbijania świata z rąk martwych, jedna eksplodująca głowa za drugą. Świat z zombi to świat, w którym nawet coś tak złego z natury, jak nabój 9 milimetrów parabellum, może służyć dobru. To świat, w którym wszystko i każdy ma taki sam potencjał na zniszczenie, jak i odbudowę ludzkości. Dlatego lubię „gry o zombi”.

Dla kogo?: Dla tych szukających dobrej i poruszającej historii o tym, co to znaczy być człowiekiem.

Bartłomiej Gawryszuk

Gracz od urodzenia, wielbiciel rachunku prawdopodobieństwa, projektant gier, poeta, człowiek. Dumny posiadacz bardzo imponującej kolekcji gier (o wiele za dużej zdaniem wielu), mnogiej osobowości i słodkiego kota potrafiącego wyłączyć komputer trzy razy w ciągu minuty. Z jakiegoś powodu uwielbia gry z motywem nieumarłych, piesze wędrówki i wszelkiej maści gry kooperacyjne. Godzinami potrafi gadać dlaczego World War Z Maxa Brooksa to najlepsza książka na świecie, pomimo wrodzonej awersji do horrorów.
UWaga! Gorące informacje!