Film Verotika (2019) – Glenn Danzig, seks, horror i zażenowanie // Krew na taśmie

29 listopada 2021

Oczywiście robię sobie podśmiechujki z pana gdańszczanina w zajawce. Co prawda jego muzycznym dokonaniom z początku kariery nie ma czego zarzucić, choć osobiście Misfits bardziej mi leży z Gravesem na wokalu, a zespół nazwany nazwiskiem jego lidera ma swoje momenty i tylko momenty. O płycie Danzig sings Elvis lepiej nie wspominać, choć katuję się nią w czasie pisania tekstu, żeby czasem się nie pomylić i nie zlitować nad biednym Glennem. Jego działalność komiksowa jest i tyle o niej wiem, ale kiedy wreszcie mogłem zasiąść do seansu Verotiki, śliniłem się na niego bardziej niż na premierę nowej płyty muzyka z przerośniętym ego. W końcu erotyka i gore to bardzo fajne zestawienie dla fana klimatu.

Ależ to był niebywały seans! Reżyser i scenarzysta Glenn Danzig przenosi nas w niesamowity świat tragicznego aktorstwa, braku budżetu i grozy tak bardzo nieobecnej na ekranie, że wymuszony grymas miechu na mordce widza walczy z wykrzywieniem facjaty powstałym po zalaniu jej morzem żenady. Film podzielony jest na trzy historie, które anonsuje nam w wyjątkowo bezbarwny i pozbawiony emocji sposób Kayden Kross, w takiej charakteryzacji wyglądająca najlepiej w swojej karierze, co jest jedynym pozytywnym aspektem tego filmu. Miło na dziewczynę się patrzy, ale daleko jej do szkieletora z Opowieści z krypty, który wodzirejem imprezy był wybitnym i częściej oglądałem serial dla jego zapowiedzi niż samej fabuły odcinków. Ale wyprana z emocji Kayden to nie największy problem obrazu.

Verotika – amerykański horror od Glenna Danziga, którego strach się bać?

Pierwsza opowieść o pająku albinosie to najbardziej absurdalna historia, jaką widziałem w kinie grozy niepochodzącym z Azji. Całość rozpoczyna scena, w której dziewczyna Glenna, upośledzona aktorsko Ashley Wisdom, migdali się na kanapie z jakimś typem, uprawiając z nim fellatio bez ściągania spodni ani rozpinania rozporka (tak w pełnym rynsztunku), po czym partner odkrywa, że dziewczyna zamiast sutków na obfitym biuście ma… parę oczu! Oczywiście kochanek ucieka, a dziewczyna roni łzy rannej łani po tym jak, opuszcza ją kolejny kochanek zszokowany odkryciem. Jedna z łez pada na pająka albinosa, który w wyniku nagłego procesu mutacji zmienia się w człekokształtną istotę. Zlepiony z gumy i plastiku sześcioręki pająk o jedynie dwóch pełnosprawnych kończynach górnych obiecuje Dajette, że zacznie mordować w jej intencji, jak tylko biedaczka zaśnie. Tak więc dziewczyna musi zrobić wszystko, aby powstrzymać sen i nie dopuścić do tego, aby pająk zabił ją i jej bliskich. Pomieszanie Koszmaru z ulicy Wiązów i halunów ćpuna, który zaaplikował crocodila w niewłaściwą żyłę, nie przynosi nic pozytywnego. Wątek sutków dziewczyny jest z pupy i nie wnosi nic do opowieści, podobnie jak to, że wszyscy mówią z dziwnie sztucznym francuskim akcentem, choć miejsce akcji w sumie nie jest nigdzie podane i nie ma żadnego znaczenia to, czy pająk zjada żaby pod wieżą Eiffla, czy hambuksy w amerykańskim Macku. Sama opowieść jest krótka i to jej zaleta. The Albino Spider of Dajette to jednak najciekawsza z trzech historii, bo niestety dalej jest tylko gorzej.

Absurdalny klimat pierwszej wstawki przynajmniej mógł wywoływać jakąś ciekawość. Następna opowieść, Change of Face, mówi o tancerce go-go o pseudonimie Mystery Girl, która mając piękne ciało, lecz twarz pokrytą wieloma obleśnymi bliznami, pożycza sobie tę część ciała od przypadkowych ofiar, które mogą poszczycić się wyjątkowo krasną facjatą. Środkowy segment filmu może poszczycić się najgorszym aktorstwem i największą głupotą scenariuszową ze wszystkich trzech opowieści. Fatalnie zagrał tu każdy, od samej morderczyni, po ofiary, na policjantach prowadzących śledztwo kończąc. Choć trzeba przyznać, że detektyw prowadzący sprawę morderstw obdzieracza twarzy to mistrz w swoim fachu, przypadkowo znaleziona na miejscu zbrodni wizytówka baru go-go nie tylko naprowadziła go na trop sprawczyni, ale też od razu wydedukował, kim ona jest, jaki ma pseudonim i jak wygląda. Niejaki Holmes powinien się od niego uczyć. Na szczególną uwagę zasługuje scena z Diane Foster będącą jedną z ofiar krwawej tancerki. Jej poziom aktorstwa jest tak wysoki, że Julliette Danielle, czyli główna bohaterka The Room znanego jako najgorszy film, jaki powstał, jawi się jako kandydatka do Oskara za główną rolę kobiecą. Wszyscy zagrali w tym filmie tragicznie, ale pani Foster to tragedia zasługująca na legendę. Trzecia opowieść jest bardziej sensowna, ale nie lepsza.

Drukija Contessa of Blood jako jedyna historia dzieje się w średniowieczu i jest całkowicie pozbawionym fabuły zlepkiem scenek tortur i mordu sprowadzanego na młode dziewice przez Contesse, która jest oczywiście wzorowana na Elżbiecie Bathory. Żadnej fabuły, żadnej logiki, po prostu kilka brutalnych aktów okraszonych wyjątkowo słabym aktorstwem i marnymi efektami specjalnymi. Choć trzeba przyznać, że scena z podrzynaniem gardła całkiem fajnie wyszła, ale w wiadrze pomyj taki mały kwiatek pływać na powierzchni zbyt długo nie będzie. Trzecia partia to też idealny party starter. Ustal z kolegami, że pijecie za każdym razem, jak padnie słowo „contessa” na ekranie, a nawaleni będziecie prędzej, niż zdążycie wypowiedzieć „Glenn Danzig to filmowe beztalencie, przy którym Tommy Wiseu jest wizjonerem kina”.

Verotika dziełem beznadziejnie doskonałym

Czy seans Verotiki należał do udanych? Tak i to jeszcze jak! Oficjalnie nie widziałem nic gorszego w swoim życiu, a naoglądałem się wielu amatorskich produkcji grozy. Danzig nie tylko nie ma talentu, ale ma też zdolność do psucia swojego dzieła okropnymi dialogami i fatalnymi pomysłami, jak udawanie francuskiego akcentu przez niefrancuskojęzycznych aktorów czy pozbawione sensu sceny, które są wstawione do filmu tylko po to, aby był dłuższy. Po kiego diabła oglądamy, jak Contessa wgapia się w winogrona? Po kiego diabła zbliżenia na aktorów trwają po kilka sekund, skoro ich twarze nic poza brakiem talentu nie wyrażają? Glenn Danzig zaoferował nam ponad półtoragodzinny seans z filmem porno pozbawionym seksu. Na tak niskim poziomie jest aktorstwo, ale nie do końca dziwi, gdyż aktorki ewidentnie były dobierane do roli po wielkości miseczki, a nie jakiejkolwiek oznace talentu. Jeśli nie siedzicie w temacie, to wspominana na początku Kyden Kross jest z resztą pełnoetatową gwiazdą kina niskokostiumowego. I taki chyba był cel Glenna. Napatrzeć się na planie na fajne tyłeczki i krągłe biuściki pań „aktorek”. Sensowna fabuła, dobre efekty specjalne i aktorstwo były w tym przypadku na dziewiątym planie. Nie mogę więc nie polecić tego filmu. Każdy szanujący się fan złego kina musi zobaczyć, jak ten bądź co bądź wybitny wokalista dostarcza – w swoim zapewne mniemaniu – wiekopomne dzieło horroru klasy, dla której brakuje litery w alfabecie. Końcowa ocena może być tylko jedna – 10/10, a sam film must see!

Strid

Recenzuje komiksy i gry Indie. Fanatyk gatunku soulslike.
UWaga! Gorące informacje!