(Spóźniona) recenzja Judgment – perła w koronie Ryu Ga Gotoku

2 lutego 2023,
21:54
Danuta Repelowicz

We wrześniu fani gier studia Ryu Ga Gotoku doczekali się wreszcie pecetowego wydania gier Judgment i Lost Judgment. Wśród zachwyconych byłam także i ja. Jak trzyma się gra po ponad czterech latach od premiery i czy dalej warto w nią zagrać? Rzućcie okiem, by się przekonać!

Gang Yagamiego

Ponad trzy lata po premierze to dalej mocny, fabularnie rozbudowany tytuł, który wciąga na długie godziny. Na tle innych produkcji Ryu Ga Gotoku wyróżnia się nową perspektywą fabularną, ciekawymi postaciami i fajnymi, efektownymi stylami walki. Na każdym kroku czuć miłość do japońskiej popkultury i mediów. Bierzcie i grajcie. Nie pożałujecie.

7.5 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru

Judgment to taki czarny koń Ryu Ga Gotoku. Tajemniczy, owiany legendą. Mało kto grał, większość jednak kojarzy. Na Filmwebie zaszczytne pi razy drzwi 120 ocen ze średnią 7,8. Obiecujący, ale niezbyt wymierny wynik. W końcu sto ocen to zbyt mało na wiarygodną notę. Choć to wynik dosyć słaby, dobrze obrazuje skalę zainteresowania serią. Okazuje się, że nawet w społeczności fanów studia Ryu Ga Gotoku Judgment pozostaje takim underdogiem, o którym się słyszało, ale niewiele się wie. Gdzieś przemknęły jakieś memy i to w zasadzie tyle. Ktoś powiedział, że to świetna, przebojowa historia opowiedziana z jajem i w dodatku dobrze zbalansowaną częścią RPG-ową. Reszta pokiwała głowami ze zrozumieniem, po czym wróciła do swoich zajęć i ten cudny tytuł jak leżał, tak dalej leży odłogiem. Niedoceniony i przyćmiony przez gwiazdy pokroju Kazumy Kiryu i Kasugi Ichibana, którzy okupują pierwsze miejsca w sercach fanów serii Yakuza (teraz już Like a Dragon). To musi się zmienić! Zwłaszcza, że Judgment i jego sequel, Lost Judgment, są od września dostępne m. in. na platformie Steam, o czym swego czasu trąbiliśmy na prawo i lewo. Z tej właśnie okazji publikujemy tę nieco spóźnioną recenzję.

Ryu Ga Gotoku Studio

Kamurocho na opak

Skomplikowane, wielowątkowe historie zawsze były asem w rękawie studia Ryu Ga Gotoku. Tak jest i tym razem. Ich flagowy motyw – czyli japońska yakuza – zyskał w grze jednak zupełnie nowy wymiar dzięki bardzo sprytnemu zabiegowi. Chodzi o spojrzenie na poczciwe Kamurocho oczami prawnika, który stał się detektywem. Sam światek przestępczy występuje tu w roli ofiary, nie oprawcy, jak to było w innych grach z uniwersum.

Takayuki Yagami, bo tak nazywa się protagonista, to wymarzony materiał na nową gwiazdę studia. Wychowany przez ulicę, przygarnięty przez poczciwego patriarchę klanu Matsugane, skończył studia prawnicze za pieniądze yakuzy. Ścieżki losu są jednak nieodgadnione i z wziętego prawnika młodzieniec staje się detektywem po tym, jak jego oskarżony o morderstwo klient (którego notabene dopiero co wybronił!) zostaje oskarżony o… kolejne morderstwo. Świat Yagamiego trzęsie się w posadach, a on porzuca praktykę zawodową i zaczyna poszukiwać prawdy – i autentycznej sprawiedliwości. Oto uwertura do porywającej, bezpardonowej historii o polityce, sprawiedliwości, japońskim prawie kryminalnym i… utopionych kosztach, a także wszystkim, co leży pomiędzy nimi.

Na bogato! Film i media w służbie gry

Toshihiro Nagoshi, główny scenarzysta gry i pomysłodawca większości produkcji studia (obecnie już niestety ich ścieżki się rozeszły) to absolwent szkoły filmowej. Gość nigdy nie ukrywał swojej miłości do kina i całej japońskiej popkultury. Skupmy się jednak na filmowości jego gier, bo to ona jest jego osobistą sygnaturą i wyznacznikiem stylu.

Na pierwszy ogień idzie tu fabuła. Nagoshi, jeśli trzeba będzie, wrzuci dwudziestominutową cutscenkę, żeby zaserwować nam stosowny build-up do danego wątku. Będzie się posługiwał różnymi rodzajami planów, żeby zwrócić naszą uwagę na poszczególne aspekty historii. Przede wszystkim jednak da graczom czas na przywiązanie się do rozbudowanej, barwnej plejady postaci. Nie będzie szczędził minut na dialogi. Niektórym spiesznym do bitki graczom będzie się to wydawało całkowicie zbędne, ale wszystko to ma cel – pozwala historii się rozwinąć we właściwym tempie i daje przestrzeń na imersję, dzięki czemu w finale zbieramy szczęki z podłogi.

Efekt oczywiście uzyskiwany metodą prób i błędów, bo nie każda gra z uniwersum była tak dobrze napisana. Judgment wchodził jednak na rynek w momencie, kiedy studio miało już dobrze opanowaną sztukę opowiadania. Za to należą im się wielkie brawa – nie każdy potrafi sprawnie poprowadzić tak bogatą, skomplikowaną fabułę. Ale też nie każdy potrafi wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów. Tych zaś było w uniwersum Yakuza od groma. W szczególności chciałoby się tu wspomnieć o Yakuzie 4 która, choć ambitna, została zepsuta przez nadmiar ambicji twórców, ale to temat na inny tekst.

Ryu Ga Gotoku Studio

Tak więc filmowe środki wyrazu w środowisku gry. Co jeszcze? Postacie! W Ryu Ga Gotoku wiedzą, jak je projektować, żebyśmy zbyt szybko o nich nie zapomnieli. Yagami, Mafuyu, Kaito, Higashi, Sugiura – to wszystko osobowości, które zostaną z nami na długo po tym, jak skończymy grać (i prawdopodobnie wrócimy, żeby popatrzeć na Kaito i jego bokobrody). Nie wspominając już o szałowym kadrowaniu w sekwencjach walki, przy którym Bruce Lee, filmy wuxia i anime mogą się schować. Będzie też czołówka rodem z hitowej wysokobudżetowej japońskiej dramy policyjnej przy wtórze obowiązkowego j-rocka, a nawet cytaty z gier takich, jak Persona 5 (Sugiura to prawie Joker i nikt nie przekona mnie, że nie) i Ace Attorney. Twórcy świetnie rozumieją rodzime trendy medialne i chętnie po nie sięgają.

Na sam koniec, sztandarowe rozwiązanie Ryu Ga Gotoku – dynamiczne intra, które ilustrują rozbudowane o tematyczny build-up motywy muzyczne (pełna wersja utworu dostępna tylko w grze – w soundtracku są niestety w okrojonej wersji), dzięki którym naprawdę palimy się do walki. To studio uwielbia się bawić własną estetyką i ma na siebie wyrazisty pomysł. Bardzo ich za to kocham.

Realizm? A kogo to obchodzi?

Osoby zderzające się po raz pierwszy z japońską estetyką często zwracają uwagę na to, że mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni lubią przesadzać. Ma to źródło w japońskiej sztuce. Okazuje się, że Japończycy zamiast tradycji realizmu wolą symbolizm. Wszystko, co uznają za realistyczne, dla nas będzie mocno stylizowane. Co nie ma jednak znaczenia, bo w Ryu Ga Gotoku stawia się przede wszystkim na zabawę, szaleństwo i dystans do siebie. Na tego, kto się odważy na nie otworzyć, czeka dużo śmiechu i zaskoczeń, bo zadania poboczne nie biorą jeńców.

Będziemy się ścigać dronami, strzelać z nich do… podglądaczy, tropić koty, a nawet… robić dające magiczne moce ekstrakty u bezdomnego pustelnika, zataczać się w stylu pijanego mistrza (nic tak nie otrzeźwia, jak spranie kilku ulicznych przyjemniaczków), a nawet gonić po mieście perukę idola (i to cztery razy!). Czy kogoś po tym wszystkim będzie jeszcze obchodziło to, że strzał z pistoletu nas nie zabija? Chociaż tu akurat Judgment zaskakuje – twórcy pomyśleli o pewnej mechanice, która co prawda nie uśmierca, ale znacząco komplikuje rozgrywkę (zwłaszcza, jeśli – tak jak ja – bardziej stawiacie na atak, niż obronę).

Niedopracowane rozwiązania

Granie w Judgment dało mi dużo radości, ale dla równowagi trzeba też wspomnieć o pewnych eksperymentach z mechaniką, na które pozwoliła grze nowa perspektywa fabularna. Yagami jest detektywem, a to wiąże się z koniecznością śledzenia, obserwacji i często gonienia uciekających przed nami podejrzanych. O ile zadania, w ramach których musimy to robić, są same w sobie interesujące i różnorodne, tak tych sekwencji jest po prostu zbyt wiele. Powiedzmy sobie szczerze – skradanie się przez pół miasta nie jest zbyt porywające. Podobnie pościgi – za którymś z kolei razem robią się bardzo monotonne i czekamy na to, żeby się skończyły, byśmy mogli przejść do ciekawszych aspektów rozgrywki (chociaż parkour Yagamiego częściowo to wynagradza).

Ryu Ga Gotoku Studio

W grze oprócz zadań pobocznych będziemy też przyjmować zlecenia detektywistyczne. Aby zyskać do nich dostęp, musimy mieć odpowiedni poziom reputacji (podnoszonej przez nawiązywanie znajomości z mieszkańcami Kamurocho). O ile większość z nich jest raczej łatwa w realizacji, tak ostatnie pięć z nich zmusi nas do konfrontacji z minigrami takimi, jak poker, mahjong, czy nawet baseball – innymi słowy, koszmar komplecjonistów i zmora fanów produkcji studia Ryu Ga Gotoku (niech rzuci kamieniem ten, kto nie chciał wyrzucić komputera przez okno po dwudziestej przegranej rundzie mahjonga). Niestety, od nich właśnie zależy to, czy otrzymamy dostęp do finałowych zleceń.

Mimo wszystko największym rozczarowaniem był dla mnie jednak brak karaoke. Wiele bym dała, by usłyszeć wesołą paczkę Yagamiego mordującą j-rocka (albo szlagiery z innych gier z uniwersum w nowych aranżacjach) po pięciu piwach i ramenie o drugiej w nocy.

Ryu Ga Gotoku Studio

Danuta Repelowicz

Niepokorna dusza kochająca wulkany, naukowców, rocka i magiczne moce. Filmoznawczyni ze słabością do azjatyckich filmów, seriali, wiedzy tajemnej, gier i science fiction w każdym wydaniu. Poza tym wielbicielka kotów i wojowniczka Shorinji Kempo stopnia 4 Kyu. Stale poszukuje nowych inspiracji i żaden temat jej niestraszny. Spotkacie ją na walkach rankingowych w Tekkenie 8, gdzie stylowo rozkłada przeciwników na łopatki z pomocą swego ukochanego Lee Chaolana.