10 lat Diablo 3 – redakcyjne wspomnienia o walkach z hordami piekielnymi

Dziesięć lat temu do sklepów trafiło Diablo 3 – ostatnia pełnoprawna odsłona kultowej serii gier hack’n’slash. Wykorzystując tę okazję chcemy powspominać z czym kojarzy nam się cała seria Diablo oraz czego oczekujemy od nadchodzących części.

15 maja 2022

Diablo to seria gier, która dla wielu osób kojarzy się z gamingowym dzieciństwem. Już od ponad dwóch i pół dekady jej kolejne części goszczą na komputerach fanów nie tylko hack’n’slashy i RPGów akcji. Prawie każdy z nas ma jakieś nostalgiczne wspomnienia z Diablo. Przeczytajcie jak te serie wspomina nasza redakcja.

Spod pióra Michała Chyły

Diablo 3 odcisnęło się mocno na mojej karierze gracza. W dniu premiery pracowałem w dużym sklepie na dziale z grami, gdzieś gdzie nikt się nie spodziewał, że pudełek z grą może zabraknąć dla każdego chętnego. Rzeczywistość okazała się inna. Pudełek zabrakło dla klientów, nie mówiąc już o pracownikach, którzy mogli nabyć swoją kopię dopiero po zamknięciu sklepu z zakazem rezerwacji i kitrania po magazynach. Każdy kolejny zrzut sprzedawał się równie szybko, ale pojawił się kolejny problem. Połączenie sieciowe i działanie platformy, na której hulało diabelstwo. Kiedy już wszystko zaczęło jako tako działać, znajomi, którzy umawiali się na farmienie itemków i sprzedaż ich w przygotowanym przez Blizzard sklepie, również odbili się srogo, bo po ukończeniu fabuły nie dość, że itemki dropiły się jak na lekarstwo, to w sklepie nie było mowy na wzbogacenie się o złotówki, a co najwyżej na wymiany swojego sprzętu na inny, wszystko w systemie gry. Sam z wersją PC pożegnałem się po dwóch dniach kiedy ukończyłem fabułę i nie widziałem powodu, aby grać ponownie, bo nie było po co. Diablo 3 odczarowała dla mnie dopiero wersja konsolowa, w którą grałem wspólnie z małżonką na kanapie i znajomymi online w cztery osoby. Wraz z dodatkami do wersji podstawowej trzecia odsłona przygód w Tristram zajęła mi aż dwie generacje, bo z PS3 płynnie przeszliśmy na dalsze boje na PS4 aż nabiliśmy razem tysiące godzin gry. Niestety remake Diablo 2 okazał się rozczarowaniem, bo Blizzard olał dodanie multiplayera lokalnego na konsoli więc tytuł odpadł u mnie po zaledwie 20 minutach gry. Mam nadzieję, że Diablo 4 nie zawiedzie i znowu będzie to gra małżeńsko-towarzyska, bo od czasu starcia z konsolowym Diablo 3 nie dotykam gier z tego gatunku jeśli nie oferują tej opcji rozgrywki.

Screen z gry Diablo 3

Spod pióra Ewy Chyły

Diablo 3 w dniu premiery oznaczało dla mnie tylko niedowierzanie w to, co dzieje się w sklepach, wcale nie byłam nastawiona na kupowanie tej gry, bo granie na pececie ostatni raz interesowało mnie w czasach Windowsa 98 i złotej ery demówek z CD Action. Nie byłam więc jeszcze wtedy graczem, a jedynie obserwatorem zjawiska jakim stało się Diablo 3 w pierwszych miesiącach po premierze. Do gry zasiadłam kiedy D3 pojawiło się na PlayStation 3 i wsiąkłam na lata, w ósmej generacji grając w domowych pieleszach z kolegą powyżej, a w dziewiątej dodatkowo ze znajomymi i nieznajomymi online. Kiedy Blizzard dodał atrakcje takie jak dodatkowe poziomy, szczeliny i inne aktywności, których nie było w pierwotnej wersji gry online’owe szaleństwo rozpętało się na dobre, ponieważ nawet po zdobyciu platynowego pucharka gra miała sens. Obecnie minęły już lata odkąd ostatni raz grałam w D3, jednak nadal pozostaje to gra, w której mam nabitą największą liczbę godzin, i liczą się ode w tysiącach, nie w setkach,

Spod pióra Pawła Ceregrzyna

Pamiętam – jak przez mgłę – moment, w którym miał miejsce mój pierwszy kontakt z grą. To, co utkwiło mi we wspomnieniach i do czego mogę wrócić z przyjemnością po latach, to klimat i muzyka. Za dzieciaka czułem połączenie strachu i osamotnienia, i to jeszcze zanim opuściłem pierwszą lokację i spotkałem pierwszych przeciwników, a w tle przygrywał motyw przewodni wioski Tristram potęgujący napięcie swoją hipnotyzującą, pełną udziwnień melodią. Już pierwsza kraina wydawała się mroczna, a wykonanie choćby kilku kroku pchało nas w nieznane.

To właśnie za sprawą Diablo – gdzieś u podstaw – zrodziła się we mnie frajda płynąca z eksploracji wirtualnych światów. Nawet wbrew sobie (strach), taka dziecięca ciekawość, która jest ze mną do dzisiaj. Do pierwszej części gry nie wracam, bo archaiczna grafika i raczkujące mechaniki skutecznie mnie odrzucają, jednak nie zliczę, ile razy dane mi było – przez ponad dwadzieścia lat – słuchać tej jednej, ukochanej piosenki, którą dał mi piekielnie dobry tytuł.

Spod pióra Tomasza Wasiewicza

Pierwszą część właściwie zdobyłem na premierę. Wstyd przyznać, nie ze sklepu…. Nie chcę się tłumaczyć, ale na szczęście wyrosłem z piractwa. Nie o tym jest jednak ta historia. To historia o godzinach spędzonych na kopiowaniu kupki 5000 złota przy pomocy mikstury leczenia kosztującej złota 50. Do dzisiaj pamiętam emocje, kiedy wypadł mi pierwszy unikalny przedmiot – pancerz, którego mój mag nie mógł nosić. Na szczęście mógł poczekać aż wbiję trochę punktów w siłę. Nigdy w sumie tego nie potwierdziłem, ale z tego co pamiętam, ciekawy był system otrzymywania punktów doświadczenia. Progres dla poziomu podziemi, można było zresetować w dowolnym momencie i żeby znów rozwijać postać trzeba było dotrzeć do miejsca resetu. Po zabiciu tytułowego Diablo można było to zrobić tylko na najniższym poziomie, więc przez poprzednie się przebiegało. Pomagały też skróty na mapie miasteczka Tristram.

Bohater Diablo przemierza przerażające komnaty
Źródło: GOG

To z czym seria miała problem to dodatki. Hellfire do pierwszego Diablo bardzo nie podeszło graczom. Nawet mimo faktu, że dzięki niemu można się było nauczyć czaru Armageddon, używanego przez samego Diablo! Grałem sporo w dwójkę, ale nigdy mi się nie podobała, a dodatek do niej Lord of Destruction był jeszcze gorszy… Dopiero Diablo III, które było mocno średnie otrzymało dodatek zmieniający je w grę, która wciągnęła mnie bez reszty po raz pierwszy od 1996 roku. Krzyżowiec z wielką tarczą i mieczem oburęcznym w drugiej ręce rządzi! Ba, jest to też pierwsza część serii, którą miałem okazji ograć na konsoli. Ale ani na PS4, ani wersja na Switcha nie przekonała mnie do tego by chcieć grać dłużej na sprzęcie innym niż PC. Dlatego cieszę się, że nadciągająca nowa, mobilna część trafi także na komputery osobiste i tam zamierzam ją ograć.

Krzyżowiec leci na pomoc Aniołom

Spod pióra Gabrieli Zubek

Ah, wspomnień czar… Seria Diablo okazała się niezaprzeczalnie jedną z legendarnych serii, jakie kiedykolwiek powstały i z jaką miałam do czynienia. Czy to pod względem zastosowanej mechaniki, fabuły czy wybitnej ścieżki dźwiękowej (Wilderness niezmiennie od lat ekstatycznie skręca mi mózg, wywołując gęsią skórkę na całym ciele). Niemniej jednak od jakiegoś czasu odczuwam pewien dysonans emocjonalny patrząc na tytuły spod szyldu Blizzard. Pomimo niebotycznej ilości godzin spędzonych nad dwójką nie mogłam się przełamać, by zakupić jej remaster. Przez ten właśnie konflikt wewnętrzny, skierowałam swój wzrok na już nabyte produkty tej firmy, nie chcąc kupować od nich nowych tytułów. Tak właśnie padło na trzecią część serii. Muszę przyznać, że na początku gra nie porwała mnie od razu, lecz powoli przekonywała do siebie i swojej wartości. Miałam to szczęście (a może to po prostu moje slowpoke’owe podejście do gier i granie w nie milion lat po premierze), że grałam w Diablo III jak było już ładnie połatane i nie posiadało krytycznych bugów. D3 jest ciekawym tytułem mającym sporo do zaoferowania, duży świat, który można eksplorować, wcześniej wspomniane przez koleżankę wyżej dodatkowe poziomy i wydarzenia. Sanktuarium ma ich sporo do pokazania.

Wielu autorów

Dziennikarski dream team. Najzabawniejsza redakcja w galaktyce. Najlepszy zespół, na jaki możesz trafić w swojej ulubionej grze multiplayer. Namaszczeni przez Guru Gier. Mówią na nas różnie. Zawsze jednak sprowadza się to do tego samego: niezależnej zgrai szaleńców-pasjonatów, którzy postanowili wspólnymi siłami odbetonować polską skostniałą branżę dziennikarstwa gamingowego.
UWaga! Gorące informacje!