Wspominki o Fallout, czyli najlepsze przygody, które przeżyliśmy na atomowej pustyni

Fallouty to gry posiadająca zarówna ogromną liczbę fanów, jak i graczy, którzy uwielbiają krytykować serię i jej problemy. W 25. rocznicę wydania pierwszej części Fallout , nasi redaktorzy wybrali się w nostalgiczną podróż do wspomnień związanymi z grami spod szyldu tej serii.

9 października 2022

Spod pióra Maksymiliana Matuszaka

Dla mnie Fallout to przede wszystkim: świat, nauka spolszczania gier i poradniki. W swojej kolekcji mam trzy części tej atomowej serii, a żadnej z nich nie udało mi się ukończyć. Dwie pierwsze jeszcze od Briana Fargo, a także czwórkę z którą to spędziłem najwięcej godzin. Najczęściej jest tak, że gram przez kilka dni, znikając na parę godzin (jak przy każdym RPG), po czym robię długą przerwę bo są inne tytuły do przejścia. Wracam po kilku historiach i muszę kliknąć „nowa gra”, bo nie wiem gdzie włożyć ręce.

Fallout to przede wszystkim lore, o którym mogę słuchać i czytać godzinami, przez co najwięcej czasu spędziłem w Fallout Shelter. Dla wielu to kolejny mobilny klikacz, jednak wystarczy przeczytać co mówią mieszkańcy krypty, by zrozumieć ich główne utrapienia, czy powody do szczęścia. Ciekawym przykładem jest zachwyt urodzonego w krypcie NPC-ta nad światem. W produkcji znajdziemy misje wypadowe, a tam między innymi historie próbujących przeżyć mutantów. To produkcja która nie zmienia wiele jeśli chodzi o historie w serii, ale świetnie go ubogaca.

Grafika promocyjna z fallout
Bethesda

Pierwsze dwie części są zdecydowanie najlepsze. Izometria w turowym RPG jest czymś czego w branży naprawdę brakuje, nawet w trylogii Wasteland czyli spadkobiercy serii. Przez pryzmat tamtych lat widać jak zmieniło się podejście do tworzenia gier. Teraz twórcy bardziej lub mniej prowadzą graczy za rączkę, mówiąc co robić i gdzie iść. Kiedyś otrzymywaliśmy główne zadanie „znajdź nowy hydroprocesor, inaczej wszyscy zginą”, brakowało jednak konkretów jak to zrobić. Dzięki temu każde podejście było inne, tworząc za każdym razem praktycznie inną historię. Przykładem może być pierwszy Fallout, w którym znajdziemy około dwudziestu zakończeń. Przez to też każde podejście do rozgrywki, może być praktycznie inną grą. Podobnie jak w planszówkach, a jeśli o nich mowa każdemu fanowi serii polecam Monopoly: Fallout, która przenosi słynną grę o kupowaniu miast do postapokalipsy,, równocześnie będąc nośnikiem wspaniałych wspomnień zdobytych w wirtualnym życiu oraz Fallout Shelter: The Board Game, gdzie jak sama nazwa wskazuje jest fizyczną wersją Fallouta Shelter tu również zostaniemy administratorem jednej z krypt z tą różnicą, że tu będziemy rywalizować z innymi schronami o miano tej najlepszej.

Wojna… wojna nigdy się nie zmienia.

Zdanie w prologu każdego Fallouta

Wspominałem też o czwartej części i do niej mam tylko jeden zarzut. Jest stworzony przez Bethesdę. To dobra gra, ale może mało tu esencji RPG-a – rozwój postaci jest dość płytki i nie przynoszący dużej satysfakcji z pozyskania każdego kolejnego ważnego punktu rozwoju. Wybory też są nie potrzebne, bo nie ważne jakbyśmy próbowali, ile byśmy nie wrzucili w charyzmę i retorykę, wszystko skończy się na krwawej strzelaninie. Najbardziej jednak oczy boli Gothicowość porównując do innych gier. Silnik Bethesdy już od dawna nie domaga – zostało jedynie się modlić by Todd Howard i spółka przeszła na silnik, w którym użycie motion capture będzie miało znaczenie. Jako ciekawostkę dodam, że w grze możemy wybrać imię bohatera, a zawdzięczamy to tysiącom dodatkowych linijek dubbingu dostosowanego do imienia bohatera.

Bethesda

Spod pióra Doroty Żak

Swoją przygodę z Falloutem zaczęłam od New Vegas i od razu wciągnęłam się w te postapokaliptyczne klimaty. Olbrzymia liczba questów, które można przejść na różne sposoby, humor i możliwości, jakie dają graczowi Pustkowia Mojave sprawiły, że nieraz wracałam do tej części i jeszcze nieraz wrócę. Oczywiście, było po drodze kilka błędów, typowych pewnie dla wszystkich, którzy dopiero wchodzą w świat Fallouta. Przy pierwszym przechodzeniu New Vegas trafiłam na NPC-a ostrzegającego przed Szponami Śmierci. Klasycznie uznałam, że czymkolwiek Szpony Śmierci są, nie mogą być takie złe i poszłam w odradzanym kierunku. Tak, skończyło się później wczytaniem ostatniego zapisu i szukaniem alternatywnej trasy dla Kuriera. Ale przy kolejnym podejściu do gry byłam już w stanie przekraść się koło tych potworów i mocno skrócić czas wędrówki do tytułowego New Vegas. Poza tym uważam, że najbardziej uciążliwymi i denerwującymi wrogami są tutaj Kazadory.

Następną częścią serii, po jaką sięgnęłam, był Fallout 3. Nie planowałam nigdy chronologicznego przechodzenia cyklu, także kolejność jest tutaj dość losowa. Trudno było grać w trójkę bez porównywania do New Vegas i przez to wypadła ona nieco słabiej, choćby przez zdecydowanie mniejszą liczbę questów. Bardzo też nie spodobała mi się jedna rzecz w zakończeniu, ale to może temat na inną okazję, żeby nie było spoilerów (czy po tak długim czasie od premiery dalej przejmujemy się spoilerami?).

Po drodze było jeszcze Fallout Shelter, z którego nie mam aż tak wielu wspomnień, ale umilało jazdę tramwajem. I wreszcie pierwszy Fallout rozpoczynający tę świetną serię. Z odsłon, z którymi zdążyłam się już zapoznać, oferuje największe wyzwanie – głównie przez kwestie mechaniki – ale całkowicie rekompensuje to bardzo dobrą fabułą. Może i nie jest to moja ulubiona część serii (moje serce zdobyło dawno New Vegas, co chyba łatwo można zauważyć), jednak koniecznie trzeba się z nią zapoznać.

Co w tym wszystkim jest najlepsze? Chyba to, że jeszcze nie zapoznałam się z wszystkimi odsłonami Fallouta, więc przygoda nadal trwa.

Spod pióra Michała Kaźmirczaka

Jestem raczej laikiem w kwestii Falloutów – grałem w kilka części serii, jednak ani żadnej nie skończyłem (mimo tego, że spędziłem z nimi całkiem dużo czasu), ani też w żadną nie grałem więcej niż raz. Mimo tego posiadam jakiegoś rodzaju sentyment do serii – bardzo dobrze wspominam godziny spędzone z Fallout New Vegas oraz Fallout 4. Mimo też, że bardzo mało wiem o świecie (czym są wspomniane przez Dorotę Kazadory???), to często włączam video opowiadające o ciekawostkach z serii, które czasem wyskakują mi na platformie Youtube, lub czytam dotyczące Falloutów artykuły, na które przypadkiem gdzieś trafiam.

Jest tak dzięki najsilniejszej stronie wszystkich części Fallouta – niesamowicie intrygującemu światu, który skrywa mnóstwo tajemnic i ciekawostek. Każda krypta, w której przeprowadzany był społeczny eksperyment; kolejne stronnictwo, które chce zaprowadzić swój porządek w post-apokaliptycznym świecie; następny bohater niezależny, który posiada własną interesującą mikro-historię. Gdzie nie pójdziemy w świecie Fallout, znajdziemy kolejny przykład solidnej historii.

Stacja benzynowa z Falout 4
Bethesda

Można jednocześnie dużo Falloutom zarzucić (szczególnie tym nowszym) – Creation Engine od dawna bardzo mocno niedomaga (loadingi z Fallout 4 wciąż prześladują mnie w koszmarach), a przez to grafika tych gier mocno odstaje od standardów branży. System walki nie jest szczególnie zapamiętywalny. System rozwoju również. Mimo tego, klimat Fallouta jest wyjątkowy (nawet na tle innych post-apokaliptycznych gier) i nie dziwie się, że seria ma tak dużo oddanych fanów.

Wielu autorów

Dziennikarski dream team. Najzabawniejsza redakcja w galaktyce. Najlepszy zespół, na jaki możesz trafić w swojej ulubionej grze multiplayer. Namaszczeni przez Guru Gier. Mówią na nas różnie. Zawsze jednak sprowadza się to do tego samego: niezależnej zgrai szaleńców-pasjonatów, którzy postanowili wspólnymi siłami odbetonować polską skostniałą branżę dziennikarstwa gamingowego.
UWaga! Gorące informacje!