Relacja z Imladris: Krakowskiego Weekendu z Fantastyką w randze Polconu – nie tylko smoki i literatura

Od 11 do 13 listopada w Krakowie odbywał się Imladris, czyli Krakowski Weekend z Fantastyką w randze Polconu. Wszystkie punkty programu konwentu zostały rozłożone między budynki Liceum Ogólnokształcącego nr 42 w Krakowie im. A. Mickiewicza oraz Wojewódzką Bibliotekę Publiczną w Krakowie wraz z podlegającą jej Arteteką. Jak wyszło i co ciekawego oferował ten konwent?

14 listopada 2022

W tym roku redakcja GamesGuru znalazła sobie nowe weekendowe hobby – jeżdżenie po polskich konwentach i sprawdzanie jak mają się twórcy i fani szeroko rozumianej fantastyki. Byliśmy na Pyrkonie w Poznaniu oraz na Dniach Fantastyki we Wrocławiu i w Gliwicach. Ostatni weekend zabrał nas z kolei do Krakowa, gdzie sprawdzaliśmy jak poradziła sobie jubileuszowa, XX już, edycja Imladrisu: Krakowskiego Weekendu z Fantastyką w randze Polconu.

Program Imladris

Podstawy fantastyki

Pierwsza rzecz przed wybraniem się na konwent to przejrzenie programu Imladrisu. W nim masa prelekcji i paneli dyskusyjnych związanych z szeroko pojętą fantastyką: jest coś o magii, o Tolkienie, literaturze fantasy i jej tłumaczeniu, Gwiezdnych Wojnach, Grze o tron, Terrym Pratchettcie. Szczególnie dużo punktów programu sięga po to, czym fantastyka się inspiruje. Najpierw do głowy przychodzi folklor, mity i legendy – na przykład krakowskie, ale “Nie tylko Smok Wawelski i Wanda”, jak opowiadała w swoim wystąpieniu Magdalena Kubasiewicz – na tym jednak się nie kończy. Na innych prelekcjach możemy poznać ciekawostki z zakresu archeologii, historii broni czy losów piratów i wikingów. Każda z tych rzeczy może stać się początkiem pomysłu kolejnej opowieści z gatunku fantastyki.

Nasz pomysł może dotyczyć przykładowo stworzenia świata pełnego orków. Stereotypowo może nie są oni uważani za zbyt inteligentnych, ale odpowiedź na pytanie “Czy orkowie są głupi?” wcale nie jest taka oczywista. W czasie prelekcji o właśnie takim tytule Robert Jurczyk zastanawiał się nad tym, z jakich powodów orkowie nie wydają nam się zbyt bystrzy i co mogło do tego doprowadzić. Może po prostu nie mieli okazji bardziej rozwinąć swojej cywilizacji przez niesprzyjające warunki albo wojujących i uprzykrzających życie sąsiadów?

Prelekcja w Artetece

Możliwości dialogu

Na konwentach wszyscy zawsze mówią o fantastyce, ale może czasami pasowałoby ustalić, czym dokładnie ta fantastyka jest. To próbowali zrobić Paweł Majka, Krzysztof Rewiuk, Paweł Dybała i Katarzyna Koćma na panelu dyskusyjnym “Horyzonty i granice fantastyki”. Jasne jest, że potrzebny nam w niej jest jakiś element niesamowitości, niezwykłości, który odróżni stworzony świat od rzeczywistości. W końcu to ta potrzeba cudowności wpycha nas często w objęcia fantastyki, czy to w formie książki, serialu, czy gry. Wychodząc z perspektywy twórców, paneliści nie zapomnieli jednak, że pisze się przede wszystkim dla czytelnika i on też ma czerpać z tego przyjemność. I wtedy trzeba zadać sobie drugie pytanie: po co nam fantastyka? Eskapizm nasuwa się sam, ale sprawa komplikuje się w przypadku mroczniejszych, postapokaliptycznych albo dystopijnych opowieści. Uciekać do światów, które są jeszcze gorsze niż nasz? Jak padło na panelu, może to właśnie ta wizja, że inni mają gorzej, pozwala nam znaleźć jakiś eskapizm.

Kiedy mamy już gotową opowieść, ale chcemy, żeby dotarła poza granice naszego podwórka, przyda się pomoc tłumaczy. “Jak to jest być tłumaczem? Dobrze?” można zapytać, a odpowiedzi udzielili na panelu dyskusyjnym Piotr W. Cholewa, Agnieszka Fulińska i Olga Niziołek. W codziennej pracy staje przed nimi wiele wyzwań, nie tylko w przekładach prozy, ale też poezji – trzeba wybierać czy w wierszu ważniejsza jest forma czy treść albo zastanowić się jak przetłumaczyć naprawdę złą powieść. Jakoś tak wyszło, że od anegdotek o pierwszych wprawkach w zeszytach w kratkę dyskusja przeszła do tłumaczeń Szekspira – i wtedy się zaczęło. Bo to właśnie ten temat najbardziej porwał publiczność i wywołał najwięcej emocji. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że przekład Stanisława Barańczaka sprawdza się lepiej na scenie, ale do czytania Szekspira w domu lepiej sięgnąć po tłumaczenie Macieja Słomczyńskiego. Także wiecie, na konwentach rozmawia się o wielu rzeczach.

I to całkiem dużo się rozmawia. Przez swoją kameralność Imladris stworzył atmosferę, która pozwoliła na łatwe dzielenie się swoimi myślami z innymi. W czasie paneli również nie było dystansu, prowadzący prelekcje chętnie włączali się w dyskusje ze słuchaczami, odbiegając czasem od głównego tematu, ale zupełnie nikomu to nie przeszkadzało. W końcu większość osób przyszła tam właśnie po to, żeby pogadać o tym, co ich interesuje z innymi.

A gdzie w tym gry?

Trzeba przyznać, tegoroczny Imladris nie oferował zbyt wielu punktów programu związanych bezpośrednio z grami wideo, czyli tym, co interesuje nas w pierwszej kolejności. Więcej czasu dostały gry “bez prądu”. Przez cały weekend można było rozegrać sesję Black Monka, a w każdym z trzech dni konwentu znalazły się prelekcje na temat mistrzowania w RPG-ach. Niektóre z nich, pozornie skupiające się na czymś innym – jak wspomniana już wcześniej o orkach – mogły dostarczyć wiele inspiracji i pomysłów.

Nie znaczy to, że gry wideo zostały całkowicie pominięte. W czasie prelekcji “NFT – Horror każdego gamedesignera” Bartosz Smreczyński opowiadał o sposobach wdrażania NFT do gier (i dlaczego to nie działa). Było o sytuacjach, gdy granie staje się pracą, o tym, jak NFT może komplikować projektowanie gier, a nawet o aspektach ekologicznych. I znowu, dzięki udziałowi słuchaczy, którzy dorzucili od siebie kilka myśli, pojawiło się kilka nieplanowanych wcześniej, ale jednocześnie ciekawych wątków.

Zostając jeszcze w temacie elektronicznej rozrywki, warto wspomnieć, że przed uczestnikami konwentu otworzono drzwi krakowskiej Arteteki, dając dostęp nie tylko do pokaźnej kolekcji gier planszowych, ale również do zestawu PlayStation z VR, na którym możemy przykładowo rozegrać wyniszczające mapę starcie w Worms W.M.D. Dostępnych tytułów jest zresztą dużo więcej, w zależności od tego, na co mamy ochotę. Są też filmy i komiksy, więc jest z czego wybierać (a na marginesie, nie potrzeba konwentu, żeby miło spędzić czas w Artetece, wystarczy posiadać kartę czytelnika w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Krakowie).

W Artetece można było także obejrzeć figurki przygotowane przez Hangar z Potworami, a ich twórcy chętnie dzielili się wskazówkami, jak osiągnąć podobny efekt w domu. Z kolei w budynku 42. liceum mieściła się strefa wystawców. Tam mogliśmy skierować się po koszulki, książki, rękodzieło czy naklejki… ale trudno było zdecydować się na tylko jeden zakup, bo wszystkie przyciągały wzrok. Jasne, strefa wystawców nie była tak duża jak choćby na Pyrkonie – kwestia skali – za to rekompensowała jakością. Pomiędzy stoiskami można było czasami wyłapać kogoś w cosplayu ulubionej postaci. Inne atrakcje obejmowały też konkursy i tutaj trzeba wspomnieć o rozdaniu Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla za 2021 rok. Na sobotniej gali statuetka za najlepsze opowiadanie powędrowała do Michała Cholewy (Ucieczka – dostępna na portalu Fahrenheit), a za najlepszą powieść do Magdaleny Salik (Płomień – wydany przez Powergraph).

Figurki Hangaru z Potworami

Konwent otwarty… ale bardzo kameralny

Imladris nie był w tym roku zbyt wielki, jeśli chodzi o liczbę uczestników (bo prelekcji i paneli dyskusyjnych było sporo). Decyzja, żeby ograniczyć liczbę dostępnych akredytacji do 1000 – mało, gdy się nad tym zastanowić – wynikała przede wszystkim z miejsca, gdzie odbywała się główna część imprezy. 42. liceum w Krakowie nie jest nie wiadomo jak duże i łatwo wyobrazić sobie sytuację ścisku na korytarzach czy brak miejsca na spotkaniach w salach lekcyjnych. Udało się więc tego uniknąć, ale nadal pozostaje jakieś marzenie, żeby więcej osób miało okazję wziąć udział w konwencie.

Odpowiedzią na to mogło być lepsze wykorzystanie przestrzeni biblioteki na ul. Rajskiej i Arteteki, gdzie też odbywała się część punktów programu. Co więcej, na wszystkie można było wejść całkowicie za darmo, “z ulicy”, bez konwentowej akredytacji. Takie rozwiązanie sprawy jest fantastyczne, zwłaszcza dla osób, które nie mają czasu, żeby brać udział w całym wydarzeniu i chcą wpaść tylko na jedną prelekcję. Albo zupełnie nie wiedzą, że takie coś jak Imladris się odbywa, ale akurat przechodzą obok i się zaciekawią. I wracamy do tego “mogło być”. Odnosi się wrażenie, że darmowa część konwentu była za mało rozreklamowana i oznaczona, aby przyciągnąć osoby, które nie wiedziały o trwaniu Imladrisu. A chętnych z pewnością by nie brakło, zwłaszcza, że lokalizacja całego wydarzenia to spacerek na maksymalnie dziesięć minut od Rynku Głównego w Krakowie. No właśnie, to centrum Krakowa, więc nawet najciekawsze wydarzenie może gdzieś zginąć wśród innych rzeczy, jeśli nie będzie miało odpowiedniej reklamy. Zwłaszcza jeśli odbywa się w długi weekend, w który wypada też Święto Niepodległości.

Czy to znaczy, że uczestnicy konwentu bawili się gorzej? Oczywiście, że nie. Wiadomo, pojawiły się pewne niedociągnięcia organizacyjne i kilka rzeczy można by znacznie usprawnić, ale to, co było najważniejsze, czyli spotkania z twórcami i fanami fantastyki działało. Pozostaje tylko życzyć, żeby kolejna edycja Imladrisu przyciągnęła jeszcze więcej osób, nie tylko na część akredytacyjną, ale też darmową. W końcu aż szkoda nie skorzystać.

Dorota Żak

Na liście jej ulubionych zajęć znajdzie się nałogowe oglądanie filmów, a później opowiadanie o nich każdemu, kto ma ochotę słuchać. W wolnym czasie siedzi gdzieś z kubkiem dobrej herbaty albo kawy. Gdyby do końca życia miała grać tylko w jedną grę, pewnie padłoby na Fallout: New Vegas.
UWaga! Gorące informacje!