Recenzja Tails of Iron – wielka przygoda małego króla

23 grudnia 2021,
11:25
Strid

Dobra metroidvania zawsze jest mile widziana na dysku mojej konsoli. W opisie gry wskazywano na inspiracje serią souls, a to już nadto, aby mnie przekonać do wskoczenia w świat gry. Chociaż szczurzy bohater specjalnie mnie do siebie nie przekonywał, to postanowiłem dać szansę Redgiemu i zapoznać się z Tails of Iron.

Król Redgie i jego poddani

Brutalna i mroczna przygoda małego szczurka potrafi wciągnąć na kilka godzin bez reszty, ale kończy się zbyt szybko i pozostawia spory niedosyt. Mimo to warto zapoznać się z Tails of Iron w okazyjnej cenie. Liczę na rozbudowany i bogaty sequel.

8 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • mroczny i brutalny świat
  • oprawa audio-wizualna
  • ciekawa fabuła
  • sposób prowadzenia narracji
  • kinowa polonizacja
  • przyjemny system walki
  • bardzo krótka
  • czuć niski budżet na każdym kroku
  • mało rozbudowane mechaniki rozwoju

 

Tails of Iron zabiera nas do szczurzego królestwa, które jest ciemiężone od lat przez najazdy wrogiego królestwa żab pod wodzą Zielonej Brodawki. Redgi, szczurzy książę, właśnie przejmuje koronę po swoim ojcu przez lata zapewniającym dobrobyt swoim poddanym. Niestety Brodawka wdziera się na ceremonię i krwawo rozprawia się z jej uczestnikami. Redgiemu udaje się ujść z życiem, ale walka dla Szczurzego Króla dopiero się rozpoczyna.

Żelazny ogon walczy o swoje

Metroidvania jak najbardziej. Tails of Iron jest grą bardzo mroczną. Niech nie zwiedzie was mysi wygląd protagonisty, uniwersum gry bliżej do Dark Souls niż Disneya. Ani żaby nie mają litości dla poddanych Rediego, ani Redgi nie pozostaje im dłużny. Bury wygląd świata i brutalne egzekucje wrogów mogą kontrastować z pozornie bajkową historią o żabach i myszkach. Redgie wygrzebie się spod stosu trupów, którzy byli jego przyjaciółmi i rodziną, jego królestwo zostało praktycznie całkowicie zniszczone, więc dzielny szczur chwyta za miecz i wyrusza z misją odbudowy królestwa.

Walka na arenie

Gra jest metroidvanią i ukazana jest w typowym dla gatunku widoku 2D, grafika robi dużo mniejsze wrażenie na obrazku niż w akcji. Postacie są ładnie animowane, a świat może się podobać mimo nieprzyjemnych warunków w nim panujących. Szczurek poza zdolnościami zdobywanymi wraz z postępami w fabule (te pozwolą na odblokowanie nowych obszarów), może też zmieniać swoje uzbrojenie. Broń jednoręczna, dwuręczna, dystansowa, tarcza oraz zbroja to wyposażenie, które będzie często przez nas wymieniane w czasie podróży po krainie szczurów, żab oraz kretów.

Mrok, krew, myszki i żabki

Przygoda Rediego nie jest tytułem wysoko budżetowym, po pełnym zapoznaniu się z nią nie dochodzę do wniosku, że budżet nie był nawet średni. Tails of Iron nie ma dużego świata, gdzie można się zgubić. Mapa, po której się poruszamy, jest niewielka i można by sobie darować motyw szybkiej podróży, gdyby tylko twórcy nie postanowili sztucznie zwiększyć rozmiarów świata przed długie – nie duże, tylko właśnie długie – ścieżki między etapami. Bieganie po jednej z czterech miejscówek zajmuje więcej, niż potrzeba, tylko ze względu na przekombinowanie z korytarzami, których przebrnięcie z punktu A do B dodaje trochę minut do rozgrywki.

Przed sklepem

System walki jest przyjemny, choć niezbyt rozbudowany. Mamy standardowo podział na szybki szlag zasadzany bronią jednoręczną i mocniejszy atak, który można dodatkowo ładować, przytrzymując klawisz odpowiedzialny za użycie broni dwuręcznej. W starciu z latającymi niemilcami, gatunkiem zwanym tu „mozi”, pomorze nam łuk, kusza lub broń palna zdobywana w późniejszym etapie gry. Wszystko jak w typowym przedstawicielu gatunku, co w połączeniu z mrocznym klimatem i piękną grafiką daje miks idealny. Pozostaje niestety jedno wielkie „ale”.

Przygoda w koło domu i z powrotem

Rozwój bohatera też jest mocno ubogi; po uratowaniu kucharza i odbudowaniu kuchni możemy przynieść mu zdobyte w świecie gry lub po wykonaniu zadań pobocznych składniki, z których kuchcik upichci dla nas jedno ze swoich popisowych dań. Spożycie go zwiększy nasz pasek energii życiowej i tyle z rozwoju postaci. Podobnie jest z kowalem i sprzętem. Do kowala możemy przynieść schematy i rudę, a w zamian za to on wykona dla nas losowy przedmiot. Nie mamy żadnego wpływu na to, co otrzymamy, ilość sprzętu do wykonania i znalezienia w terenie jest ściśle określona i nie ma żadnych kombinacji z parametrami sprzętu.

Przed zamkiem

Co prawda lepszy sprzęt wpływa nie tylko na ilość zadanych obrażeń, ale i na wagę naszego bohatera, ale ograniczenie ruchów nie jest na tyle zauważalne, aby na normalnym poziomie trudności sprawiało to jakąkolwiek widoczną różnicę w rozgrywce. Zdobywane nowe umiejętności otwierające nam dostęp do zamkniętych dotąd obszarów również można policzyć na palcach jednej ręki, więc przygoda Rediego może i łapie się na gatunek metroidvanii, ale daleko jej do Bloodstained czy nawet DS-owych przedstawicieli tej serii.

Tails of Iron 2? Bardzo byśmy prosili!

Mały świat i niewielka liczba questów pobocznych nie sprzyjają długości rozgrywki. Finał przygód Rediego wraz z wyskakującym okienkiem informującym o zdobyciu platynowego trofeum zobaczyłem po niespełna sześciu godzinach. Nie uważam jednak, aby był to czas stracony. Ta krótka wyprawa była bardzo ciekawa i brutalna. Chętnie śledziłem przygodę szczurka aż do jej zakończenia i mam nadzieję, że twórcy zdecydują się kontynuować przygody bohaterów uniwersum w znacznie bardziej rozbudowanym sequelu. Grę naprawdę warto wyłapać na jakiejś promocji, jeśli lubicie gatunek i cenicie sobie mroczny klimat rodem z baśni braci Grimm. Ale jeśli liczycie na wiele godzin spędzonych w świecie gry i bogactwo systemu, to poszukajcie czegoś innego albo poczekajcie na znaczną przecenę tytułu od Odd Bug Studio.

Strid

Recenzuje komiksy i gry Indie. Fanatyk gatunku soulslike.