Recenzja Projektu Riese Remigiusza Mroza – Co nas nie zabije, to zmieni cały wszechświat

29 marca 2022,
12:35
Ewa Chyła

Pisząc swego czasu recenzję Chóru zapomnianych głosów, zakończyłam ją słowami, że czekam na kolejne pozycje z nurtu sci-fi spod pióra Remigiusza Mroza. Od tamtej pory minął rok, Mróz wydał w tym czasie prawdopodobnie około 37 książek, ale w końcu doczekałam się wśród nich powieści z nurtu fantastki naukowej. Oto przed państwem Projekt Riese.

Jeśli byliście kiedyś w Górach Sowich, być może mieliście okazję zobaczyć miejsce, wokół którego kręci się akcja powieści. Riese istnieje naprawdę, naprawdę zostało wydrążone pod zamkiem Książ przez nazistów i naprawdę nie znamy do końca celowości tych działań i przeznaczenia kompleksu podziemnych korytarzy. Historycy do dziś nie mówią w kwestii Riese jednym głosem – być może miały być to schrony, a może magazyny do przechowywania zgrabionych dóbr? A może naziści chcieli produkować tu broń jądrową? Wszystkie teorie są równie prawdopodobne, żadna z nich nie ma przewagi nad inną, wobec tego Remigiusz Mróz stworzył swoją, odmienną od tych stawianych przez badaczy historii, choć zdecydowanie ciekawszą dla czytelnika.

Covid-19, naziści, apokalipsa

Projekt Riese zaczyna się niewinnie – sztolnie w Górach Sowich, jako atrakcja turystyczna, przyciągają do siebie w ramach jednej z wielu wycieczek grupę nieznających się wcześniej osób, których losy na zawsze połączą się w podziemnej hali. Wskutek niewyjaśnionego zawalenia się części kompleksu większość turystów traci życie, a kilkoro ocalałych staje przed wyzwaniem wydostania się z rumowiska. Zaczyna się jak historia katastroficzna, ale zawalenie się tuneli to dopiero początek problemów. Bohaterów powieści nic ze sobą nie łączy, mamy tu młodą dziewczynę wiedzioną zwykłą turystyczną ciekawością, mamy gościa w typie najlepszego ucznia, który jest fascynatem historii Riese i jak z rękawa sypie faktami na temat nazistowskiej budowli, mamy byłego żołnierza i starszą panią. Jest też piąty bohater, ale, szczerze mówiąc, to bardziej piąte koło u wozu – jest tak niecharakterystyczny, że nawet nie potrafię jednym zdaniem określić, co on tam robi.

Kolejnym, oprócz tajnego nazistowskiego projektu, punktem, wokół którego autor snuje całą fabułę, jest pandemia Covid-19. W posłowiu Mróz wspomina, że pierwotny projekt tej powieści utknął w martwym punkcie już kilka lat temu i to właśnie epidemia koronawirusa popchnęła pracę do przodu. Pandemia w Projekcie Riese jest natomiast zupełnie inna niż ta, którą znamy. Covid w świecie przedstawionym powoduje czasami (to kluczowe, choć brzmiące enigmatycznie, że jednak nie zawsze) prawie całkowitą zagładę i rzeczywistość, którą oglądamy oczami postaci, to całkiem przekonujące post-apo. Bohaterowie wędrują labiryntami nie tylko podziemnego kompleksu, ale również czasoprzestrzeni, w poszukiwaniu ratunku dla świata i dla samych siebie. A my razem z nimi oglądamy coraz to kolejne światy i poznajemy kolejne warianty historii. Akcja powieści ani przez chwilę nie pozwala się nudzić i za każdym razem, kiedy wydaje nam się, że już zaczynamy rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, okazuje się, że jesteśmy jak Jon Snow i nie wiemy nic. A zakończenie powieści zostawia nas z otwartymi ustami i otwartymi umysłami.

Hipoteza wieloświatów Everetta

Jeśli czytaliście wcześniejsze dokonania Remigiusza Mroza w gatunku science fiction albo chociaż naszą recenzję, to wiecie już, że autor bardzo poważnie traktuje prawa fizyki i nie snuje swoich teorii w tej dziedzinie, a wykazuje się ogromną znajomością aktualnego stanu wiedzy naukowej. Podobnie jest też w Projekcie Riese – kiedy autor choćby dotyka tej tematyki, robi to z ogromnym poszanowaniem dla nauki i korzysta z dorobku wielu światłych umysłów tego świata. Projekt Riese to przede wszystkim science, a dopiero później fiction, ubrane w odpowiednią otoczkę fabularną.

Projekt Riese dorobił się też serialu audio, wyprodukowanego dla Empik Go, w roli główniej występuje tu znakomity aktor Michał Żurawski, którego nie trzeba zapewne przedstawiać. Partnerujący mu inni aktorzy głosowi również wypadają świetnie. To, co natomiast mi w realizacji tego serialu przeszkadza, to nierówność dźwięków dodanych, oprócz samego czytania powieści na głosy. Odnoszę wrażenie, że efekty dodatkowe i muzyka są nagrane dużo głośniej niż same dialogi, co trochę utrudniało mi odbiór i skupienie się na treści. Nie zmienia to jednak faktu, że powieść nagrana w tej formie robi dużo większe wrażenie niż zwykły audiobook.

Podsumowując, Remigiusz Mróz jako autor z nurtu fantastyki naukowej po raz kolejny stanął na wysokości zadania. W moim odczuciu nie jest to aż tak wysoki poziom jak w przypadku Chóru zapomnianych głosów, który dla mnie może stawać w szranki z najbardziej uznanymi autorami tego gatunku na świecie, jednak na polskim rynku wydaje się nie mieć zagrażającej konkurencji. Kolejny raz kończę więc recenzję tymi samymi słowami – czekam na więcej sci-fi spod pióra Remigiusza Mroza. I liczę, że również tym razem doczekam się czegoś, od czego trudno będzie się oderwać.

Ewa Chyła

Poetka z syndromem Piotrusia Pana, wytatuowana mama, lubi pizzę, seriale i smutne piosenki. Nocami nałogowo gra w Candy Crush Saga.