Recenzja Like a Dragon: Ishin! – klimatyczna lekcja historii

24 lutego 2023,
12:05
Danuta Repelowicz

Minęło dokładnie dziewięć lat od premiery długo na Zachodzie wyczekiwanego tytułu Ryu Ga Gotoku: Ishin!. Czy najnowszy remake gry dorównuje jej legendzie? Sprawdziliśmy, czy warto było tyle czekać!

Like a Dragon: Ishin! ucieszy każdego japonofila, który skrycie marzył o podróży w czasie do dawnej Japonii. Gra oferuje cały wachlarz doświadczeń, dzięki któremu poczujemy się, jakbyśmy rzeczywiście tam byli. Choć grze brak fabularnej iskry i zbyt często korzysta z motywów znanych z innych tytułów studia, to broni się przede wszystkim muzyką, angażującymi pojedynkami i ciekawymi zadaniami pobocznymi. Jeśli kochacie japońską historię, nie możecie tego przegapić!

7 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru

W końcu nadeszła długo oczekiwana premiera gry Like a Dragon: Ishin! i chyba żaden tytuł studia Ryu Ga Gotoku nie miał tak pod górkę w kwestii dystrybucji i lokalizacji, jak ten. Dziewięć długich lat zajęło Japończykom udostępnienie tego remake’u graczom ze wszystkich stron świata. Głównym powodem takiego opóźnienia była przede wszystkim nieco hermetyczna tematyka. Ishin! opowiada o bardzo szczególnym momencie dziejowym w historii Japonii, który po barwnym i jednocześnie bardzo krwawym sengoku jidai zajmuje drugie miejsce pod względem popularności przedstawień w mediach i popkulturze.

Każdy, kto interesuje się choć trochę japońską historią i kulturą, będzie kojarzył nazwiska takie, jak Nobunaga Oda, Masamune Date, Hideyoshi Toyotomi czy Ieyasu Tokugawa. Ten ostatni jest tu kluczowy, bo położył kres krwawej wojnie domowej sengoku i wprowadził nowy porządek społeczno-polityczny w Japonii. Pokój utrzymał się około trzysta lat. Jego ostatnie lata były jednak tak burzliwe, że przeszły do historii pod nazwą bakumatsu (okres schyłku rządów szogunatu). A to za sprawą… Brytyjczyków, którzy w owym czasie rozpanoszyli się na Dalekim Wschodzie.

Ryu Ga Gotoku Studio

Japonia w czasach przemiany

O tym właśnie momencie opowiada Ishin!. To ten punkt przejściowy, kiedy stare zdecydowanie się skończyło, ale nowe jeszcze w pełni nie nadeszło – wszyscy jednak czują, że nie ma możliwości powrotu i cokolwiek się stanie, niedowracalnie zmieni życie całego narodu.

W tym niepewnym i trudnym czasie wielu snuło wizje dalszych losów Japonii. Wśród nich byli zarówno patrioci, jak i sprzedawczykowie, którzy w zamian za korzyści materialne byli gotowi oddać Imperium Brytyjskiemu władzę nad Japonią na mniej lub bardziej korzystnych warunkach. Na szczęście jednak na scenie pojawił się człowiek, który odegrał bardzo istotną rolę w przemianie Japonii – Sakamoto Ryoma. Jego historię (chociaż mocno fabularyzowaną) opowiada gra.

Opowieść zaczyna się na jednej z głównych wysp archipelagu japońskiego, Shikoku. Główny bohater wraca do rodzinnego regionu Tosa po dwóch latach intensywnego treningu i natychmiast naraża się miejscowym joshi, czyli wyższym rangą samurajom korzystającym do granic możliwości z przywilejów nadanych przez władzę. Z opałów wybawia go jednak przybrany ojciec, miejscowy rządca państwowy – Yoshida Toyo, który jest także założycielem Partii Lojalistycznej Tosy. To organizacja sprzeciwiająca się reżimowi narzuconemu przez Szogunat i jego popleczników – w tym nadużywających swoich praw samurajów.

Ryu Ga Gotoku Studio

Szybko dowiadujemy się, że Yoshida jest wizjonerem i ma wobec Japonii wielki plan – chce całkowicie znieść strukturę klasową w Japonii i zapobiec kolejnej wojnie domowej, do której zmierza kraj. Naród zaczyna dzielić się na sprzymierzeńców Szoguna i Cesarza, że nie wspomnę o sympatykach rządów brytyjskich. Kraj Kwitnącej Wiśni to beczka prochu, a wszystko wokół stoi w płomeniach – iskra może zaś nadlecieć z każdej strony. Trzeba działać, a zatem Toyo wyznacza dwóch dziedziców swojej woli na przywódców Partii. Jeden z nich to Takechi Hanpeita, który wizję Yoshidy ma realizować od strony polityczno-intelektualnej, drugi to Sakamoto Ryoma – który dla równowagi obierze drogę miecza w duchu Budo.

Toyo nie dożyje jednak realizacji swojego planu. Oto do pokoju, w którym zdradził podopiecznym swoje plany, wtargnął zabójca i zadał śmiertelny cios staremu urzędnikowi, po czym uciekł. O zabójstwo oskarżony zostaje Ryoma i musi uciekać z wyspy. Od tej pory przyświeca mu jeden cel – znaleźć mordercę przybranego ojca i dowiedzieć się, dlaczego musiał zginąć. Za poszlakę mając jedynie styl, którym posługiwał się oprawca – Tennen Rishin – trafia do Kioto i dołącza do Shinsengumi, czyli specjalnej „policji” powołanej, by tłumić bunt przeciwko Szogunatowi w okresie bakumatsu. Jego kapitanowie znani są z tego właśnie stylu, a więc to idealne miejsce, by rozpocząć poszukiwania.

Ryu Ga Gotoku Studio

Tak zaczyna się ta klimatyczna opowieść o zmierzchu Szogunatu. Jak w przypadku innych gier studia Ryu Ga Gotoku, tak i tutaj historia ma drugie i trzecie dno. My zaś idziemy jak po nitce do kłębka, podążając krwawym śladem pozostawionym przez zabójcę i odkrywając po drodze coraz więcej faktów, które w finale złożą się w pełny obraz wielkiej politycznej intrygi. Choć to historia bardzo ambitna, to jednak nie daje odczuć społeczno-politycznego napięcia, którym żyła Japonia w tamtym czasie.

Winę za to ponosi oczywiście scenariusz. A to dlatego, że zbyt wiele uwagi poświęca wątkowi Shinsengumi i ich wewnętrznym porachunkom. Głównych graczy na tej scenie widzimy zbyt rzadko i zbyt krótko, żeby całość miała odpowiednią wagę w kluczowych momentach. Zazwyczaj wyrozumiale podchodzę do tego typu niedociągnięć, ale tym razem nie mogłam się pozbyć poczucia lekkiego rozczarowania. Może to też kwestia tego, że Ryu Ga Gotoku boją się, nie lubią albo nie potrafią posługiwać foreshadowingiem. To nie pierwszy raz, kiedy posłużyli się gwałtownym i niespodziewanym zwrotem akcji, by wszystko połączyć w całość. Problem polega jednak na tym, że kiedy przed takimi manewrami nie zaserwuje się odpowiedniego build-upu, nie zrobią takiego wrażenia, jak powinny. Traci na tym satysfakcja odczuwana pod koniec gry.

Ryu Ga Gotoku Studio

Podróż w czasie

Zawsze bardzo ceniłam gry studia Ryu Ga Gotoku za ich walory popularyzatorskie i turystyczne. Dzięki nim mogłam zobaczyć największe japońskie miasta i poczuć ich atmosferę. Do tej pory jednak lokacje, w których toczyła się akcja poszczególnych gier, osadzone były we współczesności. Tym razem Japończycy poszli o krok dalej i zabierają nas na wycieczkę do dziewiętnastowiecznej Japonii zaraz sprzed otwarcia granic na świat.

Ulice Kioto aż roją się od wątków, motywów i ciekawostek historycznych, które dają ciekawy obraz tego, jak wyglądał wtedy kraj. Po ulicach biegają kurierzy, handlarze z wielkimi koszami zawieszonymi na bambusowych kijach, flisacy zabiorą nas łódkami na morze, żebyśmy mogli powędkować, bo tuńczyki przy brzegu nie biorą. W okolicznej szkole tańca spróbujemy modnego tańca buyō (nie dajcie się zwieść pozorom – jest trudny), postawić na koguta w ramach wyścigów drobiu (bo i czemu nie), porąbać drewno (bo drwala postrzyknęło), serwować udon klientom (bo kucharza też postrzyknęło). Nie zabrakło baru dla śpiewających (cześć, karaoke!) i przecinania kul wystrzelanych z armaty (bejsbol?).

Ryu Ga Gotoku Studio

Te ostatnie rozrywki to oczywiście czysta fantazja z przymrużeniem oka (karaoke to współczesny wynalazek), ale wszystko jest utrzymane w nostalgicznej stylistyce i ani trochę nie czuć, żeby nie pasowało do otoczenia.

Tu i ówdzie spotkamy obcokrajowców, mniej lub bardziej pogubionych. Z ich ust dowiemy się na przykład, jak Brytyjczycy postrzegają Japończyków czy co chcą przywieźć ze sobą do Japonii. Jednemu z nich będziemy przynosili różne dokumenty, które pozwolą nam jeszcze lepiej zrozumieć kontekst czasów, w których toczy się gra. Dla mnie najciekawszą informacją było wyjaśnienie, dlaczego Japończycy mało jedzą i skąd tak duże upodobanie do łaźni publicznych w tym narodzie.

Nie wszędzie jednak jest tak wesoło. Jak to dobitnie ujął jeden z fanów, przez pierwsze kilka godzin gry wyżywił pół Kioto. To prawda – postaci, które proszą nas o jedzenie, jest mnóstwo. Innej bohaterce wierzyciel proponuje rozpoczęcie pracy w domu publicznym, ponieważ nie jest w stanie spłacić długu zaciągniętego przez tragicznie zmarłych rodziców. Musimy pomóc jej się go pozbyć przez pracę na gospodarstwie. Ubóstwo czai się wszędzie.

Ryu Ga Gotoku Studio

Prawdziwi samuraje grają na padzie

Pora na kilka słów na temat samej rozgrywki. Ishin! to najtrudniejsza pod względem systemu walki gra Ryu Ga Gotoku. Nasi przeciwnicy to tym razem nie uliczne pijaczki, dresy czy zabijacy, tylko w większości świetnie wyszkoleni samuraje, z których większość jest biegła także w posługiwaniu się włócznią i pistoletem. Nie dostaniemy taryfy ulgowej i musimy szybko uczyć się mechaniki, jeśli chcemy pójść do przodu w płynnym tempie. To oznacza, że jeśli do tej pory byliśmy przyzwyczajeni do bicia się głównie na gołe pięści, będziemy musieli przejść na pistolet i miecz.

Nie jest to zbyt łatwe, szczególnie na początku, kiedy dopiero się uczymy i nie mamy dostępu do większości ulepszeń, a nasze bronie i pancerz są śmiesznie słabe. Te musimy zdobywać poprzez korzystanie ze stylu i wygrywanie walk za jego pomocą. Za każdy poziom stylu dostajemy punkt, który możemy wykorzystać na zdobycie konkretnej umiejętności z mapy stylu. Przy czym należy wspomnieć, że dostęp do niektórych umiejętności otrzymamy tylko, jeśli odblokujemy poprzedzające go zdolności.

Ryu Ga Gotoku Studio

Mamy do dyspozycji cztery style: Brawler, Swordsman, Gunman i Wild Dancer. Oczywiście najsłabiej z nich wypada Brawler, którego praktycznie się nie używa, a to ze względu na bardzo częste korzystanie przez naszych przeciwników z broni białej i palnej. Swordsman to najbardziej klasyczny wybór, oferuje zakres i siłę sprawdzające się w większości sytuacji. Gunman to dość prosty i efektowny styl pozwalający na atak z dystansu, praktycznie niepokonany, jeśli wyposażymy się w pistolet z odpowiednimi bonusami. Wild Dancer łączy w sobie elementy dwóch poprzednich, ale żeby z niego umiejętnie korzystać, trzeba się uzbroić w bronie na podobnym poziomie i opanować technikę quickstep. Inaczej ryzykujemy, że ktoś nam przerwie sekwencję ataku, a to się przy używaniu tego stylu często zdarza.

Mechanika stylów jest na tyle skomplikowana, że bez pada możemy sobie nie poradzić, szczególnie, jeśli gramy od normalnego poziomu trudności wzwyż. Gra będzie od nas wymagała płynnych trójwymiarowych ruchów, na które klawiatura nie pozwala. Także bardzo wiele Heat Actions będzie od nas wymagało płynnego posługiwania się ruchem przestrzennym, więc bez mobilności pada będziemy mieć mocno pod górkę.

Ryu Ga Gotoku Studio

Zwłaszcza, kiedy do mieszanki dodamy Trooper Cards, czyli nową mechanikę. W grze obejmiemy zaszczytne stanowisko kapitana trzeciej dywizji Shinsengumi i dostaniemy do dyspozycji zespół podwładnych, którzy będą nam towarzyszyli podczas naszych przygód. Ich punkty życia są dodane do naszych, oprócz tego będziemy mogli korzystać z ich umiejętności. Karty, które ich reprezentują, dają dostęp do wielu ciekawych efektów znacząco upraszczających rozgrywkę. Są efekty standardowe, jak wzmocnienie ataku czy leczenie, ale jest też na przykład tygrys, który… przybiega nam na pomoc, by rozszarpać naszego przeciwnika. Jest też pies, na którego widok wszyscy stają jak wryci, bo są nim tak oczarowani, że możemy atakować ich do woli bez ryzyka, że któryś się odgryzie.

Do wyboru, do koloru. Jeśli ktoś nie jest fanem takich rozwiązań, może wyłączyć tę mechanikę, ale bez niej rozgrywka stanie się o wiele trudniejsza. Mało tego, bossowie także korzystają z tych kart i niech was nie zdziwi, kiedy Szogun nagle wystrzeli strugą ognia, a wy będziecie leżeć na ziemi znokautowani, bo tak wielką ma siłę rażenia i całą walkę trzeba będzie powtarzać. Dodatkowo, mechanika bardzo przydaje się w Battle Dungeon, czyli misjach, na których zdobędziemy rzadkie przedmioty i bronie.

Ryu Ga Gotoku Studio

Daleki Wschód, Daleki Zachód

Ishin! to też kopalnia cytatów i ukłonów w stronę cesarza japońskiej kinematografii, czyli Akiry Kurosawy. Reżyser-legenda, który zainspirował wiele pokoleń filmowców i kilka klasycznych westernów na czele z Siedmioma wspaniałymi. W grze zobaczymy nawiązania zarówno do tych filmów, jak i samej twórczości Kurosawy. Kadrowanie, kompozycja kadru w cutscenkach, animacje nawiązujące do słynnych ekranowych strzelanin – w grze znajdziecie to wszystko i jeszcze więcej.

W szczególności słychać te inspiracje w soundtracku, w którym westernowa gitara, rytm i kastaniety przywodzą na myśl andaluzyjskie pustynie znane ze spaghetti westernów Sergia Leone. W połączeniu z tradycyjnymi japońskimi instrumentami i pentatonikami dają porywający efekt. Najciekawszym przykładem jest tu chyba utwór przygrywający do ulicznej walki, składający się z czterech części – każda z nich ilustruje jeden z dostępnych w grze stylów walki i fajnie oddaje ich hybrydowy charakter (mowa o drugiej połowie utworu). Kiedy przełączamy się między nimi, odtwarzana jest inna część kawałka.

Choć cały soundtrack znałam już wcześniej, to było dla mnie wielką przyjemnością i niespodzianką usłyszeć poszczególne kompozycje w ich właściwych kontekstach. Muzyka po raz kolejny wynosi rozgrywkę na jeszcze wyższy poziom. Emocje sięgają zenitu, zwłaszcza, kiedy jak zawsze rewelacyjnie wyreżyserowane walki osiągają punkt kulminacyjny. Ryu Ga Gotoku kolejny raz udowadniają, że na muzyce znają się jak mało kto.

Powrót do przeszłości

Like a Dragon: Ishin! kończy mój drugi maraton gier Ryu Ga Gotoku. Rozpoczęłam go miesiąc temu grami Judgment i Lost Judgment. Akurat tak się złożyło, że skończyłam tę drugą zaraz przed premierą Ishin!. To o tyle istotne, że miałam okazję porównać najnowsze produkcje RGG z tymi starszymi.

Bo choć zachodni Ishin! to najnowsza obecnie gra wydana przez RGG, pozostaje w dalszym ciągu remake’em Ryu Ga Gotoku: Ishin! z 2014 roku, a to oznacza, że będzie miała pewne cechy charakterystyczne dla gier studia z tego okresu. W szczególności mowa tu o Yakuzie 0, z którą Ishin! łączy nostalgiczne spojrzenie w przeszłość Japonii. Oprócz tego, w obu tych grach pojawiły się postacie, które nie występują w żadnej innej grze studia.

Ryu Ga Gotoku Studio

Na tym podobieństwa się nie kończą. Kto grał w 0, zauważy, że niektóre zadania poboczne i minigry będą bardzo podobne do tych w Ishin!. To oczywiście nic złego, ale jeśli porównamy ceny tych dwóch gier, to 0 w dalszym ciągu będzie lepszą inwestycją. Koszt Ishin! waha się obecnie w granicach 227-300 złotych. To cena o wiele zbyt wysoka za remake (nawet wyjątkowo udany), którego siostra – Yakuza 0 – chodzi na platformach dystrybucji cyfrowej czasem za symboliczne 20 złotych. Nie wspominając już o tym, że świetna seria Judgment wypakowana po brzegi najwyższej jakości kontentem i całkowicie warta każdej wydanej na nią złotówki także już jest dostępna w bardzo atrakcyjnych cenach.

Co nie znaczy, że źle się bawiłam. To była dla mnie fantastyczna wyprawa w przeszłość i jestem w stanie to doświadczenie porównać tylko z ukochaną Onimushą (która zresztą jest odpowiedzialna za moją miłość do Japonii). Chodzi wyłącznie o nieadekwatny stosunek jakości do ceny. Gra jest dalej warta uwagi, ale nie za taką astronomiczną kwotę.

Ryu Ga Gotoku Studio

Danuta Repelowicz

Niepokorna dusza kochająca wulkany, naukowców, rocka i magiczne moce. Filmoznawczyni ze słabością do azjatyckich filmów, seriali, wiedzy tajemnej, gier i science fiction w każdym wydaniu. Poza tym wielbicielka kotów i wojowniczka Shorinji Kempo stopnia 4 Kyu. Stale poszukuje nowych inspiracji i żaden temat jej niestraszny. Spotkacie ją na walkach rankingowych w Tekkenie 8, gdzie stylowo rozkłada przeciwników na łopatki z pomocą swego ukochanego Lee Chaolana.