Wkrocz do fantastycznego świata potworów, duchów i bóstw, zachęca instrukcja, choć raczej przeredagowałbym to na fantastyczny świat combosów, combosików i combosiątek. W Dolinie Żywiołów bowiem, oprócz pięknych grafik na kartach, trudno szukać jakiegokolwiek klimatu, co bynajmniej nie jest zarzutem. Mamy przecież do czynienia z tytułem, w którym będziemy próbowali wycisnąć jak najwięcej punktów, tworząc kombinacje kart, wykorzystując ich zależności, pilnując przy tym, by nasi rywale za bardzo się nie rozpędzili.

Ale to już było
Gier opartych na kupowaniu kart i zagrywaniu ich w celu budowy silniczka jest na pęczki. Gier osadzonych w generycznym świecie fantasy jest jeszcze więcej. Można by więc zaryzykować tezę, że nie potrzebujemy więcej gier osadzonych w generycznym świecie fantasy, opartych na kupowaniu kart i zagrywaniu ich w celu budowy silniczka. Nic bardziej mylnego. Dolina Żywiołów pokazuje, że dobrze zaprojektowane umiejętności kart, ich wzajemne powiązania i wykluczenia oferujące mnogość taktyk gwarantują dobrą zabawę. To jedna z tych gier, w której zamiast kręcić nosem na losowy dociąg kart, chcesz kupić niemal każdą z nich. Żeby było zabawnie, rezerwujesz je i kupujesz za darmo, schody zaczynają się dopiero, gdy chcesz je zagrać. I tu na scenę wchodzi pierwszy wyróżnik charakteryzujący Dolinę Żywiołów.

Nie tak prędko!
Jak to zwykle w grach planszowych bywa, w Dolinę Żywiołów grać będziemy przez określoną liczbę rund. Teoretycznie rozgrywka może potrwać 10 rund, ale to będzie oznaczać, że wszystkim poszło wyjątkowo kiepsko, zazwyczaj bowiem któryś z graczy uzbiera wymaganą liczbę 60 punktów na wcześniejszym etapie gry. Liczba rund nie jest tu jedynie licznikiem końca gry. Otóż to trwająca runda decyduje, ile kart możemy mieć zagranych w swoim obszarze gry. I tak w pierwszej rundzie możemy mieć tylko jedną kartę, w drugiej dwie, trzeciej trzy i tak dalej. To sprawia, że musimy dokładnie przemyśleć swoją strategię, a nie zagrywać karty, bo akurat nas na nie stać. Teoretycznie można usunąć zagraną kartę, ale do tego albo trzeba mieć inną kartę z takim efektem, albo zapłacić tyle magicznych kryształów, która jest obecnie runda. W teorii może nie brzmi to wielce innowacyjnie, ale w praktyce daje mnóstwo ciekawego kombinowania i wymusza obranie konkretnej strategii. Czasem kusi zagrać kartę z efektownym działaniem natychmiastowym, ale jeśli ma być martwa przez resztę gry, to lepiej to dwa razy przemyśleć.

Nie tak dużo!
Drugim wyróżnikiem Doliny Żywiołów jest podejście do waluty. Karty opłacamy magicznymi kamieniami dostępnymi w trzech różnych nominałach: 1, 3 i 6. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w swoim obszarze możemy mieć maksymalnie cztery magiczne żetony, niezależnie od ich nominału. Żeby było weselej, gra nie wyda nam reszty, gdy zagranie karty opłacimy żetonem z wyższym nominałem. Podobnie jak w przypadku limitu kart w obszarze gracza, to ograniczenie również bardzo korzystnie wpływa na rozgrywkę i wymusza niełatwe decyzje. W efekcie drapiemy się po głowie, czy dobrać kartę, która zamienia mniejsze żetony w większe, a może iść w zmniejszanie kosztu zagranych kart w danym kolorze, a może postawić na różnorodność – przez całą rozgrywkę czekają nas mniejsze lub większe decyzje, dzięki którym nie grozi nam nuda również w trakcie ruchów przeciwników. Mamy tu bowiem idealny przykład negatywnej interakcji, gdzie czasem lepiej zarezerwować kartę, na którą ma smaka nasz oponent, nawet jeśli po chwili ją sprzedamy.

Nie tak często!
O ile opisane wyżej ograniczenia oceniam bardzo pozytywnie, tak ograniczona liczba kart obniża regrywalność Doliny Żywiołów i poniekąd wymusza sięgnięcie po dodatek. Jest to bolesne zwłaszcza w pełnym składzie osobowym, gdzie już po dwóch rozgrywkach poznamy wszystkie dostępne karty. Bynajmniej nie oznacza to, że będziemy wciąż grać w ten sam sposób, nic bardziej mylnego. Do tej pory nie zdarzyło mi się zagrać dwóch zbliżonych partii, a mam ich na liczniku kilkanaście. Różnorodność kart oraz ich synergia dają ogromne pole do popisu, czasem po prostu chciałoby się zobaczyć nową kartę i spróbować zbudować pod nią strategię.
Grę otrzymałem od wydawnictwa Rebel, co nie miało wpływu na treść recenzji i wystawioną ocenę.