Premiera The Last of Us na HBO Max już za kilka dni, a dzisiaj spadło embargo na wiele wywiadów z obsadą i twórcami. Wśród nowych materiałów znalazł się materiał przygotowany przez redakcję IGN, w którym Craig Mazin oraz Neil Druckmann opowiedzieli o sposobie na zrobienie dobrej adaptacji gry wideo.
Craig Mazin o adaptowaniu The Last of Us: „sekretem jest miłość”
Jak wiadomo, ekranizacje gier nie cieszą się dotąd najlepszą sławą ze względu na wątpliwą jakość ostatecznych produktów. Przełożenie dzieła z medium interaktywnego na nieinteraktywne to wyzwanie i sztuka, jaką opanowało niewielu. Współtwórcy serialu nawet przed premierą czują się jednak bardzo pewnie i swobodnie udzielają odpowiedzi na pytanie, jak uniknąć „klątwy”. Najważniejszą rzeczą, jaka jest potrzebna, by zrobić dobrą adaptację, jest miłość do materiału źródłowego. Craig Mazin (Czarnobyl) podkreśla, że to właśnie tak prosta rzecz, jak szczera miłość do postaci, relacji między nimi oraz do świata przedstawionego, kryje się za sukcesem ekranizacji. Druga istotna kwestia to z kolei zrozumienie źródłowej produkcji, które musi pochodzić po prostu z wielokrotnego grania.
Mazin nie ukrywa, że wielkim wsparciem była praca nad najlepszą w jego opinii fabułą w grach. Cały proces ułatwiła także współpraca z Druckmannem. Oryginalny twórca The Last of Us oraz jeden z prezesów studia Naughty Dog podchodził do adaptowania z wielkim entuzjazmem i chociaż był gwarancją, że serial zachowa ducha pierwowzoru, to jednocześnie nie naciskał na kurczowe trzymanie się gry.
Neil Druckmann o odejściu od pierwowzoru
Neil Druckmann przyznaje, że wierzy, że takie podejście tylko spowodowałoby szkodę w procesie adaptacji. Zmiana medium wymusza zmiany w samym dziele, dlatego np. długie sceny akcji, które działają w grze, w serialu okazałyby się po prostu nudne. Twórca chciał również czerpać z pomysłów, doświadczenia i umiejętności Mazina jako scenarzysty, by stworzyć jeszcze lepsze dzieło. Ponieważ każde medium rządzi się swoimi prawami, w serialu Druckmann docenia też możliwość rozszerzenia wątków i pokazania scen, na które nie byłoby miejsca w oryginale.
Postawa twórców naprawdę brzmi jak prosty, uniwersalny sposób na przełamanie „klątwy adaptacji gier wideo”. Można nawet byłoby pokusić się o stwierdzenie, że ekranowych adaptacji w ogóle (których jakość, zwłaszcza tych produkowanych przez streamingowych gigantów, jest ostatnio mocno krytykowana). Z jednej strony najważniejsze są szczera miłość do pierwowzoru i jego zrozumienie, z drugiej – chęć do wprowadzania zmian, które przysłużą się samej ekranizacji. Miejmy nadzieję, że twórcy na całym świecie, nie tylko ci sięgający po materiał źródłowy w postaci gier, wezmą sobie te rady do serca. Już wkrótce fani zweryfikują zaś metody Mazina i Druckmanna oraz ostateczny efekt ich starań. Premiera The Last of Us odbędzie się 15 stycznia.