Recenzja Panzer Dragoon Remake – olschool pełną smoczą gębą

27 kwietnia 2022,
09:32
Strid

Nikomu, kto kojarzy taką konsolę jak Sega Saturn nie trzeba serii Panzer Dragoon przedstawiać. Ceny za oryginalne wydanie osiągają niejednokrotnie astronomicznych kwot. Na szczęście MegaPixel Studio i wydawca Forever Entertainment dostarczyli na rynek remake klasyka sprzed ponad dwóch dekad.

Piękny widok w grze

Gra przeznaczona dla tych, którzy tytuł Panzer Dragoon kojarzą od razu po usłyszeniu. Może być podróżą w lata młodości lub okazją do sprawdzenia jak się drzewiej grało, ale tylko dla chętnych. Nowej publiczności raczej nie zdobędzie. Mimo to warto zagrać. Ale ja chcę jeszcze Zwei i Sagę!!!

7 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • ładna oprawa graficzna
  • polska wersja językowa (napisy)
  • nadal grywalna
  • cena (zwłaszcza względem obecnych wartości oryginału)
  • brak zmian i dodatków względem oryginału
  • skostniała mechanika rozgrywki
  • tragiczna jakość scenek filmowych
  • a gdzie PD Zwei? Gdzie Saga?!

Pierwsza część Panzer Dragoon i póki co jedyna, jakiej remake otrzymaliśmy z rąk polskiego studia, to typowy przedstawiciel strzelanin na szynach, wydana pierwotnie w 1995 roku na konsoli Sega Saturn. Smok automatycznie sunie przed siebie, a dosiadający go bohater wyposażony w pistolet z dwoma trybami strzału przy ograniczonej możliwości kontroli lotu stara się strącić wrogie oddziały z powietrza. Fabuła gry jest równie prosta, co gameplay. Anonimowy bohater zostaje obarczony misją, której się nie spodziewał i rusza ku jej spełnieniu przez sześć poziomów i walkę z ostatecznym bossem. To nie jest historia jak z Przeminęło z wiatrem, ale nie tego spodziewałbym się po grze akcji z nastawieniem na ciągłe trzymanie palca na spuście i dzikie szarże na smoku.

Smoku, jesteś piękny

Główną cechą Panzer Dragoon jest jej prostota. I tu nic się nie zmieniło. Dwa rodzaje strzału, to puszczanie szybkich kulek w stronę wraży lub ładowany strzał naprowadzający na kilku przeciwników na raz. I nic więcej, żadnego ataku specjalnego miotającego na pół planszy, o wymianie broni nie wspominając. W sumie w grze nie ma na to zbyt wiele miejsca, bo na łatwym poziomie rozgrywki całość zajmie nam maksymalnie godzinkę bez zaliczania zgonu. Ale zabawa nie jest przeznaczona dla osób grających na easy. Tu chodzi o masterowanie kolejnych podejść tak, aby ta godzina starczyła na tryb hard ukończony najlepiej na jednym podejściu.

Miasto

Grałem na konsoli PlayStation więc dodatkową motywacją do rozgrywki jest zdobycie platynowego pucharka. Nie jest to sprawa prosta ponieważ jedno trofeum wymaga ukończenia gry na poziomie trudności hard. Ten wyczyn za pierwszym razem uda się zapewne jedynie największym smoczym jeźdźcom wśród graczy. W celu ukończenia trudnego trybu gracz będzie musiał wykuć każdy z sześciu poziomów na pamięć, ponieważ przeciwnicy zawsze pojawiają się w tym samym miejscu, ale tylko to pomoże w skutecznym uniknięciu ataku wroga i przetrwaniu. Gra nie ma nowoczesnego trybu zapisu stanu gry ani check pointów. Zapis następuje po zakończeniu rozdziału, a po zgonie rozpoczynamy go od początku, a jeśli polegniemy zbyt dużą ilość razy, to zaczniemy od początku gry.

Smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba.

Grafika w grze została oczywiście poprawiona, ale nie przesadnie. Mamy wysoką rozdzielczość i ładniejsze tekstury, ale należy zapomnieć o jakichkolwiek ulepszeniach w modelach postaci czy otoczenia. Scenki filmowe są krótkie i jest ich mało, mimo to i tak polecam je omijać, aby nie ranić oczu klatkującą animacją i modelami obiektów z zeszłego wieku. Nie wygląda to dobrze i chwała za to, że w czasie rozgrywki widoki może nie są zbyt spektakularne, ale mogą się podobać i trafiają się fragmenty leveli wyjątkowo przyjemne dla oka. Nie pokuszono się też o dodanie żadnych efektów w postaci rzucanych w oczy gracza promieni świetlnych ze słońca wzbijającego się znad wzgórz w levelu piątym czy równie przyjemnie tańczących odbić świetlnych na tafli wody. Jest surowo tak jak było w oryginale, choć tam było to wymuszone przez ograniczenia sprzętowe. Tutaj najpewniej przez chęć zachowania ducha pierwowzoru i niechęć do przesadnego kombinowania, aby nie przesadzić, bo o lenistwo Megapixel Studio nie posądzam. To samo dotyczy ścieżki dźwiękowej, która jest przyjemna dla ucha, choć niewiele dźwięków wpada do niego na dłużej. Jest więc estetycznie, czasami może się podobać ładny widok, ale na kolana oprawą audio-wizualną gra nikogo nie rzuci. Dla lepszych wrażeń polecam sprawdzić jak wyglądał oryginał i wtedy zasiąść do nowej wersji. Pomoże to docenić wprowadzone zmiany.

Widok walki z boku

Niestety Megapixel Studio nie pokusiło się o żadne zmiany czy większe dodatki w rozgrywce. Remake ten jest przeznaczony wręcz dla sprecyzowanej niszy graczy. Na szczęście niska cena rekompensuje brak dodatkowej zawartości i względnie krótki gameplay. Największym zawodem jest jednak, że jest to jedynie pierwsza część, a nie pokuszono się o remake dużo lepszego Panzer Dragoon Zwei i wydania tego w pakiecie. Choć marzeniem ściętej głowy jest dla mnie odświeżona wersja Sagi, która na portalach aukcyjnych i giełdach retro osiąga sumy kilku tysięcy złotych. Na chwilę obecną na stronie Megapixel Studio widnieje informacja o remaku PD Zwei, jednak bez daty premiery, być może również Saga doczeka się zapowiedzi, a finalnie odświeżonej wersji. Tego sobie i fanom serii życzę. Wyższe oceny zdecydowanie zostawiam dla odnowionych wersji wspominanych tytułów, a moją ocenę Panzer Dragoon Remake, również traktujcie jak notę wystawioną przez entuzjastę Segi Saturn.

Gra do recenzji dostarczona przez wydawcę Forever Entertainment

Strid

Recenzuje komiksy i gry Indie. Fanatyk gatunku soulslike.