Recenzja komiksu Conan Barbarzyńca – Tygiel

6 czerwca 2022,
14:36
Strid

Najważniejsze w życiu jest stanąć twarzą w twarz ze swym największym wrogiem, ujrzeć jego krew wsiąkającą w ziemię i usłyszeć lament jego kobiety – oto wszystko co najważniejsze w życiu według Conana Barbarzyńcy. Jeśli to wam nie wystarczy żeby sięgnąć po komiks o przygodach Cymeryjczyka, zapraszamy do naszej recenzji.

Postać Conana w Tyglu

Pojedyncze zeszyty nie bronią się aż tak dobrze, ale zebranie ich w jednej odsłonie ukazującej historię Tygla znacznie poprawia odbiór. Conan nadal pozostaje jedną z moich ulubionych postaci literatury i tutaj również nie zawodzi. Historia może przekonać do siebie nawet osoby nie mające do tej pory styczności z Cymeryjczykiem.

8 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru

Przygoda zaczyna się dla Conana niewinnie, od standardowego pokazu siły i bijatyki w przybytku hulanki i rozpusty w mieście Garchall. Nieświadomy i nieznający języka mieszkańców Barbarzyńca zupełnie przypadkowo staje się Championem Ludu i zostaje zmuszony do wzięcia udziału w turnieju zwanym tyglem, który jest organizowany ku czci starożytnego boga Chalii-Maia. Turniej ma przynieść chwałę i błogosławieństwo dla miasta i dla jego zwycięscy. O ile uda się takiego wyłonić. Jego uczestnicy nie rywalizują w nim ze sobą, zostają wrzuceni w tunel wypełniony pułapkami i groźnymi monstrami, które tylko czekają na pożywienie z mięsa turniejowiczów. Mało który śmiałek w turnieju jest ochotnikiem, Conan musi jednak połączyć siły z nieznajomymi, podstarzałym szamanem, piękną złodziejką oraz niemym wojownikiem, którzy tak jak on trafili tu w mniej lub bardziej przyjaznych okolicznościach. Niebezpieczeństwo nie czyha wyłącznie w nieznanych zakamarkach tunelu, zdrajca czai się również w szeregach tej przypadkowej drużyny.

Kto zdoła uciec Mnogiej Śmierci?

Historia skupia się nie tylko na samym turnieju. Przygoda sięga dalej poza miasto Garchall i zmagania w Tyglu. Conan dozna nie tylko ran ciała i duszy w morderczym turnieju ponosząc straty większe niż kilka kropel krwi. Na próbę zostanie wystawiony również jego rozum, a nawet władza nad swoim losem. W wyniku klątwy powiązanej z cennym przedmiotem, w którego posiadanie wejdzie Cymeryjczyk przygoda będzie znacznie bardziej intrygująca i wciągająca, niż mogłoby się to wydawać po opisie zamieszczonym na tyle komiksu. Czasami czytelnikowi przyjdzie zagubić się w opowieści i stracić orientację w tym co jest dla Conana jawą, a co koszmarem ukazującym przyszłość i czyny jakich ma się dopuścić Barbarzyńca toczony klątwą przeklętego artefaktu.

Conan w walce

Materiały z albumu pierwotnie zostały wydane w 2019 roku w zeszytach #13-18, których scenariuszem zajął się Jim Zuba. Scenariusz trzyma wysoki poziom i chętnie obejrzałbym wysokobudżetowy serial na jego podstawie, zwłaszcza że głównym zarzutem w kierunku albumu jest zbytnie streszczenie przedstawionej historii. Sam turniej mógłby posłużyć za scenariusz całego sezonu, a dalsze wydarzenia ciągnąć się nawet i na dwa kolejne, nie męcząc widza przesadnymi dłużyznami. Mimo to czytelnik na pewno nie pozostanie bez satysfakcji po skończeniu lektury, zwłaszcza że jej zakończenie pozostaje otwarte i aż kusi, aby sięgnąć po dalsze losy sprytnego Barbarzyńcy. Conan wpada wprost z deszczu pod rynnę, co raczej nie pozwoli zostać obojętnym na dalsze losy. Postać stworzona poprzez Roberta E. Howarda pokazuje swój pazur również i w tym albumie. Jego niezałamana wola przetrwania, inteligencja i spryt nie pozwalają, aby dał się zdominować i pokonać niezależnie czy wroga da się posiekać na kawałki czy trzeba użyć do walki sił umysłu. Conan pozostaje niezwyciężony niezależnie od okoliczności i siła i patos wylewają się z kart komiksu.

Conan nie może być tylko naczyniem, on jest zdobywcą!

Scenarzysta był jeden, ale rysowników aż trzech. Roge Antonio odpowiadający za rysunki w zeszytach #13-16 niestety według mnie przedstawia najgorszy wizerunek Conana. Cymeryjczyk co prawda nadal jest potężny i umięśniony, ale jego twarz nie rysuje się jako lico wojownika zaprawionego w bojach. Temu Conanowi brakuje wyrazistości, wygląda raczej jak postać z uniwersum Disneya niż brutalnego świata barbarzyńców, morderców i złodziei. Robert Gill w zeszycie #17 ratuje sytuację zachowując spójność graficzną opowieści stawiając na wyraźnie mocniejszy wizerunek Conana, aby w ostatnim zeszycie, Luca Pizzari mógł już zmazać niekorzystne wspomnienie o umięśnionym bobasie z początku historii i pokazać prawdziwe, mroczne i krwiożercze oblicze Barbarzyńcy z Cymerii. Historia na szczęście broni się sama i każdy fan czy to książek Howarda czy filmów ze Schwarzeneggerem poczuje, że to ta sama postać i nie zawiedzie się lekturą Tygla.

Recenzja ukazała się, dzięki uprzejmości Egmont Polska. Po zakup zapraszamy TUTAJ

Strid

Recenzuje komiksy i gry Indie. Fanatyk gatunku soulslike.