Recenzja komiksu Liga Niezwykłych Dżentelmenów Tom 2. Nieokrzesani bohaterowie.

19 listopada 2022,
16:34
Strid

Po pierwszym tomie Ligi niezwykłych dżentelmenów miałem kaca mola komiksowego. Nie czułem się na siłach wskoczyć od razu w inny świat. Dlatego z radością przywitałem tom drugi LND!

Bohaterowie z okładki drugiego tomu

Nie znajduję powodu, dla którego drugi tom przygód drużyny angielskich agentów miał bym ocenić niżej niż poprzednika. Wręcz przeciwnie, gdyby nie koniec skali dodał bym jeszcze oczko. Sama historia jak i dodatki są zupełnie jak posiłek złożony z dwóch głównych dań, a i deser się znajdzie. Kolejna perełka od Alana Moora w kolekcji.

10 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru

Alan Quatermain, Kapitan Nemo, Hawley Griffin, Dr. Jekyll i pan Hyde oraz panna Mina Murray znowu musza mierzyć się z niebezpieczeństwem grożącym nie tylko im, ale i całej Anglii, a tym razem nawet i światu! W poprzednim tomie musieli odnaleźć skradziony pierwiastek, który miał posłużyć do podróży w kosmos. Tym razem również problemy pojawiają się z kosmosu i to całkiem dosłownie. Na Ziemię spadają dziwne meteoryty, jak się okazuje jest to nic innego jak statki transportowe rasy kosmitów, która prowadząc wojnę na Marsie postanawia wykonać skok w bok i zniszczyć planetę przywódców Marsjańskiego ruchu oporu, którzy wywodzą się z trzeciej planety od słońca.

Jeśli znacie Wojnę światów Wellesa, lub przynajmniej oglądaliście film z Tomem Cruisem, lektura drugiego tomu Ligi niejednokrotnie przysporzy wam uczucia deja vu. Moore nie tylko czerpie z niej inspiracje, ale i przenosi rozwiązania wręcz dosłownie. Nie znaczy to, że album jest plagiatem. W sumie cały wątek ataku Marsjan dla mnie leży gdzieś na drugim planie. Członkowie ligi kradną dla siebie cały spektakl, w którym inwazja obcych jest tłem dla rozwoju ich postaci. Edward Hyde praktycznie pozbywa się Jekylla i staje się na dobre właścicielem egzystencji, którą dzieli obaj. Zyskuje przy tym jednak wiele ogłady i rozsądku przy czym niewidzialny Griffin, który nigdy za grosz honoru nie miał, posunie się do jeszcze większych łajdactw niż w tomie poprzednim. Tym czasem Quatermain i Mina oddadzą się czemuś więcej niż tylko poszukiwaniu tajemniczego doktora, który w angielskim lesie tworzy niesamowite, humanoidalne hybrydy. Zwrotów akcji nie brakuje, a opowieść fascynuje.

Nieodrobione lekcje savoir vivre’u

Tak, ponownie Liga Niezwykłych Dżentelmenów zgarnia najwyższą notę. Ponownie jednak robi to w pełni zasłużenie. Mimo formuły opartej na znanej historii Moore przedstawia ją w taki sposób, że czytelnik nie raz poczuje się zszokowany wydarzeniami na kartach komiksu. Niektóre będą wręcz gorszyć odbiorcę, a sympatia może pojawić się w czasie lektury do bohatera, którego po pierwszym tomie nią nie darzyliśmy. Jednocześnie nic nie wyklucza, że całkowicie przyjdzie stracić ją dla członka ligi, którego wcześniej lubiliśmy. To nie są bohaterowie ani anty-bohaterowie. Liga wybija się ponad podziały. To drużyna, która nigdy nie była spójna, a każdy jej członek zawsze był osobną jednostką i nie kierował się bynajmniej dobrem zespołu. Podobnie jak w tomie pierwszym po zakończeniu komiksu, otrzymujemy spore objętościowo opowiadanie, kilka humorystycznych wstawek, a nawet grę planszową. Nie da się obejść tego albumu obojętnie i choć kreska znowu jest najmniej lubianą przeze mnie częścią komiksu, to całościowo jedna z moich ulubionych pozycji w kolekcji.

Materiał do recenzji dostarczył Egmont. Do zakupu zapraszamy TUTAJ.

Strid

Recenzuje komiksy i gry Indie. Fanatyk gatunku soulslike.