Rozkładanie Półeczki jest jak montowanie kallaxa. Składasz plastikowe regaliki, do których będziesz wrzucał żetony zbierane ze stanowczo zbyt śliskiej planszy, montujesz kartę celu indywidualnego na podstawce, wykładasz cele ogólne, posypujesz je żetonami punktów i możesz grać. Tylko co tu robi ten fotelik? To pewnie dla kota.

Parafrazując dewelopera duszy, instrukcji życia nikt za ciebie tobie nie wytłumaczy
Phil Walker-Harding jest mistrzem gier niebanalnie prostych. Półeczki też nie przekombinował. Zbierasz do trzech żetonów z planszy, a następnie wrzucasz wszystko do jednej kolumny swojego regaliku w dowolnej kolejności. Robisz tak, aż ktoś nie zapełni wszystkich okienek na swoich półeczkach i wtedy ewentualnie reszta towarzystwa może dokończyć rundę. Warto pamiętać o uzupełnianiu planszy, gdy pozostanie na niej za mało żetonów.

Grę wieńczy liczenie punktów za cele ogólnodostępne, za stopień realizacji celu indywidualnego oraz za grupy żetonów tego samego koloru. Odrobina prostej matematyki i już można grać ponownie. Bo Półeczka jest szybka, lekka i przyjemna. Jednak pamiętajcie, jak mawia stare chińskie przysłowie: Nie pytaj kobiety o wiek, miliardera o pochodzenie jego fortuny, zaś gracza o to, co trzyma na półeczce wstydu. Po takim przygotowaniu każdy da sobie radę z tą grą.
Recenzja gry Półeczka. Czyżby przerost formy nad treścią?
Półeczka wcale nie potrzebuje swojego regalikowego gadżetu. Od strony technicznej sprawę załatwiłyby planszetki graczy. Ale, ale… gdzie wtedy siedziałyby sobie żetony kotów? W Baśniowej gospodzie pionowy stojak pełnił istotną rolę w rozgrywce, gdyż to, co wrzucił jeden gracz, definiowało sytuację rywala.
W Półeczce przynajmniej nie trzeba graczom przez ramię zaglądać, żeby widzieć, jak im idzie porządkowanie żetonów i czy przypadkiem nie warto by podebrać ostatniego niebieskiego z planszy, bo komuś brakuje do niebezpiecznie wysokopunktującej grupy. Wszystko widać jak na dłoni, więc każdy może pysznić się porządkiem na półkach, co w życiu się raczej nie zdarza. Bez regalików Półeczka działałaby równie dobrze, lecz nie byłaby nawet w połowie tak fajna.
Zróbcie z tym porządek! Czyli Półeczka w pełnej krasie
Półeczka jest tak bezstresowa, że z przyjemnością liczy się ją w locie. Celem indywidualnym jest umieszczenie jak największej liczby konkretnych żetonów w dokładnie określonych miejscach. Dużo czasu nie trzeba, żeby wiedzieć, czy uda się to wymaksować.

Ogólne cele punktują na zasadzie wyścigu. Kto pierwszy, ten lepszy, gdyż za ułożenie odpowiedniej konfiguracji zdobywa się żetony o malejącej wartości punktowej. Zawsze można coś ugrać tworząc grupy żetonów w jednym kolorze, które punktują na zasadzie, że im większa, tym lepsza.
I tak Półeczka prezentuje się jak w wykreślanka bez wykreślania i rysowanka bez rysowania. Każdy dłubie w swoim regale, liczy sam na siebie i tylko zerka, czy nie opłaca się podebrać konkretnego żetonu z planszy na zasadzie lokaja ogrodnika, bo skoro ja dobrze nie zapunktuję, to czemu miałbym tobie na to pozwolić…
Czy regały tytułowej Półeczki uginają się pod ciężarem przedmiotów?
Detektyw z bardzo nietrafionego nawiązania wykrzyczałby: Co jest na póóółce!!? Tymczasem Półeczka stoi na samej granicy między grą, a zabawką, w krainie, gdzie możesz zapomnieć o dorosłym graniu i przyjemnie spędzić czas. Jest gadżetem, obsługiwanym przez bardzo prosty zestaw bezstresowych reguł.

Rozgrywka jest intuicyjna niczym sobotnie sprzątanie. Zajmuje mniej czasu niż sprzeczka o to, czyje książki mają zająć najlepsze miejsce. Grę resetuje się przez radosne robienie bałaganu wytrząsaniem żetonów z regalików i nikomu nie wadzi ponowne robienie porządków. Losowy dobór kart celów indywidualnych i ogólnych gwarantuje, że nie za szybko zabraknie patentów na poukładanie klamotów na półkach.
„A to mój pokój z półeczkami.” Ja, kiedy wciąż nie dorosnę
Muszę to wreszcie wyznać publicznie. Nigdy nie kończę porządkowania książek i planszówek. Zawsze zaczynam coś czytać, albo w coś zagram. Najlepsza z Żon o tym wie, zatem kiedy chce mieć mnie z głowy, ordynuje sprzątanie regałów. W Półeczce przynajmniej kończę, co zacząłem i jako tako trzymam się reguł.
W przytulnym świecie prostego, logicznego abstraktu wszystko można sobie z większą lub mniejszą szansą powodzenia rozplanować, dzieci nie przeszkadzają, bo są zajęte swoimi regalikami, a koty nie drapią.