Deweloperzy lubią zostawiać swoim odbiorcom niewielkie niespodzianki – easter eggi, czyli różnego rodzaju żarty ukryte przez twórców gier. Dzisiaj z okazji prima aprilis przejrzymy te, które naszej redakcji najbardziej zapadły w pamięć!
Spod pióra Michała Kaźmirczaka
Zaczynamy od klasyka. W całej serii przygód Białego Wilka możemy znaleźć pokaźną listę różnych easter eggów. Mnie zawsze najbardziej bawił ten nawiązujący bezpośrednio do przygód pewnej sekty asasynów i całej serii poświęconych im gier. W Wiedźminie 2 w jednej z początkowych sekwencji, kiedy zdobywamy zamek La Valletów, możemy znaleźć leżące tuż obok siana ciało przebranego w biel zabójcy.
Geralt, widząc ciało, komentuje je tylko krótkim: „Nigdy się nie nauczą”. Oczywiście cała sytuacja jest bezpośrednim nawiązaniem do serii Assassin’s Creed Ubisoftu, gdzie główny bohater może przeżyć skok z dużych wysokości, lądując w stogu siana. Niestety tym razem Altair nie trafił w miejsce, w które celował…
Spod pióra Pawła Trawińskiego
Jedną z cieplej wspominanych przeze mnie niespodzianek w grach był ukryty terminal w pierwszej części cyklu Black Ops. Tajemnica tym ciekawsza, że wielopoziomowa. Najpierw należało bowiem wydostać się z fotela, do którego byliśmy przypięci w menu głównym, co samo w sobie wymagało odkrycia, że możemy wejść w interakcje nie tylko z pozycjami na ekranie telewizora. Gdy już to zrobiliśmy, za naszymi plecami czekał stary komputer osobisty obsługiwany za pomocą wiersza poleceń. Ciekawie robiło się, gdy wiedzieliśmy, jakie komendy wpisać. Tytuł zawierał bowiem dwie dodatkowe gry w grze.
Wstukanie na ekranie „DOA” powodowało uruchomienie gry Dead Ops Arcade będącej prostym twin-stick shooterem, w którym na małych arenach walczyliśmy z coraz większymi hordami zombie. Zabawa nabierała dodatkowych rumieńców, gdy dołączali do niej nasi znajomi, bo nieżywych anihilować mogliśmy w cztery osoby. Wpisując natomiast na ekranie „ZORK”, uruchamialiśmy grę tekstową o tym samym tytule, która jest istniejącą produkcją z portfolio Activision i ukłonem ku początkom elektronicznej rozgrywki. Zatem młodsi gracze mogą potraktować to jako eksponat w muzeum.
Spod pióra Bartka Sobolewskiego
W lewym dolnym rogu mapy Stare Miasto możemy znaleźć tajemniczy komin, do którego da się wejść. Przeniesie on nas do dziwnego świata, w którym w wielkiej komnacie wypełnionej wodą będziemy musieli przebiec po serii bloków do końca planszy. Na naszej drodze staną jednak grzybkowate zombie, które są zupełnie nieszkodliwe. Dodatkowo niektóre bloki nad naszą głową można będzie rozbić, skacząc niczym słynny hydraulik, a w jednym z nich możemy znaleźć schemat na Kombinezon Pyzy umożliwiający nam krótkie szybowanie z wysokich miejsc.
Spod pióra Doroty Żak
Wysoko na liście moich ulubionych easter eggów znajdzie się niespodzianka obecna w trzeciej części Raymana. W jednym z poziomów – w Kwaterze Mroklumów, dla ścisłości – możemy dostać się do ukrytego pomieszczenia, w którym znajdziemy zamarłych w bezruchu robopiratów z Rayman 2: The Great Escape, z ich dowódcą, Brzytwobrodym. Już samo to byłoby ciekawym nawiązaniem do poprzedniej części gry, ale na tym zabawa się nie kończy, bo postaci ustawione są w kompozycji przypominającej tę z Ostatniej wieczerzy Leonarda da Vinci.
Spod pióra Bartłomieja Gawryszuka
Jeżeli ktoś się mnie zapyta o easter egga, to pierwszym, o którym wspomnę, będzie właśnie ten. Pomimo że z Mortalem mi nie po drodze totalnie, z Toasty! zapoznałem się podczas czytania o przemocy w grach wideo, aby przygotować się do szkolnej debaty na ten temat (liceum to dzikie miejsce). Kilka godzin później miałem już Mortal Kombat X w ręku.
Coś jest w tym urzekającego. Z kąta ekranu wyskakuje ci gościu i falsetem wyśpiewuje krótką kwestię. Trochę groteskowe, kiedy gra jest tak graficzna, ale jednak… czarujące. Już nie mówiąc, że w większości przypadków pojawia się po pięknym sierpowym z przykuca, najlepszy ruch, za którego nadużywanie nienawidzą mnie wszyscy znajomi. Ach, wspomnienia…
Spod pióra Igora Kaźmierczaka
Jedna z najbardziej klimatycznych introdukcji fabularnych w grach wideo, które zapadły mi w pamięć. Początek Far Cry 3, czyli gry, która odmieniła oblicze serii i do której po dziś dzień odwołują się twórcy nie tylko kolejnych odsłon cyklu (czego świetnym przykładem jest recenzowany przez nas nie tak dawno Far Cry 6), ale również wielu innych powstających produkcji.
Środek nieokiełznanej dżungli; ucieczka w nieznane na skraju życia i śmierci; nieznośne i przerażające ujadanie psów; noc, której ciemność rozświetlają wystrzały kul z karabinów kierowanych w naszą stronę; śmierć brata głównego bohatera, który umiera na jego rękach zamordowany przez nieznanego nam jeszcze szaleńca… Sceną o takim ładunku emocjonalnym otwiera się trzecia część legendarnej serii wydawanej od 2004 roku przez Ubisoft i mimo ogromnego napięcia, które towarzyszy graczowi w jej trakcie, producenci decydują się wpleść do niej nawiązanie do Forresta Gumpa, które nie tylko nie wybija z rytmu, ale wręcz perfekcyjnie wpasowuje się w budowaną atmosferę. Szaleńcze, wykrzykiwane z psychopatyczną satysfakcją przez Vaasa Montenegro „Run, Forrest, Run!” w Far Cry 3 świetnie definiuje bowiem charakter głównego antagonisty i jest dla mnie symbolem easter egga, który służy nie tylko żartobliwemu mrugnięciu okiem w kierunku gracza, ale przede wszystkim celom zdecydowanie bardziej przemyślanym w kontekście fabularnym.
Spod pióra Kai Piaścik
Właściwie w każdej odsłonie Far Cry znajdują się easter eggi nawiązujące do innych części serii. Jednym z najbardziej rozbudowanych odniesień jest misja poboczna w Far Cry 5, w której można pomóc egocentrycznemu reżyserowi o dźwięcznym imieniu Guy Marvel w kręceniu nowego filmu, Blood Dragon 3. Scenografia, lasery, neony, a także soundtrack w queście – cała retrofuturystyczna stylistyka odwołuje się do samodzielnego dodatku Far Cry 3: Blood Dragon. Na miejscu możemy znaleźć nawet oficjalny plakaty gry z pełnym tytułem. Ciekawy pomysł, nawiązanie do jednej z najlepszych odsłon serii, a do tego nieco łamania czwartej ściany i mamy przepis na naprawdę pamiętny easter egg.
Spod pióra Tomasza Wasiewicza
Kocham serię Souls. Nie naliczę tytułów, w których słynne ognisko z wbitym w nie mieczem się pojawiło. Borderlands 2, Wiedźmin 3 czy Fallout 4, to tylko kilka z duży gier, które je posiadały. Czemu zatem R6: Siege jest moim ulubionym? Po pierwsze, to także moja ulubiona taktyczna strzelanka. Po drugie, ognisko jest schowane dość dobrze. Aby do niego dotrzeć, trzeba znać mapę i zwiedzać ją nie jednym z operatorów, a mobilnym dronem (dla znajomych dronką). Po trzecie, samodzielnie odkryłem ten easter egg, co dodało smaczku całości. Niestety mój zrzut ekranu zaginął gdzieś przy przejściu z PS4 na PS5, ale znalazłem dla was dobre zdjęcie w serwisie Reddit. Ja się jaram, a wy?
Wielu autorów