Jeśli oglądaliście Muppet Show Jima Hensona, to z pewnością nie są wam obce specjalne relacje pewnych świń, które w rakiecie kosmicznej własnej produkcji próbują podbić wszechświat. „Pigs in Space” spowodowało, że MLEM: Agencja kosmiczna z wydawnictwa Rebel od razu mi się z tym skojarzyło. „Koty w kosmosie”? A czemu nie. Pies już był, teraz czas na inne nasze pupile.
Lecimy?
Zawartość nie pozostawia wątpliwości, że wyruszymy w podróż kosmiczną. Spora rakieta wykonana z grubej tektury zawiera miejsca dla naszych astronautów. Żetony w kształcie kocich głów, z różnymi umiejkami, będziemy wysyłać na podbój wszechświata. Ale najlepsze wrażenie robi mata z wizerunkiem planet i ich księżyców, po której będziemy przemieszczać naszą rakietę. Nie tę dużą, ale mniejszy pionek w kształcie rakiety. Będzie się on przesuwał od planety do planety, mijając po drodze ich księżyce. W każdej chwili nasi odkrywcy kosmosu będą mogli odwiedzić mijane ciało niebieskie i zostać jego zdobywcą. Oczywiście pod warunkiem, ze lot będzie udany, a nie rozbijemy się o jakąś asteroidę.
Wizualnie gra prezentuje się znakomicie. Wykonanie nie budzi żadnych zastrzeżeń, wręcz przeciwnie może wywołać zachwyt. A jak z wrażeniami z samej rozgrywki? W naszym przypadku, przeprowadzając zmagania podboju kosmosu w trzech różnych ekipach, z różnym stanem osobowym, ale już dorosłymi osobnikami, gra, mówiąc kolokwialnie, siadła. Wszyscy bawili się wyśmienicie, z godnością przyjmując porażki i prawie z wypiekami na twarzy podchodząc do rzutów kośćmi.
Tak, gra typu push your luck, zawsze wzbudza spore emocje. A tu od rzutu kości zależało czy uda się polecieć dalej, w głąb kosmosu na większe i bardziej wartościowe planety, a nawet w pustkę kosmiczną. Kości symbolizujące paliwo kosmiczne, nie zawsze wykazywały się prawdopodobieństwem, co niejednokrotnie przekładało się na rozbicie naszej rakiety, czyli nieudany lot. Umiejętności astronautów albo wspomagały kapitana, albo przeszkadzały załodze w wykonaniu misji. Choć to kapitan dzierżył kości i wybierał potrzebne w danej chwili paliwo, załoga wspomagała go w podejmowaniu decyzji, mając oczywiście na względzie dobro swoich kosmonautów. Jednak czasami chęć wylotu w pustkę kosmiczną przesłaniała nam realizację celów.
Koty, wszędzie widzę koty
W grze wszystko jest ‘kocie’. Poczynając od astronautów w kształcie głów kotów, poprzez punkty zwycięstwa symbolizujące kocie zabawki, do standardowych celów z symbolami kotów. Największe „wow” robi neoprenowa mata, po której leci nasza rakieta. Piękna, kolorowa, z kocimi motywami na planetach. Nic, tylko grać.
Podstawowa rozgrywka jest niezwykle prosta: umieść wybranego astronautę w rakiecie w kolejności wsiadania. Pierwszy zajmuje miejsce kapitan statku, a za nim pozostali kosmonauci. W zależności od tego z jakimi umiejętnościami wsiadają koty przed nami, możemy wybrać takiego, który po wylądowaniu przyniesie nam najlepsze profity. Gdy wszyscy zajmą miejsca, rakieta startuje. Misja rozpoczęta. Kapitan rzuca kośćmi i sprawdza jakiego przyspieszenia może nadać rakiecie. Musi umiejętnie zarządzać kośćmi, oddzielając te, których może użyć od pozostałych. To dowódca wyprawy decyduje z jakich kości skorzysta. Jednak te wybrane do poruszenia rakiety zostaną usunięte z tej rundy. Odtąd jest ich coraz mniej. Może się zdarzyć, że do dalszego lotu pozostanie tylko jedna kość paliwa kosmicznego. Jedynie wykorzystanie dopalacza powoduje powrót kości z tym symbolem do dalszego używania. Ale nie wszędzie można go użyć.
Dopóki kości są w grze, dopóty nasza rakieta leci dalej. Gdy zabraknie paliwa, a więc oczka na kości nie pozwolą jej użyć, rakieta roztrzaskuje się. Na szczęście nasi astronauci to koty, które zawsze spadają na cztery łapy i wracają do swojej bazy. Jednak komu udało się wysiąść na jednej z wcześniejszych planet lub księżyców, jest bezpieczny i albo punktuje od razu (księżyc), albo na koniec gry (planeta). Czasami warto ryzykować i posyłać koty jak najdalej, jednak komu pierwszemu uda się wysłać w kosmos wszystkich swoich astronautów, ten inicjuje koniec gry. Koniec następuje również wtedy, gdy po raz jedenasty rozbiliśmy nasz statek kosmiczny.
Koty w kosmosie
Oprócz punktów zdobytych podczas odwiedzenia księżyców i planet, można również zdobyć dodatkowe punkty za na przykład wysłanie czterech swoich astronautów na księżyce lub trzech na jedną planetę. Przy chęci zdobycia takiego profitu do losowej gry wkrada się nieco strategii.
A jeszcze ciekawiej dzieje się, gdy odpalimy dodatki. Są trzy: UFO, tajne misje i odkrycia. Można dołączać je do gry pojedynczo lub wszystkie na raz. Dają one dodatkowe punkty na koniec gry. UFO i odkrycia sprzyjają aktualnemu dowódcy rakiety, natomiast tajne misje zależą od tego, ile z nich uda nam się wypełnić. Rozszerzenia nie komplikują gry, warto więc je dołączać po rozegraniu pierwszej podstawowej partii.
Dla nas gra MLEM: Agencja kosmiczna okazała się fajną zabawą. Z przyjemnością będę ją prezentować kolejnym graczom. Możliwe, że na moją ocenę mógł mieć wpływ fakt, że tu są koty, a ja jestem posiadaczką dwóch czarnych futrzaków 😉 Jednak i właściciele psów nie narzekali na rozgrywkę. No, może trochę na niektóre niezbyt udane rzuty kośćmi.
To kto wsiada ze mną do rakiety?
Koty poleciały w kosmos dzięki współpracy barterowej z Wydawnictwem Rebel.