Po trzech latach wróciłem do Londynu, żeby spędzić dwa dni na moich ulubionych targach gier – EGX. Nie słyszeliście o nich? Nie wstydźcie się – nie jest to bowiem impreza porównywalna do E3 czy Gamescom, ale dla mnie stanowi propozycję idealną. Czemu? Do tej pory można było tam zobaczyć nowości na równi z tymi w niemieckiej Kolonii czy Ameryce. Jednocześnie omijało się potężne tłumy, a całość spędzało w rodzinnej atmosferze. Oczywiście COVID, a już zwłaszcza ten na Wyspach Brytyjskich, był tak niebezpieczny, że nie było mowy o spotkaniu na żywo. Były pewne przymiarki do tego już rok temu, ale ostatecznie się nie udało. Jak zatem wypadło Eurogamer Expo po tej „chorobowej” absencji?
Wielka Brytania bardzo źle przeszła przez te kilkanaście miesięcy pandemii. Chyba najbardziej ucierpiała ze wszystkich europejskich krajów. Bałem się więc, że podróżowanie tam, nawet na dwa dni, to będzie wyzwanie. Na szczęście niesłusznie. Poza faktem, że Anglia nie jest już w Unii Europejskiej, więc trzeba ze sobą zabrać paszport, a nie dowód osobisty, reszta jest super łatwa. Nawet można swobodnie korzystać z automatycznej kontroli granicznej, więc jak dla mnie – rewelacja. Z lotniska jest kawałek drogi do miejsca targów – ExCeL, ale kilku przewoźników oferuje zatrzymanie się po drodze do centrum w dość bliskiej ich odległości. Także wylatując z Modlina o 7.00 rano, bez pośpiechu na 10.30 czasu lokalnego stawiłem się pod wejściem głównym na wydarzenie EGX. W końcu, przecież nie o mojej podróży przyszliście tu czytać, prawda?
Jestem przyzwyczajony do stania w długich kolejkach do wejścia, także w dni przed weekendem. Zdziwił mnie ich brak w piątek. Jak się szybko okazało, EGX otwiera się dla odwiedzających godzinę wcześniej niż zwykle i właściwie to byłem pół godziny po czasie. To dobrze, bo przez chwilę mi się wydawało, że może nie być innych graczy. Po wejściu przeszedłem się wzdłuż całej hali przeznaczonej pod targi i muszę przyznać, że nie zrobiły na mnie najlepszego wrażenia. Miałem wrażenie pustki i budżetowości. Jeszcze przed samym wyjazdem sprawdziłem listę tytułów, w które będzie można zagrać, a która głównie przedstawiała gry, które swoją premierę miały już jakiś czas temu. To zupełnie nie tak jak pamiętam, gdzie EGX było dla mnie wejściówką do wszystkich nadchodzących produkcji, bez gigantycznych kolejek znanych z Gamescom-u. Brak dużych stoisk znanych marek, brak widoczności Xboxa, brak plakatów wypełniających całą drogę budynku targów. Może nie będzie tak, źle pomyślałem i stanąłem w kolejce do Call of Duty.
Można by powiedzieć, gdyby nie fakt, że po godzinnym staniu do grania, Modern Warfare 2 zaproponowało mi dokładnie to samo co otwarta beta, która już była dostępna dla wszystkich i na wszelkich sprzętach. Zdecydowanie liczyłem na coś nowego. Zawiedziony, skierowałem swoje kroki do dużego tytułu numer dwa na liście – Wo Long: Fallen Dynasty. Tuż przed wyjazdem miałem okazję zapoznać się z demem na PS5, byłem więc pewien, że i tutaj będzie powtórka z rozrywki. Lubię się tak mylić. Dostaliśmy fragment rozgrywki z późniejszego etapu w grze. Demo pozwala nam rozegrać sam początek przygody. Tutaj mieliśmy również wybór klasy i uzbrojenia postaci, po to by zmierzyć się z trudniejszymi przeciwnikami, którzy zwiększają swoją trudność, gdy nas pokonają oraz z głównym złym tej krainy. Ten etap podobał mi się dużo bardziej niż demo i pokazuje, że gra ma niesamowity potencjał, a dodatkowo nie jest zakamuflowanym Nioh. Póki co wynik to 1:1. Może nie będzie tak źle? No i nie było!
EGX to nie tylko opcja sprawdzenia tytułów, które niedługo trafią w nasze ręce, to też niespotykana okazja by zrobić rzeczy, których z własnej kanapy czy fotela nie zrobimy, a przynajmniej będzie to bardzo trudne. W tym roku była to możliwość przetestowania Steam Deck-a, przejażdżka modelem F1, rozgrywka w VR w dwóch trzyosobowych drużynach, rozegranie turniejów w popularnych tytułach, czy wzięcie udziału w jednym z dziesiątek paneli, które odbywały się w kilku miejscach dając dostęp do pokaźnej dawki informacji z całej branży. Są tutaj uniwersytety zachęcające do studiowania na kierunkach związanych z grami. Są cosplayerzy, np. ze Spores Productions, którzy opowiadali o swoim fanowskim filmie The Last of Us, ale można też podpatrzeć popularnych redaktorów Eurogamer-a, którzy często grają na żywo nie tylko w elektroniczne, ale i planszowe tytuły. Dodajcie do tego możliwość otrzymania różnych gadżetów, a nawet wygrania laptopów dla graczy, żeby wiedzieć, że warto było zerwać się wcześniej z łóżka, by wziąć w tym wszystkim udział.
O Call of Duty już pisałem. Zresztą z większym tekstem z wrażeniami z testów beta Modern Warfare 2 możecie zapoznać się na łamach naszego portalu. O Wo Long, również napisałem częściowo wyżej. Dodam, że jest to gra osadzona w mitologicznej Japonii, gdzie przyjdzie nam zmierzyć się tak z feudalnymi wojownikami, jak i yōkai. Do wyboru mam kilka rodzajów magii żywiołów oraz zatrzęsienie broni białej, rzucanej oraz łuków i kusz. Poziom trudności ustawiony jest trochę wyżej niż w standardowych grach akcji, nie mniej jednak jest prościej niż w serii Souls. Tutaj mamy także możliwość skakania, co daje niejednokrotnie możliwość zaskoczenia przeciwnika przez atak z góry, który jest dodatkowo premiowany. Poniżej opiszę po krótce te tytuły, które miałem okazję przetestować samemu.
Szalona koza powraca! Pewnie już się domyśliliście, że nigdy nie było części drugiej, ale to nie ważne, bo koza jest tak wykręcona, że faktycznie można przypuszczać, że coś między częścią pierwszą a trzecią wyszło. Pierwsze skojarzenie podczas rozgrywki to Just Cause z kozą w roli głównej. Mamy więc plecaki rakietowe i totalną rozwałkę. Graficznie skok jakościowy jest olbrzymi. Jeśli więc kręcą was takie gry, będziecie się świetnie bawić i tutaj.
To dla mnie duże zaskoczenie. Od dawna nie spodziewałem się niczego po grach z niebieskim Jeżem, ale pomyślałem, że z jakiegoś powodu ustawiają się do tego tytułu spore kolejki. Kiedy dostałem możliwość ogrania Sonic-a, moim oczom ukazał się pierwszy etap, podobno jeden z wielu i 15 minut na jego przejście. Zabrakło mi minuty żeby pokonać głównego złego tej planszy, ale gdyby nie goniący czas pewnie spędziłbym na niej drugie tyle czasu. Czuć, że inspiracją dla twórców był Mario Odyssey i bardzo dobrze! Mnogość atrakcji, zadań, ukrytych miejsc. Dokładnie tak wyobrażałbym sobie udaną grę z Jeżem. Polecam mieć na nią oko.
Nie tak dawno temu natrafiłem na artykuł, jak pierwsza część House Flipper-a zawojowała platformę Steam, a tu jedne z największych stoisk należy do dwójki. Zresztą nie tylko to! Gra znalazła się na wszystkich identyfikatorach, które służyły za wejściówki na targi. Można mówić o dużych, polskich deweloperach, ale krakowskie studio Frozen District zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Byli świetnie przygotowani, a brytyjscy gracze pokochali ten, „coś więcej niż, symulator renowacji domów”. Po krótkim pytaniu po polsku dostałem okazję spotkania się w specjalnej sali przeznaczonej dla mediów, gdzie bez kolejki (jednej z największych na całym EGX) pograłem też w tytuł.
Kuba miał gotową prezentację, muszę przyznać, że jedną z lepszych jakie przyszło mi oglądać. Opowiadał o faktach i liczbach, o tym, że ich gra to często pierwszy tytuł w jaki ludzie w ogóle grają. Że zdecydowanie więcej niż statystycznie kobiet i osób po trzydziestce sięga po tę grę. Pokazał też jak rozwijana była część pierwsza i jak niezwykle skutecznie można to zrobić, kiedy słucha się własnej publiki. Opowiadał też o planach na przyszłość. Przed nami szykuje się najlepszy możliwy sequel, jaki można sobie wyobrazić. Graficznie skok jest bardzo duży, a to co przyszykowali artyści konceptowi, w ogóle już rzuca na kolana. Teraz każdy dom będzie miał swoją historię.
Ilość detali o jakie zadbali twórcy powala, a do tego wszystko co było dostępne w dodatkach do części pierwszej znajdzie się też w dwójce. Przyznam, że gdy oglądałem jak inni grają zastawiałem się, co jest takiego w tej grze, że ludzie chcą usuwać pleśń ze ścian, wyrzucać śmieci czy myć okna. Po dwudziestu minutach z produktem w wersji alfa już wiem, to naprawdę świetna zabawa i gdyby nie kolejna grupa dziennikarzy, zostałbym dłużej. Widać, że deweloperzy świetnie mają wszystko poukładane w głowach. Nie spieszą się, pracują dokładnie i metodycznie. Kuba też wie co mówi, jest z ekipą od pierwszej części. House Flipper 2 to tytuł, o którym będzie głośno i bardzo dobrze.
Do grania zachęcał ogromny plakat oraz sporych rozmiarów figurka jednego z robotów z rozgrywki. Tytuł ma przykuwającą oko grafikę, miłą, miękką. Chce się grać! Do czynienia mamy z platformówką. Sterujemy chłopcem, który budzi się po ciężkim lądowaniu na tytułowej planecie. W pobudce pomaga nam mały, przyjazny, pso-podobny kosmita. Początek nie pokazał może wielkiego potencjału, ale jako przyjemna odskocznia od dużych tytułów na pewno się sprawdzi.
Choć tytuł miał swoją premierę pod koniec czerwca, przyjemnie było ograć go na stanowiskach do tego odpowiednich, z kierownicami, które mają symulować to co mają prawdziwi kierowcy F1. Specjalny fotel, metalowe pedały, trzy monitory. Nawet dla kogoś takiego jak ja, kogo te wyścigi nie interesują, w takiej formie mógłbym jeździć i jeździć. Jeśli planujecie zakup tytułu, koniecznie pomyślcie o tych dodatkach.
W sumie nie powinno tu być tego tytułu. Nie można było w niego zagrać. Nie było też nigdzie nawet pojedynczego ekranu, na którym wyświetlany byłby chociaż zwiastun gry. Stoisko Gotham Knights było jednak połączone z drugim, należącym do TikToka. Obsługiwane było przez bardzo miłe osoby, które nie tylko z przyjemnością zrobiły zdjęcia, ale też krótkie wideo, idealne właśnie do tego medium. Co było więc główną atrakcją? Batmotocykl i gadżet z nadchodzącej gry – maska sowy. Mi na pewno zrobili tym dzień.
Niedawna premiera hitu Nintendo była idealnym momentem, żeby przez wszystkie dni targów odbywały się turnieje w nią właśnie. W chwilach oddechu, ludzie bez wymaganej czteroosobowej drużyny mogli zasiąść do konsol i samemu też świetnie się pobawić. Nikt nikogo nie gonił, można było grać do woli. Ja, po trzech wygranych meczach skończyłem, ale było widać, że inni chętnie zostali na dłużej. Nie dziwne, to naprawdę super strzelanka!
Ten tytuł Nintendo jest już chwilę z nami, ale można go było przetestować na dużym stanowisku z innymi znanymi grami jak Kirby and The Forgotten Land, Pokemon Arceus, The Legend of Zelda: Breath of the Wild, Pokkén Tournament DX, czy Mario Kart 8. Ja liczyłem na coś w stylu Kapitana Tsubasy – podkręconej piłki nożnej o specjalne ruchy czy akcje. Niby to dostałem, ale jednak chaos i kompletny brak poczucia, że mam wpływ na to co się dzieje na murawie zupełnie popsuło mi odbiór. Trzeba jednak przyznać, że był to najchętniej ogrywany tytuł z wymienionych.
Tuż przed targami otrzymałem wiadomość, że właśnie na EGX dane będzie mi ograć nową bijatykę Capcom-u. Przyznam, że jestem raczej fanem Tekken-a i Mortal Kombat. SF wydawał mi się zawsze zbyt skomplikowany, jeśli chodzi o sekwencje ruchów. Gdy oglądałem jak grają inni miałem wrażenie, że grafika nie zmieniła się znacząco od części piątej. Myliłem się. Gdy tylko wziąłem pada w ręce zrozumiałem, że to pełnoprawna nowa część. Grafika faktycznie jest podobna, ale już w obecnej wersji jest dużo bardziej szczegółowa. Do tego te kolory przy ciosach specjalnych! Ależ mi się to podobało. Sterowałem też dwoma zupełnie nowymi postaciami w serii – Kimberly oraz Jamie. Każda z nich ma naprawdę unikatowy styl walki. Spodobał mi się zwłaszcza Jamie. Myślę, że jeśli pozostali, nowi wojownicy, będą tak udani, Street Fighter może nieźle namieszać. Warto trzymać rękę na pulsie.
Nie dziwne, że do tej konsoli przenośnej ustawiła się również spora kolejka. Był jednak problem z zabezpieczeniem sprzętu, w związku z czym każda osoba chętna do pogrania na niej musiała w zastaw oddać dowód osobisty lub inny dokument tożsamości. Jest to coś, z czym wcześniej się nigdy nie spotkałem. No dobrze, ale nie o tym. Steam Deck – gry z PC dostępne na urządzeniu przenośnym przypominającym konsolę. Mi trafił się sprzęt z Elden Ring na pokładzie. Dzięki temu, że znałem tytuł bardzo dobrze, było mi łatwiej ocenić różnice między ogrywaniem tytułu na PS5 i konsolce. Jeśli chodzi o techniczną część, to jest lepiej niż dobrze. To jak tytuł był płynny, jak porządnej jakości wyświetlał grafikę robiło wrażenie. Całość sprawia wrażenie produktu z wyższej półki. Niestety źle mi się na nim grało. Ciężko było trzymając operować prawą gałką, a zatem kamerą. Bez tego granie w Elden Ring było mocno bez sensu. Sprzęt jest po prostu za duży i choć rozumiem, że taką jakość nie dało się zmieścić w niczym mniejszym, to jednak dla mnie jest to zbyt nieporęczne.
Kojarzycie grę towarzyską – Mafia? Dla mnie to było pierwsze skojarzenie przy tym tytule. Czterech śmiałków, każdy z możliwością wcielenia się w dowolną postać pojawiającą się na ekranie. Mają za zadanie shakować trzy punkty dostępu, dostać się do sejfu i uciec z jego zawartością. Brzmi prosto, ale rozgrywka jest wciągająca. Trzeba uważać na innych graczy żeby się im nie zdradzić, nie dać zabić ochronie. Trochę tu Hitmana, trochę Deathloop. Obawiam się, że tytuł nie zawojuje rynku, bo nie ma teraz mody na takie gry, ale jest to coś solidnego i wciągającego.
Pierwsze skojarzenie z nazwą SWAT? Jeśli jest to taktyczna gra, w której wydajecie polecenia zespołowi specjalistów, który później realizuje je i albo marnie ginie, albo zabija przestępców, ratuje zakładników, to witajcie w klubie. No dobra, głównie umiera w strasznych okolicznościach. Później przyszła seria Rainbow Six. W obecnych czasach mamy dwie całkiem udane produkcje, chociaż nie tak taktyczne: Rainbow Six Siege oraz Ready or Not (ta wciąż we wczesnym dostępie, ale bardzo zaawansowanym). Door Kickers 2 jest spadkobiercą tych pierwszych gier. Zarządzamy zespołem, dobieramy operatorów, planujemy im ścieżkę, a następnie patrzymy jak wykonują nasze polecenia. Dostępnych było kilka scenariuszy mocno różniących się od siebie. Muszę przyznać, że tytuł był dość trudny. Udało mi się przejść tylko najłatwiejszy scenariusz, a i to ze stratami w zespole.
Kiedyś dwie wielkie marki ścierały się o miano najlepszej gry piłkarskiej. Teraz FIFA przestanie nazywać się FIFĄ, a PES nie nazywa się już tak, a zamiast tego mamy eFootball. Co więcej jest dostępna za darmo, więc śmiało możecie sobie ją przetestować. Cieszę się, że to zrobiłem. To bardzo fajna produkcja, z niesamowitą grafiką i pozwalająca na bardzo udane akcje. Czuć, że nie jest to poziom FIFY, ale tylko dlatego, że tam są pompowane naprawdę duże pieniądze, ale nadal sprawia wrażenie dobrze zrobionej. Chętnie jednak nie wydam pieniędzy na nową odsłonę gry od EA, a zamiast tego, gdy tylko mam ochotę na meczyk, pogram w eFootball.
Stojąc w kolejce do Wo Long zwróciłem uwagę na stanowisko Dove. Może kojarzycie tę markę kosmetyków, głównie znanej z kolekcji dla pań. Tym bardziej chciałem się dowiedzieć, co robi na targach. Okazuje się, że firma zawiązała współpracę z Epic i wspólnie postanowili stworzyć kobiece postacie, które nie będą stereotypowe. Mają na celu zebranie biblioteki, którą będą udostępniać wszystkim, którzy wykorzystują Unreal Engine do swoich produkcji. Co więcej, programiści dostaną dostęp do całego narzędzia, które pozwoli im je dostosować do swoich potrzeb. Niestety, osoba, która odpowiadała za stanowisko nie potrafiła odpowiedzieć na żadne moje techniczne pytanie, aż w końcu wybąkała, że właściwie to niewiele dostała informacji i nic więcej nie wie. Jak dla mnie to strzał w kolano, bo pokazuje, że jednak to tylko kampania reklamowa, a nie poważne podejście do tematu i żadna ilość statystyk na standach tego nie zakryje.
Muszę przyznać, że na koniec drugiego dnia doszedłem do wniosku, że bawiłem się dobrze. Kolejki nie były tak straszne, jak w latach poprzednich. Jasne, dużych gier było jak na lekarstwo, nowości tak samo. Wszystko to, co byśmy chcieli zobaczyć, a wkrótce wyjdzie było zwyczajnie nieobecne, a jednak wciąż te gry, które dane mi było ograć sprawiły mi mnóstwo frajdy. Czy wrócę na EGX za rok? Na pewno, bo to wciąż moim zdaniem najfajniejsze targi w Europie. Takie najbardziej przyjazne całym rodzinom, ale też pozwalające, żeby osoby po trzydziestce nie czuły się jak dinozaury, tylko mogły w pełni cieszyć się swoją pasją jaką są gry i to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.
Tomasz Wasiewicz