Codzienna dawka planszówkowych nowin!

Wracaj do nas regularnie i bądź na bieżąco!

Recenzja Zaklinacze Cienia – mroczne pudełeczko

15 listopada 2023,
08:21
Łukasz Małek
zaklinacze cienia

Z początku myślałem, że gra jest raczej średnia i brak balansu w niektórych kartach był lekko frustrujący. Rozegraliśmy jednak kilkanaście partii w pełnym składzie i trzeba powiedzieć to na głos – zabawa była przednia. W szczególności, gdy w towarzystwie dochodziło do rozmów oraz zawierania paktów… z innym graczem, którego potem i tak trzeba zanihilować. Zaklinacze Cienia momentami potrafią przypominać prawdziwy mind games.

7 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • Grafika
  • Wykończenie
  • Lekkie zasady
  • Niski próg wejścia
  • Gra niemal dla każdego
  • Niedługi czas rozgrywki
  • Szybki setup
  • Insert nie pomieści kart w koszulkach
  • Towarzyszom brak balansu

Jesienna premiera od Rebela, czyli Zaklinacze Cienia to gra stworzona przez ludzi odpowiedzialnych za Odjechane Jednorożce. Ich karcianka mocno przypadła mi do gustu – prostota, minimalizm, a jednocześnie sporo dobrej zabawy. Kiedy zatem zobaczyłem, że na rynek zmierzają Zaklinacze Cienia, czułem, że muszę tę grę przetestować.

Już na pierwszy rzut oka gra może pochwalić się ładnym wykończeniem. Grafiki stoją na wysokim poziomie, wewnątrz wszystko uporządkowane jest za pośrednictwem wypraski. Niestety – ta nie jest przystosowana do umieszczenia kart w koszulkach. Jeżeli zatem lubicie chronić swoje egzemplarze – nie ma co na to liczyć.

Flow gry – czyli od ogółu do szczegółu

Zaklinacze Cienia to gra, która ma ten sam sznyt, co poprzednie produkcje takie jak To ja go tnę! czy nawet Odjechane Jednorożce. Ta gra to kolejna urocza, przepełniona fenomenalną grafiką produkcja, nie inaczej! Niech was jednak nie zwiedzie ten pozorny wygląd słodziaków, bowiem gry od Unstable Games to fuzja świata chłopaków oraz dziewczyn. Jeżeli zastanawialiście się, co wyniknie z połączenia słodyczy z goryczą, męskości z kobiecością, albo światła z mrokiem – jestem przekonany, że Zaklinacze Cienia byłyby tego skutkiem.

Tak, jak w Odjechanych Jednorożcach walczymy o to, by stworzyć wystarczająco dużą flotę jednorożców, tak i w Zaklinaczach Cienia walczymy, by zostać najpotężniejszym zaklinaczem. Każdy stworek posiada magiczne umiejętności i reprezentuje daną szkołę. Są ich cztery, jednak pokusiłbym się o stwierdzenie, że gra z pewnością doczeka się rozszerzeń. Celem stworzeń jest oczywiście eksterminacja pozostałych. Mamy tu zatem rozgrywkę typu: każdy na każdego. Nie brakuje negocjacji, łamliwych sojuszy oraz brutalnych zdrad.

Planszetki stanowią prawdziwy gwóźdź programy. Są świetnie skomponowane, czytelne, a przy okazji dwustronne. W zależności od tego, czy dokonamy transformacji, czy nie – na stole będzie widoczna konkretna strona. Niestety naszych cienistych alter-ego nie zastąpimy innymi meeplami, co trochę mnie zawiodło. Nie ma jednak strachu bowiem pionki aksolotla, lisa, smoka oraz wilka mają charakterystyczne kształty oraz kolory, co mocno wyróżnia się na planszy.

Jak to mniej więcej wygląda?

Naszym zadaniem będzie zostać najpotężniejszą istotą na… planszy. Ta z kolei składa się ze wszystkich kafelków, nieważne, w ile osób gracie. Informację tę potwierdził oryginalny wydawca, upewniliśmy się, by nie wprowadzić nikogo w błąd. Każde stworzenie ma swój kafelek startowy, zatem położenie startowe jest odgórnie ustalone.

Podczas rozgrywki będziemy przywoływać magicznych towarzyszy, korzystać z magii aby zadawać obrażenia oraz przede wszystkim eksplorować ten barwny, choć niewielki świat. Jakkolwiek to nie brzmi, pól do zwiedzania jest raptem siedem. Plusem jest zdecydowanie to, że setup trwa chwilę. Szybkie tłumaczenie zasad, jeszcze szybsze rozkładanie elementów i przechodzimy do bitki.

Poruszając się, będziemy zdobywać różne czary oraz dodatkowe zasoby. Skoro jednak o zasobach mowa, te będziemy otrzymywać niemal na samym początku, bowiem każdą naszą turę zaczynamy od rzutu kośćmi. Tak – turlania jest tutaj relatywnie dużo. Po określeniu naszych startowych zasobów na ten czas będziemy mogli jeszcze: Podróżować pomiędzy kaflami, pozyskiwać karty za pośrednictwem zasobów, przerzucić dowolną liczbę kości, odświeżyć karty, chronić się przed mrokiem kryształu, rzucić zaklęcie by zranić rywali.

Wyżej wspominamy o ochronie przed mrokiem kryształu. Rzut kością ma bowiem symbol, którego nikt z nas uświadczyć nie chce. To taki zasób, który nie pomaga, a dodatkowo uprzykrza życie. Każda kość z symbolem mrocznego kryształu zadaje na koniec naszej tury obrażenia, zatem warto zastanowić się, jak się z nim uporać. Oczywiście mając jednocześnie z tyłu głowy, że trzeba by jeszcze zawalczyć, a przy okazji nie wiadomo, z której strony ktoś nam przyłoży.

Na koniec warto pamiętać o tym, by na ręku mieć dostatecznie dobre zaklęcia, które umożliwiają zadawanie obrażeń innym graczom. Do dyspozycji mamy różne poziomy zaklęć. Dostęp do tych lepszych zależny jest czasem od poświęcenia karty niższego poziomu. Na koniec warto też pamiętać o tym, by mądrze wykorzystać energię cienia, która pozwoli nam się przetransformować w prawdziwego kozaka i siać jeszcze większy chaos i zniszczenie na planszy.

Co uważam o tej produkcji, czyli Recenzja Zaklinaczy Cienia

Zaklinacze Cienia to gra, która spodoba się zarówno małym, jak i dużym graczom. Jest to zdecydowanie kolejna gra, w której będziemy dynamicznie i niemal do samego końca rywalizować ze sobą. Ta gra wprost ocieka interakcją, i jak się zapewne domyślacie, niekoniecznie tą pozytywną. Oczywiście nie jest powiedziane, że jest to wadą. Dla niektórych wprost nadmiar tej zajadłości pomiędzy graczami to wymóg konieczny, by w ogóle do produkcji siąść. Osoby o słabszych nerwach powinny zagrać w Łąkę.

Za regrywalność gry odpowiadają głównie karty oraz wynik na kościach. Mamy cztery postaci, zawsze któraś z nich (o ile nie wszystkie) uczestniczy w walce. W rezultacie gra w pewnym momencie przestaje zaskakiwać, ale nie oznacza to, że rozgrywki się od siebie nie różnią. Tak czy inaczej spodziewałbym się tu większej liczby dodatków, które ewentualnie urozmaicą całą zabawę. Nie wspomnę już o balansie! Ten bowiem jest trochę zachwiany. Z jednej strony oddaje to klimat chaotycznej zabawie, która trzyma w napięciu do ostatniej minuty, z drugiej potrafi to frustrować.

Tytuł ten jako filler całkiem dobrze się sprawdza. Kiedy nie ma czasu na dłuższe rozgrywki lub przyszli mniej planszówkowi znajomi, ta gra to tytuł niemal idealny. Rzucanie kością, poruszanie meeplem angażuje nawet tych, których zaawansowane gry bez prądu przerażają. Tiletum praży zbyt mocno? Wówczas Zaklinacze Cienia to świetna alternatywa.

Łukasz Małek

Na ogół pogodny i twardo stąpający po ziemi człowiek, który lubi od czasu do czasu pobujać w obłokach. Nie pogardzi Tiramisu lub partią w grę planszową oraz dobrą premierą kinową. W wolnym czasie warto szukać go w kuchni, gdzie w towarzystwie swojej ukochanej pisze rozmaite kulinarne rozdziały. Choć lubi jeść, ciężko trawi spóźnialstwo, ale gdy tylko odpali mu się tryb działaj – niejednokrotnie traci poczucie czasu, dopóki nie uzna, że uzyskał zadowalające rezultaty.

Komentarze

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze