Codzienna dawka planszówkowych nowin!

Wracaj do nas regularnie i bądź na bieżąco!

Recenzja Terraformacja Marsa: Gra kościana – fortuna jest kapryśna

30 października 2023,
20:13
Kamil 'Furiusz’ Grotek

Terraformowanie Marsa w pół godziny na stoliku kawowym? Nie powiem, kiedy usłyszałem o takim pomyśle byłem mocno zaintrygowany. Późniejszą ciekawość podbiła decyzja autorów o wymianie planszetek produkcji na wiaderko kości. Co im z tego wyszło?

Terraformacja Marsa: Gra kościana zupełnie mnie do siebie nie przekonała. Jest dla mnie zbyt losowa. Losowy dociąg kart w połączeniu z produkcją opartą o rzuty kośćmi sprawiają, że nie czuję żebym miał jakikolwiek wpływ na końcowy wynik rozgrywki. Zabrakło mi tu mechanizmu, który wydajnie pozwoliłby wpływać na wyroki fortuny. Te dostępne w grze są zwyczajnie powolne, w efekcie czego gracz, któremu się poszczęściło zawsze będzie miał przewagę. Budowa swojego tableau także daje mi znacznie mniej satysfakcji niż w pierwszej Terraformacji Marsa. Dołożenie do talii kart z Ery Korporacyjnej nieco tylko poprawia ten aspekt. Zdecydowanie jest to tytuł kierowany do osób, którym nie przeszkadza spora losowość w grach i dla których duża Terraformacja Marsa była o wiele za długa i zbyt rozbudowana.

5 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru

  • Ładne ilustracje na kartach
  • Komponenty wykonane z solidnych materiałów
  • Ikonografia i plansza czytelniejsze niż w pierwowzorze
  • Duża regrywalność
  • Tryb solo

  • Zdecydowanie za duża losowość
  • Mało satysfakcjonujące rozbudowywanie tableau
  • Mało wygodne w tasowaniu karty
  • Tylko dwie karty pomocy
  • Przez losowość, tryb solo może być łatwy jak spacer po letniej łączce, lub niemożliwy do wygrania

Terraformacja Marsa: Gra kościana to już trzecia gra w serii zazieleniania czerwonej planety. Tak samo jaj poprzednie gry z serii, została wydana w Polsce przez wydawnictwo Rebel.

Moje początki z Terraformacją Marsa nie były lekkie. Pierwsza partia totalnie mnie nie kupiła. Podobnie było z drugą. Później na długi czas pudełko z grą trafiło na dno szafy, aby wypłynąć na światło dnia podczas szukania gier na sprzedaż. Na jej szczęście postanowiłem dać jej ostatnią szansę i zaskoczyło. Zapewne duży wpływ miało na tą zmianę dodanie do talii kart z Ery Korporacyjnej.

Na codzień preferuję tytuły z nieco większą dozą negatywnej interakcji między graczami. Mimo to chętnie siadam do dużej Terraformacji Marsa. Jak spora część grających w nią osób skupiam się raczej na budowie wielkich silników z kart, a nie na jak najszybszym terraformowaniu planety. Czerpię swego rodzaju masochistyczną przyjemność z tego cztero-, sześciogodzinnego układania swojego pasjansa.

Czy kościana siostra dzielnie dźwignęła na swych barkach popularność pierwowzoru?

W Terraformacji Marsa: Grze kościanej tak samo jak w poprzednich odsłonach serii mamy za cel przemienienie Marsa w planetę zdatną do życia. Stan ten określamy poprzez trzy parametry: temperaturę, poziom natlenienia i ilość oceanów.

W przeciwieństwie do Terraformacji Marsa, w kościanej wersji musimy doprowadzić do maksymalnego poziomu dwa z tych trzech parametrów. Nie ma tu tez podziału na rundy. Gracze kolejno wykonują w koło swoje tury, do czasu spełnienia warunku końca gry.

Tak samo jak w dużej wersji gry, każdy przy stole otrzymuje na start karty korporacji i wybiera jedną, w którą się wcieli. Korporacja taka określa naszą początkową produkcję kości i może, ale nie musi, dawać jakąś specjalną zasadę swojemu właścicielowi.

I tutaj karty projektów dzielą się na czerwone, zielone i niebieskie. Działają jednak trochę inaczej niż w Terraformacji Marsa. Bardziej szczegółowo o tym nieco dalej.

Co tu robimy?

W swojej turze gracz ma dwie opcje. Może przeprowadzić turę produkcji, lub turę akcji. Zacznijmy od tej drugiej opcji, gdyż ją najczęściej będziecie wybierać.

Podczas tury akcji, wykonujemy dwie akcje. Najpierw jedną pomocniczną spośród 3 dostępnych. Pozwalają one na dobranie nowej kości, zmianę symbolu na posiadanej kości, lub dobranie dwóch kart.

Następnie wykonujemy jedną z siedmiu akcji głównych. Może to być zagranie karty z ręki, wykonanie drugiej akcji pomocniczej, lub wymiana jednego z pięciu zestawów zasobów na konkretną korzyść.

Ot i cała tura akcji. Jeśli zamiast tego zdecydujemy się na turę produkcji, musimy przejść kolejno przez pięć odgórnie ustalonych kroków. Bez wchodzenia w szczegóły podczas takiej tury dobieramy nowe karty, pozyskujemy nowe kości zgodnie z naszą produkcją i odświeżamy zużyte karty z naszego tableau.

Papier i kość

Głównymi komponentami, z których korzystamy w Terraformacji Marsa: Grze kościanej, są karty i co pewnie niektórych zaskoczy – kości. Co do kart, jak wspomniałem wyżej, dzielą się one na trzy rodzaje, tak samo jak w dużej Terraformacji Marsa. Karty czerwone dają nam natychmiastowe efekty, a zielone dodają kolejne kości do puli podczas tury produkcji. Niebieskie z kolei pozwalają na wykonywanie nowych rodzajów akcji.

Akcje z kart podzielone są na trzy typy. Pomocnicze i główne mogą być aktywowane zamiast swoich podstawowych odpowiedników. Oprócz tego jest jeszcze trzeci typ akcji – swobodne. Te możemy wykonywać w dowolnym momencie naszej tury, nawet podczas tury produkcji. Niebieskie karty mają jedno ograniczenie. Po użyciu trzeba je oznaczyć jako zużyte. Dopiero podczas tury produkcji możemy je odświeżyć i przygotować do ponownego użycia.

Drugim, używanym nawet częściej niż karty, komponentem są kości. Podzielone są one na pięć kolorów, a do każdego z nich przypisane są trzy różne symbole zasobów. W każdej grupie kolorystycznej zasoby te podzielone są na częste, rzadkie i unikatowe. Co to znaczy? Otóż na sześciościennej kości występują one kolejno na trzech, dwóch i jednej ściance.

Kiedy mamy wyprodukować zasoby, bierzemy kości w ilości i kolorach wskazanych na karcie, bądź naszym obszarze produkcji. Następnie nimi rzucamy, a to co nam wypadło jest naszymi dostępnymi zasobami.

W przeciwieństwie do pierwszej Terraformacji Marsa, tutaj nigdy nie wiemy jakimi zasobami i w jakiej ilości będziemy dysponować w następnej rundzie. Ciężko więc precyzyjnie planować swoje następne posunięcia.

Wygląd i wykonanie

Wizualnie Terraformacja Marsa: Gra kościana prezentuje się zauważalnie atrakcyjniej od pierwowzoru. Ikonografia na kartach i planszy, oraz sama plansza zyskały na czytelności. Dużo atrakcyjniej wyglądają też ilustracje na kartach. Nie straszą już z nich grafiki rodem ze stocków.

Jakość komponentów stoi na wysokim poziomie. Zarówno żetony i karty są grube i solidne. Kości, jako najistotniejszy element gry, także mają odpowiedni rozmiar i wagę, aby przyjemnie się nimi manipulowało. Ilość wolnej przestrzeni w pudełku sugeruje, że podobnie jak dwie poprzednie odsłony serii, Gra kościana doczeka się licznych dodatków.

Wydawca nie oszczędzał też na materiałach w przypadku instrukcji i kart pomocy. Chociaż tych drugich mogłoby być w pudełku o dwie więcej. Przy grze powyżej dwóch graczy trzeba się nimi dzielić.

Moim głównym zastrzeżeniem są karty, a konkretnie ich rozmiar w zestawieniu z objętością talii. Jak przystało na Terraformację Marsa jest ich cała masa. Jednak przez niewielki rozmiar bardzo niewygodnie mi się je tasuje.

Wrażenia z rozgrywki

Terraformacja Marsa: Gra kościana daje to co obiecuje. Możecie uzdatnić planetę to życia w 40-60 minut. Jednak ja mimo wszystko nie czuję tutaj ducha Terraformacji Marsa.

Mechanicznie rozgrywka wygląda następująco. Na start dostajecie kilka kości ze swojej karty korporacji i pięć kart projektów na rękę. Sprawdzacie ile i jakich zasobów potrzebujecie żeby zagrać interesujące Was karty i zaczyna się maraton turlania kostkami.

W swojej turze najczęściej będziecie po dwa razy wykonywać akcję dobrania kości dowolnego koloru. W tym miejscu opcji jest kilka. Wyniki rzutów mogą Wam podejść i szybko zabierzecie zasoby potrzebne do opłacenia kart. Jednak los jest ślepy i prawdopodobnie częściej nie będzie chciał wypaść konkretny symbol.

Wtedy możecie do upadłego co turę dobierać i rzucać kośćmi, albo zużyć akcję, aby za cenę odrzucenia jednej swojej kości, inną odwrócić na dowolny zasób. I ta druga opcja mi się nie podoba.

Bardzo nie lubię losowości w grach euro. W tytułach ameri, czy grach bitewnych nie przeszkadza mi bo siadam do gry z nastawianiem, że taka jest konwencja mechaniczna. Jednak, kiedy siadam do gry strategicznej, lub ekonomicznej, lubię mieć pełną kontrolę nad tym co się dzieje na stole.

To nie tak, że jestem wrogiem kart i kości w grach. Wystarczy wprowadzenie odpowiedniej mechaniki pozwalającej ograniczyć wpływ fortuny na wynik rozgrywki. W tym miejscu ktoś może stanąć w obronie Terraformacji Marsa: Gry kościanej, bo jest tu taki mechanizm.

Owszem, tak samo jak w lubianych przeze mnie Tiletum i Zamkach Burgundii, możemy tu za uiszczenie pewnego kosztu zmienić wartość na kości. Jednak we wspomnianych przeze mnie tytułach odbywa się to niejako „w locie”, a tutaj musimy poświęcić na to jedną z dwóch dostępnych w turze akcji.

Przez to kościana Terraformacja Marsa traci mocno na dynamice. W sytuacji kiedy do zagrania karty brakuje nam trzech zasobów możemy płacić za zmianę symboli na kościach, lub liczyć na łut szczęścia i rzucać nowymi. Tak, czy tak w najlepszym razie mając w turze 2 akcje do zrobienia poświęcimy dwie pełne tury na pozyskanie tych trzech zasobów i zagranie karty.

Sprawia to, że gracz, który miał więcej szczęścia w rzutach i dociągu kart może coś zrobić dużo szybciej niż my i nic z tym nie zrobimy. Przestajemy grać na równych warunkach.

Już pierwsza Terraformacja Marsa była dosyć losowa przez to, że wiele zależało od szczęścia w dobieraniu kart. Tutaj ten element został, a do niego zostały dodane kości, którymi jak opisałem wyżej, dosyć opornie się manipuluje. O ile w starszej siostrze Gry kościanej jeszcze czułem, że mam jakiś wpływ na wynik końcowy, tak tutaj wcale.

Jeśli zignorować losowość…

Odejdźmy na chwilę od tematu losowości w tej grze. Jeśli nie przeszkadza Wam ona zupełnie, to Terraformacja Marsa: Gra kościana jest lekkim i szybkim tytułem, który nie będzie wymagał od Was planowania dziesięć kolejek do przodu.

Jest ona mocno regrywalna. Mamy dwustronną planszę z różnymi układami pól na czerwonym globie. Do tego co grę losujemy zestawy trzech kości i trzech żetonów określających tytuły do zdobycia i nagrody przyznawane na koniec. Dodatkowo tą regrywalność zwiększa zestaw ponad 150 kart.

Poziom interakcji między graczami jest bardzo niski. Sporadycznie na Waszą rękę trafi karta, która może pozbawić przeciwnika jakichś zasobów. Przekłada się to na skalowanie małej Terraformacji. Wzrost liczby graczy odczujecie głównie w tym, że szybciej będą się zapełniać puste pola na planszy i częściej może zabraknąć w puli kości do dobierania.

Podsumowanie

Abstrahując od wpływu losowości na rozgrywkę, brakuje mi tu tego, co lubię w pierwszej Terraformacji Marsa. Poczucia, że wraz z upływem gry coraz bardziej rozkręca się moja machina ekonomiczna. Efekty kart nie zazębiają się tak ładnie jak w oryginale. 

Podobnie z rozwojem produkcji. Niby dokładając na stół kolejne zielone karty w turze produkcji rzucam ich coraz więcej. Jednak dalej to los decyduje o tym jakie zasoby będę miał do dyspozycji. Zdecydowanie wolę planszetki z torami produkcji, które mówią mi ile czego będę miał w następnej rundzie.

Grając w Terraformację Marsa: Grę kościaną mam wrażenie, że jestem tylko pasażerem bez dostępu do kierownicy. Tura za turą dobieram i rzucam coraz to kolejne kości czekając aż wypadnie mi coś, z czym mogę cokolwiek zrobić.

Losowy dociąg kart i losowe wyniki rzutów kośćmi w połączeniu z bardzo mozolnymi możliwościami modyfikowania ich sprawiają, że wynudziłem się przy tej grze.

Jednak jeśli losowość w grach Wam nie przeszkadza, jest spora szansa, że Terraformacja Marsa: Gra kościana przypadnie Wam do gustu. Szczególnie jeśli pierwsza Terraformacja była dla Was zwyczajnie za długa.

Kącik koszulkoholika

Jestem typem osoby, która kompulsywnie koszulkuje wszystkie karty w posiadanych grach. Także postanowiłem sporządzić dodatkowo ten segment dla osób, które zechcą zakupić powyższy tytuł żeby oszczędzić im czasu na szukaniu właściwego rozmiaru koszulek.

Do zakoszulkowania Terraformacji Marsa: Gry kościanej z zestawem promokart będziecie potrzebować:

  • 177 koszulek w formacie 55×77 mm

Egzemplarz gry otrzymałem bezzwrotnie do zrecenzowania od wydawnictwa Rebel. Wydawca gry nie miał wpływu na kształt niniejszej recenzji, ani moją ocenę.

    Kamil 'Furiusz' Grotek

    Osobnik głodny wiedzy z dowolnych dziedzin, ciagle szukający nowych doznań, nieco choleryczny, o specyficznym poczuciu humoru. W sferze zawodowej wyznaje niemiecki ordnung, za to w życiu prywatnym zamienia go na kontrolowany chaos. Najchętniej wolny czas spędza poświęcając się malarstwu figurkowemu, lub graniu w gry planszowe z bliskimi, co stara się dokumentować na swoich profilach na instagramie. Miłośnik wszystkiego co włoskie, m.in. kuchni, języka, motoryzacji, malarstwa i ciężkich planszówek.

    Komentarze

    Subscribe
    Powiadom o
    guest
    0 komentarzy
    Inline Feedbacks
    Zobacz wszystkie komentarze