fbpx

Recenzja Suicide Squad: Kill the Justice League – krótka historia o tym, jak Rocksteady zjada własny ogon

5 lutego 2024,
13:15
Tomasz Wasiewicz

Najpierw zraziłem się do Avengers, później przyszli mocno średni Strażnicy Galaktyki, dalej Batman bez Batmana, czyli Gotham Knights. Tutaj również nie było zbyt fajnie. Tak zrezygnowany usiadłem do wersji alfa omawianego w tej recenzji tytułu. Rozgrywka kompletnie mi nie leżała, do poruszania się po świecie w stylu Harley nie mogłem się przyzwyczaić, a to dla niej chciałem tę grę kupić. Ostatecznie postanowiłem nie kupować na premierę. Tak się jednak złożyło, że premiera gry zaplanowana na drugi lutego była dzień po moich urodzinach i tak jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.

Legion Zagłady

Jak wszystko w kooperacji, tak i Legion Samobójców smakuje po prostu lepiej. Uwaga: nie ma tutaj możliwości grania na wspólnej kanapie. Natomiast można grać z graczami na wszystkich dostępnych platformach. Łyżka miodu w beczce dziegciu. Gra daje radę fabularnie, rozgrywka jest średnia, lepsza niż w Avengers, gorsza niż Gotham Knights. Natomiast jest ona lepiej przygotowana do wspólnego grania niż ostatni tytuł. Niezależnie od tego kim gracie, gra o was pamięta i pojawiacie się w scenkach. Niestety tytuł cierpi na poważne błędy. Moja postać pod koniec zaczynała sama biegać i pomagał jedynie restart serwera, a pierwszy taki spowodował, że mój partner do kooperacji stracił 3 godziny grania, bo nie zapisało jego postępów… Na ten moment nie mogę polecić tej produkcji. Kupcie sobie komiks albo ostatni film.

5.0 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • Fabuła
  • Humor
  • Chemia między postaciami
  • Cztery zróżnicowane postacie do grania
  • Możliwość grania ze znajomymi posiadającymi różne sprzęty
  • Panoramy
  • Strona techniczna, a zwłaszcza serwery i zadyszki konsoli przy późniejszych zadymach
  • Potwornie wkurzająca Waller, do której ja jestem przyzwyczajony od lat
  • Dość krótka – 15 godzin na całą fabułę i zadania poboczne, bez znajdziek
  • Koszmarnie długie ekrany podsumowania misji, czasem trwające dłużej niż sama misja
  • Przeciętna rozgrywka
  • Riddler niby jest, ale nikt by nie zauważył jakby go nie było

Gotham City

Batmana kocham od lat najmłodszych, kiedy w Polsce można było dostać zeszyty z tym superbohaterem w latach dziewięćdziesiątych. Nadal jest on jedną z najważniejszych postaci fikcyjnych, które królują przy okazji różnych kolekcji, które mam w domu. Studio Rocksteady dało mi coś pięknego, a mianowicie grę z Batmanem, która stała się wyznacznikiem tego, jak należy robić takie produkcje, czy nawet całe gatunki, nie mające z peleryniarzami nic wspólnego. Jednocześnie pokazało, jak uwielbiane przez wszystkich chodzone bijatyki mogą wyglądać we współczesnym świecie.

Tak, tak, kto jarał się Dinozaurami i Cadillacami na automatach, ten w serii Arkham znajdzie dużo frajdy dla siebie. Po genialnym Arkham Asylum przyszło Arkham City i na wiele lat ustanowiło dla mnie ideał gry w otwartym świecie. I to nie byle jakim, bo mowa o Gotham City! Miasto, które pokochałem w komiksach, ale też jego pierwowzór, czyli prawdziwy Nowy Jork. Niestety nie udało mi się dostać choćby do lobby komiksowego giganta. Przyczyna była prosta, DC opuściło Wielkie Jabłko w 2015 roku. Na dawnych śmiechach w 2019 roku na Broadwayu nie zostało nic, co świadczyłoby o ważności tego miejsca.

Brama do Arkham Asylum

Metropolis

Choć z upływającymi latami architektura Gotham City przesuwała się raczej w stronę stanu New Jersey, to z kolei Metropolis miało oddawać potęgę Manhattanu, najważniejszej dzielnicy NYC. Położenie po drugiej stronie zatoki od Gotham City również przekierowało początkowe powiązanie na korzyść miasta Supermana. Z ciekawostek, obecnie twórcy filmowi używają raczej innych miast jak Chicago czy Londyn, by oddać ich wizję Gotham. Wybaczcie ten przydługi wstęp, ale chciałem żebyście zrozumieli, dlaczego jestem tak bardzo zawiedziony Metropolis w Legionie Samobójców.

Średnio udane na premierę Arkham Knight, czy przeciętnie udane po dzień dzisiejszy Gotham Knights pokazywały miasto, które można zwiedzić. Bez odpalania mapy wiedzieliście, gdzie jesteście. Co się stanie, jeśli pojedzie w stronę wody, Wayne Tower, czy innego z wielu punktów charakterystycznych. Przemieszczając się, nawet przy dużej prędkości byliście jak taksówkarz tuż przed emeryturą. Każdy kąt był wasz, to wy decydowaliście czy pojedziecie objazdem, bo coś się dzieje na trasie szybkiego ruchu, czy po prostu wolicie widoki po tej stronie dzielnicy.

Panorama Metropolis

Wtem dostajecie Metropolis i po 15 godzinach, jakie są potrzebne na ukończenie całego tytułu wraz z zadaniami pobocznymi, ale bez znajdziek Człowieka Zagadki, nie macie zielonego pojęcia, w którą stronę do bazy. Miasto potrafi zaskoczyć śliczną panoramą, niestety zasłoniętą przez mnóstwo rzeczy, o których informuje nas interfejs. Na chwilę pisania tego tekstu zapowiadany przez twórców tryb zdjęć nie zawitał do produkcji. Nie zmienia to faktu, że pomimo punktów charakterystycznych jak pomnik Lexa Luthora, Supermana czy Wonder Woman sposób, w jaki gramy wyłącza nam orientację w terenie.

Nie umiem do końca wytłumaczyć, czym to jest spowodowane. Po prostu lecimy do misji, niszcząc wszystko co stanie nam na drodze i drony, które porywają ludzi. Te ostatnie warto zestrzeliwać, bo jak dużo ich załatwimy, to raz na dobę dostaniemy skrzynkę z przedmiotami od naszego przyjaciela Aarona Casha. We wcześniejszych produkcjach to poruszanie się było jakieś wolniejsze, a przez to łatwiej było dostrzec szczegóły, wzory. Tutaj pędzimy jak rakieta, niczym Deadshot z plecakiem odrzutowym. Na pewno ma to swoje plusy, ja jednak jestem fanem architektury i orientacji w dżungli miejskiej i taka sytuacja mnie boli.

Deadshot

Gra-usługa

Największe kontrowersje przed premierą budziły doniesienia o tym, że nasze plany aby Zabić Ligę Sprawiedliwości będą powiązane z mikropłatnościami, a co za tym idzie, przyjdzie nam słono płacić za dodatke rzeczy. Na szczęście w tym aspekcie jest bardzo dobrze. Oczywiście, jest całe zatrzęsienie strojów, które można nabyć za twardą walutę, podobnie jednak do ostatniej odsłony Avengers, nie mają one żadnego znaczenia dla rozgrywki. Ot, King Shark w stroju Supermana i klapkach, czy Harley wyglądająca jak żywy Harlekin. Ani razu produkcja nie zachęcała mnie do zakupu, ani nie proponawała przejścia do sklepu.

To tam jest, dla chętnych. Ciekawy jestem, jak to wyjdzie dalej z sezonami. Już wiemy, że w marcu zadebiutuje pierwszy, który da nam okazję pograć Jokerem, ale nie tym z serii Arkham, tylko takim trochę mniej złowieszczym, z innej Ziemi. Nie udało mi się tego potwierdzić, ale chyba nawet będziemy mogli nim zagrać za darmo. Czekam, bo to może być bardzo interesujące doświadczenie. Każdy sezon da nam też nowy zestaw legendarnego sprzętu powiązanego z jednym z łotrów. Na premierę dostaliśmy ekwipunek Bane’a. Całość jest dostępna na trzech poziomach mocy, odblokowywanych poprzez zwiększenie trudności misji i świata.

Tytułowy Legion

Fajnie, jeśli nowe postacie będą dochodzić przez kolejne miesiące. W końcu przez komiksowy Legion Samobójców przetoczyło się wiele barwnych postaci, a twórców nie musi też to wcale ograniczać. Granie nową postacią będzie pozwalało ją lepiej poznać, gdyż postanowiono, że każdego Legionistę będziemy rozwijać osobno. Podobnie też jak w serii Diablo czy Borderlands, kiedy wbijamy maksymalny, trzydziesty poziom, każdy następny będzie liczył się do wspólnej puli, która będzie dawała bonus reszcie. Więcej obrażeń od pistoletów, mocniejszy pancerz, czy szybsze wbijanie poziomów. Fajny bajer.

Podobieństwa do gier z Pogranicza

Wspomniałem o serii Borderlands nie bez powodu. Same drzewka postaci bardzo przypominają właśnie produkcję z komiksową grafiką. Punktów jest mniej, umiejętności więcej, ale raczej odnajdziecie się w tym bez problemu. Reset jest za darmo i w dowolnym momencie. Możemy także budować sobie różne archetypy w ramach jednej postaci. Na przykład taką do gry samemu, taką do kooperacji we dwie osoby i taką powyżej dwóch. Twórcy przygotowali nam podpowiedzi mówiące o tym, czy Deadshot będzie bardziej snajperski, czy bardziej wybuchowy po wybraniu danej umiejętności.

Dziwna perspektywa przy celowaniu

Nasi Legioniści zmieniają się nie do poznania i czuć ogromną różnicę pomiędzy pierwszym, dziesiątym czy trzydziestym poziomem. Jedyne co, to każda postać ma trzy drzewka i gra wymusza, żeby zdobyć po jednej umiejętności z każdego szczebla dziesięciostopniowej drabiny we wszystkich. Początkowo dziwiłem się temu rozwiązaniu, ale koniec końców uważam, że nie jest takie najgorsze. Mam wielką ochotę ograć pozostałe postacie, a fakt, że mogę je uzbroić po zęby odpowiednio do poziomu świata pomaga w tym trochę. Poza tym w kooperacji zawsze kolega poratuje pomocną dłonią.

Samobójców co?

Squad w nazwie nie wziął się tam bez powodu. Zawsze po Metropolis biegamy w czwórkę. Co prawda, jeśli do ekipy dołączą inni gracze, to nic nie stoi na przeszkodzie, by każdy grał tym samym Legionistą. W przerywnikach jednak pozostała trójka będzie mówiła głosami innych niż nasza postać. Dlatego warto, aby każdy grał kimś innym. My wybraliśmy Deadshota i King Sharka. Kolega wpadał na pełnej w tłum, a ja osłaniałem mu plecy niszcząc snajperów i pojazdy wroga. Alternatywnie ja mógłbym wziąć Boomeranga, dla niego Rekin lub on Harley do mojego strzelca wyborowego.

W głąb multiwersum

Uzbrojenie pomiędzy postaciami jest różne i grając w duecie dobrze mieć po jednej osobie na bliski i daleki kontakt. Chociaż, kiedy mojemu partnerowi serwer nie zapisał progresu i stracił jakieś trzy godziny grania, ruszyłem w bój samotnie i dałem radę nawet pokonać ostatniego bossa, zanim trafiłem do rozdziału siódmego stanowiącego endgame produkcji. Na pewno z Damianem byłoby łatwiej, ale jest to możliwe. Poza tym boty działają dużo lepiej (albo inaczej, w ogóle cokolwiek robią), kiedy jesteście sami. Kiedy macie jeszcze chociaż jedną osobę w ekipie, pozostali Legioniści tak naprawdę tylko za wami biegają.

Jak, technicznie rzecz biorąc, zabić Ligę Sprawiedliwości?

Nie będzie to łatwe zadanie. Oczywiście musicie też na trochę wyłączyć myślenie i uwierzyć, że Superman pozwoliłby wam zrobić wszystko to, co zrobicie, zanim zrobiłby z was krwawą miazgę. Nie mniej, trzeba się uzbroić, zdobyć kontrę na każdą postać i sprawnie z niej skorzystać. Pomoże wam w tym szereg postaci mniej lub bardziej znanych, z Amandą Waller na czele. Muszę przyznać, że jest to jedyna postać, której nie polubiłem. Normalnie jest dość wkurzająca, ale rozumiem, skąd się bierze jej podejście. Tutaj zwyczajnie przegina, tak po całości. Na szczęście twórcy pokazują graczom w jednej ze scenek, że o tym wiedzą.

Amanda Waller

Fabuła to najmocniejszy punkt programu. Między postaciami jest chemia, dialogi są dobre, zabawne, wypełnione czarnym humorem. Dokładnie tego się spodziewamy i to dostajemy. Niestety wszystko inne nie jest już tak dobre. O błędzie serwera wam wspomniałem. Wszystko to wzięło się stąd, że moja postać nagle zaczęła sama się poruszać. Myślałem, że to problem z padem. W końcu DualSense jest z tego znany. Jednak nie, to była gra. Zdarzyło się tak dwukrotnie, dopiero na późnych etapach gry. Produkcja też dostaje zadyszki, gdy na ekranie dużo się dzieje.

Ważna kwestia – ma to miejsce wyłącznie podczas gry online. Kiedy gramy sami na swojej konsoli, wszystko jest jak należy. Kilkukrotnie też musiałem resetować aplikację, gdyż ekran ładowania mielił się w nieskończoność. Za każdym razem bałem się, że spotka mnie to co Damiana… Przenikanie się tekstur pojawiło się głównie w przerywnikach. W jednym z pierwszych postać, z którą rozmawiałem zamiast na krześle medycznym, znajdowała się dokładnie pod nim. Tutaj z kolei, im dalej, tym tych błędów mniej. Nie zmienia to faktu, że technicznie gra nie jest dopracowana jak należy.

Statek Brainiaca na niebie

Smutne podsumowanie gry, od kiedyś wielkiego studia

Nie mogę ukryć, że jestem zawiedziony. Tak jak Gotham Knights było grą od studia odpowiedzialnego za Arkham Origins i jeśli tak się na nie spojrzy, jest grą porządną. Tak, od ludzi, którzy dali mi dwie najlepsze gry z Batmanem w historii oczekiwałem więcej. Fakt, Arkham Knight nie był do końca tym, ale pomyślałem sobie, kurde, osiągnęli absolutne mistrzostwo w Arkham City, próbowali czegoś nowego. Trzeba to docenić. Niestety Zabić Ligę Sprawiedliwości jest drogą w dół w stosunku do serii Arkham. Widać, że wciąż Rocksteady ma talenty odpowiedzialne za grafikę czy fabułę. Udźwiękowienie stoi też na najwyższym poziomie.

Nie można tego samego powiedzieć o rozgrywce, która ma potencjał na głębokie doznanie, ale takie zwyczajnie nie jest. Rozwijamy nasze postacie aż do paru misji po zakończeniu fabuły i choć uczucie nowości jest z nami cały czas, to te nowości nie mają efektu wow. Nie wywracają niczego do góry nogami. Złapaliśmy się z Damianem na tym, że po znalezieniu swojej ulubionej broni nie strzelamy z niczego innego. Jakakolwiek nowa rzecz zaraz ląduje na stole do demontażu, żeby ulepszyć już posiadaną pukawkę. Co z tego, że gra oferuje ataki wzmocnione o żywioł, jak i tak najskuteczniejsze jest zamrażanie?

Nierozgarnięty bot, czekający aż się wykrwawię
Nierozgarnięty bot, czekający aż się wykrwawię.

Produkcja próbuje też was zaskakiwać poprzez dodawanie konkretnych sposobów, jakich możecie używać do eksterminacji popleczników Brainiaca. Co z tego, skoro najczęściej jest to superfrustrujące? Nienawidzę tych misji, gdzie wyłącznie można posługiwać się granatami, a gra rzuca w was behemotami wroga. Wiele jednak zależy od tego, jak gra będzie wspierana dalej przez twórców. Gotham Knights dało nam smętne wieże. Tutaj może być lepiej, ale raczej nie napalałbym się szczególnie. Misje sprzed pierwszego sezonu nie porywają, a są tylko wymówką do zdobycia surowców i przedmiotów.

Dlatego też nie mogę z czystym sumieniem tej gry polecić. Nie w cenie premierowej. 15 godzin gry nastawionej na rozgrywkę w sieci nie jest tym, za czym tygryski przepadają. Nie ratuje tego fakt naprawdę dobrej fabuły czy różnorodności postaci. Ach, byłbym zapomniał. W grze po każdej, nawet krótkiej na minutę (słownie, minutę) misji dostajemy ekran podsumowania, z którego wyjście zajmuje wieczność i skutecznie wybija z rytmu i imersji. Popatrzcie, gdzie ta gra zmierza, a nuż zajrzycie do niej, gdy jak Warhammer 40k: Darktide powstanie z popiołów po roku od premiery? Ten ostatni tytuł polecam gorąco do kooperacji!

Deadshot

Tomasz Wasiewicz

Przede wszystkim jestem graczem. Uwielbiam fantastykę w każdej postaci. Od książek, przez filmy, muzykę, komiksy, po gry. Jestem niepoprawnym kolekcjonerem, zwłaszcza jak gry mają w zestawie steelbook. Zapraszam na mój Instagram po więcej szczegółów. Mimo kariery zawodowej związanej z innymi tematami najbardziej lubię rozmawiać o grach. To jak, pogadamy?