Witajcie w Hollywood!
Dodatek Burning Shores wymaga podstawowej wersji gry w postaci Horizon Forbidden West. Dobra wiadomość jest taka, że wystarczy wam do tego edycja z PS+. Jeśli więc puściliście w obieg waszą premierową płytkę, a opłacacie subskrypcję, to niczego więcej wam nie trzeba niż zakup DLC. Fabularnie wydarzenia te, podobnie jak Frozen Wilds do jedynki, rozgrywają się po zakończeniu wątku głównego i są bezpośrednią jego kontynuacją. Jeśli spełniacie wymagania, to po załadowaniu ostatniego zapisu dostaniecie natychmiast nowe zadanie.
Należy spotkać się z Sylensem, który ma dla nas nowe dane wywiadowcze. Finał podstawowej części gry przeżyła jedna, ważna osoba, która zbiegła do dawnego Los Angeles, gdzie ma swoją siedzibę. Naszym zadaniem będzie ruszenie za nią w pościg i upewnienie się, że więcej już nigdzie nie ucieknie. Dzięki temu z okolic San Francisco przeniesiemy się dalej na południe i zamiast Golden Gate spoglądać będzie na nas napis Hollywood. Sama kraina snów będzie w wielu momentach nam towarzyszyć i bardzo dobrze!
Ogień gaście wodą
Chociaż tytuł dodatku sugeruje dużo ognia, to woda będzie jego głównym tematem przewodnim. Przede wszystkim ponownie spotykamy lud Quen, mieszkańców dawnej Azji, którzy podobnie tak jak obecne plemiona Ameryki Północnej zaczęli zasiedlać daleki wschód i Oceanię. Korzystając z wiedzy starożytnych przodków, wsiedli na statki, by dotrzeć przez wielki ocean do wybrzeży dawnej Kalifornii. To druga połowa grupy, którą spotkaliśmy w San Francisco.
Już na wstępie nasz Sunwing zostaje strącony przez wrogą wieżę i musimy awaryjnie lądować na plaży. Po chwili będziemy pomagać w budowie lokalnej wersji motorówki, by w końcu zasiąść za sterami Waterwinga, który nie tylko lata, ale też nurkuje! Pozwala to na zwiedzanie wodnych obszarów w zupełnie nowy sposób. Quen swoim ubiorem i w kontaktach z innymi czerpią dużo z pojęć marynistycznych. Ich funkcje w społeczeństwie, nazwy zawodów będą znane każdemu, kto choć trochę interesował się tematem.
Trochę mało nowości
Mam nadzieję, że dobrze wam sprzedałem Waterwinga, bo tak naprawdę pozostawia on dla mnie pewien niedosyt. Tym bardziej, że liczony jest jako nowa maszyna. Oprócz niego mamy raptem jeszcze jednego robodinozaura Bileguta, który wygląda dość znajomo i faktyczna pełna nowość – Stingspawn. Moim zdaniem mocno bez szału. W trakcie rozgrywki zdobędziemy też jedną unikalną broń, która może i jest nowa, ale jest mało skuteczna. Oczywiście jest też maksymalnej jakości ekwipunek ulepszany nowym typem surowca dostępnego w Kalifornii.
Największą nowością jest kraina obejmująca okolice Hollywood. Jak na tak niewielką przestrzeń udało się tam zmieścić dość zróżnicowane miejscówki, w tym moją ulubioną ze zboczem czynnego wulkanu. Swoje trzy grosze dołożyła też magia kina. Duża liczba odniesień do kinematografii, wykorzystanie efektów specjalnych (spójrzcie na zrzut ekranu z rakietą!). Tutaj należy się w pełni zasłużone wow. Dane nam też będzie posterować wspomnianą wyżej motorówką i przebijanie się nią przez fale jest dość przyjemne. Na tyle, że czasem korzystałem z tego środka lokomocji zamiast latania na Sun\Waterwingu.
Dodatek zniósł ograniczenie poziomu postaci, które do tej pory ustawione było na liczbie pięćdziesiąt. Jeśli wcześniej już przekręciliście licznik, gra zwróci wam punkty, który wydacie na nowe umiejętności. Tych jest całkiem sporo, w tym pojawiły się nowe umiejętności specjalne. Najbardziej reklamowanym jest wyskok z możliwością przyciągnięcia się linką do ogłuszonego przeciwnika w celu zadania mu dodatkowych obrażeń. Brzmi fajnie, ale udało mi się to wykonać raz i jeszcze nie złapałem tego na zrzucie ekranu. Ogólnie dobra ewolucja tego co już było dostępne.
Parę słów więcej o fabule
Znacie już główne założenia dodatku. Sylens mówi „Aloy leć” i Aloy leci. Nie do końca rozumiem, jak to się wszystko dzieje, patrząc na ich historię, ale epilog rzuca na całość relacji nieco więcej światła. Na miejscu okazuje się, że ścigany wcale nie chce być zwierzyną łowną i zastawia pułapki na naszą bohaterkę. Jedną z nich jest wieża, która powitała nas na dzień dobry. Musimy nie tylko ją unieruchomić, ale też kontynuować nasze poszukiwania sympatycznego jegomościa – Waltera.
Ten nie tylko zmobilizował obronę przeciwlotniczą, ale też zdążył zebrać gromadkę wiernych, którzy będą stanowić naszych głównych ludzkich przeciwników. Walter ma plany, które mogą być bardzo brzemienne w skutkach. Nie możemy pozwolić na to, żeby mu się udało. Przy okazji potrzebujemy jego wiedzy, by poradzić sobie z tym, co czeka nas w trzeciej części sagi Horizon. Zabrakło mi tutaj trochę więcej dramaturgii. Żeby nie jeden drobny szczegół ja bym nawet Walterowi pozwolił zrealizować jego pierwotny plan. A tak jesteśmy zmuszeni do reakcji.
Co jeszcze można robić w Los Angeles?
Oprócz wątku głównego jest kilka zadań pobocznych, które dają bardzo fajne nagrody, więc warto się nimi zainteresować. Same też historie są dość ciekawe i dają więcej informacji czy to o ludzie Quen, czy pozwolą nam spotkać starego znajomego. Jest trochę aktywności na mapie, siedliska maszyn, czy zagadki przestrzenne. Wszystko to, co dobrze znamy z Forbidden West. Przejście dodatku zajęło mi 8 godzin wraz z większością zadań pobocznych. Myślę, że jeszcze ze dwie zajęłoby pełne wyczyszczenie mapy.
Czy to dużo? Jak za 89 zł uważam, że w sam raz. Gry za ponad 200 zł potrafią zająć tyle samo czasu. Nie zmienia to faktu, że czuję fabularny niedosyt. Zabrakło mi więcej Sylensa. Zwłaszcza że aktor wcielający się w tę postać zmarł i więcej nie usłyszymy jego głębokiego głosu. Lance Reddick był idealnym Sylensem i ciężko będzie znaleźć kogoś z tak wypranym z emocji głosem, w którym słychać jednocześnie tak wiele. Wyższość, inteligencję, pogardę dla świata. Wielka szkoda.
Czy warto się wybrać do Płonących Brzegów?
Ja należę do grupy, której druga odsłona przygód Aloy nie zasmakowała. Wręcz można powiedzieć, byłem smurfem Marudą pisząc recenzję Forbidden West. Dodatek urzekł mnie zdecydowanie bardziej, mimo braku szczególnych nowości. Kupił mnie zdecydowanie klimat Hollywood i świetne jego wykorzystanie w świecie technologii, która jest starożytnością. Wciąż jednak nie mogę się polubić z broniami. Mam jeden łuk, ze zwykłymi strzałami, którym działam szybciej i sprawniej niż całym naręczem super turbo machin.
Próbując postępować zgodnie z tym, czego gra mnie nauczyła, idzie mi potwornie słabo. Jedynie korzystam jeszcze (o ile znajdę odpowiedni sprzęt, o który ciężko) ze strzał wybuchowych, które służą do rozmontowania wszystkiego, co tylko się da z grzbietów maszyn. Nie urzekły mnie turbo dzidy, miotacz bączków, ale też frajdy przestały dostarczać proce z butelkami zadające obrażenia elementalne czy potykacze. Szkoda na to wszystko czasu. Dobrze wymierzona strzała, z przybliżeniem i zwolnieniem czasu robi to wszystko po prostu lepiej.
Dlatego jeśli podobała wam się podstawka, to jestem pewien, że i tutaj będziecie wniebowzięci. Jeśli zaś, tak jak ja, kręciliście nosem, to dodatek warto ograć tylko w momencie, w którym decydujecie się na powrót do Horizon 3. A skoro tak, to możecie też poczekać na promocję i kupić go w lepszym czasie. Osiem godzin znajdziecie na pewno, nawet przed premierą nowej części. Wątek główny pewnie ukończycie w godzin pięć, także tym bardziej. W obecnym okresie gorących premier nie ma zwyczajnie potrzeby do niego siadać.
Kod na grę otrzymaliśmy od polskiego wydawcy – PlayStation Polska.