Recenzja filmu Wszystko wszędzie naraz – pomysłowe multiwersum spod szyldu A24

1 maja 2022,
17:39
Dorota Żak

Pojawienie się logo A24 przy tytule jakiegokolwiek filmu zawsze zwiastuje kilka rzeczy. Oznacza to, że będzie nietypowo, często bardzo dziwnie, a twórcy produkcji zyskają szansę, aby wykazać się nawet najbardziej niecodziennymi i szalonymi pomysłami. Do kin trafiło niedawno Wszystko wszędzie naraz w reżyserii duetu Dana Kwana i Daniela Scheinerta, sygnowane właśnie znaczkiem A24, które idealnie odkreśla te punkty z listy.

Michelle Yeoh w filmie Wszystko wszędzie naraz

Film Kwana i Scheinerta to jazda bez trzymanki, szalona i niezwykle pomysłowa. Dodatkową zabawę zapewnia wyłapywanie nawiązań do dzieł innych twórców, przemieszanych w unikalny sposób. Zdecydowanie produkcja warta uwagi.

7.5 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru

Pierwsza myśl pojawiająca się w trakcie seansu Wszystko wszędzie naraz: jaki odświeżający pomysł na bohaterkę, która jest tutaj wybrańcem! Bo to nie jakaś sztampowa nastolatka jak z powieści young adult ani potężna superbohaterka w trykotach rzucająca celnymi ripostami, ale najzupełniej przeciętna, niczym nie wyróżniająca się i pozbawiona jakichkolwiek talentów matka, właściwie w średnim wieku, nie do końca zadowolona ze swojego życia oraz małżeństwa i próbująca prowadzić własny biznes, jakim jest zwyczajna, nie przynosząca zbyt wielu zysków pralnia. I nie ma tutaj przesady, Eveline Wang (świetna Michelle Yeoh) naprawdę nie potrafi poradzić sobie z wieloma rzeczami (zaakceptowanie związku córki z inną dziewczyną, kompleksy wynikające z trudnej relacji z ojcem i rozliczenia podatkowe to tylko niektóre z nich), a jej życiowe decyzje doprowadziły ją do bycia najgorszą wersją siebie. Zamiast sukcesów ma tylko niezrealizowane marzenia i świadczący o nich stos paragonów.

Nie jest więc przypadkiem, że to właśnie wizyta w urzędzie podatkowym, gdzie zostaje postawione pytanie o sens tego wszystkiego, staje się dla bohaterki momentem zwrotnym. Bo nagle okazuje się, że jest ona tylko jedną wersją Evelyn z nieskończonej puli innych wersji swojej osoby. Istnieje więc Evelyn, która jest mistrzynią sztuk walki, Evelyn piosenkarka, szefowa kuchni Evelyn… mamy w końcu do czynienia z ideą multiwersum. Bohaterka zyskuje więc możliwość podejrzenia, jak wyglądałoby jej życie, gdyby podjęła w przeszłości inne wybory, ale coś za coś. Ta wiedza przyniesie ze sobą zadanie ocalenia multiwersum przed wszechpotężną Jobu Tupaki, która nie uznaje żadnych granic, nie bierze jeńców i jest zdolna do wszystkiego.

A to tylko początek jazdy bez trzymanki, jaką serwują nam Dan Kwan i Daniel Scheinert.

Michelle Yeoh w filmie Wszystko wszędzie naraz
Wszystko wszędzie naraz, 2022, reż. Dan Kwan, Daniel Scheinert

Ratatuj spotyka 2001: Odyseję kosmiczną

Punkt wyjścia we Wszystko wszędzie naraz jest bardzo prosty: skoro istnieje nieskończona liczba światów, to istnieje też nieskończona liczba możliwości. Wszystko może się więc zdarzyć i nawet najbardziej absurdalne sytuacje mają rację bytu. A tych w filmie nie zabraknie. Kwan i Scheinert nie boją się rzucać w widzów najdziwniejszymi pomysłami, zaczynając od przejmowania przez bohaterów zdolności swoich wersji z innych wymiarów. Nie może być zbyt łatwo, nie wystarczy pomyśleć o umiejętnościach, jakie chciałoby się mieć, trzeba przy tym zrobić coś zupełnie nielogicznego i losowego. Włożyć lewy but na prawą stopę, zjeść pomadkę, wyznać miłość nielubianej urzędniczce urzędu podatkowego (na marginesie, granej przez Jamie Lee Curtis, która w tej roli jest absolutnie wspaniała). Duet reżyserski podchodzi do tego wszystkiego z humorem, choć nie wszystkie żarty mogą każdemu się spodobać; niektóre momentami wywołują uczucie mocnego cringe’u lub każą się zastanawiać “czy naprawdę zobaczyłam na ekranie to, co zobaczyłam?”. Tak jak mówiłam, znaczek A24 oznacza, że film naprawdę może być dziwny.

Nie udałoby się to oczywiście bez lekkości i talentu twórców do łączenia różnych konwencji. Wszystko wszędzie naraz uprawia żonglerkę gatunkami filmowymi i nastrojami. Od scen w klimacie filmów Wong Kar-Waia przeskakujemy do parodii pixarowskiego Ratatuja, ale z szopem zamiast szczura, a zaraz po tym alternatywna wersja sceny z Odysei Kosmicznej Kubricka tłumaczy nam proces ewolucji, który doprowadził do powstania świata, gdzie ludzie zamiast palców u rąk mają parówki. Wyłapywanie tych nawiązań jest rozrywką samą w sobie. W międzyczasie dostaniemy dynamiczne sceny walki, jakich nie powstydziłoby się kino akcji z Hong Kongu. Nie można też nie wspomnieć o pokazaniu wersji świata, gdzie bohaterowie nie są ludźmi a kamieniami, która należy do najbardziej pomysłowych w całym filmie. Jak zresztą pisał Herbert, “Kamyk jest stworzeniem doskonałym”.

Kamień z filmu Wszystko wszędzie naraz
Wszystko wszędzie naraz, 2022, reż. Dan Kwan, Daniel Scheinert

Just be kind, czyli optymistyczny nihilizm

Połączenie tego wszystkiego sprawia, że ponad dwugodzinny seans nie nuży i oferuje wiele świeżych rozwiązań. Ale tak naprawdę pod kostiumem ekscesu, absurdalnego humoru i zabawy konwencją kryje się opowieść o rodzinie, która próbuje rozwiązać swoje problemy. Relacje jej członków nie są pozbawione wad, bohaterowie wzajemnie się ranią, choć chcieliby dla siebie najlepiej i dopiero szczere rozmowy pozwalają im dojść ze sobą do ładu i znaleźć wewnętrzny spokój. Jednocześnie czujemy, że postaci te zostały przedstawione niezwykle naturalnie i ludzko, co jest zasługą świetnie skompletowanej obsady, radzącej sobie zarówno w scenach komediowych, jak i tych bardziej poważnych.

Wszystko wszędzie naraz staje się przy tym historią o szukaniu sensu. Jeśli istnieje nieskończona liczba światów, jeśli każdy z bohaterów ma nieskończoną liczbę swoich wersji w tych światach, jeśli każde możliwe wydarzenie miało w tych światach miejsce, to czemu ktoś miałby przejmować się akurat tym uniwersum, w którym przyszło mu żyć? To pytanie stawia Jobu Tupaki w rozmowie z Evelyn, próbując przekonać ją do nihilistycznego podejścia, że nic nie ma znaczenia, że nawet pozytywne emocje wkrótce znikną w wielkim, męczącym i wreszcie nudnym miszmaszu wiedzy o wszystkich ścieżkach ich życia. Z drugiej strony, jeśli nic nie ma sensu, to może ten sens trzeba nadać samemu, doceniając małe rzeczy. Może i niektórzy zarzucą filmowi Kwana i Scheinerta zbytnią łopatologiczność w przekazywaniu pewnych myśli, ale trzeba przyznać, że tutaj to po prostu działa.

Dorota Żak

Na liście jej ulubionych zajęć znajdzie się nałogowe oglądanie filmów, a później opowiadanie o nich każdemu, kto ma ochotę słuchać. W wolnym czasie siedzi gdzieś z kubkiem dobrej herbaty albo kawy. Gdyby do końca życia miała grać tylko w jedną grę, pewnie padłoby na Fallout: New Vegas.