Kontrowersje
Ciężko inaczej zacząć ten tekst niż w ten sposób. Wokół tytułu narosło tyle niedomówień i fałszywych oskarżeń, że chciałbym, żebyśmy wytłumaczyli sobie parę rzeczy, zanim zaczniecie czytać dalej. Zależy mi na transparentności w tym temacie. Po pierwsze, był brak możliwości utworzenia nowej gry bez kasowania zapisu. To zostało naprawione w pierwszym patchu. Wydaje mi sie jednak, że głównie rozbiło się o mikrotransakcje, które nie były zapowiedziane, a które zostały dodane dopiero po premierze gry. Jasne, sama ta praktyka jest nie w porządku, a wcześni recenzenci powinni dostać taką wiadomość, by móc się do niej odnieść.
Wokół tej informacji pojawiło się wiele innych, jakoby gra wymuszała korzystanie ze sklepu za prawdziwe pieniądze, żeby dobrze się wam grało. Produkcja ma limitować dostęp do dwóch ważnych rzeczy – kamienia wskrzeszeń postaci, zarówno głównej, jak i pobocznych, oraz kamienia teleportacji. Faktycznie oba się zużywają, ale spokojnie można je znaleźć i kupić. W żadnym też momencie gra nie sugeruje, że jest jakiś sklep. Gdyby nie cała ta afera nigdy bym nie znalazł tych płatnych dodatków. Niczego też mi nie brakowało. Ale po co samemu ktoś miałby grać i się o tym przekonać? Lepiej narzekać na podstawie czyjegoś narzekania, bo ktoś słyszał, jak ktoś inny narzeka. Nie cierpię tego w internecie.
Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę
Dragon’s Dogma 2 jest produkcją, która różni się od współczesnych konkurentów. Można by wręcz powiedzieć, że jest staroszkolna. Brak swobodnej szybkiej podróży, konieczność dbania o produkty, które mogą się zepsuć, zabieranie ze sobą namiotu, żeby móc przespać się w lesie, czy konieczność biegania po długich trasach pomiędzy miastami. Nie jest to jednak bez znaczenia. Głównym daniem jest tutaj eksploracja, więc twórcy niejako chcieli nam wskazać właściwy kierunek. Fabuła jest okej, walka jest bardzo dobra, ale to właśnie eksploracja czyni tytuł Capcomu wybitnym.
Na starcie tworzymy swoją postać w bardzo szczegółowym kreatorze i wybieramy dla niej jedną z czterech profesji. Rycerz, łucznik, łotrzyk i mag są również dostępni dla naszego wiernego giermka, w wolnym tłumaczeniu pionka. Moje określenie jest bardziej trafne co do jego roli, to drugie bardziej określa tę postać fabularnie. Jest to osoba lub zwierzolud, którzy są psychicznie podporządkowani naszemu bohaterowi. Są z nami związani i muszą nam służyć niezależnie od tego, co sobie mogliby pomyśleć. Następnie, będąc we dwójkę, możemy zaprosić do drużyny kolejnych dwóch pionków. Nic nie stoi na przeszkodzie, by mieć czterech magów, tylko po co?
Oprócz postaci stworzonych przez żywych graczy są jeszcze takie od Capcomu. Wszystko po to, żebyśmy mieli dostęp do darmowych, całkiem sensownych postaci, a to dlatego, że te lepsze kosztują specjalną walutę, którą zarabiamy, zbierając ją ze skrzynek i potworów, oraz za wypożyczenie naszego giermka innym. Jeśli trochę zaoszczędzimy, to możemy przywołać sobie kogoś na dużo wyższym poziomie niż my. Tu też jest ciekawy system. Doświadczenie zyskujemy my i pionek, a pozostała dwójka nie. Dlatego musimy ich ciągle wymieniać.
Profesja, nie klasa postaci
Wspomniałem o czterech profesjach. Dość szybko odblokowujemy dwie następne, również dostępne dla naszej postaci i giermka – wojownika oraz czarownika. Kolejne cztery są tylko dla naszego dzielnego Powstałego (oficjalnie, z ang. arisen). Warto się dla nich pomęczyć i je znaleźć. Jedna z nich to kuglarz, który nie zadaje ŻADNYCH obrażeń. Graliście kiedyś taką postacią? Zamiast tego tworzy iluzje i odciąga uwagę przeciwników. To daje szansę naszym giermkom ich pokonać. Możemy też nim/nią tworzyć iluzoryczne podłogi, które zabiją naszych przeciwników dzięki sile grawitacji.
Inna profesja pozwala korzystać z umiejętności wszystkich pozostałych, a także ich broni. Łącznie siedmiu różnych. Bo widzicie, tutaj broń jest unikalna dla każdej dyscypliny. Więc chcąc skorzystać z jakiejś zdolności, musicie mieć wyekwipowaną konkretną broń. Ja jednak korzystałem z magicznego kostura tylko do lewitacji, która wymienia zwykły skok u czarownika, ale już z jego czarów nie. Sztylety miałem wyłącznie do zadawania krytycznych obrażeń w czułe punkty wroga. Możliwości jest całkiem sporo. Pomyślicie sobie, że to wypas nad wypasy. Chociaż jest to ciekawa opcja, ma swoje minusy.
Każda profesja ma swojego mistrzowskiego nauczyciela, który może was nauczyć unikalnej umiejętności. Z tych można korzystać wyłącznie, mając daną dyscyplinę aktywną. Warfarer, bo tak nazywał się nasz specjalista od wszystkiego, nie ma do nich dostępu. Co więcej, musi zużyć jedno z czterech miejsc na swoje zdolności właśnie na tę mistrzowską, która u niego odpowiada za zmienianie broni. Także nie tylko nie ma nic super duper, ale jeszcze ma jedną umiejętność mniej. A na przykład taki czarownik potrafi stworzyć tornado, a magiczny łucznik, wysysając własne życie, jest w stanie powalić pomniejszego smoka na raz!
Fakt, że w banalny sposób można przełączać się między profesjami, a każda z nich daje umiejętności pasywne. Część z nich przydaje się na przykład tylko czarującym albo tylko tym walczącym w zwarciu. Sporo z nich jest jednak użyteczna, by bardziej skroić postać pod siebie. Wolniejsze zużycie staminy, dłuższe niepsucie się żywności czy głowy meduzy, informacja o tym, że w pobliżu jest kamień wskrzeszeń. Jest w tym powiew świeżości, musicie przyznać.
Potwory małe i duże
Większość ludzi na drugim miejscu po mikrotransakcjach, uznawała małą różnorodność przeciwników za problem produkcji. Spędziłem w grze 80 godzin i wydaje mi się, że ludzie przesadzają. W każdej grze chcieliby milion ras. Tutaj są gobliny, hobgobliny, wilki, harpie, jaszczury, bandyci, szkielety i zombie w wielu odmianach. Są to podstawowi wrogowie. Różnice są jednak znaczne i wpływają na to jak sobie z nimi radzić. Do tego dochodzi całkiem sporo dużych przeciwników. Ogry, cyklopy, gryfy, niedźwiedzie, smoki, wspomniana meduza, golemy. Jest bardzo różnorodnie. Może na samym początku częściej trafiamy na tę samą odmianę, ale jak tylko się rozkręcimy z podróżami, nie ma nudy.
Jest też sporo unikalnych bossów. Także dla mnie, to czepianie się na siłę. Dodatkowo to, gdzie się bijemy, ma spory wpływ na urozmaicenie wrażeń. Często też będziemy mieć inną profesję i inaczej będziemy się zachowywać w starciu. Tak wiele czynników bierze udział w tym wszystkim, że nuda to ostatnie, co wam przychodzi do głowy. Niesamowite emocje zapewni wam wskakiwanie na potwory, poruszanie się po nich, szukanie punktów krytycznych, w które można im wsadzić kozik czy inny oburęczny miecz. Co więcej, na gryfie, smoku, czy nawet małej harpii jesteśmy w stanie podlecieć gdzieś dalej.
Eksploracja w Dragon’s Dogma 2
To ona mnie tutaj przywiodła. To ona spowodowała, że spędziłem tak przyjemne kilkadziesiąt godzin. To ona cały czas mówi: wróć do mnie. Zagraj w nową grę plus. Gdyby nie inne tytuły, które również czekają na ogranie, pewnie bym wrócił. Nie zobaczyłem jeszcze wszystkiego, choć zwiedziłem wiele. Gra nie przestała mnie zaskakiwać do samego końca. Tutaj zniszczyłem kamienie, odblokowując wodę w rzece, która zmiotła moich wrogów, a moim oczom ukazała się niezbadana jaskinia. Tam strzeliłem z katapulty i otworzyłem sobie drogę do skarbca. Gdzie indziej podleciałem lewitacją i odkryłem grobowiec wielkiego nieumarłego czarownika. A tu wskoczyłem na gryfa i znalazłem jego gniazdo. Dzieje się!
Tu się wdrapiecie, tam rzucicie pionkiem, żeby zebrał skrzynię, jeszcze gdzie indziej przejdziecie przez wodospad i coś znajdziecie. Nawet po wielokrotnym przechodzeniu tej samej ścieżki zdarzało mi się odkryć coś, czego nie widziałem wcześniej. Przede wszystkim jednak znalazłem sfinksa. Jest to najlepsza, najbardziej przerażająca i, ośmielę się powiedzieć, najlepiej zaprojektowana postać niezależna od lat. Kto nie przeżył dziewięciu prób tej niesamowitej istoty, ten nie zna życia. Sfinks jest przebiegły, przenikliwy, idealny. Nawet pokonanie go wymaga sprytu, nie siły.
Kłamstwa, kłamstwa i jeszcze raz kłamstwa
Czy wiecie, że kiedy odpalacie grę, waszym oczom ukazuje się napis Dragon’s Dogma bez 2? Powstała nawet teoria spiskowa, która mówiła, że dwójka to tak naprawdę remake jedynki. Kłamstwo! Aby odblokować właściwe logo, musicie poznać prawdę. Kiedy zaczynacie grę, okazuje się, że waszą rolę w świecie przejął uzurpator. Fałszywy władca. Kłamstwo! Możecie zatrudnić pionka ze smoczą klątwą, który będzie udawał waszego przyjaciela, by w nocy wysadzić całe miasto. Kłamstwo!
Kuglarz nie zadaje obrażeń, kłamie, oszukuje, by sprowadzić wrogów na zgubę. Kłamstwo! Macie sklep, w którym możecie podrobić każdy przedmiot w grze. Czasem podróba zadziała, czasem nie. Kłamstwo! Sfinks daje wam zadania, ale kłamie i oszukuje. Kłamstwo! Gildia złodziei to też test na wykrycia kłamstwa. Kłamstwo! Ukryte rodzeństwo, schowane przed światem dzieci, które nie wiedzą o swoim rodowodzie. Kłamstwo! A to nie wszystko, a tylko to mogę wam powiedzieć. A może kłamię?
Czy Dragon’s Dogma 2 ma jakieś wady?
Oczywiście, że ma. Przede wszystkim jest technologicznie trochę przestarzała. Nie zmienia to faktu, że i tak zrobiłem milion zrzutów ekranu. W tekście znalazło się dziesięć z nich. Wcześniej wybrałem trzydzieści dwa potencjalne zdjęcia… Dla sporej ilości osób problematyczne może być to, że gra nie do końca mówi, co macie zrobić. Często trzeba się domyślić co i gdzie. Czasem jest znacznik miejsca, czasem nie ma. Wiele rzeczy musicie sami odkryć, porozmawiać z odpowiednią postacią. A na koniec wyślą was do enklawy elfów, a wy nie znacie elfickiego i nic nie zrozumiecie!
To może wkurzać, rozumiem was. Tak samo jak to, że wybieracie profesję, która nie robi tego, co byście chcieli. Zamiast jednak lamentować, zmieńcie ją! Brakuje wam szybkiej podróży? Zacznijcie jeździć powozem. Brakuje wam wskrzeszeń, weźcie umiejętność pasywną do ich znajdowania. Na każdy „wadliwy” element, zapewniam was, znajdzie się rozwiązanie zamontowane wewnątrz gry. Otwórzcie umysł i dajcie się zaskoczyć. Nie oczekujcie standardów, a zapewniam, że będziecie zachwyceni.
Podsumowanie
Nigdy nie skończyłem części pierwszej. Niewiele też z niej pamiętam. Dragon’s Dogma 2 było dla mnie niewiadomą, ale taką, której byłem ciekaw. Wszystkie te negatywne głosy jeszcze bardziej dały mi poczucie, że muszę sam się przekonać co to za produkcja. Nie żałuję. To była niesamowita przygoda. Fantastyczne bestie, niesamowita walka, przepiękne czary, wiele walk, które będę wspominał długo.
Pisałem to już, ale to, czy ta gra was kupi, zależy tylko od was. Czy otworzycie się na nowe dozanania, czy zbierzecie drużynę i wyruszycie w drogę. Czy zajrzycie pod każdy kamień. Czy nauczycie się żyć w tym świecie. Czy będziecie gotowi raz być wojownikiem, raz rzucać czary, a kiedy indziej wbijać sztylet w wielkie oko cyklopa. Bo jasne, możecie zobaczyć dziesiątą zasadzkę goblinów i powiedzieć nuda. Możecie stwierdzić, że to beznadzieja, że nie ma strzałki prowadzącej was za rękę. Ja gorąco was zachęcam do bycia tymi pierwszymi. Szukajcie mojego giermka Ghibli, dzięki wielkie za monety RC!
Grę do recenzji otrzymaliśmy od polskiego dystrybutora tytułu – CENEGA. Fakt ten nie miał wpływu na ocenę.