Recenzja gry Deathloop – GOTY 2021 wydane już na początku września?

15 września 2021,
23:20
Tomasz Wasiewicz

Czekałem na ten tytuł od bardzo dawna. Jestem ogromnym fanem serii Dishonored. Do tego nawet Prey od tego samego studia – Arkane – głośno krytykowany w mediach, trafił w mój gust. Skoro kolejnej grze miało być bliżej do Dishonored, to wiedziałem, że dostanę satysfakcjonującą produkcję. Ze skradaniem się, zagadkami przestrzennymi i odrobiną magii/mocy. Wszystko to podlane unikalnym stylem graficznym – w tym przypadku science fiction (z naciskiem na „science”) w klimatach amerykańskich lat 60. „Hell yeah„, zakrzyknąłem, gdy przedpremierowo trafił do mnie kod na najnowszą grę od Bethesdy.

Recenzja Deathloop. Rysunkowa grafika z Coltem

Gra to spełnienie moich marzeń odnośnie do tego, czym miała być. Styl graficzny, architektura, dialogi, muzyka – wszystko jest absolutnie idealne. Dlaczego zatem nie 10? Tytuł nie zawsze radzi sobie z RTX na konsoli PS5. Scena pobudki na plaży, którą obserwujemy często, zwyczajnie się tnie. Pojawiają się też czasem artefakty graficzne. Muszę też pamiętać o tym, że nie każdemu musi się podobać tak częste odwiedzanie tych samych miejsc, żeby w końcu zdobyć wszystko, co potrzebujemy. Ja jednak bawiłem się świetnie i jestem praktycznie pewien, że w tym roku nic lepszego już nie wyjdzie.

9.5 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • Unikalny styl graficzny
  • Muzyka idealnie budująca i oddająca klimat gry
  • Pożyczki z innych tytułów – Dishonored, Dark Souls
  • Genialnie napisana – stosy notatek, nagrań, które faktycznie coś znaczą, coś dają, coś zmieniają w życiu Colta
  • Mnogość rozwiązywania przeszkód stojących nam na drodze
  • Pojedynki z Julianną (i udany easter egg o braku trybu multiplayer)
  • Mimo bycia grą na wyłączność nie do końca radzi sobie w trybie graficznym z włączonym RTX-em
  • Dla niektórych osób – potrzeba naprawdę wielokrotnego odwiedzania tych samych lokalizacji

Miesiące czekania na premierę Deathloop się opłaciły

Gra miała ukazać się jeszcze w 2020 roku, później przekazano informację o premierze w maju tego roku. Twórcy jednak postanowili jeszcze popracować nad tytułem i w ten sposób premiera została ustalona na dzień pisania tego tekstu, czyli 14 września 2021. Mówiąc szczerze, do końca nie wierzyłem, że uda się tę datę utrzymać. Nie jesteście w stanie wyobrazić sobie mojej radości, kiedy naczelny podesłał mi ciepły kod w miniony piątek. Nie muszę chyba dodawać, że anulowałem wszystkie plany na weekend? Nie będę trzymał was w niepewności. Zdecydowanie warto było czekać na Deathloop! Więcej informacji znajdziecie w tej recenzji.

Wschód słońca nad morzem arktycznym

Jeśli graliście w którąś z części Dishonored, a nawet samodzielnych dodatków do nich, to będziecie czuli się jak w domu. Ba, jeśli nawet zdarzyło się wam dłużej zabawić na stacji Talos I w Prey, to również znajdziecie pewne podobieństwa w stylu rozgrywki. Wszystkie te tytuły łączy studio Arkane i czuć, że mają swój ulubiony sposób tworzenia gier. Charakteryzuje się on specyficzną grafiką. Taką lekko komiksową, ciężką kreską, wyrazistą. Kolory są tutaj bardzo ważne, wszystko jest brudne i przygnębiające, aż do momentu, gdy nagle pojawia się coś, co jest krwistoczerwone, ale jaskrawo żółte. Robi to wrażenie i bardzo mi to odpowiada. Ponadto wszystkie wspomniane tytuły łączy klimat science fiction z dawnych lat. W sensie nie tego, jak teraz sobie wyobrażamy zaawansowaną technikę, ale jak robili to ludzie kilkadziesiąt, kilkaset lat temu. Deathloop, na ten przykład, wita nas amerykańskimi latami sześćdziesiątymi. Tego chciałem po zwiastunach i dostałem to nie garściami, a całymi ciężarówkami.

Stylizowany pokój z artystycznymi obrazami na ścianie

Dlatego już wiem, że to moje GOTY 2021

Dodajcie do tego klimatu genialną muzykę. Taką, której nie zauważacie, skradając się przez podziemny kompleks, a która wpompuje wam adrenalinę do uszu, jak tylko na mapie pojawi się Julianna chcąca odstrzelić waszą głowę. O tej pani napiszę jeszcze. Wróćmy póki co do innych aspektów gry. Na mapie poukrywanych jest mnóstwo miejsc i aktywności, które możecie spokojnie zostawić w spokoju, jeśli nie jesteście z tych zaglądających pod każdy kamień. Będzie to jednak spory błąd, gdyż każda informacja to coś cennego. Pozwala to odblokowywać nowe pomniejsze umiejętności, sprzęt, więcej historii świata, relacji pomiędzy aktorami tej sztuki. Inaczej jest, kiedy znajdźki to piórka w Assassynie, a inaczej, kiedy to wszystko ma olbrzymi wpływ na fabułę. Ja zdecydowanie wolę sposób na ten element serwowany w Deathloop.

Zdjęcie wszystkich kluczowych postaci w grze

To wszystko podlane jest ogromem możliwości przechodzenia każdego poziomu. Dzięki różnym umiejętnościom i mocom możemy naprawdę poszaleć i zrobić to tak, jak lubimy najbardziej. Chcecie wejść głównym wejściem, będąc niewidzialnymi? Proszę bardzo. A może teleportować się od punktu do punktu, docierając bardzo blisko celu i nie napotykając nikogo na drodze? Nie ma sprawy. A może chcecie wpaść do środka z okrzykiem bojowym na ustach i zadając zwiększone obrażenia, strzelać do wszystkiego, co się rusza? Śmiało! Nie wszyscy jednak stawią wam czoło. Część z głównych przeciwników, tutaj nazwanych wizjonerami, na wasz widok czmychnie, a wy zostaniecie bez zabójstwa na koncie. To może jednak połączycie żywoty wszystkich przeciwników i jednym celnym strzałem w głowę zakończcie sprawę? Wierzcie mi, to tylko ułamek dostępnych w Deathloop możliwości! GOTY jak nic.

Niepokojące napisy jako wizje głównego bohatera

Deathloop, czyli skradaj się, walcz, zdobywaj wiedzę, powtórz

Główny bohater – Colt – budzi się na plaży po ostrym balowaniu. W głowie mu jeszcze szumi, a jedyne, co pamięta, to to, że przegrał starcie i został zabity. Czemu zatem żyje i ma kaca? Czemu widzi latające napisy, które z nim rozmawiają w czasie rzeczywistym? Czemu ma kryjówkę w podziemnym tunelu i kim są ci wszyscy ludzie, o których zebrał tyle informacji w swoim biurze? Nie zdążymy dobrze odpowiedzieć na choćby jedno pytanie, gdy kończy się dzień, a my? My budzimy się znów na plaży z potężnym kacem. Oczywiście jeśli Julianna nie dopadła nas wcześniej. Wtedy również otworzymy oczy na dokładnie tej samej plaży i z tym samym kacem. Zapowiada się, że spędzimy w ten sposób resztę naszego życia, wiecznie będąc strutym sałatką. Na szczęście jesteśmy dość zdeterminowani, a że nie bardzo nam się podoba ta idea wieczności, to postanawiamy coś z tym zrobić. Czas dowiedzieć się więcej o ludziach z materiałów w tunelu i o samej Juliannie. Rozwikłanie zagadki tej znajomości to jedna z najlepszych rzeczy, jakie gra oferuje. Dlaczego na nas poluje i skoro chce nam przeszkodzić, to czemu czasem coś nam podpowiada?

Mapa świata Deathloop

Gra daje nam do wyboru cztery lokacje, które odwiedzimy w jednym z czterech przedziałów czasowych: ranek, południe, popołudnie i wieczór. W zależności od pory dnia wyjdziemy z tunelu w innym miejscu lokacji. Inaczej będą rozlokowani przeciwnicy i pułapki. Możemy też wpłynąć na niektóre wydarzenia, chociażby powstrzymując pożar czy nadając specjalny komunikat radiowy. Dzięki czemu warto odwiedzić tę samą lokację kilka razy w ciągu jednego dnia. Tego wszystkiego dowiadujemy się w trakcie eksploracji. Każdorazowo też przed rozpoczęciem zwiedzania odbywamy krótką konwersację z Julianną, która komentuje aktywności i zmiany w świecie, jakich dokonaliśmy poprzednio. Wspominałem też o śmierci, a ta może popsuć nam najlepszy nawet plan dnia.

Okno wyboru wyposażenia i umiejętności Julianny

Dark Souls zawitał do świata Deathloop

Na wczesnym etapie gry Colt zyskuje bardzo cenną umiejętność – możliwość dwukrotnego zmartwychwstania, zanim porażka zresetuje tytułową pętlę. Nie odradzamy się w tym samym miejscu, ale cofani jesteśmy niejako w czasie i przestrzeni, do miejsca, w którym byliśmy jakiś czas temu. Co ważne, zabici wrogowie nie ożywają, a wykonane akcje zostają wykonane. Kiedy padniemy od obrażeń, spadniemy w przepaść bądź utoniemy w toniach morza arktycznego, zostawiamy po sobie cień z magicznej substancji – rezyduum, która w świecie Deathloop odpowiada za wszystko, co nadprzyrodzone. Możemy ten cień podnieść, aby zachować najbardziej pożądaną walutę w Black Reef. Jest też dobra wiadomość. Jeśli zanim to zrobimy, padniemy drugi raz, będziemy mieć do zebrania dwa cienie. Trochę wygodniej od Dark Souls, przyznacie. Dopiero trzeci zgon powoduje utratę wszystkiego (także niezapisanych przedmiotów) i resetuje nam pętlę.

Opis broni snajperskiej wraz z dodanymi ulepszeniami

Jak trudna jest gra?

Nie uświadczycie tutaj poziomów trudności. Czasem coś wyda się wam niesamowicie proste, by za chwilę inna aktywność kompletnie wam nie poszła, a wy dopiero rozgrywając południe, otrzymujecie reset pętli, bo zginęliście w wybuchu reaktora (jeden z niewielu momentów, kiedy moc wskrzeszania Colta nie zadziała). Wykonywanie kolejnych zadań zyskuje na łatwości, gdy jesteśmy lepiej wyposażeni. Każdorazowo możemy zabrać ze sobą na misję trzy bronie, w tym co najmniej jedną krótką, dwie z pięciu dostępnych mocy oraz ulepszenia tak do jednych, jak i drugich. Aby nie musieć odblokowywać wszystkiego od zera przy każdej pobudce na plaży, musicie wydać rezyduum. Im lepsza rzecz czy moc, tym więcej go potrzeba. Na szczęście szybko uczymy się pobierać surowiec z przedmiotów rozrzuconych po mapie, cieni głównych przeciwników czy poprzez niszczenie niepotrzebnych rzeczy. Im dłużej będziecie grać, tym większy wybór będziecie mieć.

Monitory z twarzą Colta na ekranach

Właściwie nie ma takiego zestawu, który uniemożliwiłby wam przejście poziomu. Nawet gdy coś się wam trafi, co jednak nie sprawdza się w boju, łatwo to wymienić na broń przeciwników. Tu chciałbym wspomnieć o małym minusie rozgrywki. Cały sprzęt ma kilka stopni jakości, oznaczonych, jak to w grach, innymi kolorami. Dla przykładu bronie o najniższym stopniu wykonania potrafią się zaciąć. Fakt ten trafia nawet do samouczka. Co z tego jednak, skoro już na koniec pierwszej pętli ma się wszystkie trzy bronie na co najmniej o jeden wyższym stopniu jakości, w którym to zacięć nie ma. Tak że przez około 20 godzin rozgrywki miałem jedno zacięcie, wymuszone w samouczku. Wolałbym, żeby dopiero bronie na najwyższym poziomie się nie zacinały. Miałoby to więcej sensu.

Automat do gier z wizerunkiem Cacodemona z Dooma

Czy coś się w Deathloop nie udało?

Zacząłem od drobnej uwagi, ale niestety nie jest to jedyna rzecz, na którą zwróciłem uwagę. Najważniejszą bolączką tytułu jest średnie wykorzystanie Ray Tracingu. Gra w wersji na PS5 pozwala na trzy ustawienia graficzne. Stałe 60 klatek obniżające jakość grafiki, dynamiczne 60 klatek stawiające na lepiej wyglądającą grafikę w 4k oraz stałe 30 klatek z włączonym RTX-em w 4k. Oczywiście nie umiałem się powstrzymać przed graniem z RTX-em i przez zdecydowaną większość czasu działa to świetnie. Czasem jednak pojawiają się artefakty, jak te widoczne na zrzucie ekranu poniżej. Zaskakujące jest też to, że w tym trybie każdorazowe obudzenie się na plaży niesamowicie klatkuje. Wydawałoby się, że akurat ten fragment powinien być przetestowany i nie powinno to tak wyglądać. Nie przeszkadza to jednak w grze.

Artefakty graficzne spowodowane problemami z RTXem

Widzę też możliwość, że niektórzy mogą się znudzić, ogrywając ciągle te same cztery miejscówki. Oprócz wykonywania zadań, które mocno urozmaicają przejście danej lokacji, warto wrócić gdzieś, tylko po to, by zabić wizjonera posiadającego tabliczkę mocy. W ten sposób zdobywa się nie tylko samą moc, ale też ulepszenia do niej. Tak że jeśli chcecie mieć bardziej potężne umiejętności, warto to zrobić, ale prawdą jest, że będzie to odtwórcze. Dostać się do miejsca, gdzie jest wizjoner, zabić go, zebrać tabliczkę lub ulepszenie i wrócić do tuneli. Ja się bawiłem przy tym świetnie, ale też uwielbiam zwiedzać każdy zakamarek. W trakcie rozgrywki zdobywamy wiedzę o innej lokacji, jak na przykład kod do sejfu, którego do tej pory nie umieliśmy otworzyć. Więc w teorii zawsze znajdziemy coś do zrobienia przy okazji. Nie posunie nas to do przodu w fabule, co, znając życie, u części graczy może powodować poczucie nudy. W takim razie polecam przeskoczyć daną porę dnia, by opuścić moment, w którym nie posuniemy historii w stronę finału. Muszę też zaznaczyć w tym miejscu, że taka sytuacja ma bardzo rzadko miejsce.

Podglądanie przeciwników podczas ich aktywności

Garść niewykorzystanego potencjału

Zacinanie się broni to nie jedyna rzecz, z której skorzystałem tylko w samouczku. Kolejną jest system skupiania się na przeciwniku. Im dłużej to będziemy robić, tym więcej się o nim dowiemy. Z jakiej broni korzysta czy jak się zachowa w przypadku konfliktu. Gra zachęca także do śledzenia dróg patrolowych. Fajny bajer, gorzej tylko, że z takim arsenałem i mocami, jaki mamy na podorędziu, rzadko kiedy obchodziło mnie, co myśli gość odgarniający śnieg z chodnika. Szybki strzał w głowę z cichej broni i zapominałem o nim (dosłownie, ciała się rozpływają w powietrzu, jakby odchodziły w mgłę z rezyduum). Rzadko kiedy przeciwników było na tyle dużo, że warto było poczekać, aż dogodnie się ustawią do eliminacji. Znaczy, gra nadal wypada lepiej jako skradanka niż klon Serious Sama. Niemniej aż tak szczegółowy opis nie jest potrzebny, by obejść wroga. Sprawdzałem to parę razy z dziennikarskiego obowiązku i choć te opisy są nawet ciekawe, to jednak nie wnoszą niczego do fabuły czy rozgrywki. Co innego chwalone w zwiastunach podsłuchiwanie rozmów. To bardzo cenny zasób wiedzy!

Radość Colta, smutek pokonanej Julianny

Podsumowanie recenzji

Zauważyłem, że trochę się rozpisałem o minusach gry. Prawda jest jednak taka, że choć je przedstawiłem, kompletnie mi one nie przeszkadzały. Tytuł oferuje tak ogromną dowolność rozgrywki, że są to po prostu rzeczy, z których nie skorzystałem. Podobnie z możliwości strzelania z dwóch broni na raz. Nie jest to mój styl, ale była to też moja świadoma decyzja, cichego zabójcy z dużej odległości. Zazwyczaj dostawałem się na jakiś wysoki punkt widokowy przy użyciu mocy skoku teleportacyjnego, tam rzucałem połączenie żywotów i jednym celnym strzałem kładłem 3-5 przeciwników. Jak wspomniałem, problemy graficzne były sporadyczne. Może do tego zestawienia dodałbym fakt, że pakiet DLC z Edycji Deluxe, który otrzymałem do recenzji, to trochę kody do gry za wydane dodatkowe pieniądze. Potężna strzelba, pistolet z tłumikiem oraz umiejętność pozwalająca zdobywać o 50% rezyduum więcej ze wszystkich aktywności, w tym z podnoszenia własnego cienia, to naprawdę „kod na darmową kasę”. Umiejętność tę można znaleźć w grze bez tego, ale u mnie pojawiła się dopiero w okolicy połowy gry. To wszystko blednie jednak przy plusach.

Intrygujący mural namalowany przez przeciwników

Te są miażdżące. Wciągająca, rozbudowana fabuła z mnóstwem znajdziek poszerzających wiedzę o świecie, relacjach, a także pomagające odkryć naszą własną przeszłość. Część wydarzeń z naszej biografii jest naprawdę zaskakująca. Także dla głównego bohatera, który nie omieszkuje komentować tego na głos. Sprawia to ogromne przywiązanie się do Colta. To równy gość, z którym łatwo się sympatyzuje. Zestawienie go z Julianną to superpomysł, do tego diabelnie dobrze wykonany. Do samego końca pojawiały się nowe dialogi między nimi – za to wielki szacunek. To wszystko podlane jest sosem niezwykłego klimatu wynikającego z przyjętego stylu graficznego i muzyki idealnie dopasowanej do wydarzeń na ekranie. Jeśli jeszcze wam mało, to przypominam o pełnej dowolności w sposobie wykonywania zadań oraz kilkudziesięciu bardzo angażujących zadaniach pobocznych. Całość wystarczająca do przejścia gry i odkrycia jej w sposób umożliwiający napisanie tej recenzji zajęła mi około 20 godzin. Myślę, że sama fabuła to około 12 godzin i że jeszcze potrzebowałbym z 10, żeby zakończyć absolutnie wszystkie aktywności, takie jak zagadki sejfu w Updaam, pokoju z gazem w tajnym bunkrze czy zdobycie wszystkich złotych broni. Jakbyście przegapili tę informację, to dla mnie Deathloop to na ten moment absolutne GOTY 2021.

Jeden z przeciwników ujeżdża mechanicznego byka

Z innej perspektywy: Michał Chyła

PlayStation 5 właśnie otrzymało niekwestionowany hit od studia, które produkuje genialne, acz niedoceniane tytuły, i od wydawcy, który słynie z wypuszczania zbugowanych produkcji. Ale Bethesda nie zdołała przenieść swojej klątwy na tytuł od Arkane i mam nadzieję, że Deathloop spotka się z uznaniem graczy.

Mechanika znana z Dnia świstaka sprawdziła się doskonale. Deathloop nie jest rougelikiem (może roguelitem), ale choć budzimy się każdorazowo tego samego dnia, to ciągle idziemy do przodu, nie ma tu pustych przelotów. Jest tylko nieustanna zabawa z dziesiątkowaniem przeciwników w stylu Blazkowicza lub – jak kto chce – Corvo Attano z Dishonored, bo Deathloop nie nakłada na nas żadnych ograniczeń i każdy gra według własnego widzimisię. Zdobywanie nowych tropów, ulepszeń i zdolności, do tego nienachalne i przemyślane „multi”, w którym możemy zapolować na znajomego lub losowego gracza jako przeciwniczka głównego bohatera świetnie się sprawdza dzięki swojej przystępności i generuje prawie tyle samo zabawy, co fabularny singlepayer.

Sama relacja Julianny i Colta, zwłaszcza w połączeniu z doskonałym scenariuszem i voiceactingiem, sprawia, że bardzo trudno nie poczuć sympatii do bohaterów, niezależnie po której stoimy stronie. Dzięki ciągłemu, acz stopniowemu odkrywaniu kart w grze Arkane Studios nie nudzimy się ani chwili i cały czas czujemy, że z pozoru niewykonalne zadanie staje się coraz prostsze do zrealizowania. A jaki na to znajdziemy sposób i jakimi ścieżkami podążymy, zależy już wyłącznie od nas, bo ten hermetyczny świat małej wyspy ma tak wiele kątów do zwiedzenia, że jeszcze pod sam koniec będziemy zaskoczeni nowymi odkryciami.

Łyżką dziegciu jest to, że posiadacze wersji Deluxe otrzymują w bonusie „przekoksowaną” broń w postaci mocarnej strzelby i bezgłośnego pistoletu oraz perk pozwalający od początku zbierać kosmiczne ilości rezyduum. Korzystanie z tego sprzętu powoduje, że gra nie stanowi praktycznie żadnego wyzwania. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to rozwiązanie tylko dla zainteresowanych, jednak uznaję to za „skoczek na kasę” i próbę wymuszenia na graczach zakupu droższej wersji. Poza tym miód, miód i jeszcze raz miód na konsoli Sony.

Michał Chyła: 9/10

Tomasz Wasiewicz

Przede wszystkim jestem graczem. Uwielbiam fantastykę w każdej postaci. Od książek, przez filmy, muzykę, komiksy, po gry. Jestem niepoprawnym kolekcjonerem, zwłaszcza jak gry mają w zestawie steelbook. Zapraszam na mój Instagram po więcej szczegółów. Mimo kariery zawodowej związanej z innymi tematami najbardziej lubię rozmawiać o grach. To jak, pogadamy?