Bardzo lubiana i ceniona, szczególnie wśród pecetowych graczy, ścigałka będąca duchowym spadkobiercą takich serii, jak Destruction Derby, Burnout i FlatOut, zawita nareszcie na Nintendo Switch. Premiera Wreckfest na przenośnego „Pstryczka” będzie miała miejsce 21 czerwca bieżącego roku.
Wreckfest… z którego roku?
Mimo że gra miała swoją premierę prawie cztery lata temu, to była na bieżąco rozwijana i w międzyczasie wyszło do niej sporo dodatków. Ostatnie DLC dodano do sprzedaży na platformie Steam 4 maja 2021, łącznie są do wykupienia 2 „sezony” pełne zawartości wycenione na łączną kwotę 117 złotych, podstawka jest zaś w cenie 125 złotych (dane ze sklepu wujka Gabena). Za nową/starą ścigałkę na Switchu w Europie przyjdzie nam zapłacić sugerowane 39,99 euro. Do zakupu będzie wersja cyfrowa oraz pudełkowa.
W grze wyścigowej chodzi o to, aby wyprzedzić przeciwników i jako pierwszy zawodnik – lub ten z najlepszym czasem – dojechać na metę. W Wreckfest jest podobnie, z tą różnicą, że tutaj walka na torze toczy się w sposób dosłowny: auta wjeżdżają w siebie, spychają z drogi i starają uszkodzić do tego stopnia, aby unieruchomić pojazd oponenta i uniemożliwić mu ukończenie rozgrywki. Nie zabrakło też trybu, w którym należy po prostu przetrwać na placu boju jako ostatni.
Technikalia Wreckfest na Nintendo Switch
Niszczenie aut na „Pstryczku” będzie odbywać się w 30 klatkach na sekundę. Wydawca obiecuje, że obędzie się bez spadków płynności. W trybach online zagramy maksymalnie w 16 osób.
Wydawałoby się, że Wreckfest na Switchu powinien pracować jedynie za pomocą grania w chmurze, jeśli okaże się inaczej i zostanie zachowana płynność rozgrywki, to należą się brawa dla twórców za użyte optymalizacyjne sztuczki. Dodam, że fizyka gry nie powinna ulec znacznemu pogorszeniu w porównaniu ze „starszymi braćmi”, model zniszczeń na zwiastunie także prezentuje się dobrze.