Codzienna dawka planszówkowych nowin!

Wracaj do nas regularnie i bądź na bieżąco!

Recenzja Tiletum – do biznesu trzeba mieć głowę

4 września 2023,
15:31
Kamil 'Furiusz’ Grotek

Jak to jest być kupcem, dobrze? Nie mam pojęcia, czy to pytanie zadali sobie Daniele Tascini i Simone Luciani tworząc Tiletum, czyli kolejną grę z serii na „T”. Jeśli nie, to czy to rażące niedopatrzenie wpłynęło na jakość gry? Przekonajcie się sami czytając poniższą recenzję.

Pudełko z grą

Tiletum jest jak jarmark. Kolorowe, tłoczne i dynamiczne. Gdzie się nie obejrzycie znajdziecie coś ciekawego, co woła „Chodź tutaj! Wybierz mnie!”. Nie jest to tytuł, który przepali Wam zwoje mózgowe, ale gwarantuję, że i tak pobudzi je do przyjemnie intensywnej pracy. Ogromna regrywalność, mnogość aktywności i możliwość tworzenia imponujących łańcuchów akcji dają grę, do której chce się wracać i sprawdzać nowe strategie.

8.5 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • Regrywalność
  • Generowanie łańcuchów akcji
  • Mnogość możliwości
  • Tryb solo
  • Wygląd komponentów graczy
  • Brak insertu
  • Dobór kolorów kości
  • Długi czas tłumaczenia zasad nowym graczom
  • Mozolny setup

Tiletum to średniej ciężkości gra euro, której autorami jest wyżej wspomniany duet Włochów, a wydawcą Board&Dice. Panowie Tascini i Luciani mogą być Wam znani ze swoich starszych, wspólnych dzieł, czyli Tzolk’in: Kalendarz Majów, czy dwie części Marco Polo. Tym razem, za sprawą wydawnictwa Rebel, mamy możliwość wcielić się w renesansowych kupców. W dużym uproszczeniu będziemy tu podróżować od miasta do miasta po zachodniej Europie, aby stawiać swoje budynki, realizować kontrakty i wspierać budowę katedr. Bardziej szczegółowo, znajdziemy tu wiele różnorakich mechanik znanych z poprzednich gier autorów.

Trzonem rozgrywki jest koło akcji. Do każdej z nich przypisana jest, inna co rundę, wartość na kości. W swojej turze gracz wybiera jedną kość z koła i zyskuje związane z tym dwie korzyści. Po pierwsze, w zależności od jej koloru, odpowiednie zasoby. W grze występuje ich pięć rodzajów: złoto, wełna, stal, kamień i jedzenie, a do każdego rodzaju przypisany jest inny kolor kości. Wartość na kości mówi nam z kolei ile sztuk danego zasobu dostaniemy z zasobów ogólnych.

Po drugie możemy wykonać przypisaną do kości akcję. I tu jest pewien myk, bo ilość punktów akcji i zasobów, jakie otrzymamy, zawsze w sumie daje nam liczbę 7. Oznacza to, że jeżeli weźmiemy kostkę dającą nam 6 sztuk jakiegoś surowca, to wykonamy tylko jedną akcję przypisaną do niej. Analogicznie, kiedy weźmiemy kość o wartości 2, będziemy mieć do dyspozycji aż 5 punktów akcji.

W rezultacie nieustannie żonglujemy pomiędzy potrzebnymi zasobami, a naszymi mocami przerobowymi. Decyzje należy podejmować rozważnie, gdyż gra podzielona jest na 4 rundy, a w każdej możemy wziąć z koła tylko 3 kości. Oznacza to, że przez całą rozgrywkę wykonamy tylko 12 tur.

Koło jest jedno, a akcji… trochę więcej

Co w takim razie możemy w tej grze robić? W Tiletum mamy dostępnych 6 rodzajów akcji podstawowych, a do tego 5 różnych akcji pobocznych, zwanych tutaj zadaniami. Te drugie możemy wykonywać w dowolnym momencie swojej tury bez zużywania punktów akcji, ale o nich nieco później.

Dwie pierwsze akcje z koła są związane z mapą zajmującą większą część planszy. Będziemy nimi aktywować nasze dwa pionki, czyli kupca i architekta. Obaj działają praktycznie tak samo, z jedną tylko różnicą. Jeden i drugi może się przemieszczać między miastami, zbierać rozrzucone po mapie żetony i budować. Z tym, że pierwszy stawia w miastach budynki, a drugi kolumny.

Kolejne akcje tyczą się mniejszej części planszy, na której znajdują się tor króla, oraz rynki żetonów postaci i kontraktów. Akcja króla pozwala przesuwać się po wyżej wspomnianym torze. Pozycja na nim pod koniec rundy wpływa na graczy na trzy sposoby. Po pierwsze, w zależności od zajmowanego na torze pola możemy dostać dodatnie, bądź też ujemne punkty zwycięstwa. Po drugie, kolejność graczy na torze determinuje kolejność rozgrywania tur w następnej rundzie. Po trzecie, gracz o najwyższej pozycji może pozyskać bonusowy żeton znajdujący się pod torem.

Akcja kontraktu pozwala wymieniać posiadane zasoby na inne i pozyskiwać żetony kontraktów. Jak działają kontrakty? Po opłaceniu kosztu wskazanego na żetonów otrzymujemy wskazaną liczbę punktów zwycięstwa. Dodatkowo taki zrealizowany kontrakt umieszczamy w odpowiednim miejscu na planszetce gracza odblokowując sobie tym samym więcej kolumn do dyspozycji.

Na koniec akcja postaci, w której będziemy pozyskiwać żetony postaci i umieszczać je w budynkach na naszej planszy gracza. W tym miejscu, jeśli ktoś uważnie liczył, mógłby teraz zapytać: czemu kończę opis na piątej akcji? A no dlatego, że szósta akcja jest jokerem i pozwala wykonać dowolną z pozostałych pięciu. To wszystko.

O co w Tiletum w ogóle chodzi?

Jak wcześniej wspomniałem, zabawa z Tiletum rozgrywa się na przestrzeni czterech rund. Każdą z nich kończy targ w jednym z miast. Pierwszy zawsze ma miejsce w tytułowym Tiletum, kolejne trzy są losowane podczas przygotowania do gry. Także losowo, pod nazwami miast targowych, są układane cztery żetony określające za co będziemy punktować na końcu poszczególnych rund. Podobne rozwiązanie znajdziecie w Wyprawie Darwina, którą współtworzył Simone Luciani.

Jednak, aby otrzymać punkty, nie wystarczy spełnić wymogu z konkretnego żetonu. Warunkiem wzięcia udziału w targu jest nasza obecność w danym mieście na koniec rundy. Ten wymóg możemy spełnić na dwa sposoby. W mieście targowym musi znajdować się nasz budynek, lub kupiec. Jako, że w miastach dostępnych miejsc na budynki jest zawsze mniej niż graczy, od samego początku gry trwa wyścig o zapewnienie sobie punktowania na koniec poszczególnych rund.

Oprócz targów w Tiletum możemy także punktować za realizowanie wspomnianych już kontraktów. Dodatkową korzyścią z tego  jest możliwość odblokowania kolejnych kolumn, które możemy później wykorzystać w akcji architekta. W każdym mieście, w którym znajduje się katedra, gracze mogą stawiać swoje kolumny. Jeśli już posiadacie takowe na planszy, możecie wesprzeć budowę katedry. Opłacacie należny koszt w kamieniu i pobieracie górny żeton ze stosu danej katedry. Otrzymujecie za to wskazaną liczbę punktów.

Należy jednak pamiętać, że w przypadku wspierania budowy katedry obowiązuje zasada „kto pierwszy ten lepszy”. Każdy kolejny żeton w stosie daje nam coraz mniej punktów, więc nie warto się ociągać ze zdobywaniem ich.

Nie mniej istotne są budowane przez naszych kupców domy. Te, tak samo jak kolumny, możemy odblokowywać do swoich zasobów, aby móc umieszczać je później na planszy. Dzieje się tak po zapełnieniu wszystkich mieszkań w danym budynku żetonami mieszkańców. Oprócz tego, za rozbudowywanie w pełni swoich budynków na planszetce, będziemy umieszczać przy kole akcji specjalne żetony dające nam w przyszłości więcej punktów przy wyborze konkretnych akcji. Aby móc to zrobić, oprócz obsadzenia wszystkich lokali w budynku, musimy na parterze umieścić żeton herbu opłacając odpowiedni koszt w jedzeniu.

Realizowanie posiadanych kontraktów, wspieranie budowy katedr i umieszczanie herbów w budynkach należą do wspomnianych wcześniej czynności dodatkowych wykonywanych w dowolnym momencie tury. Poza nimi gracze mogą w swojej turze aktywować posiadane żetony premii, oraz wymieniać złoto na inne zasoby.

Wykonanie gry

Pierwszym co rzuca się w oczy po otwarciu pudełka są bardzo ładne, drewniane komponenty graczy. Mowa o kolumnach, domkach, oraz pionkach kupca i architekta. Na uwagę zasługuje także pozornie błaha rzecz, czyli dobór kolorów tych komponentów. Zapewne ma to kojarzyć się z barwnymi, miejskimi jarmarkami.

Chwilę później dopada nas istna horda żetonów wszelakich kształtów i rozmiarów. W sumie znajduje się tu ich ponad 430! Wypychanie wszystkiego z wyprasek przed pierwszą grą i pakowanie do woreczków strunowych zajmie więc trochę czasu. Co do samej ich jakości nie zgłaszam obiekcji.

Oczywiście, jak przystało na rasowego, włoskiego eurasa, w pudełku znajduje się mój „ulubiony” rodzaj insertu: wielkie NIC. Polecam już na etapie zakupu gry zastanowić się nad insertem z zewnętrznej firmy. Z pewnością przyspieszy to proces rozkładania i składania gry.

Jeżeli graliście już w jakieś inne tytuły Tasciniego, powinniście kojarzyć kości używane w tej grze. Bo w sumie po co zmieniać coś, co działa? Są duże, czytelne i wygodne w operowaniu. Jedyne zastrzeżenie, jakie do nich mam, to dobór kolorów. W niektórych warunkach oświetleniowych zdarzało się, że moi współgracze mylili błękitne i jasnoszare kości. 

Ikonograficznie wszystko jest czytelne i dosyć intuicyjne. W pojedynczych przypadkach, gdzie możemy nie być pewni znaczenia jakiegoś symbolu, z pomocą przychodzi załącznik w instrukcji objaśniający każdy jeden żeton i symbol, jaki jest w grze. Zasługuje to na bardzo dużą pochwałę. Podobnie nie mam zastrzeżeń, co do wyglądu planszy. Jest przejrzysta i bez zbędnych wodotrysków. Nie zdarzyło mi się, żeby ktoś popełnił błąd z powodu błędnego odczytania sytuacji na stole.

Moje wrażenia z gry w Tiletum

Tiletum to najprostsza i najkrótsza produkcja z serii „na T” od wydawnictwa Board&Dice. Nie znaczy to jednak, że jest to gra prosta. Raczej nie wprowadzicie nią nowych graczy w świat planszówek. Zasady nie są w niej skomplikowane, ale jest ich naprawdę sporo. Co za tym idzie, mamy tu naprawdę masę możliwości, a (jak wspomniałem wcześniej) tylko 12 tur na przestrzeni całej rozgrywki. Może to skutkować nieco dłuższym myśleniem nad kolejnym ruchem, bo będziemy chcieli wycisnąć z niego jak najwięcej. A w jednej turze da się zrobić tu wiele.

Tiletum potrafi być niesamowicie „combogenne”, a jednocześnie nie uraczycie tu zbyt dużo losowości. Tak, to prawda, że kości na koło akcji są wykładane losowo i nie mamy wpływu jakie ich kolory i wartości będą dostępne. Jednak, jak w każdej porządnej grze euro z kośćmi, mamy do dyspozycji mechanizm do zarządzania tą losowością. Przed wzięciem kości z koła możemy zapłacić złotem aby zmienić jej wartość, a co za tym idzie przypisać ją do innej akcji. Zmiana wartości o każde jedno oczko kosztuje nas dwie sztuki złota.

Dzięki całej masie premii, jakie możemy aktywować w trakcie tury gracza, jesteśmy w stanie tworzyć naprawdę imponujące łańcuchy akcji. Po pierwsze na całej planszy rozsiane są żetony dające nam różnorakie bonusy. Mogą to być zasoby, punkty konkretnych akcji, lub innego rodzaju ułatwiacze.

Po drugie mamy premie od postaci podczas umieszczania ich w naszych budynkach. Tak samo otrzymujemy specjalne akcje za położenie żetonów herbów na parterze wspomnianych budynków. Jakby tego wszystkiego było mało, niektóre kontrakty także dają nam bonusowe akcje za zrealizowanie ich.

Przy odpowiednim zaplanowaniu ruchów może dojść do sytuacji, gdzie aktywujemy tak dużo bonusów, że w rezultacie się pogubimy. To skrupulatne liczenie, ile punktów, jakiej akcji już zużyliśmy, a co jeszcze zostało nam do zrobienia… Uwierzcie mi, momentami sporo się tutaj dzieje.

Twórcy gry całe szczęście pomyśleli i o tym, oddając do dyspozycji graczy specjalne żetony do oznaczania dostępnych punktów akcji. Proste, pomysłowe i skuteczne. Ale nie samym zarządzaniem punktami człowiek żyje. Każdy żeton, jaki pozyskujemy, zanim w ogóle będziemy mogli go użyć, musimy umieścić w naszym magazynie. Problem w tym, że może ich się tam znaleźć maksymalnie cztery. Wymusza to planowanie ruchów na kolejnej płaszczyźnie.

Jeżeli zapełnimy cały magazyn i nie będziemy w stanie w danej chwili zdjąć z niego żadnego żetonu, możemy śmiało zacytować Stefana 'Siarę’ Siarzewskiego i nie mamy na myśli lądowania, a mianowicie misterny plan, który potrafi się posypać niczym domek z kart.

Punktować jesteśmy w stanie praktycznie za wszystko. Jednocześnie nie sposób wszystkiego wymaksować. Już samo to daje nam dostęp do różnorodnych ścieżek do zwycięstwa. Regrywalność zwiększa dodatkowo sam setup. Co grę mamy inny układ akcji na kole, inne miasta targowe i cele do zrealizowania, różne ceny i wartości punktowe za budowę katedr, i co oczywiste, inny układ i kolejność pojawiania się żetonów. Wszystko to sprawia, że każda partia w Tiletum będzie nieco inna.

Recenzja zmierza ku końcowi, słowem końca o Tiletum

Jeśli szukacie gry z nieco cięższej półki, która pobudzi szare komórki i zostawi z poczuciem nasycenia to Tiletum będzie strzałem w dziesiątkę. Może także robić za etap pośredni przed wprowadzeniem na stół bardziej mózgożernych pozycji.

Rozgrywka jest wartka i nie nuży. Przez to, że w wielu aspektach trzeba się tu ścigać z przeciwnikami, nie jest to pozycja dla osób nielubiących negatywnej interakcji. Nie raz będzie tu dochodziło do „bezczelnych kradzieży” kości, czy zajmowania na mapie pól, na które ktoś inny ostrzył sobie zęby.

Dla osób grających w pojedynkę znajduje się tu rozbudowany tryb solo o zróżnicowanym poziomie trudności. Odpowiadają za niego Dávid Turczi i Jeremy Avery. O jego rozbudowaniu może świadczyć fakt, że zasłużył sobie na osobną instrukcję liczącą 16 stron!

Podsumowując, Tiletum to kawał solidnej gry dostępnej za bardzo przystępną cenę. Co prawda nie ma tu niczego rewolucyjnego, raczej jest to sklejka mechanik znanych głównie z poprzednich gier autorów. Mamy tu zabawę kostkami, koło akcji, zbieranie zestawów, realizowanie zadań, podróż po mapie itd. Jednak to, jak zostały te elementy dobrane i połączone ze sobą, pokazuje kunszt autorów.

Nie ma tu niczego co można by określić jako zbędne, albo „od czapy”. Przy tym gra dobrze się skaluje. Zdecydowanie jest to jedna z ciekawszych pozycji wydanych w Polsce w tym roku. Jeśli do tej pory jeszcze w nią nie zagraliście, dajcie jej szansę. Nie powinniście się rozczarować.

Kącik koszulkoholika

Jestem typem osoby, która kompulsywnie koszulkuje wszystkie karty w posiadanych grach. Także postanowiłem sporządzić dodatkowo ten segment dla osób, które zechcą zakupić powyższy tytuł żeby oszczędzić im czasu na szukaniu właściwego rozmiaru koszulek.

Do zakoszulkowania Tiletum będziecie potrzebować:

  • 21 koszulek w formacie 63×88 mm na karty dekretów i wyzwań do trybu solo

Kamil 'Furiusz' Grotek

Osobnik głodny wiedzy z dowolnych dziedzin, ciagle szukający nowych doznań, nieco choleryczny, o specyficznym poczuciu humoru. W sferze zawodowej wyznaje niemiecki ordnung, za to w życiu prywatnym zamienia go na kontrolowany chaos. Najchętniej wolny czas spędza poświęcając się malarstwu figurkowemu, lub graniu w gry planszowe z bliskimi, co stara się dokumentować na swoich profilach na instagramie. Miłośnik wszystkiego co włoskie, m.in. kuchni, języka, motoryzacji, malarstwa i ciężkich planszówek.

Komentarze

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze