Midnight Suns – że kto?
Jest to nazwa grupy superbohaterów ze świata komiksów Marvela, stworzona specjalnie na potrzeby opisywanej produkcji. Nie sposób jednak odnieść wrażenie, że jest ona zainspirowana zespołem Midnight Sons, który pojawił się w wielu wydarzeniach w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W obu przypadkach mamy do czynienia z postaciami w jakiś sposób powiązanymi z magią i jej bogatymi odmianami. W skład zespołu wchodzą Nico Minoru (Runaways), Blade, Ghost Rider, Magik (X-men, a dokładniej New Mutants), Scarlet Witch.
Nie tylko nimi jednak ruszymy do boju. W grze pojawi się reprezentacja Avengers – Doktor Strange, Iron Man, Kapitan Ameryka, Kapitan Marvel, Wolverine czy Spider-man. Wspólnymi siłami już na początku tytułu wskrzeszą oni główną postać o imieniu Hunter. My zaś zadecydujemy o jej wyglądzie czy afiliacji ze światłem bądź mrokiem. Po stronie tych dobrych jako wsparcie, służyć nam będzie duch, zmarłej Agathy Harkness (możecie ją kojarzyć z serialu Wanda/Vision), nasza demoniczna suczka – Charlie oraz ciocia, wychowująca nas jak własne dziecko – Sara, która prosi by mówić na nią Dozorczyni (z angielskiego Caretaker).
Przyznacie, że dość ciekawy zabieg, by zebrać w jednej grze tych, których wszyscy bardzo dobrze znają z kina i seriali, a także część postaci, o których większość z was mogła nie słyszeć nawet patrząc na fakt, że Nico, Magik czy Ghost Rider również na srebrnym ekranie zawitali. Co ciekawe, to właśnie te trzy postacie mają najciekawszy wachlarz umiejętności i dają opcję popisania się umiejętnościami taktycznymi, i które robią coś więcej niż zadają obrażenia bądź je blokują, ale o tym za chwilę.
Z kim walczymy?
Naszym przeciwnikiem jest Lilith, czarownica z dawnych czasów, która zawarła pakt z demonami, sama stając się jednym z nich. Z wyglądu przypominała mi bardzo Kerrigan ze Starcrafta i to uczucie nie minęło do samych napisów końcowych. Lilith ma też w zwyczaju demonizować swoich podopiecznych, ale nie pogardzi też usługami Hydry. Przyjdzie się nam więc zmierzyć z Venomem, Sabertoothem, ale też Doktorem Faustusem i Crossbonesem w asyście zastępów żołnierzy i demonów. Na pewno nie będziecie się nudzić.
Wiemy kim, przeciw komu, to jeszcze jak?
Tu pojawia się główna mechanika wyróżniająca tę produkcję na tle innych historii opowiadanych o grupach w świecie Marvela. Avengers bili się w czasie rzeczywistym, Strażnicy Galaktyki chcieli być trochę jak postacie z Final Fantasy, czy podobnych jRPG, a Midnight Suns są karcianką w turach. Jest to pewne uproszczenie, gdyż mamy do dyspozycji większy wachlarz możliwości niż tylko ten opisany na kartonikach.
Przede wszystkim jednak każda z postaci do walki rusza z zestawem dziesięciu kart, z czego maksymalnie cztery mogą korzystać z puli heroicznych zasobów. Te karty zazwyczaj są potężniejsze od pozostałych, które zagrywamy za darmo i to one generują nam punkty heroizmu. Nic nie stoi natomiast na przeszkodzie, by mieć talię złożoną wyłącznie z tych drugich. Wraz z rozgrywką odkryjemy nowe karty dla naszych postaci. Będzie też nam dane je ulepszyć, a nawet dodać unikalny twist. Jest więc spora szansa, że wraz ze znajomymi dla tej samej postaci będziecie mieć zupełnie różne zestawy kart.
I nie ma w tym nic złego! Ta gra zachęca do kombinowania, łączenia kart w niesamowite kombinacje. Używania jednego bohatera by zasilał nam pulę punktów, przykładowo ściągając całą uwagę na siebie, by drugi skupił się wyłącznie na zadawaniu obrażeń. Mamy tak szeroki wybór tego jak chcemy grać i jak osiągnąć postawiony przed nami cel, że bez problemu dobierzemy do tego odpowiednią ekipę. Potężne ataki na jednego przeciwnika, słabe ataki, ale możliwość zaatakowania kilku celi na raz. Leczenie, zwiększenie statystyk u nas i zmniejszenie u wroga, podpalenia, oszołomienia. Starcia, czyli główna część naszej rozgrywki, to świetnie zaprojektowany moduł gry.
Nie wspomniałem jeszcze o tym co się dzieje na planszy starcia. Te różnią się od tego, gdzie udaliśmy się na misję. Zawsze jednak jest opcja na to by przywalić komuś swobodnie leżącym przedmiotem. Wepchnąć go na skrzynkę elektryczną, zrzucić na głowę ciężkie skrzynie czy wrzucić do otchłani piekielnej. Tak, Ghost Rider chętnie w tym pomoże. Akcje te korzystają również z punktów heroizmu, ale nie zużywają nam limitowanych do trzech, zagrań kartą. Często zwiększałem na potęgę liczbę punktów, by potem siać spustoszenie korzystając z układu mapy. Niesamowita jest ilość taktyk, jakie można tu obrać.
Nie tylko walka, czyli odpoczynek dla umęczonych dusz
Obie grupy – Avengers i faktycznych Midnight Suns, spotykają się po każdej misji w Opactwie, bazie operacyjnej Sary, naszej przyszywanej matki. Do Opactwa, oprócz głównego budynku wchodzą też rozległe tereny, które możemy zwiedzać, a ucząc się kolejnych słów mocy poznać jeszcze bardziej. Jest tutaj piec zasilany demonem, który służy Strange’owi oraz Starkowi do badań, plac ćwiczeń, basen do relaksu, nawiedzona biblioteka i sporo zagadek środowiskowych, które zapewnią nam przedmioty kosmetyczne do naszych postaci.
Tereny dookoła głównego budynku Opactwa są dość rozległe i zazwyczaj po odblokowaniu, któregoś z czterech słów mocy spędzałem dobrą godzinę, dwie na odkrywaniu nowych miejsc oraz zbieraniu składników do mikstur. Wytwarzanie przedmiotów, kart i ulepszeń do nich jest mocno nieobowiązkowe, ale jeśli się na to zdecydujecie wasze talie będą jeszcze potężniejsze. To są może pierdoły, ale często ratowało mnie, że jakaś karta miała efekt, w momencie, gdy celowo ją odrzucałem by dobrać kolejną, przykładowo dając mi dodatkowy punkt heroizmu. Wszystko dzięki grzybkom znalezionym w lesie.
Uważam, że to dużo lepsze rozwiązania niż w serii XCOM, gdzie w bazie spędzaliśmy krótką chwilę i znów wyruszaliśmy na misję. Tutaj aktywności do robienia między misjami jest całkiem sporo i fajnie balansują rozgrywkę sprawiając, że ani jedno, ani drugie nie dominuje, dzięki czemu uczucie nudy się nie pojawia. Pamiętam, ile razy można było pójść zaparzyć sobie herbatę i pół jej wypić zanim kosmici skończyli swoją turę. Tutaj starcia są bardziej dynamiczne, a Opactwo żyje swoim życiem. Rozumiem jednak, że fanom XCOM może to jednak nie odpowiadać.
Siła przyjaźni
Nawet jeśli nigdy nie mieliście komiksu w ręce, ale oglądaliście chociaż jeden film, o którejś z grup superbohaterów wiecie, jak bardzo ważna są relacje pomiędzy postaciami. Często, gdy się one dopiero poznają są w stanie zrobić znacznie mniej niż gdy nawiążą bliższy kontakt. Z kolei, dopiero kiedy nazywają się przyjaciółmi są w stanie zrobić niewyobrażalne wcześniej rzeczy. Twórcy postanowili to wykorzystać uwzględniają tę mechanikę w swojej produkcji.
Z każdą grywalną postacią Hunter będzie mógł lub mogła się zaprzyjaźnić. Nie ma tutaj romansów, wszystkie relacje są czysto przyjacielskie i uważam, że to dobry zabieg. Chodzi o zgranie drużyny, o możliwość wydobycia z siebie nawzajem tego co najlepsze. W Midnight Suns jest to unikalny atak, który możemy zdobyć rozgrywając pozytywnie wyzwanie, po osiągnięciu maksymalnego poziomu przyjaźni. Co więcej zdobywając kolejne stopnie zażyłości zwiększamy też zgranie całego zespołu, co również przynosi korzyści. Jest to fajnie pomyślane, a drogi do tego celu są zróżnicowane.
Możemy zabrać kogoś na spacer lub oglądać gwiazdy, a na koniec wręczyć mu świeczkę o zapachu paliwa rakietowego czy brudu z grobów. Możemy dołączyć do jednego z trzech klubów i przykładowo podrasować samochód Ghost Ridera. Możemy też odbyć z kimś dzienny trening albo pomóc mu w jego problemie. A nawet jeśli już super nam się nie chce bawić w budowanie przyjaźni, to jej poziom i tak po trochu zwiększy się z każdą misją, którą postacie odbędą razem z Hunterem. Osobno budujemy zaufanie u Charlie, naszej suczki. Jeśli chcecie zwiedzić całą mapę i dowiedzieć się kilku sekretów z waszej przeszłości nie zaniedbujcie tego demona.
Nie mam co na siebie włożyć!
Tak jak byłem mocno niezadowolony z tej część i w Avengers, i w Strażnikach galaktyki, to tutaj jest super. Odnalazłem wiele ze swoich ulubionych strojów dla ukochanych postaci. Dodatkowo odkryłem kilka nowych, jak mroczną wersję Nico. Nawet taka pierdoła jak różne kolorowanie strojów przykuło mnie do ekranu na dłużej. Widać, że ludzie odpowiedzialni za stroje są fanami komiksów i wiedzą, że grając piątym Ghost Riderem – Robbiem, możemy jako duch zemsty chcieć wyglądać jak ten Johnniego Blaze’a, czy chcemy dokładne malowanie stroju Wolverine’a z serii X-Force.
Chociaż gra zawiera mikrotransakcje, gdzie za twardą walutę zakupimy część unikalnych strojów, nawet przez chwilę nie czułem się tym zaniedbany. Nie wiem też, może to tylko mój gust, ale te płatne stroje były w moim odczuciu brzydsze od tych dostępnych dla wszystkich, więc tym bardziej nie czułem potrzeby żałować, że są schowane za barierą dodatkowych płatności. Kto wie, może deweloperzy zostali przymuszeni do wprowadzenia takiego rozwiązania, ale zrobili to w ten sposób celowo? To jednak tylko moje domysły.
Jak Midnight Suns wypadają od strony technicznej?
Przyznam się, że początek był mocno niepokojący. Od pierwszej sekundy po odpaleniu tytułu było czuć, że jest jakiś problem od strony graficznej. Pierwszy filmik na silniku gry spowodował grymas na mojej twarzy. Aż ciężko uwierzyć, że na wstępie pojawia się plansza z Unreal Engine. Dość szybko jednak się do tego przyzwyczaiłem, traktowałem to jak coś normalnego, więc nawet kilka razy byłem później pozytywnie zaskoczony. Najlepiej prezentują się efekty co potężniejszych kart, a przoduje w nich wspominany już kilkukrotnie Ghost Rider. Gdyby tylko gra nie wyrzuciła mnie do pulpitu…
Najgorzej, że ładowanie zapisu gry nie pomogło i co bym nie zrobił zamiast ekranu podsumowującego starcie dostawałem błąd. Dopiero załadowanie zapisu sprzed całej wyprawy uratowało sytuację. Przeczytałem w sieci, że tego typu błędów jest dużo więcej i żebym zapisywał jak najczęściej grę. Tak też robiłem, za każdym razem na osobne miejsce (podobno nadpisywanie też powodowało błędy). Dość szybko jednak wyszła poprawka, która kompletnie wyłączyła automatyczny zapis po każdej naszej turze i do napisów końcowych sytuacja się nie powtórzyła.
Przez ponad trzydzieści godzin natrafiłem jeszcze na dwa błędy. Raz, po starciu z bossem nie uruchomiła mi się scenka z historią i musiałem zresetować ostatnią fazę starcia, a raz Kapitan Ameryka tak oberwał, że wpadł pod mapę i latał tak z góry na dół jeszcze kilkanaście minut. Nie przeszkodziło to jednak w poprawnym zakończeniu walki. Z błędów technicznych warto wspomnieć o problematycznym HDR-ze, co było widoczne nawet niepoprawnie wyświetlającym się logo dewelopera i praktycznie uniemożliwiło mi korzystanie z trybu fotograficznego. Łatka wpadła dosłownie po tym jak skończyłem grać i przygotowałem dla was to jedno zdjęcie.
Czy po słabych Avengers i średnich Strażnikach warto wziąć Midnight Suns?
Warto! To zdecydowanie najfajniejsza produkcja, w jaką grałem w drugiej połowie roku i mój numer dwa w całym 2022. Jestem pozytywnie zaskoczony jak ciekawe mogą być starcia, gdy każdy z bohaterów ma tylko dostępnych dziesięć kart. Czy jak wiele mechanik dookoła można wprowadzić, żeby uatrakcyjnić potyczki. Jak wspominałem wyżej, ilość strategii jakie możecie obrać jest ogromna. Dzięki temu, że zainwestowałem czas w rozbudowanie Opactwa, bardzo chętnie korzystałem z ruchu, przedmiotów na planszach czy wymianie kart.
Żona powiedziała, że dawno nie widziała mnie tak skupionego na rozgrywce. Pozornie nieważne czynności jak ulepszanie kart, dobieranie składu zespołu by się uzupełniał, przebudowywanie talii każdego bohatera dawały mi masę frajdy. Do tego ilość ciekawostek, których możemy się dowiedzieć o tych, których losów na co dzień nie śledzimy robi super wrażenie. A przecież są właśnie te przedmioty, które możemy wręczyć przyjaciołom, czy okładki komiksu generowane na podstawie tego, kogo zabraliśmy na misję. Ilość szczegółów mnie przekonuje, że za grę wzięli się ludzie, którzy sami kochają Marvela.
Gdy zaczynałem pisać ten tekst myślałem o ocenie końcowej wynoszącej osiem punktów. Uważałem, że tak będzie uczciwie. Z drugiej strony dla mnie to gra na dziesięć oczek. Z trzeciej zaś strony, dychę dałbym Elden Ring, gdybym to ja pisał jej recenzję, ale i kolega Redaktor również taką ocenę dał. Tutaj zaś pojawiają się konkretne błędy techniczne i nie mogę ich nie uwzględnić. Byłoby to też trochę nie w porządku w stosunku do produkcji From Software. Chciałbym jednak, żebyście wiedzieli, że bawiłem się rewelacyjnie i tylko Crisis Core: Final Fantasy VII Reunion powstrzymuje mnie przed odpaleniem nowej gry+.