Recenzja filmu Kosmiczny mecz: Nowa era – nadal taki kosmiczny jak 25 lat temu?

26 sierpnia 2021,
16:00
Strid

W 1996 roku Kosmiczny mecz zachwycał dzieci i rodziców dzięki udziałowi międzynarodowej gwiazdy koszykówki – Michaela Jordana – oraz animowanych postaci ze Zwariowanych Melodii. Czy po dwudziestu pięciu latach, kiedy dziecko znające oryginał jest już mężczyzną w średnim wieku, NBA nie jest tak popularne, a królik Bugs ustąpił miejsca Rickowi i Morty’emu, film ma nadal rację bytu?

LeBron uderza na kosz

Masa gagów i nawiązań do popkultury, która ma wytatuowane logo WB. Na szczęście twórcy pomyśleli też o humorze dla starszych widzów, przez co seans nie nudzi aż tak, jak można by się spodziewać. Im później urodziłeś się po premierze pierwszej części, tym więcej dodaj oczek do oceny, aż będzie maks.

6 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • Zwariowane tempo akcji
  • Nawiązania do obecnie popularnych postaci od WB
  • LeBron broni się jako bohater
  • Świetna animacja
  • Humor dla starszej widowni
  • Lepszy jeśli jesteś fanem koszykówki…
  • …i królika Bugsa
  • Sztuczna rodzina LeBrona
  • Mimo wszystko głownie dla dzieci

Koszulkę Chicago Bulls posiadałem obowiązkowo, wiedziałem też, kim jest Michael Jordan, dlatego w 1996 szczęśliwy zasiadłem do seansu Kosmicznego meczu i zaliczyłem film kilkukrotnie. W wątpliwej jakości kopii, na kasecie VHS z nieoficjalnej dystrybucji. Dwadzieścia pięć lat później musiałem sprawdzić, jak się pisze imię koszykarza, który wystąpił w drugiej części filmu. Nie miałem nawet pojęcia, jak wyglądał LeBron, zanim dowiedziałem się, że zagra w kontynuacji hitu sprzed dwóch dekad. Nie czekałem na ten film, ale chętnie wybrałem się z córką na seans w niedzielne popołudnie. Córka wyszła zachwycona. Ja za to niekoniecznie.

Warner Bros bezwstydnie się chwali

Zacznijmy od tego, że nasz bohaterski koszykarz ląduje w animowanym świecie ze względu na to, iż popada w niełaskę u sztucznej inteligencji, która ma wybitne parcie na szkło. Niejaki Al G. Rytm jest programem komputerowym, który wpada na genialny plan zatrudnienia LeBrona w Warner Bros jako ich głównego aktora. James niestety nie jest zachwycony i nazywa to najgłupszym pomysłem, o jakim słyszał, przez co urażona SI postanawia porwać go wraz z synem do świata serwerów Warnera. Oczywiście SI postanawia zwrócić wolność rodzinie, jeśli tylko James zbierze drużynę, która pokona Ala G. w koszykówce. Tym razem nie jest to jednak zwykły mecz. LeBron będzie musiał się zmierzyć na boisku, na którym zasady gry są całkowicie wywrócone do góry nogami, a wszystko przez to, że grają w wersję kosza wyciągniętą żywcem z gry komputerowej zaprojektowanej przez syna LeBrona, Dominika. Na domiar złego podstępny algorytm podpuszcza Dominika do skompletowania drużyny i zagrania przeciwko ojcu pod pretekstem zdobycia jego szacunku, a samego LeBrona skazuje na drużynę największych patałachów i przegrywów świata Warnera, czyli animków.

LeBron i Bugs

W filmie zabrakło więc kosmosu, chyba że za taki uznać wnętrze komputera. Nie zabrakło za to znajomych z jedynki. Królik Bugs, króliczka Lola, Sylwester i Tweety oraz reszta zwariowanej ferajny powracają. Szkoda tylko, że mimo iż Warner chętnie korzysta z bogatej biblioteki swoich bohaterów, co rusz puszczając w ruch postaci z Harry’ego Pottera, Matrixa czy Ricka i Morty’ego, to w skład drużyny meczu nie zaprasza nikogo nowego, tylko pokryte kurzem postacie Looney Toons. I to chyba największa wada. Zupełnie jakby Warner chciało pochwalić się swoim uniwersum, stale sypiąc pokazówkami „co to za celebryta u nich siedzi w portfolio”, ale nie było ich stać na to, żeby dać tym postaciom więcej czasu na ekranie.

Kosmiczny mecz bez kosmosu?

Na szczęście humor produkcji stoi na bardzo wysokim poziomie, a Warner nie zapomniał o dorosłych widzach. Często gagi dotyczą produkcji, których młodsi widzowie nie kojarzą lub wręcz ze względu na swój wiek nie powinni kojarzyć. Pomaga to przetrwać w kinie rodzicom. Niestety mimo zarówno tych smaczków, jak i fabuły osadzonej w gamingowym świecie niespecjalnie seans potrafił mnie wciągnąć. Pomiędzy zwariowanymi akcjami animków, które starego konia już nie śmieszą, musiałem często zmieniać pozycję na fotelu, aby odsiedzieć swoje w kinie. Nużąco, ponieważ film, mimo starań Warnera, skierowany jest głownie do dzieci, wliczając w to oczywisty od pierwszej minuty finał z najbardziej sztampowym rozwiązaniem. Nic w tym kinie nie potrafi zaskoczyć, może poza chwilą, kiedy królik Bugs jest ewidentnie pod wpływem. Niemniej młody widz, który wybrał się do kina wraz ze mną, bardzo był z seansu zadowolony, stąd dodaję do oceny jedno oczko od siebie, jako bonus za uśmiech bąbelka.

Strid

Recenzuje komiksy i gry Indie. Fanatyk gatunku soulslike.