Kiedy zła korporacja zaczyna wiercić w miejscu, w którym kiedyś stała siedziba Supermana, w celu odnalezienia cennych kryształków, które mógł po sobie pozostawić, to wiedz że coś się dzieje. Chciwy szef korporacji, nie licząc się z nikim ani z niczym, nawet z własnymi podwładnymi za wszelką cenę chce przejąć nienależne mu dobra. Kto jednak mógł przypuszczać, że jego akcje doprowadzą do obudzenia Króla Szronu, który sprowadzi na świat armię lodowych potworów i wieczną zimę, mrożąc najcieplejsze zakamarki planety i niszcząc wszelkie życie.
Liga złożona z Batmana, Flasha, Zielonej Latarni, Aquamana, Supermana i Wonder Woman to trochę za mało, aby poradzić sobie z zagrożeniem. Dlatego w tym crossoverze od DC bohaterowie połączą siły nie tylko z zaprzyjaźnionymi drużynami młodych i starszych Tytanów, ale i krnąbrnym Czarnym Adamem i jego podwładnymi, którzy do niedawna z Ligą mieli jeszcze na pieńku. Przygoda zapowiada się więc epicko. Praktycznie cały czas, każdy kadr komiksu jest przepełniony akcją, która skacze nie tylko w przestrzeni po całym globie, ale i w czasie. Król Szronu i królowa amazonek Hipolita mają ze sobą wiele wspólnego, a ich pierwsze spotkanie miało miejsce już w dziesiątym wieku i to poznawana z każdym kolejnym rozdziałem, odkrywana po kolei opowieść o genezie powstania lodowego potwora będzie kluczem do jego pokonania, a starzy sojusznicy królowej powrócą do walki choćby zza grobu.
Globalne ochłodzenie klimatu u czytelnika
Trzeba przyznać, że album robi bardzo dobre wrażenie jakością rysunku i ilością akcji oraz pojawiających się co chwilę nowych postaci dołączających do walki z żywiołem. Opasłe 228 stron w scenariuszu Andy’ego Lanninga i Rona Marza czyta się błyskawicznie, bo tempo historii przypomina bieg Flasha. Niestety trochę odczuwałem, że na wielu bohaterów brakuje miejsca i w sumie pomysłu, aby ich w tej historii umieścić. Niektórzy znajdują się wyłącznie w jednym kadrze inni dostają parę kartek, które niczego tak naprawdę nie wnoszą do opowieści. Główną rolę odegrają włącznie starzy znajomi Króla Szronu i głowni członkowie Ligi, reszta wypełnia marne wątki poboczne. Teoretycznie nic w tym złego gdyby główna oś fabularna była na tyle mocna, żeby ciągnąć całość. Niestety im bliżej końca tym bardziej czytelnik uświadamia sobie, że dążymy do najbardziej ogranego i sztampowego zakończenia jakiego można oczekiwać. DC nigdy nie potrafiło za bardzo w humor, Wieczna Zima pokazuje, że nie zawsze wychodzi im również mrok. Trochę szkoda, bo gdyby z tych 228 strony wyrwać 28 i napisać je od nowa mogło by być dużo lepiej. Zabrakło mocniejszego tąpnięcia na koniec bynajmniej nie znaczy to, że straciłem czas z albumem. Jeśli sztampowe zagrania Ci nie przeszkadzają, a jesteś spragniony intensywnej dawki spod znaku Ligi Sprawiedliwości sięgaj śmiało. Ja jednak chętniej zwrócę się w kierunku oryginalniejszych pozycji.
Materiał do recenzji dostarczył Egmont. Po zakup zapraszamy TUTAJ