Recenzja Hogwarts Legacy (PS5) – spełnienie marzeń wszystkich wiedźm i czarodziejów

15 lutego 2023,
19:43
Tomasz Wasiewicz

W zeszłym roku już na wiosnę poznałem swoje GOTY – Elden Ring. W tym nie jest inaczej, zmieniam tylko nazwę produkcji na Hogwarts Legacy. To nie jest gra bez wad, ale kiedy jedną kombinacją przycisków na padzie wsiądziecie na miotłę i już jesteście w przestworzach nad Zakazanym Lasem, one wszystkie odchodzą gdzieś w cień. Nie ma znaczenia, czy jesteście fanami książek, filmów oryginalnych, Fantastycznych Zwierząt, czy Mugolami lubiącymi fantastykę. Wszyscy znajdziecie tu coś dla siebie, a pierwsze trzy grupy, jeszcze więcej!

Zaginiona kolonia magicznych ptaków

Przez ponad 40 godzin rozgrywki, które spędziłem na wykonaniu każdego zadania głównego i pobocznego oraz wszystkich wyzwań nie nudziłem się nawet przez chwilę. Chłonąłem ten świat, uczyłem się zaklęć, sadziłem chińską kapustę szatkującą przeciwników i hodowałem puszki. Każda z tych czynności była wciągająca i dająca niezwykłą radość oraz poczucie dobrze spełnionego marzenia. Czy można chcieć więcej od gry, na którą czekało się odkąd pierwszy raz, ponad 20 lat temu zachorowało się na gorączkę chłopca, który przeżył? Ja przez cztery dni byłem prawdziwym czarodziejem i tej wersji będę się trzymać.

10 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • Spełnienie marzeń Potteromaniaków
  • Ten świat jest ogromny!
  • Te zwierzęta są fantastyczne!
  • Jazda na miotle
  • Bardzo udane dozowanie nowości
  • Graficznie czasem dostaje zadyszki
  • Nasza postać jest za miła
  • Gra nie tłumaczy niektórych rzeczy

Kontrowersji internetowych nie ruszam

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że odcinam się zupełnie od kontrowersji związanych z autorką serii Harrego Pottera. Nie będę się w to zagłębiał, nie będę tłumaczył, wyjaśniał, przytaczał argumenty czy linkował do źródeł. Cała ta sprawa nie ma wpływu na ocenę gry, którą tutaj zamieszczę. Każdy może sam ocenić fakty i wyciągnąć własne wnioski. Jeśli jednak czytacie tylko nagłówki, to tym razem polecam zagłębić się w treści tych artykułów, zwłaszcza mówiących o podejściu studia do całej tej sprawy.

Właściwy wstęp do recenzji

No dobrze, skoro to mamy już rozwiązane i już wiecie, czy chcecie czytać dalej, czy nie, skupmy się na grze. Z początkowych informacji miałem obraz gry, w której przejdziemy przez całą edukację w Hogwarcie, a następnie wybierzemy profesję i będzie się w niej realizować. Jeśli również tak myśleliście, to niestety tak nie jest. Muszę jednak przyznać, że to, co twórcy dla nas wymyślili ma sens, powiedzmy w większości, i faktycznie szybko człowiek zapomina o tym i zamiast siedmiu lat w szkockim zamku, spędzamy tam rok.

Lot na hipogryfie

Dołączamy dość niespodziewanie dla wszystkich jako piątoklasiści, czyli według reguł magii i czarodziejstwa mamy 15 lat. To idealny wiek dla postaci, już nie dziecko, a prawie dorosły. Jako świeżaki nie znamy żadnych czarów i będziemy się ich uczyć w trybie przyspieszonym. Jednocześnie od pierwszych minut czuć, że mamy smykałkę do tego, a co więcej widzimy magię niedostępną dla większości wiedźm i czarodziejów. Nauczymy się wielu dobrze znanych zaklęć, ale też zapoznamy się z fantastycznymi zwierzętami, czy wyhodujemy sobie Mandragorę.

Wiele z tych aktywności zrealizujemy w udostępnionym specjalnie dla nas pokoju życzeń. Pomieszczenie to ma nam pomóc w przyspieszonym kursie młodego adepta magii, żebyśmy faktycznie w ciągu roku mogli przerobić materiał z pięciu lat. Nie wiem jak wpadli na ten pomysł, ale dzięki temu, jak postrzegamy czas w grach, wyszło to doskonale. Zmiany pogody podążającej za porami roku sprawiają wrażenie uczestniczenia w faktycznym roku szkolnym. Niesamowite są efekty powiązane ze śniegiem, który osiada na ubraniach i głowie. Jedyne co to trochę mało pada deszczu w tej Szkocji, ale nie będę narzekać! Wolę słońce.

Głaskanie kotów jest bardzo przyjemne

Skąd słowo Legacy w tytule?

Można upatrywać dwóch głównych powodów, które są powiązane ze słowem Dziedzictwo. Z jednej strony, akcja gry dzieje się w XIX wieku, na długo nawet przed wydarzeniami z Fantastycznych Zwierząt. Także grać możemy w Dziedzictwo przyszłych wiedźm i czarodziejów, których losy już poznaliśmy. Z drugiej strony postać, którą sobie stworzymy, okazuje się nie jest pierwszym piątoklasistą, dołączającym do szkoły w Hogwarcie. Takie przypadki były już wcześniej, choć od kilkuset lat nic takiego się nie wydarzyło. Zatem mówić będziemy o Dziedzictwie grupy, która sama nazwała się Keepers (nie ma idealnego tłumaczenia, ja z dostępnych wybrałbym Kustosze). Przechowywali oni tajemnicę o potężnym rodzaju magii, który widoczny był tylko dla wybranych.

Odkrycie tej historii i zrozumienie co się wydarzyło z kolei w XV wieku to tylko część historii. W ówczesnych czasach przyjdzie się nam zmierzyć z wybuchem powstania goblinów. To wszystko zaś jeszcze w towarzystwie mnóstwa kłusowników, mrocznych czarowników, pająków, inferi, czy trolli. Będzie z kim się pojedynkować. Oprócz poważnych problemów spotkamy się też ze zwykłym szkolnym życiem. Będziemy ratować uczniów przed gnębieniem, grać z nimi w gry na dworze, czy brać udział w tajnym klubie pojedynkowym. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Nauka zaklęć

Spełnienie marzeń potteromaniaków

Straciłem absolutnie rachubę w ilości rzeczy, które twórcy uwzględnili w grze, a które są puszczeniem oka dla fanów tego świata. Mamy tu absolutnie wszystko. Wizytę w Azkabanie (chociaż zarezerwowaną tylko dla Puchonów), magiczne słodycze, po których zaryczycie jak lew, podobnie do Rona w filmie. Są niflery, feniksy, hipogryfy. Są zaklęcia niewybaczalne, ale też solidny zestaw podstawowy. Macie tu latanie na miotle, wspomnianym hipogryfie, ale też wszędzie możecie się dostać pieszo. Jest sklep Olivandera i wiele skrzatów domowych, których życie w większości nie było zbyt przyjemne w tamtych czasach.

Co ciekawe, twórcy zaplanowali dla nas z jednej strony zupełnie nowe postacie, a z drugiej ich nazwiska brzmią znajomo. Dyrektor nazywa się Black i jest bardziej spokrewniony z rodziną Syriusza niż nim samym. Ciekawostka, po angielsku mówi głosem Simona Pegga, znanego aktora i komika. Odpowiedzialna za naszą edukację jest z kolei profesor Weasley. Możemy zwiedzić wiele znanych miejscówek w zamku i poza nim, ale również poznamy zupełnie nowe, które nie zdziwię się, jeśli staną się nowymi ulubionymi. Do tego dodajcie wiele smaczków w postaci historii złotego znicza i tego, że dawniej zamiast metalowej kulki ze skrzydełkami jego funkcję pełniły żywe magiczne ptaki, a wyjdzie wam pyszne danie.

Własna zagroda w wiwarium

Czary-mary

Część z tych rzeczy chcę wam dać poznać samodzielnie, ale jest co najmniej jedna rzecz, którą bardzo bym chciał wam powiedzieć, że aż mnie skręca. Tym bardziej że jest dla mnie zdecydowanie najważniejsza w całej serii. Niestety pojawia się tak późno w fabule, że wydaje mi się być spoilerem, a jak wiecie, tych staram się w swoich tekstach unikać. Dlatego pójdę wykrzyczeć emocje do ogrodu i zaraz do was wracam. Ok, już. Przejdźmy do czarów.

Jeśli robiliście swój profil na stronie Wizarding World, to oprócz przydzielenia do odpowiedniego domu i wyboru różdżki określany był nasz Patronus. Dlatego możecie wyczekiwać momentu, kiedy nauczycie się tego zaklęcia. Ten moment jednak nie nastąpi. Ponownie, tylko jako Hufflepuff będziecie mogli zobaczyć je w akcji, a i to rzucane przez inną czarownicę. Tak, mamy solidną ekipę w postaci Accio, Wingardium Levi-o-sa czy Lumos. Znajdzie się też miejsce dla Alohomora i Revelio, które tutaj jest odpowiednikiem wzroku orła z Assassin’s Creed, czy widoku detektywistycznego Batmana z serii Arkham. Łącznie nauczymy się dwudziestu czterech zaklęć i potencjalnie trzech niewybaczalnych.

Walka czarodziejów

Brakuje tylko zmieniacza czasu

Można by pomyśleć, że skoro mamy tyle do nadrobienia, to wprowadzenie zmieniacza czasu byłoby dobrym pomysłem. Niestety, ten znany i lubiany gadżet nie trafił do gry. Nie brakuje natomiast różnych lekcji. Część z nich jest interaktywna, a część oglądamy w formie krótkich przerywników, po których idziemy do nauczyciela na słowo i poznajemy nowe zaklęcie. Obie te formy są przyjemne i są na tyle krótkie, że nikomu nie przyjdzie do głowy się nudzić.

Mamy też dodatkowe wyzwania, które mają nas zachęcić do robienia rzeczy, które w natłoku moglibyśmy przegapić. Po ich zaliczeniu najczęściej dane jest nam zaznajomić się z kolejnym czarem. Wszystko tu jest dobrze zbalansowane. Nauka, akcja, szkolne sprawy, poważne tematy, chwile spokoju i nacieszenia się pięknem magicznego świata, aż po mroczne, niewybaczające porażek miejscówki pełne złych czarodziei. Przez cały czas jesteśmy napędzani do próbowania nowych rzeczy, do zajrzenia w nieodwiedzone miejsca, do czystej zabawy w eksplorację. Przyjemność z tego daje latanie na miotle, które może być jeszcze przyjemniejsze, jeśli poświęcimy czas na dodatkowe zadanie w Hogsmeade.

Lekcja obrony przed czarną magią

Hogwarts Legacy ma wady

Z bólem serca musiałem napisać ten nagłówek. Tak, gra ma kilka wad. Pierwszą rzucającą się w oczy jest grafika. Na PlayStation mamy (jeśli TV nam na to pozwala) pięć trybów graficznych. Od premiującego klatki nad jakość świata, przez trzymający 4k, ale w 30 FPSach po mój ulubiony dodający Ray Tracing (w menu – Fidelity/RT). Szybko przekonałem się, że refleksy świetlne są tak częste, że żal ich nie oglądać. W tym trybie nie miałem żadnych zauważalnych spadek klatek poniżej wspomnianych trzydziestu. Niestety jednak czasem oświetlenie sceny powodowało, że niektóre jej momenty były dużo jaśniejsze niż inne. Ja się przyzwyczaiłem, ale kolega Mikołaj po dziesięciu godzinach dalej to widział.

Z graficznych aspektów mamy też trochę problemów z przenikaniem się przedmiotów. A to peleryna na wietrze dziwnie się zagnie, a to głaskany kot przejdzie nam na wylot przez kolano, a to dostaniemy się gdzieś, gdzie nie powinniśmy i nie mamy jak wyjść, aż po jednokrotne zapadnięcie się pod mapę, kiedy w złym momencie wszedłem do menu. Z reguły, są to drobnostki, ale na tyle zauważalne, że postanowiłem je tu przytoczyć.

Zadanie poboczne - szukanie konstelacji

Uprzykrzacze rozgrywki

Rzeczą, która chyba najbardziej mnie irytowała aż do końca gry, to sprzedawanie przedmiotów. Raz, że mamy bardzo mało miejsca na nie w ekwipunku. Jak to jest, że w magicznej torbie możemy mieć pięćdziesiąt jednorożców i testrali, ale w drugiej tylko trzydzieści par okularów? Jest sposób na zwiększenie tej liczby, ale zajmuje to bardzo dużo czasu i maksymalnie tych miejsc mamy czterdzieści. Bez sensu. Dwa, sprzedawanie ich pojedynczo to katorga. Zdecydowanie powinien być jakiś sposób na szybsze opróżnianie sakiewek.

Z tym ostatnim wiąże się kolejna kwestia, a mianowicie ekonomia gry. Do samego końca zdobywamy po kilkadziesiąt sztuk złota ze skrzynek. Sprzedaż zwierząt magicznych to sto dwadzieścia za sztukę, ubrania są między sześćdziesiąt a dwieście dwadzieścia. Natomiast zwykłe przedmioty czy materiały alchemiczne kosztują po kilkaset monet, a przedmioty do pokoju życzeń i po kilka tysięcy. Zatem do połowy gry wiążemy ledwo koniec z końcem, żeby później nie mieć na co wydawać. Tytuł kończyłem z czterdziestoma tysiącami na koncie i byłem samowystarczalny w rośliny oraz pióra i inną sierść bestii.

Przydział do domu

Zaklęcia niewybaczalne

Największy jednak ból zadał mi jeden dialog, na koniec długiego ciągu zadań pobocznych, podczas których można było nauczyć się trzech zaklęć niewybaczalnych. Nauczyłem się Crucio oraz Imperio i kiedy miałem nauczyć się najpotężniejszego z nich – czaru śmierci, Avada Kedavra źle odpowiedziałem w rozmowie, tracąc tę możliwość na zawsze dla tego przebiegu. Liczę po cichu, że twórcy zmienią zdanie i po zakończeniu rozgrywki znajdzie się sposób na uzupełnienie tej wiedzy. Nie mniej ta strata boli najbardziej. Co ważne, nie musicie uczyć się tych klątw, żeby otrzymać trofeum za znajomość czarów.

Jest jeden sposób na skorzystanie z zaklęcia śmierci, ale jest dostępny wyłącznie dla osób posiadających edycję Deluxe. Możecie wtedy udać się na arenę mrocznych sztuk magicznych i tam mamy dostęp do trzech klątw niewybaczalnych i nimi przebijamy się przez fale wrogów. Każdy, kto walczył z trollem, doceni fakt, że nawet one padają po jednym zielonym zaklęciu śmierci. Z tego, co mi wiadomo, część bossów również, ale nie dane mi było tego sprawdzić.

Mój pokój życzeń

Wszystko to nie ma znaczenia…

A to dlatego, że grając w Hogwarts Legacy podskakiwałem na kanapie ze szczęścia nie raz i nie dwa. Piszczałem z zachwytu nad małym niflerem, który znalazł schronienie w moim wiwarium. Zrobiłem sto zrzutów ekranu, gdy po raz pierwszy zobaczyłem centaury, czy na głos krzyczałem do żony, Basia, Basia, balony. W rozwinięciu, to pięć sztuk balonów rozwieszonych w różnych malowniczych lokacjach, które trzeba przebić latając na miotle, bądź wierzchowców. Niby nic, ale ile frajdy (i konfetti). Takich momentów miałem naprawdę tysiące. Nie wyobrażam sobie, żeby inni fani nie mieli podobnie.

Nie pozostaje mi nic innego, jak otwarcie powiedzieć, że wady, choć widoczne i pojawiające się kompletnie blakną przy ilości miłości do świata wlanego w tę produkcję. Zamek, lekcje, zadania, latanie, czarowanie, piękne scenerie, fantastyczne zwierzęta i mrok. Wszystko to na wyciągnięcie różdżki. Nic tylko chwycić za pada, na PlayStation podświetlonego na kolor waszego domu i zagłębić się w tę historię. Nie zapominajmy, że mamy zagadkę do rozwiązania i złe gobliny do powstrzymania! Bawcie się wyśmienicie. Always /ø\

Smok

Tomasz Wasiewicz

Przede wszystkim jestem graczem. Uwielbiam fantastykę w każdej postaci. Od książek, przez filmy, muzykę, komiksy, po gry. Jestem niepoprawnym kolekcjonerem, zwłaszcza jak gry mają w zestawie steelbook. Zapraszam na mój Instagram po więcej szczegółów. Mimo kariery zawodowej związanej z innymi tematami najbardziej lubię rozmawiać o grach. To jak, pogadamy?