Recenzja gry Like a Dragon: Infinite Wealth – japońskie wakacje z dreszczykiem

5 lutego 2024,
08:15
Danuta Repelowicz

Morza szum, ptaków śpiew, dzika plaża pośród drzew… Za nami połowa zimy. Jeśli nie jesteście fanami zimna i śniegu, Ryu Ga Gotoku zapraszają w podróż na Hawaje. Oto nasza relacja z wycieczki.

Najnowsza produkcja od Ryu Ga Gotoku kontynuuje kierunek obrany przez studio w 2019 roku. Miesza i łączy pomysły, wątki, estetyki z nowymi rozwiązaniami – a wynikiem jest szalona, absolutnie zwalająca z nóg przygoda. Polecamy.

8.5 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • Ulepszony system walki
  • Piękna nowa lokacja – Honolulu
  • Fajne podsumowanie dotychczasowej fabuły i wstęp do kolejnego etapu twórczości studia
  • Rewelacyjna rola Takehito Koyasu
  • Przebojowe nowe umiejętności i style walki
  • Świetna reżyseria cutscenek i rozgrywki
  • Niezbyt ciekawy soundtrack
  • Brak wulkanów
  • Dziwny design niektórych walk
  • Pretensjonalny writing niektórych postaci

Ale super!, pomyślałam sobie, kiedy tylko doszły mnie słuchy, że najnowsza gra mojego ulubionego studia będzie się działa na Hawajach. Trudno mi sobie wyobrazić barwniejsze i bardziej orientalne miejsce akcji z perspektywy mieszkańca zachodniej półkuli. Wulkany, ocean, słońce, ciepło, poke… Żyć, nie umierać. Zawsze bardzo sobie ceniłam gry od Ryu Ga Gotoku za ich walory turystyczne i podróżnicze. Jak żadna inna gra potrafiły człowieka przenieść w odległe miejsce i zainspirować – zwłaszcza podczas pandemii, kiedy możliwości podróży były bardzo ograniczone (i właśnie wtedy odkryłam serię Yakuza). Infinite Wealth jest swoistą kulminacją tej tradycji. O ile wcześniejsze gry studia były osadzone w Japonii, ta idzie o krok dalej i zabiera nas na środek Pacyfiku. I cóż to za przygoda!

Ryu Ga Gotoku Studio

W sidłach cancel culture

Kiedy ostatnim razem rozstawaliśmy się z bohaterami z uniwersum Yakuza, w serii miało miejsce istne trzęsienie ziemi. Dwie największe grupy odpowiadające za przestępczość zorganizowaną w serii – klany Tojo i Omi – zostały rozwiązane, a znany z pierwszego Like a Dragon Kasuga Ichiban wziął na siebie misję resocjalizacji pozbawionych gruntu pod stopami mafiozów, którzy z dnia na dzień znaleźli się na ulicy. Zadanie okazało się jednak bardzo niełatwe. Ichiban szybko trafia na medialny celownik za sprawą popularnej vlogerki. Następnie by umknąć opinii publicznej i bezlitosnej kulturze wykluczenia kieruje się na Hawaje celem odnalezienia matki. Oczywiście to tylko pretekst – w gruncie rzeczy będzie to historia o umieraniu, przewrotności cancel culture, politycznej hipokryzji i niebezpiecznych sektach.

Gra skrywa wiele niespodzianek, a writerzy w Ryu Ga Gotoku snują opowieść, odkrywając przed nami kolejne karty. Kiedy do zespołu dołącza Kazuma Kiryu, gra splata się fabularnie z poprzednimi tytułami studia. Pojawiają się starzy znajomi Smoka Dojimy, których po rozwiązaniu macierzystych organizacji również dotknęło piętno wykluczenia. Kiedyś charyzmatyczni i nietykalni, dziś zaniedbani i zapomniani; zaś sam Kiryu stara się spiąć klamrą swoje burzliwe życie i zamknąć wszystkie niedokończone sprawy. Bohater cierpi na raka, co jest dość gorzkim akcentem biorąc pod uwagę wszystkie wyzwania, którym stawił czoła. Dodaje to historii jeszcze większej powagi, a przy okazji staje się świetnym punktem wyjścia do komentarza na temat dziedzictwa, które dawny Smok po sobie pozostawia.

Ryu Ga Gotoku Studio

Razem z nimi kończy się pewna epoka w dziejach serii i instytucji yakuzy. Podróże Kiryu i jego wspomnienia wypełniają nostalgią, a przy okazji pokazują, jak ogromne są mitologia i spójność tego uniwersum, a także jak wiele ma nam jeszcze do zaoferowania. Dzięki temu widzimy też, jak długą drogę przeszła seria od swoich początków na PlayStation 2 aż do teraz. To nie lada osiągnięcie, zwłaszcza, że zaczęła ona wyczerpywać swoje zapasy fabularne i rozwiązania mechanikowe w Yakuzie 6. Już wtedy jasne było, że jeśli studio Ryu Ga Gotoku dalej chce kontynuować serię, to musi obrać nowy kierunek, bo stare chwyty niebezpiecznie szybko się starzeją i zaczyna wiać nudą. Zwłaszcza w przypadku marki o tak wielu odsłonach.

Nie od razu doceniłam ten nowy zwrot w serii. Po widowiskowych walkach ulicznych i przebojowych sztukach walki trudno mi się było przestawić na turowy system rozgrywki, a postacie nie były moim zdaniem tak charakterystyczne i charyzmatyczne, jak Kiryu i jego załoga. Zdanie zmieniłam dopiero za sprawą Infinite Wealth. Gra wypełnia lukę, która dzieliła poprzednie Yakuzy z nowymi i świetnie przygotowuje grunt pod nowe przygody Kasugi Ichibana.

Ryu Ga Gotoku Studio

Hawaje welcome to

Najwięcej czasu spędzimy oczywiście na Hawajach, z krótkimi przerwami na tokijskie Kamurocho i Jokohamę. Jak turyści z prawdziwego zdarzenia, będziemy podróżować głównie na segwayu, choć zdarzy się też możliwość złapania meleksa.

Na ulicach spotkamy mnóstwo typów spod ciemnej gwiazdy, co będzie okazją do stoczenia wielu interesujących walk. Ponieważ yakuzowe Hawaje to piorunująca mieszanka narodowości i osobowości, spotkamy najróżniejszych przeciwników. Niektórych z nich będziemy mogli „złapać” niczym Pokemony i wykorzystać podczas turnieju Sujimonów. Podróżując po mieście natrafimy na wiele punktów, w których będziemy mogli wylosować nowych wojowników do naszej drużyny – klasyczna gacha. Spotkamy także innych trenerów Sujimonów i rzucimy im wyzwanie. Wszystko po to, by być najlepszym – jak nigdy dotąd nikt.

Ryu Ga Gotoku Studio

Samo Honolulu to bardzo fajna, pięknie zaprojektowana lokacja z osobowością. Zdążyła już podbić serca fanów i zdobyć uznanie dużą liczbą szczegółów nawiązujących do prawdziwego miasta. Od ulicznych artystów, przez lokalne produkty, na które trafimy w supermarketach, aż po okazjonalny deszcz i miejscowych, którzy wołają do nas przyjazne aloha – yakuzowe Hawaje to naprawdę przyjemne miejsce. Grafika również jest na doskonałym poziomie.

Jeśli zmęczy nas Honolulu, możemy przenieść się na wyspy Dondoko i urządzić je po swojemu, a następnie zaprosić na nie gości (również znajome twarze znane z poprzednich części!). To świetna odskocznia od głównej fabuły. Wyspy Dondoko to czarujące miejsce z mnóstwem pięknych zakątków i wiecznie niebieskim niebem, w którym czas toczy się we własnym tempie. Oczywiście, najpierw będziemy musieli wyspy te oczyścić ze śmieci po tym, jak okoliczne przedsiębiorstwo zrobiło sobie z nich darmowe wysypisko, ale dla efektu końcowego warto poświęcić im trochę czasu. Zwłaszcza, że kurort to nasze główne źródło dochodu w grze, a same Hawaje to najdroższa miejscówka w historii gier Ryu Ga Gotoku. Odczujemy to w szczególności po powrocie do Jokohamy.

Ryu Ga Gotoku Studio

Ewolucja systemu turowego

Kiedy Ryu Ga Gotoku postawili na turową rozgrywkę zamiast standardowego beat-em-up, weszli na zupełnie nowy poziom i jasne było, że pewne rzeczy nie od początku będą działać. Na szczęście Infinite Wealth większość z nich poprawia i dzięki temu rozgrywka robi się angażująca i różnorodna, co nie zawsze było regułą w pierwszej części przygód Ichibana.

I tak, zamiast stać w miejscu, teraz możemy się poruszać. Co prawda tylko w ograniczonym zakresie, ale dzięki temu możemy skorzystać z wielu udogodnień, jakie daje to rozwiązanie. W zależności od naszej pozycji możemy zadać więcej lub mniej obrażeń, wykonać combo ze stojącym niedaleko kolegą, a nawet wziąć leżącą obok broń i zadać nią obrażenia. Pojawiły się też żywioły, czyli nieodłączny element RPG-owych mechanik – kolejna rzecz, którą możemy podczas rozgrywki wykorzystać albo która może zostać wykorzystana przeciw nam.

Ryu Ga Gotoku Studio

RPG-owe rozwiązania jednak na tym się nie kończą. Zarówno w Jokohamie, jak i Honolulu będziemy mieć dostęp do lochów, w których zdobędziemy lepszy ekwipunek, materiały craftingowe i szybko podniesiemy nasz poziom, jeśli jesteśmy za słabi na jakąś fabularną walkę. Bardzo fajnym udogodnieniem jest to, że gra rekomenduje poziom, który powinien wystarczyć do ukończenia danego etapu.

Nowością w poprzedniej grze były także zmiany „prac” – kluczowy aspekt strategii na przeciwników. Ten system również został poprawiony i teraz koncentruje się na samym poziomie postaci, a nowe „prace” są bardzo oryginalne i dają dostęp do wielu fajnych umiejętności. Moimi ulubionymi są Samuraj i Rewolwerowiec, choć mam też słabość do hawajskiego szamana. Dodatkowo, gra zachęca nas do zmian „prac”, bo to, co sprawdzało się w przypadku jednego przeciwnika, niekoniecznie umożliwi nam pokonanie innego. Na szczęście mamy też w zespole Kiryu, który dostaje do dyspozycji dziką kartę – bohater wyłamuje się z systemu turowego i przez krótki czas możemy nim sterować według uznania, biegać po całym obszarze walki i bić wszystkich bez ograniczeń.

Oczywiście przeciwnicy nie pozostają w tyle i dotrzymują kroku drużynie głównych bohaterów. Walki to już nie spamowanie ataków i musimy dobrze zastanowić się nad kolejnym ruchem, zwłaszcza w przypadku najbardziej zaawansowanych pojedynków przed końcem gry.

Ryu Ga Gotoku Studio

Kilka minusów

Infinite Wealth to świetna, wciągająca na długie godziny gra. Mimo wszystko znalazło się kilka rzeczy, których zabrakło, albo które nie do końca wypaliły.

Hawaje bez wulkanów

Chyba największym rozczarowaniem był dla mnie brak wulkanów i lawy w fabule. To przecież nieodłączna część hawajskiego krajobrazu. Co prawda znajdzie się kilka odniesień do tego żywiołu (przedmioty do ulepszania, nazwy sklepów, ataki), ale nie podróżujemy do żadnych lokacji bezpośrednio związanych z lawą. Szkoda, bo z pewnością byłoby to bardzo klimatyczne rozwiązanie i dodałoby grze jeszcze więcej uroku.

Muzyka bez pomysłu

Drugie rozczarowanie to muzyka. To jeden ze słabszych soundtrackowo tytułów Ryu Ga Gotoku. Kawałki są bardzo generyczne, zwłaszcza w porównaniu z poprzednim Like a Dragon. Jest kilka ciekawych pomysłów (tradycyjny śpiew, ukulele), ale nie mają fajnego rozwinięcia. Karaoke również nie oferuje zbyt dużego wyboru nowych utworów.

Ryu Ga Gotoku Studio

Sztuczna charakteryzacja

Sposób, w jaki momentami przebiega charakteryzacja postaci, też chwilami irytuje. Tytuły z Kasugą Ichibanem od początku są mocno zanurzone w estetyce łączącej RPG i anime. Trzeba wziąć na to poprawkę, ale niektóre interakcje postaci są sztuczne i zbyt bezpośrednie (szczególnie te na linii Chitose – Ichiban). Kilka postaci niestety bardzo mocno trąci także tym typem psychola (znacie go – sadystyczny, niezrównoważony osobnik z charakterystycznym śmiechem), który można spotkać tylko w anime.

Oczywiście nie znaczy to, że w poprzednich grach Ryu Ga Gotoku nie było psychopatycznych osobowości. Były, ale lepiej i subtelniej napisane. Ba – nawet w tej samej grze jest jeden taki bohater, mianowicie Yutaka Yamai, grany przez legendarnego Takehito Koyasu (weterani anime skojarzą go z Dio Brando z Jojo’s Bizarre Adventure). Ten początkowo niepokojący antagonista rewelacyjnie wpisuje się w konwencję antybohatera i kradnie dosłownie każdą scenę ze swoim udziałem, pozostając jednym z najfajniejszych i najbardziej charyzmatycznych bohaterów w grze, rzucając wyzwanie samemu Kiryu! Da się.

Ryu Ga Gotoku Studio

Kraken ludożerca

Wreszcie, feralna walka z wielką ośmiornicą. Na skutek pewnej sekwencji wydarzeń (no spoilers!) staniemy oko w oko z ogromną kałamarnicą, która oprócz tego, że pluje atramentem, to zdaje się gustować w ludziach. I tak, co drugą turę będziemy musieli spędzać w jej żołądku. Nie jest to zbyt przyjemnym doświadczeniem i przyprawia o dreszcze, zwłaszcza, że związanej z tym cutscenki nie da się przyspieszyć. Nie da się tego także uniknąć, nawet jeśli mamy wymaksowaną zwinność, więc teoretycznie powinniśmy móc uniknąć podróży w trzewia głowonoga. Jeśli nie mamy odpowiednich umiejętności, żeby się szybko wydostać, marny nasz los. Cenię sobie pomysłowość i oryginalność Ryu Ga Gotoku, ale tym razem przegięli.

Polityka DLC

Okazuje się, że niektóre dodatkowe opcje i osiągnięcia są niedostępne, jeśli nie wykupiliśmy rozszerzonej edycji gry. Przykładem tego jest opcja New Game + (nowa gra z opcją zachowania postępu z poprzedniej), która we wcześniejszych tytułach studia była darmowa. Niektórych zadań czy wyzwań też nie dokończymy bez płatnego kontentu. To jest recenzja gry w pełnej edycji rozszerzonej, ale ci z was, którzy jeszcze nie zdecydowali się na zakup gry, powinni o tym wiedzieć – zwłaszcza, że sprawa zwróciła sporą uwagę społeczności graczy z wersją cyfrową.

Na zakończenie

Ludzi z Ryu Ga Gotoku można śmiało nazwać wulkanem kreatywności. Po zakończeniu każdej kolejnej ich gry człowiek zastanawia się, co jeszcze wymyślą. Raz jesteśmy na wyspie i prowadzimy działalność gospodarczą, potem obserwujemy heroiczne wyczyny głównych bohaterów, innym razem poskramiamy dziki na polach uprawnych. Za chwilę na ulicy trafiamy na zbuntowanych kaskaderów i musimy za nich występować w dublach, a po tym wszystkim przez pół Pacyfiku goni nas rekin ludojad. Infinite Wealth ma to wszystko i jeszcze więcej. A my niecierpliwie czekamy na wieści o kolejnych tytułach (miejmy nadzieję, już bez wielkich kałamarnic). Stay tuned!

Ryu Ga Gotoku Studio

Danuta Repelowicz

Niepokorna dusza kochająca wulkany, naukowców, rocka i magiczne moce. Filmoznawczyni ze słabością do azjatyckich filmów, seriali, wiedzy tajemnej, gier i science fiction w każdym wydaniu. Poza tym wielbicielka kotów i wojowniczka Shorinji Kempo stopnia 4 Kyu. Stale poszukuje nowych inspiracji i żaden temat jej niestraszny. Spotkacie ją na walkach rankingowych w Tekkenie 8, gdzie stylowo rozkłada przeciwników na łopatki z pomocą swego ukochanego Lee Chaolana.