Recenzja Book Quest – niechlujny klon Zeldy

6 września 2022,
15:02
Strid

Na papierze wszystko wydawało się całkiem przyjemne. Czerpiący z gier o księżniczce Zeldzie i bohaterskim Linku akcyjny RPG Book Quest w prostej acz estetycznej piksel artowej oprawie mógł być miłą odskocznią na parę wieczorów. Jak to jednak bywa, pozory ostro mylą.

Bohater gry Book Quest

Book Quest nie spełnia założeń dobrego indyka na konsolę nowej generacji. Ogólna bieda wykonania i gameplayu, a przy tym fatalny balans rozrywki całkowicie grzebie szansę tej gry na przyciągnięcie graczy. Wszystko robi wrażenie nawet nie niedokończonego projektu a wręcz dema do prezentacji pomysłu na grę. Nie polecam, niezależnie od ceny.

3 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • Względnie dobre pierwsze wrażenie
  • Pomysł z mini gierkami w eksploracji

 

  • Model walki
  • Bieda świata
  • Źle zbalansowana rozgrywka
  • Niedopracowane sterowanie postacią
  • Archaiczne mechaniki
  • Wykonanie poniżej poziomu gry mobilnej
  • NUDA

Młody protagonista gry Book Quest jest świadkiem jak tajemniczy złodziej kradnie cenną dla rodziny młodzieńca magiczną książkę. W mig rusza więc na poszukiwanie złoczyńcy oraz uprowadzonego tomiszcza. Book Quest to RPG akcji, na wyrost powiedziane, czerpiące garściami z serii gier The Legend of Zelda. Fajny, prosty pixel art i standardowy początek nie zapowiadają jakoby gra miałaby sprawić nieprzyjemność użytkownikowi, niestety jak pokazuje ocena bardzo się myliłem.

Book Quest, czyli karta z podręcznika złych gier

Świat gry jest tak malutki, że po wyświetleniu mapy podświetlenie obszaru, na którym się znajdujemy zajmuje praktycznie jedną czwartą powierzchni. Zapomnijcie o tym, że go zwiedzicie na własną rękę, cały czas musicie kroczyć ścieżką jaką przewidzieli twórcy. Nie ma tutaj żadnej swobody, albo dążysz do ukończenia obecnego questu albo nigdzie indziej. Tym sposobem każda misja jest głównym zadaniem. Niezależnie czy walczysz ze smokiem, któremu uległa mała armia czy zbierasz jagody. Na drodze spotkamy wrogów, z którymi rozprawimy się drewnianym mieczem, co będzie wymagało od nas sporej ilości machnięć na jednego wraża. Przy czym detekcja kolizji jest tak fatalna, że najprostsza potyczka może przyprawić nas o rany. Pewnie dlatego gra posiada system samoleczenia, dzięki któremu chłopek odzyskuje HP w czasie biernego postoju. Inaczej gra byłaby hardcorowa niczym Elden Ring dla nowicjusza soulslike.

Wioska w grze

Można też zbierać lecznicze jagody, ale tylko kiedy gra nam na to pozwoli, bo ma ona swoje widzimisię kiedy przedmioty mogą być interaktywne, a kiedy nie. Tak więc chodzimy po małym, ale pustym świecie pozbawionym wyrazu i charakteru, szukając znajdziek do nudnych zadań zlecanych przez sztampowych NPC co jakiś czas mierząc się z bossem, na którego wpadamy przypadkiem, a z walki z którym wycofać się nie sposób. I tu jest cały klops. Book Quest jest kolejną grą, która brak pomysłu na siebie i na prowadzenie rozgrywki zastępuje szpikulcami poziomu trudności.

Nie o taką Zeldę na PlayStation 5 zabiegałem

Pierwszy boss, smok, jest niesamowicie trudny i irytujący jak na pierwszego spotkanego w grze przeciwnika. Jego ataki co prawda mają pewien schemat, ale sztywne sterowanie powoduje, że pokonanie go zajęło mi zbyt wiele podejść, abym poczuł satysfakcję z jego pokonania. Sama zwycięska walka była schematyczna, żmudna i monotonna trwając prawie osiem minut. Co ciekawe kolejny boss był tak łatwy, że pokonałem go za pierwszym razem, mimo iż walka ponownie była dość długa, bo zadawałem mu parszywie małą liczbę obrażeń, a mogłem to robić wyłącznie w krótkiej chwili jego oszołomienia. Co prawda z czasem odblokowałem lepszą broń i magiczne pierścienie oraz zaklęcia ofensywne, ale nie bardzo chciało mi się grindować złota z trawników, aby je zakupić, a gra nie dopuszcza możliwości swobodnego wycofania się z nowej lokacji po jej odwiedzeniu bez ukończenia questa lub nawet wycofania się z komnaty z bossem.

Mini gierka z wagonikiem

Biada więc nieszczęśnikom, którzy pójdą z miotłą na walkę ze smokiem czy magiem z wieży i utkną tam w niezbyt miłej walce, trwającej wieki i wymuszające borykanie się z beznadziejną detekcją kolizji, przy której boss może ci zadać obrażenia w czasie uniku i to z daleka, a tym musisz się do niego przytulić żeby zadać mu cios swoim mieczem o sile grzebienia zaczesującego pożyczkę na łysym czerepie. Po walce kolejna gadka z NPC, która pcha fabułę, ale nie daje nic od siebie, ani grama błyskotliwej historii ani humoru. Po prostu gadka szmatka, aby była i idź dalej. I nikogo nie obchodzi, że nawet grając i jednocześnie słuchając audiobooka gracz przysypia z nudów budząc się jedynie w przypływie irytacji przy kolejnej przeginającej pałę walce z szefem obszaru.

Książka, której nie chce odzyskać

Jest tu fajny pomysł polegający na tym, że w czasie przechodzenia z lokacji do lokacji gra zmienia się na chwilę w scrollowaną platformówkę lub minigierkę o przeskakiwaniu dziur w czasie jazdy w kopalnianym wagoniku. Ale na tym plusy się kończą. Wyglądało na to, że choćby na jeden wieczór gra przyniesie mi niezobowiązującą i lekką rozgrywkę spod znaku eksploracji, zagadek i rozwoju postaci. Nic takiego się nie stało, dostałem za to nieskończone pokłady nudy w postaci marnej eksploracji i zagadek, kiepskiej walki i irytujących walk z bossami. Nie ma na świecie cyrkla, którym da się narysować łuk po jakim należy unikać gry Book Quest. Tak wiem jest tania, ale jeśli nie jesteś fanem campingowego paździerza to odejmij dwa oczka od oceny i zapomnij o tym tytule.

Grę do recenzji dostarczył East Asia Soft.

Strid

Recenzuje komiksy i gry Indie. Fanatyk gatunku soulslike.