Azul to stan umysłu
Kiedy żona, wychodząc z łazienki, olśniewająca niczym nimfa z obrazu Siemiradzkiego i z dekoratorskim błyskiem w oku, pyta: czy umiesz kłaść płytki, już wiesz co się święci. Ucieczka nie wchodzi w grę, zatem pamiętaj, kategorycznie odpowiadasz, że nie. Tego nie umiesz, ale możesz zagrać w Azula.

Jak kumpel na grillu pyta, gdzie kupiłeś takie fajne płytki, podajesz mu namiary sklepu z planszówkami zamiast takiego, do którego chodzą grzeczni chłopcy.
Znajomym w pracy mówisz, że masz Letni Pawilon, a ci zdziwieni, bo ty przecież nie posiadasz działki.
A tobie cały czas co innego w głowie… Tylko to niezrozumienie w oczach innych osób.
Historia pewnego urlopu w czterech aktach
Michael Kiesling stworzył abstrakcyjną telenowelę kolejnych odsłon Azula. Fabuła serialu zaczyna się tym, że portugalskiemu władcy Manuelowi I zachciało się remontu pałacu w Évorze. Nie przeczuwał chłop, że to nigdy nie kończy się na jednym odcinku.

W pierwszej grze kładło się płytki Azulieros w naścienne mozaiki. W drugiej odsłonie trzeba było wciskać kit w pałacowe Witraże Sintry. Letni Pawilon zaś powstał jako hołd zapalonym monarszym działkowcom, przyobleczony w postać zdobnej altanki. Wreszcie koronowana małżonka, Maria Aragońska zarządziła porządki w Ogrodzie Królowej.
Poradnik młodego płytkarza
Azul: Letni Pawilon to nie tylko zmiana scenerii majsterkowania, lecz także ewolucja rozgrywki. Pierwsza gra z cyklu byłaby dla ciebie jak zestaw kluczy nasadkowych, podczas gdy Letni Pawilon jest akumulatorową wiertarką z kompletem akcesoriów w dedykowanej walizce. Za pomocą takiego narzędzia od ręki robi się kombosy, że Bobowi Budowniczemu koparka opada z wrażenia.

Ta gra podnosi poprzeczkę abstrakcyjnego kombinowania, jednocześnie pozostając elegancko przystępną, jak znajoma z pracy, z którą umawiasz się na piwo w ramach niewinnego flirtu obwarowanego rygorami koleżeńskiego BHP.
Kup mi coś ładnego
Już pudełko Letniego Pawilonu jest urodziwe. Zawartość też nie rozczarowuje. Przede wszystkim płytki cieszą oko. Poprzednie Azule były w kwadraty. Nie mam nic przeciwko prostopadłościanom, ale romby są zgrabniejsze, a do tego układa się je w gwiazdy pełne seksapilu.

Tekturowe plansze pawilonów są stosownie grubsze, czytelne i same w sobie ładne, a co dopiero, kiedy zapełnią się płytkami. Plansza punktacji to cienki karton, którego zadaniem jest być na miejscu i zmniejszać koszty produkcji. Znaczniki graczy oraz walec do zaznaczania rund to standardowe odpady ze stolarni. Tytuł Zbędnego Badziewnego Gadżetu Dekady należy się cienkiej kartonowej wieży, którą trzeba podkleić od spodu dedykowaną naklejką, żeby się nie rozpadła. Ten bajer służy przede wszystkim do przeszkadzania w rozgrywce.
Z Azulem jest jak z rowerem, nie zapominasz, co kręci jego kołami
Na tym etapie azulomanii szczegółowe tłumaczenie zasad gry byłoby jak uczenie jazdy na rowerze downhillowca. Każdy już i tak mniej więcej wie, jak nagrywać upadki swoim goprosem.
Dla koneserów azulowych abstrakcyjnych łamigłówek liczą się detale. Letni Pawilon w swojej geometrycznej rewolucji już na starcie obiecuje mechaniczne fikołki, co z wdziękiem dowozi. Czujesz się tu komfortowo, jak u siebie na działce, zwłaszcza gdy grałeś w poprzednie odsłony. Kiedy wpadasz tu do Azula w gości, to też szybko łapiesz, co i jak. Zasady gry przyswajasz z taką łatwością, jak koncepcję, że marchewka zielonym do góry.
Rozgrywka w Azul: Letni Pawilon płynie rytmem dwutaktu bardzo satysfakcjonujących tur
Runda gry podzielona jest na fazę zbierania płytek oraz układania ich na planszy, wykonywanej po zakończeniu tej pierwszej. Najpierw w turach zbierasz, potem po kolei siejesz. Ponieważ podczas układania płytek można pozyskiwać nowe, kolejność wykonywania ruchów ma tu duże znaczenie.

Nadal zgarnia się płytki wybranego koloru z wzorzystego talerzyka zrzucając pozostałe do ogólnodostępnej puli. Nowinką jest występowanie koloru atutowego, który zmienia się co rundę zgodnie z ustalonym porządkiem. Kiedy dobiera się płytki z miejsca, gdzie lezą też atutowe, bierze się jedną z nich.
Kto pierwszy połakomi się na płytki spośród tych zrzuconych, zgarnia unikatowy znacznik pierwszeństwa w kolejnej rundce i w nagrodę za pazerność bierze tyle ujemnych punktów, ile zgarnął rombików. Coś za coś.
Tyle opcji ruchu, ile gwiazd na nocnym niebie
Wręcz bijącą po oczach nowością jest to, że płytek nie układa się w karne szeregi lecz wypełnia nimi kalejdoskop gwiazd. Centralna gwiazda jest niezwykła, bo wielokolorowa, gdyż umieszcza się na niej po jednej płytce z każdego rodzaju. Mniej płytek spada na podłogę, gdyż maksymalnie cztery można przechować na kolejną rundę, co wprowadza do gry delikatny element strategicznego planowania. Warto mieć oko na to, który rodzaj płytek w przyszłej rundzie stanie się kolorem atutowym i przygotować sobie zapas. Kafelek atutu pełni rolę dżokera podczas wypełniania gwiazd.

I tutaj Azul pokazuje pazurki każąc sobie płacić konkretną cenę w płytkach za położenie rombu na polu gwiazdy. Opłata wynosi od jednej do sześciu, przy czym pojedyncza płytka z odliczonych ląduje na gwieździe i nie może to być atut. Punktuje się za liczbę sąsiadujących ze sobą płytek, co dla serii żadną nowinką nie jest, ale wymusza strategiczne planowanie budowy gwiazd. Po sześciu rundach podlicza się dodatkowe, całkiem spore punkty, za ukończone gwiazdy oraz kilka punkciorów ekstra za zasłonięte cyferki na gwiazdach. I już po ptakach, można się cieszyć z drugiego miejsca, bo przez jedną płytkę znowu ci uciekło zwycięstwo.
Letni Pawilon jest grą w kombo
W strategicznych miejscach planszetki gracza rozsiane są szczególne pola przyozdobione filarami, posągami oraz okienkami. Zamknięcie tak oznaczonego miejsca w układzie sprytnie ułożonych płytek, umożliwia natychmiastowe dobranie dodatkowych rombów z wystawki magazynu na planszy punktacji. Tu właśnie bije kanciaste serce Letniego Pawilonu. Dzięki temu można wykonać skrupulatnie zaplanowane kombosy. W pierwszym ruchu zdobywasz trzy płytki, żeby w następnym zgarnąć dwie, dzięki czemu w kolejnym łykniesz jedną. Pół gry się na to czaiłeś i teraz pękasz z dumy. Wybierasz takie gwiazdy do masterowania, żeby ładnie zazębiały się sąsiadujące z nimi bonusowe pola. W trakcie gry czujesz, jak ci IQ rośnie.
Każda płytka to punkt dla ciebie lub punkt odebrany komu innemu
Letni Pawilon jest z lekka kolczasty nie tylko z wyglądu. W tej grze opłaca się kalkulować na zimno. Decyzję o tym, jakie płytki zabrać, a które zrzucić z płytek warsztatów, podejmuje się nie tylko pod budowanie swoich układów, ale i psucie szans na zdobywanie punktów przez rywali. Kiedy faza dobierania zbliża się ku końcowi, każdy odruchowo robi wredny rachunek sumienia. Teraz zabiera się płytki tak, żeby te które zostaną, jak najbardziej nie pasowały innym graczom. Entliczek, pętliczek, na kogo wypadnie, ten minus pięć. Jak to w Azulu.

W trakcie skalowania tego Azula charakter gry zmienia się z chaotycznego złego w rozgrywkach na czterech i trzech graczy na wyrachowanego neutralnego podczas potyczek dwuosobowych. W trakcie pojedynku nie da się z miną niewiniątka wymigać od moralnej odpowiedzialności za podebranie komuś bezcennych płytek. „Nie wiedziałem, że potrzebujesz tych płytek” nie obroni się na rozprawie rozwodowej jako okoliczność łagodząca.
W sumie to jestem oczarowany
Siłą Letniego Pawilonu jest nie tylko ładna prezencja oraz zgrabne zasady. Ta gra jest wabikiem na kobiety. Lecą na Azula jak ćmy do ognia. Przystojny, elegancki, a do tego potrafi słuchać. Przekleństw i złorzeczeń nad stołem słuchać, kiedy emocje biorą górę nad rozumem. Taki uwodzicielski drań.
To doskonały poskramiacz złośnic i żon modnych. Nawet jeśli twoja Lepsza Połowa zarzeka się, że w nic już więcej nigdy z tobą nie zagra, to w Azula zagra, choćby dla samych kafelków.
Gra zachowuje azulową lekkość zasad i płynność rozgrywki jednocześnie dodając szczyptę taktycznego rozgrywania kombosów oraz negatywnej interakcji. Ma swój unikatowy charakter. Letni Pawilon sprawdzi się jako uzupełnienie serii dla koneserów jak i taki Azul na początek dla niewtajemniczonych. Gdyby jeszcze miała figurki, byłaby to gra ideał.