Codzienna dawka planszówkowych nowin!

Wracaj do nas regularnie i bądź na bieżąco!

Recenzja Alicja w Krainie Czarów – herbatka w biegu

15 listopada 2023,
07:52
Daniel Brzost

Alicja w Krainie Czarów to gra nie za prosta, nie za skomplikowana, taka w sam raz akuratna. Rozgrywany za pomocą kart wyścig jest bardzo dobrą zabawą, zaś loteriada rozkręconej wskazówki całkiem emocjonującą rozrywką. Oprawa graficzna stoi na baśniowym poziomie. Gra wprost stworzona dla familijnych podwieczorków.

8 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru

Oprawa graficzna

Pomysłowa plansza

Wirująca wskazówka

Mechanika zagrywania kart

Patent z króliczą norką

Przystępna nawet dla młodszych dzieci

Uroczy toy factor

 

Nijaka rozgrywka na dwoje

Pionki wsuwające się pod planszę

Dla starszych graczy zbyt powtarzalna

 

Alicję w Krainie Czarów czyta się jak sen o książce, lub śni się ją pomiędzy wierszami. Żeby sprawdzić, czy gra planszowa czerpiąca pełnymi garściami z niezwykłego dzieła Lewisa Carrolla cechuje się podobnym czarem, nie ma innego sposobu, jak wskoczyć do pudełka.

Zapraszamy na ciasteczka z herbatkami

Zapewne już wszyscy wiecie, jak poznałem Waszą Alicję. Dosłownie wpadła do mnie pewnego razu. Nie bywam wybitnie towarzyski, gdyż strasznie jestem zalatany, ale wystarczyło jedno spojrzenie na tę przeuroczą istotę, żebym zawiesił na kołku stare przyzwyczajenia niczym wyświechtany kapelusz. Tylko zerknijcie, jak cudnie grę Alicja w Krainie Czarów zilustrował Maciej Szymanowicz dla wydawnictwa Granna. Ależ gdzie się podziały moje maniery? Tak bardzo jestem spóźniony, że się nawet nie przedstawiłem. Wybaczcie. Już się poprawiam. Królik. Biały Królik. Recenzent z licencją na ocenianie.

Podano do stołu

Od kiedy korporacja spod znaku niegdyś sympatycznego gryzonia wykupuje każdy strzępek wyobraźni, z którego da się wycisnąć niskim kosztem jakikolwiek zysk, my senne stworzenia nie bardzo mamy się gdzie podziać. A i tak jest nam o niebo lepiej niż tym biedakom z Niekończącej się opowieści, którym czynsze rosną tym wyżej, im bardziej kurczy się ich kraina. Dlatego cieszy mnie, że możemy zamieszkać w pudełku Alicji w Krainie Czarów. Ze współlokatorami zawsze raźniej, zwłaszcza kiedy uprzejmie zmniejszają się, żeby nie zatłoczyć kwatery.

Najwięcej miejsca w naszym lokum zajmuje zegar dookoła którego dosłownie na okrągło biegamy w wyścigu po ciasteczka. Sen nie sen, coś jeść trzeba. Alicja, Królowa Kier, Kapelusznik oraz niżej podpisany, wszyscy występujemy w dwóch rozmiarach. Nasze gigantyczne alter ego nie pozwala nam wpaść do króliczej norki. Snem rządzi podświadomość, więc duże ego się przydaje. Poruszamy się pod dyktando małej, lecz bardzo zasadniczej talii kart. Tylko spójrzcie na tego pociesznego dżokera, karta na karcie – kartocepcja! Tor naszej przebieżki upstrzony jest specjalnymi polami , które nawiązują do przygód panny Alicji. Zegar ma tylko jedną wskazówkę, która dziarsko kręci się za dwie. Planszę zegarowej tarczy sprytnie umieszcza się w dolnej części pudełka, żeby można było bardzo klimatycznie wpadać do króliczej norki. Gra zachęca, żeby się pobawić w robienie helikoptera z zegara, minigolfa z udziałem króliczej norki. Niech pierwszy rzuci we mnie marchewką, kto tego nie próbował. Serio. Coś bym przekąsił.

Sztuka parzenia herbatki w biegu

Dlaczego na wieczku pudełka nie ma ZAGRAJ MNIE „pięknie wydrukowanymi wielkimi literami”? Znów sam muszę o wszystkim myśleć, zająć się każdym drobiazgiem. Nic dziwnego, że nie nadążam nawet porządnie się spóźniać. Wypiszę takie karteczki dla moich króliczątek. Mamy ich z Panią Królikową osiemdziesiąt cztery, a planujemy mieć jeszcze nieco ponad tuzin. One wszystkie uwielbiają małe, przytulne pudełeczka zupełnie jak koty Alicji.
Skoro już o graniu mowa, Alicja w Krainie Czarów nie jest zabawą dla leniuszków. Tu trzeba gnać jak wicher, żeby z każdym minięciem mety zbierać ciacho ze stołu. Obok planszy leży jeden odkryty żeton ciacha do wzięcia, ale gdy ktoś zdoła stanąć dokładnie na polu herbacianego przyjęcia może świsnąć jedno ciastko w ciemno, a nuż mu się poszczęści. Słodkie wypieki mają różną wartość punktową, a bywalcy herbatek wprost dżabbersmoczy apetyt na zwycięstwo. Kto zbierze najwięcej punktów z zebranych słodkości ten wygrywa. Szybcy i łakomi.

Jak przystało na grę dla dzieci dużych i małych, Alicja w Krainie Czarów pozwala całkiem zmyślnie pokombinować. Biegacze dysponują trzema kartami na ręce, z których zagrać mogą albo lewą, albo prawą. Środkowej zagrywać nie można. Kto o tym zapomni, musi wyrecytować abecadło. Od końca. Ze wszystkimi ogonkami.
Po zagraniu wybranej karty gracz przesuwa swoją postać dokładnie o tyle pól, ile wynosi wartość karty. Kiedy zagrywa się dżokera, trzeba określić liczbę między jeden a pięć. Można pomagać sobie liczeniem na palcach. Niekoniecznie swoich. To gra familijna.
Kiedy kartonowy pionek gracza trafi na a zajęte pole, przeskakuje na pierwsze wolne. Warto lądować komuś na barana dla krótkiej przejażdżki. Wszystko, co pozwala szybciej okrążać planszę, pomaga napełniać kieszenie ciasteczkami. Dlatego też znacznie fajniej, taktycznej gra się na czworo. Pod rachubę trzeba brać też pola specjalne, dzięki którym można zadziać małe, nieco znajome cuda na planszy, kiedy się na nich skończy swój ruch.

Po wykonaniu ruchu dobiera się kartę i wkłada pomiędzy te, które zostały na ręku. Dzięki temu zapewniona zostaje rotacja kart dostępnych do zagrania.

Gra kończy się kiedy wszyscy wykorzystają wszystkie jedenaście kart ze swoich talii. Wreszcie można zjeść ciasteczka. Liczyć! Miałem na myśli liczenie punktów. Z tych zjedzonych dodajemy w pamięci.

Przegląd herbatek

Herbatka u Kapelusznika służy za pole startowe wyścigu oraz obsypuje graczy ciasteczkami.

Kot z Cheshire pozwala poruszyć się o tyle dodatkowych pól, ile wynosi wartość karty, która nas tu sprowadziła. Ten kot nie znika. Jest podwójny. Nigdy nie pytaj kota dlaczego, bo odmruczy ci coś mistycznego.
Do Króliczej Norki wpadają małe pionki graczy. Aby się z niej wydostać, do czego gorąco zachęcam z powodu ciasnoty, trzeba zakręcić wskazówką, aby wskazała miejsce lądowania. Szczególnie długi skok może zaowocować ciasteczkiem podczas mijania stoliczka Kapelusznika. Ma się maksymalnie tyle prób, jak wysoką kartę się zagrało.

Pole Małych Ciasteczek umożliwia wylosowanie sobie takiego małego, jednopunktowego ciastunia. Każde pole ma nadrukowaną ciastkową wartość, a obrót wskazówki powie, ile się dostanie. Jedyny mankament w tym, kiedy ktoś tak niezgrabnie kręci, że strąca postaci z obszaru gry. No dobra! Przyznaję się. To ja jestem tym niezgrabem! Nie moja wina, że królicze łapki się prawie do niczego nie nadają. Nawet szyć nie potrafię prosto. A mogłem zostać neurochirurgiem! Tymczasem ten kret z jego ostrymi pazurkami… Trafiło mu się, jak ślepej kurze ziarno. Nadworny cyrulik Królowej Kier…

Jednym z najbardziej niezwykłych pól jest muchomor Pana Gąsienicy. Tutaj małe pionki rosną, a duże się kurczą. Korzyścią z tymczasowego bycia planszowo dorosłym jest bezdyskusyjny fakt, że nie da się wpaść do króliczej norki. Po wtóre zaś, co bywa niezwykle przydatne, można dodawać jeden do wartości zagrywanej karty sadząc siedmiomilowe susy po planszy. Tylko jedna postać może być gigantem. Kiedy inny gracz odwiedza Pana Gąsienicę, wtedy on rośnie, a olbrzym kurczy się do standardowego rozmiaru.

Pól specjalnych jest akurat tak w sam raz, ani o jedno za dużo. Kiedy rozpatruje się, jaką kartę zagrać, zawsze ma się na oku, gdzie warto byłoby wylądować. Zabawa jest tym większa, im gęściej na planszy. Alicja w Krainie Czarów jest prostą grą z lekka taktyczną. Tylko wirująca wskazówka jest elementem losowym, lecz można sobie zapewnić kilka prób. Nie jest to poziom brydża u Księżnej, lecz pozwala dorosłym poudawać, że wcale się nie bawią jak szczeniaczki, tylko grają w coś do czego nie wstyd usiąść, kiedy jest się koneserem sucharów. Żeby udobruchać takowych, za chwilę powiem najsuchszą rzecz, jaką znam: „Wilhelm Zwycięzca, którego sprawę popierał papież, wkrótce został uproszony przez Anglików…”

Coś miłego przed podwieczorkiem

Alicja w Krainie Czarów jest grą dla dzieci. Dorośli już z samej grzeczności powinni się nieco skurczyć przy stole. Tu wypada mądrze zdziecinnieć. Gra toczy się szybciutko, jest przeplatana zabawną loterią wirującej wskazówki, posiada mądry system zagrywania kart, który w dobrych rękach może stworzyć okazję do epickich rundek dookoła zegara. Prosta zasada wyboru karty pozwala zachować kontrolę nad rozgrywką, zaś wirująca wskazówka zapewnia odpowiednią dawkę ryzyka i emocji. Granna wydaje gry tak apetycznie, jak to tylko możliwe. Nie inaczej jest w przypadku Alicji w Krainie Czarów. Znajomy Wilk Bardzo Zły po kilku partyjkach z wrażenia przeszedł na wegetarianizm i teraz pasie się z owcami.

Najlepsze książki to takie, które zawsze będą większe od ciebie, abyś mógł przeglądać się w nich niezależnie od tego, za jak mądrego się podajesz. Dobre gry pozwalają ci przypomnieć sobie, jak smakuje zabawa. W tym tkwi sekret Alicji w Krainie Czarów.

Zanim się pożegnam, należy Wam się słówko czy dwa wyjaśnienia. Jestem królikiem z tłumaczenia Macieja Słomczyńskiego. W przekładach Alicji da się przebierać jak w ulęgałkach, więc każdy może mieć swój ulubiony cytat inny niż wszystkie inne. Nic w tym dziwnego, wszak tyle snów, ile głów w nich błądzących.

Wyprawę w Krainę Czarów umożliwiło wydawnictwo Granna dzięki współpracy barterowej.

Daniel Brzost

Na codzień dzielny mąż i dumny ojciec dwóch giermków. Z planszówkami za pan brat od nie-pamięta-kiedy-ale-prawdopodobnie-tuż-przed-wyginięciem-dinozaurów. Gdy nie gra w planszówki, spędza czas przy ulubionej książce. Oczywiście nie jego, bo ktoś musi czytać dzieciom. Planszówki są dla niego jak fasolki z Harry’ego Pottera. Grunt, aby nie otrzymać do ręki tej, której jeść nie chce nikt.

Komentarze

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze