Recenzja komiksu Venom tom 2 – Sekta, demony piekielne i rzeź na ziemi

11 sierpnia 2022,
09:59
Strid

Eddie Brock i jego drugi… nie, nie chodzi o Venoma, a o jego syna. Malekith szaleje w Nowym Jorku podbijając świat, Eddie próbuje być jak najlepszym ojcem, ale bez Venoma i z sektą próbująca przywrócić do życia Carnage’a będzie to bardzo trudne zadanie.

Eddie Brock i jego demony

Venom, Carnage i Mania. Czego tu brakuje? Spider-mana. Osobiście jest to dla mnie największa zaleta tego albumu. Wadą jest za to to że jest on tylko częścią historii, bez początku i końca. Fani filmowej trylogii Władcy Pierścieni znają to z Dwóch wież, ale czy to dla nich przeszkoda żeby cieszyć się drugą odsłoną trylogii? Bynajmniej.

9 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru

Symbiot Eddiego stracił osobowość i połączenie ze swoim nosicielem. Od teraz przybrał formę psa i choć nadal jest krwiożerczy i wyczuwa swoich wrogów z daleka, to ciężko mu stawiać im czoła bez sił połączonych z Brockiem. Były dziennikarz musi teraz zmierzyć się z innymi problemami. Chłopiec pod jego opieką, który jeszcze nie wie, że Eddie jest jego biologicznym ojcem nie poradzi sobie sam w świecie, który mierzy się z inwazją Malekitha. Jego mroczne elfy nie są byle przydupasami z filmów MCU. Komiks pozwala sobie na zdecydowanie więcej i ofiary inwazji rozstają się z życiem rozszarpywane na strzępy i szatkowane mieczami niezależnie od wieku i statusu. Oj ekranizacja musiałby się obyć smakiem po PEGI-13. A rozterki byłego gospodarza Venoma w nowej rzeczywistości to nie jedyne problemy z jakimi przyjdzie zmierzyć się bohaterom albumu Venom tom 2.

Gdzieś w zniszczonym przez Carnage miasteczku Doverton, groźna sekta czcząca okrutnego Boga Knulla obrała sobie za cel wskrzeszenie czerwonego symbionta i jego najlepszego gospodarza, czyli Cetusa Kasady, maniakalnego mordercy opętanego wizją wyzwolenia ludzkości poprzez sprowadzenie na nich śmierci w męczarniach. Młody Jameson w postaci Man-Wolfa postara się zmierzyć z zagrożeniem. Niestety to dopiero drugi tom więc można się domyślać od początku, że czerwona rzeź rozleje się nie tylko po całym Doverton, ale i zacznie sięgać mackami choćby Nowego Jorku. Oczywiście, aby spotkać się ze starym, czarnym znajomym. Po drodze jednak postara się zahaczyć o siedziby innych nosicieli Venoma. Mania, która kiedyś była nastoletnią mścicielką pod wpływem Venoma obecnie powróciła do swojej niewinnej postaci, młodej Andi. Nie jest jednak bezbronna i taka niewinna jak mogłoby się wydawać. Posiadła moc diabelskiego znaku i na jego mocy może przywoływać demony wprost z czeluści piekielnych, aby walczyły po jej stronie. Carnage poważnie zdziwi się próbując położyć swoje łapska na jej kręgosłupie, choć będzie to obopólne uczucie.

Krew i rozczłonowane ciała a Venoma jeszcze nawet nie ma z nami

Venom nie pojawia się w oficjalnej akcji tomu drugiego aż do praktycznie ostatnich stron komiksu. Nie oznacza to jednak, że opowieść jest przepełniona dłużyznami w postaci rozterek moralnych protagonistów. Scenarzyści Donny Cates i Cullen Bunn stają na wysokości zadania i dostarczają opowieść bezkompromisową i nie idącą na skróty. Ich scenariusz jest opatrzony wyjątkowo szczegółowymi i obrzydliwie pięknymi rysunkami, które w całości utrzymane są w stylistyce gore. Nie da się przeczytać albumu w taki sposób, aby po zakończeniu nie wyczekiwać na kolejny tom. To oczywiście środkowy etap i cierpi na kompleks drugiej części. Nie ma wyraźnego początku, kończy się słynnym „ciąg dalszy nastąpi”, ale nie przeszkadza to w czerpaniu chorej przyjemności z czytania. Fani bezprecedensowego i brutalnego komiku spod znaku maniakalnych symbiontów będą zachwyceni.

Materiał do recenzji dostarczył Egmont. Po zakup zapraszamy TUTAJ!

Strid

Recenzuje komiksy i gry Indie. Fanatyk gatunku soulslike.