Recenzja komiksu Dceased Martwa Planeta – martwi wracają… znowu

12 sierpnia 2022,
19:32
Strid

Pięć lat po opanowaniu Ziemi przez wirus zwany równaniem nadużycia, pojawia się nowa nadzieja dla ludzkości i nieumarłych bohaterów. Nadzieja wymaga jednak ogromnej ofiary, aby mogła zmienić się w fakt. Nie wszyscy będą na nią gotowi.

John Kent w walce

Wątek Johna Constantina winduje ocenę w górę, cała reszta ciągnie w dół. Starcza na to, aby album Dceased Martwa Planeta uznać za udany, ale nie ponad przeciętność. Dodatkowy punkt za przepiękne rysunki i wydanie w twardej oprawie.

6 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru

Resztki niedobitków ludzkości zamieszkują Ziemię-2 a ich prezydentką jest Lois Lane. John Kent, Damian Wayne i Cassie Sandsmark to nowi przywódcy Ligi Sprawiedliwości. Jest więc nowa planeta, nowy Batman, Superman i Wonder Woman. Tylko zagrożenie zostało stare. Przez te pięć lat ktoś jednak nie próżnował. Rozczłonkowany i unieruchomiony cyborg poświęcił ten czas na badania i znalazł antidotum. Równanie życia było bliżej niż mu się wydawało. Mógł ocalić ludzkość, ale żeby to zrobić potrzebował pomocy Ligi. Dokładnie każdego z jej członków i pomocników.

Bohaterów i antybohaterów w albumie pojawia się tak wielu, że ciężko ich zliczyć. Opowieść jest wielowątkowa i skacze pomiędzy wydarzeniami czasami ze zbyt dużym natężeniem. O ile jednak wątek Johna Constantina i Zatanny jest ciekawy i śledziłem go z uwagą, reszta nie miała już takiego polotu. Dość powiedzieć, że wielokrotnie na kartach komiksu pojawia się wątek pocałunku między dwójką herosów i w końcu zaczyna to wiać marną telenowelą. Wątki relacji rodzinnych nowej Ligi również napisane są bez głębi i choć liczne, to każdy potraktowany jest po macoszemu. Nigdy nie zrozumiem idei pchania do zeszytów masy wątków z niezliczonymi bohaterami, skoro nie ma dla nich wystarczająco miejsca, aby wątki miały sens i większe uzasadnienie.

Martwa Planeta i martwe wątki scenariusza

Szczerze wolałbym żeby cały album był oparty głównie na postaci i wątku Constantina. Nie to żebym nie lubił pozostałych bohaterów, ale większość wątków jest tak blada, że po zakończeniu czytania zapominałem, że miały miejsce. Część jest nieciekawa, część jest po prostu słabo napisana. Samo rozwiązanie z antidotum wydaje się wręcz komediowe. Może więc to dobrze, że bohater, którego przygoda najbardziej przypadła mi do gustu ma najwięcej do powiedzenia w drugiej części albumu i dzięki temu odłożyłem Martwą Planetę na półkę z lekką satysfakcją. Pięknie wydany album ze wspaniałymi rysunkami Trevora Hairsine to 204 strony w twardej oprawie, ze świetnymi dodatkami w postaci alternatywnych okładek, co razem tworzy mieszankę wybuchową. Szkoda, że Tom Taylor nie dostarczył lepszego, bardziej wyważonego scenariusza. Mogło być dużo lepiej.

Strid

Recenzuje komiksy i gry Indie. Fanatyk gatunku soulslike.