Recenzja Incision – hołd dla staroszkolnych FPS-ów

21 października 2022,
22:57
Bartłomiej Gawryszuk

Co gdyby jedna osoba postanowiła odtworzyć sukces oryginalnego Doom’a? Jeszcze jakiś czas temu zaśmiałbym się i zażyczył mu powodzenia. Teraz? Teraz sytuacja jest zupełnie inna…

Tron INCISION

Niespodziewane Arcydzieło dla fanów klasycznego Doom’a! Klimatyczny i krwawy FPS, który pomimo bycia we wczesnym dostępnie zachwyca pomyślunkiem i wizją. Wart kupienia, nawet jeśli dopiero po wyjściu wersji 1.0.

8.5 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • Świetna dystopijno-nihilistyczny klimat
  • Solidny level design
  • Satysfakcjonujący gore
  • Niesamowite giwery…
  • …Którym towarzyszą także śmieciowe bronie
  • Na ten moment lekko niedopracowana i dość krótka

Trochę kontekstu: o ile jestem za młody, aby mieć możliwość zagrania w Doom’a tuż po premierze w 1993 roku, tak również miałem epizod, podczas którego nie grałem w nic innego tylko w tego klasyka. Na dysku Google miałem kopię emulatora i pliku WAD Doom’a 2 – zestaw do odpalenia ponadczasowego arcydzieła na dowolnej maszynie (głównie tych w pracowniach komputerowych). I choć grałem w naprawdę dużo gier (i modów) próbujących jakoś zreplikować prosty i elegancki design dziadka FPS-ów, tak żadna jeszcze nie zrobiła tego tak dobrze jak INCISION.

Jeden z bossów INCISION
Ognień piekielny, maszyna i mięso. Najczęściej widziane rzeczy w INCISION.

Dobre, złe i skopiowane

Pierwsze wrażenia potwierdzają to co widać na pierwszy rzut oka. INCISION to gra z bardzo ciężką atmosferą. Groteskowość rzuca się nie tylko w oczy, ale też w uszy. Muzyka jest żywcem wydarta z dystopijnych filmów, wszystkie efekty dźwiękowe brzmią metalicznie i/lub mechanicznie. Wprowadza to elementy horroru, które były również zawarte w oryginalnym Doom’ie. Ciemne korytarze, piekielna maszyneria, gnijące mięso to wspólne mianowniki obu gier.

Korytarz z INCISION
Korytarze śmierdzące rdzą, krwią i żelazem na raz.

Nieostre ksero oryginału

INCISION buduje na fundamentach sprytnego level designu, odrzucania hit-skanów (których w grze całkowicie brak) i środowiskowego horroru swojego przodka, ale momentami robi to w sposób nieudolny. Nie „słabo” tylko „przeciętnie”, gorzej niż wypada gra w całości. Może jest to skrzywienie zawodowe, może rzeczywiście sensowne wady, ale podczas pisania tego odnoszę wrażenie, że po prostu się „czepiam” detali, które odstają od reszty pod względem jakości.
Czytelnikom przypominam, że autor tejże recenzji jest perfekcjonistą ze zdiagnozowanymi zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi (z przewagą obsesji) a INCISION jest obecnie we Wczesnym Dostępie.

Pierwsze zażalenie dotyczy przeciwników. W ogniu walki trudno jest ich rozróżnić od siebie. Każdy z nich charakteryzuje się szarawą paletą kolorów i czasami trudno dobrać odpowiednie narzędzie do pracy. Często zdarzało mi się pomylić ołowianego żołnierzyka z nędzną pulą życia od zakapturzonego terminatora, który leci mi wp*$%!olić i potrzebuje kilku strzałów ze strzelby, aby go uziemić. Inna sprawa, że kolejność ich wprowadzania to: podstawowy żołnierz, mocniejszy przeciwnik z wolniejszymi pociskami, bestia ścigająca gracza i atakująca wręcz. Trochę powiewa podróbami skopiowania staruszka FPS-ów tuż po tym jak powstał.

Pistolet na wodę i atomówka

Drugie zażalenie: bronie. Podobnie jak z przeciwnikami trudno nie zauważyć podobieństwa z materiałem źródłowym. Pistolet, strzelba, karabin, rakietnica… Każda broń również posiada alternatywny tryb strzału (o którym gra nigdy nie powiadamia gracza), zainspirowany re-bootem serii. Z niektórych broni korzystałem z niechęcią, tylko w sytuacji, kiedy nie miałem żadnej innej opcji, a i wtedy perspektywa wymachiwania bronią białą była zachęcająca.

Kicia z INCISION
Jako miłośnik kotów popieram nazwę Kicia.

O każdej można powiedzieć same dobre lub złe rzeczy, nie ma nic pomiędzy. Moim ulubieńcem jest śliczne Magnum z możliwością wyprowadzenia potężnego strzału, po uprzednim ogarnięciu ile dokładnie trzeba nim wcześniej machać (nadal nie wiem). Strzelba również jest satysfakcjonująca, szczególnie przy tendencji do zamieniania ofiar w czerwoną mgłę. Ta z kolei jest źródłem zasilającym Kicię – kosmiczny pasożyt będący swoistym odpowiednikiem BFG.

Po drugiej stronie spektrum jest karabin maszynowy będący najsłabszą bronią w grze, nudna rakietnicę i zarąbiście wyglądająca ręczna piłę tarczową na kiju. Szkoda, że jest tylko trochę lepsza od gilgotania przeciwników…

Rzeź piłą
Czasami nawet łaskotanie może być śmiertelne.

INCISION, nihilizm i dzieło jednego umysłu

Wszystko poza muzyką w INCISION jest dziełem jednego człowieka: Sami’ego Mäläskä. Nie mam pojęcia, kim on jest, poza tym, że na pewno jest uzdolniony. Zrobienie czegoś takiego w pojedynkę jest niemałym osiągnięciem, rzadko zdarza się w tej branży, aby takie przedsięwzięcia były udane, szczególnie jeszcze przed oficjalnym ich dokończeniem. Plusem tego jest fakt, że wraz ze zmniejszeniem grupy pracującej nad kawałkiem kultury, zwiększa się znaczenie myśli pojedynczego człowieka. INCISION daje do myślenia, intryguje, ciekawi. Ta gra rzeczywiście ma motyw przewodni, wszystko jest przemyślane, spójne. Niedopracowane, tak, ale spójne.

Incision – w młodym ciele stary duch

Układ poziomów jest wręcz intrygujący, zdecydowanie powiew świeżości, w którym czuć inspirację klasykami. Rozgrywka wręcz jest łudząco podobna do wiele razy przywoływanego starszego tytułu, a jednak… inna. Różnice są niewielkie, bo nie o nie chodzi. Całość zachowuje się jak ożywiony staroć – lekko rozłożony już, owszem, ale nadal gwarantujący niesamowite ilości rozrywki, nawet po odłożeniu nostalgii na bok.

Finalny boss pierwszego aktu INCISION
Abominacje z głębin ziemi lub odmętów kosmosu.

No i właśnie, nihilizm. Nie chcę zamieniać recenzji w felieton, ale naprawdę ciśnie mi się na usta Gott ist Tot Nietzschego. Groteska, fabuła, cała oprawa audiowizualna, naprawdę chciałbym pogadać z Sami’m czy mam rację co do inspiracji. Po wybiciu wszystkiego, co wrogie, poziomy przytłaczają ciszą i rażą pustką zaraz po tym jak rozproszy się czerwona mgła. Bezbożne konstrukty, groteskowe maszynerie, cała masa innych rzeczy, których nie mogę zdradzić – po prostu nihilistyczny świat, którego jeszcze nie było.

Epilog

Naprawdę nie wiem, co napisać w tym momencie. Tak, dostałem darmowy klucz do tej gry. Nie miałem żadnych większych oczekiwań poza „kolejnym staroszkolnym shooterem”. Stąd moje zaskoczenie. Biorąc pod uwagę, że gra kosztuje 50 złociszy, a ja nie pożałowałbym takiej kwoty nawet za produkt w obecnym stanie (obecnie dostępny jest tylko jeden akt całej przygody), zdecydowanie rekomenduję grę szczególnie każdemu, komu zapadła w pamięci pewna gra z roku 1993…

Bartłomiej Gawryszuk

Gracz od urodzenia, wielbiciel rachunku prawdopodobieństwa, projektant gier, poeta, człowiek. Dumny posiadacz bardzo imponującej kolekcji gier (o wiele za dużej zdaniem wielu), mnogiej osobowości i słodkiego kota potrafiącego wyłączyć komputer trzy razy w ciągu minuty. Z jakiegoś powodu uwielbia gry z motywem nieumarłych, piesze wędrówki i wszelkiej maści gry kooperacyjne. Godzinami potrafi gadać dlaczego World War Z Maxa Brooksa to najlepsza książka na świecie, pomimo wrodzonej awersji do horrorów.