Jak ten czas leci! Pamiętam jak wczoraj dzień, kiedy w moje ręce trafił pierwszy Tekken. A teraz proszę – jest już dwadzieścia lat później i zasiadam do recenzji ósmej części tej legendarnej bijatyki.
Co tam, panie, u Mishimów?
Po staremu. Jeden próbuje zabić drugiego, ale tym razem konflikt rozlewa się na cały świat. Kazuya Mishima zgodnie z rodzinną tradycją organizuje Turniej Króla Żelaznej Pięści, ale jest pewien haczyk – jeśli reprezentant danego państwa przegra, jego kraj zostanie zmieciony z powierzchni Ziemi albo obciążony dotkliwymi sankcjami. Jin Kazama i jego przyjaciele ruszają zatem, by ukrócić ambicje oszalałego Kazuyi. Najpierw młodzian musi jednak pogodzić się z tą częścią swojej osobowości, którą wyparł – diabelskim genem.
W serii, która klasyczny rozwój postaci traktuje raczej pretekstowo, taki zwrot robi wrażenie. Zwłaszcza, że prowadzi do kilku imponujących symboliczno-onirycznych scen. Nagle banał ustępuje miejsca najbardziej bazowej, archetypalnej walce, w której zwycięstwo daje bohaterowi dostęp do nieosiągalnej do tej pory siły w myśl powiedzenia: „największym wrogiem człowieka jest on sam”.
A dalej jest już jak w klasycznym shounenie: bohater przy wsparciu przyjaciół i rodziny bije swego arcywroga, przywracając kolejną krótkotrwałą równowagę w naturze. Bo i czym byłby Tekken, gdyby nie zostawił sobie otwartych drzwi na przyszłość? Poświęćmy jednak jeszcze chwilę tej finałowej walce, bo jest bardzo fajnie zaprojektowana na poziomie konceptualnym.
W finale przechodzimy przez serię starć z Kazuyą, ale każde z nich różni się od poprzedniego tym, że wroga musimy pobić za pomocą innego stylu. Wychodzimy od kombosów, które od zawsze są podstawą rozgrywki w Tekkenie, ale potem przechodzimy jeszcze przez styl Mishima i Kazama, by na końcu dotrzeć do hybrydowej sztuki walki stworzonej na bazie trzech poprzednich. I z każdą z nich wiąże się inna motywacja. Oczywiście dynamika potyczki zupełnie się wtedy zmienia i daje to dobry obraz różnych podejść do samej walki. Każdy z wojowników w Tekkenie ma inną motywację i to właśnie ona przekłada się reprezentowany przez nich styl. Deweloperzy są na tym etapie mistrzami charakteryzacji poprzez sam styl i taktykę, chociaż na pierwszy rzut oka może wydawać się inaczej.
Styl specjalny i Heat
Sama rozgrywka też została nieco zmodyfikowana i teraz oprócz Rage Artów możemy też skorzystać z mechaniki o nazwie Heat (czy mi się wydaje, czy to inspiracja Yakuzą? nawet działanie jest podobne) oraz stylu specjalnego. Heat buduje się za pomocą ciosów i można go odpalić za pośrednictwem techniki o nazwie Heat Smash. Nasza postać ma wtedy zwiększoną moc rażenia i nawet zablokowane ciosy zadają obrażenia przeciwnikowi, co może przesądzić o wyniku starcia. Heat daje też fajne follow-upowe możliwości i możemy go wykorzystać jako punkt wyjścia do jeszcze jednego kombosa.
Styl specjalny to uproszczona sztuka walki danej postaci, która operuje kilkoma mocniejszymi ciosami i jest zaprojektowana pod nowicjuszy. Można ją łatwo włączyć i wyłączyć za pomocą dedykowanego przycisku. Choć nie jest zbyt skomplikowana, to jednak pozwala na rozegranie w miarę dynamicznego pojedynku. Najważniejsze jest to, że styl nie ma ograniczeń – można z niego korzystać zarówno w trybie fabularnym, jak i w meczu online, bez względu na stopień zaawansowania.
Orientacja na multiplayer
Zdaje się, że arkadowe czasy Tekkena naprawdę już minęły i teraz seria pójdzie przede wszystkim w stronę rozgrywki turniejowej i online. Po najpopularniejszych trybach arkadowych i offline (za wyjątkiem Tekken Ball) nie ma już prawie śladu, za to aspekt sieciowy zaliczył kolejną ewolucję.
Teraz na przykład możemy wejść do wspólnej przestrzeni, w której gracze zbierają się za pośrednictwem swoich awatarów, czyli do salonu gier. Salonów tych jest kilka, a każdy z nich ma do dyspozycji kilka serwerów, dzięki którym możemy nawiązać znajomości z wojownikami z innych stron świata. To duża zmiana, bo w Tekkenie 7 nie mogliśmy wybrać regionu dobierania przeciwników i jeśli na przykład chcieliśmy pograć z kimś z Azji, musieliśmy liczyć na łaskawość łącza internetowego.
Oprócz tego możemy wziąć udział w podróży po salonach gier, uczestnicząc w pojedynkach i poznając je od różnych stron. Już w środku mamy dostęp do czatu, który pozwala na kontaktowanie się z użytkownikami, którzy w danym momencie są aktywni w salonie.
Kolejną ważną zmianą jest wsparcie dla rozgrywki międzyplatformowej. Gra wskazuje z bardzo dużą dokładnością, jakie parametry techniczne ma nasz przeciwnik – między innymi, jakie obciążenie wywołuje na jego urządzeniu mecz, jakie jest opóźnienie, czy łączymy się przewodowo, czy bezprzewodowo. Pokazuje też procent pojedynków przerwanych przez zerwanie połączenia, czyli informacja o tym, do jakiego stopnia jesteśmy skłonni do rage quitów (czytaj: nie idzie nam albo zaraz spadniemy z rangi, więc wymuszamy zamknięcie gry). Teraz statystyka ta pomaga w doborze przeciwników. Co więcej, niesportowe zachowanie możemy teraz… zgłosić w osobnej nakładce, ale jak moderatorzy będą traktować takie praktyki, jeszcze nie wiadomo.
System rankingowy online także został zmodyfikowany. Teraz do pewnej rangi nie możemy zostać zdegradowani, a jeśli nam nie idzie, po prostu nie dostajemy punktów potrzebnych do awansu. Liczba rewanżów także jest ograniczona, a system oblicza liczbę punktów na podstawie tego, jak dobrze nam poszło. Przykładowo, za wygranie rewanżu dostaniemy mniej punktów, niż za pierwszy mecz z tym samym przeciwnikiem. Gra nie pokazuje też liczby wygranych i przegranych przez nas meczy, jak było w poprzedniej odsłonie.
Miłą niespodzianką jest polska wersja językowa! To pierwszy Tekken dostępny w naszym ojczystym języku. Uwagę zwraca zwłaszcza wysoka jakość tłumaczenia: mechaniki i style są dobrze, zrozumiale wyjaśnione. Z kolei dialogi postaci i ich punchline’y brzmią dokładnie tak jajcarsko i kiczowato, jak powinny.
Oprawa muzyczna i graficzna
Na poziomie wizualnym nie ma aż tak dużej różnicy pomiędzy ósemką a siódemką pomimo tego, że zostały zbudowane na dwóch różnych wersjach tego samego silnika. Z kolei dynamika samych meczów stoi na zupełnie innym poziomie. Dodane są na przykład dynamiczne intra, kadrowanie określonych technik także różni się od tych podstawowych. Kamera w tych momentach pracuje bardzo płynnie, dzięki czemu starcie zyskuje więcej głębi.
Wiele osób zwraca uwagę na to, że szczegóły otoczenia i efekty specjalne nie prezentują się tak olśniewająco, jak na trailerach, ale prawdę mówiąc – kto zwraca na to uwagę, kiedy grozi mu nokaut? Starcia są intensywne i porywające, a modele postaci prezentują się bardzo dobrze. Opcje personalizacji stroju są bardzo podobne do poprzedniej odsłony Tekkena, ale zapewne wraz z kolejnymi aktualizacjami zostaną rozbudowane, tak jak we wcześniejszej części.
Rage Arty dostały nowe odsłony i tylko sugerują się poprzedniczkami. Wybór plansz jest bardzo podstawowy, ale deweloperzy na pewno będą go rozbudowywać. Podobnie jak listę grywalnych postaci, które zawsze dołączają do gry z własnymi planszami i soundtrackami. Na chwilę obecną gra oferuje 32 bohaterów do wyboru, z czego cztery są zupełnie nowe – Reina, Victor, JACK-8 i oczywiście Azucena, która zdążyła już skraść serca naszej redakcji.
Muzyka w ósemce to głównie współczesny tekkenowy dubstep z kilkoma symfonicznymi akcentami, głównie jednak zarezerwowanymi dla trybu fabularnego. Jest w porządku, ale mało różnorodnie. Warto jednak wspomnieć o tym, że gra daje możliwość ustawienia innej oprawy muzycznej – do wyboru są playlisty ze wszystkich poprzednich odsłon Tekkena, więc jeśli któraś z nich szczególnie przypadła nam do gustu, teraz możemy grać z nią w tle.
Na zakończenie
Mimo pewnych niedociągnięć Tekken 8 pozostaje prawdziwą gratką dla fanów bijatyk i miłośników serii. Z nowymi mechanikami walki, udoskonalonym trybem multiplayer oraz bogatą fabułą, gra oferuje mnóstwo emocji i niezapomnianych momentów na długie godziny rozgrywki. Niezależnie od tego, czy jesteśmy weteranami serii czy nowicjuszami, Tekken 8 zaprasza na ring, byśmy mogli stanąć twarzą w twarz z największymi mistrzami i sprawdzić, czy mamy to, czego potrzeba, by zostać Królem Żelaznej Pięści. Polecamy!