Test Razer BlackWidow X Chroma – zawartość opakowania i pierwsze wrażenia
Nie będę ukrywał, że pierwszy kontakt z Czarną Wdową wzbudził w moim sercu mieszane uczucia. Mamy tu przecież do czynienia z firmą, której cena każdego produktu (o czym na końcu tekstu) sugeruje wyborną jakość towaru i lata ciężkiej pracy, które pozwoliły na wypracowanie aktualnej pozycji rynkowej. Jest więc dziwnym, że naszą ekskluzywną klawiaturę dostajemy w zwykłym, kartonowym pudełku skąpanym w zielonoczarnych kolorach, które niczym szczególnym – za wyjątkiem loga firmy oraz jej nazwy – nie informuje nas o jakiejkolwiek formie elitaryzmu. Bez otwierania opakowania możemy jednak posmakować klawiszy – specjalny otwór na przedzie opakowania pozwala na dotknięcie (i wciśnięcie) klawiszy kierunkowych potocznie nazywanych strzałkami.
Nietęga mina przedstawiciela wybrednej klienteli nie znika po otwarciu pudełka – w środku znajdziemy podziękowania od twórców za zakup sprzętu od Razera, krótką instrukcję obsługi (wśród zawartości której znajdziemy dwie metaliczne wlepki od producenta) oraz przyzwoicie zabezpieczoną klawiaturę, czyli standard, do którego zdążyła nas przyzwyczaić również konkurencja.
Rozmiar i waga urządzenia
Blackwidow X Chroma nabiera rumieńców dopiero po wyciągnięciu z kartonu. Klawiatura ta nie jest przesadnie wielka – jej dokładnych wymiarów próżno jednak szukać na oficjalnej stronie Razera, co odnotowuję jako kolejne potknięcie wizerunkowe. Informacji na temat gabarytów dostarczają sklepy internetowe, które – jak się szybko okazało – troszkę przekłamują rzeczywistość. Według ich wyliczeń wymiary Czarnej Wdowy to kolejno 475, 171 i 20 milimetrów. Taśma miernicza wskazała mi jednak, że jej długość to 458 mm, szerokość 154 mm, a wysokość 32 mm (w najniższym punkcie pomiaru – wysokość samego klawisza to 18 mm, co jest najbardziej tożsame z wartością podawaną w Internecie).
Pozytywnie zaskakuje za to masywność tego małego potwora. Waży dobre półtora kilograma, co pomaga w utrzymaniu przyczepności podczas grania. Siła przylegania zmniejsza się oczywiście znacznie, gdy postanowimy skorzystać z dwóch podstawek podnoszących górną krawędź klawiatury o dobry centrymetr – wciąż jednak sprzęt nie ślizga się po powierzchni biurka i nie ucieka spod rąk w czasie dynamicznych rozgrywek.
Jakość wykonania
Ale to nie koniec niespodzianek, które oferuje Blackwidow X Chroma – już po wyjęciu z opakowania – w kwestii wyglądu. Sprzęt pozbawiony kartonu, na pierwszy (i każdy kolejny) rzut oka, sprawia wrażenie wysublimowanego i luksusowego, co skutecznie maskuje pierwsze wrażenie związane z niezbyt ekskluzywnym opakowaniem. W kwestii eleganckiego wyglądu dużą rolę odgrywa metalowa obudowa klawiatury w kolorze matowej czerni, która zabezpiecza sprzęt przed przypadkowym uszkodzeniem i zabrudzeniami.
Twórcy w konstrukcji klawiatury wykorzystali pleciony kabel, który trudno zagiąć przy jego dużej elastyczności – dzięki temu nie był w stanie poplątać się, ani chociażby poskręcać w moim za biurkowym rozgardiaszu. Ciekawym rozwiązaniem jest również prowadnica na kabel umieszczona na górnej krawędzi klawiatury – przewód wychodzi bowiem nie z jej górnej krawędzi, a bezpośrednio spod niej. Dzięki specjalnie wydrążonemu otworowi możemy być jednak pewni, że pleciony sznur nie zagnie się w nieodpowiednim miejscu, co mogłoby gwałtownie obniżyć żywotność sprzętu. Kabel zwieńczony jest wtyczką USB, która pozwala na natychmiastową pracę (bez instalacji opcjonalnego oprogramowania, o którym później).
Podświetlenie klawiatury
Warto jest, gdy tylko napatrzymy się na nasz sprzęt, podłączyć go do komputera – wtedy dopiero zacznie się jej podziwianie, gdyż klawiatura rozświetli się milionami kolorów. I nie jest to czcza gadanina, ponieważ umieszczone pod przyciskami diody LED potrafią odtworzyć 16,8 milionów kolorów – co wystarczy, aby zmarnować część swojego czasu na gapienie się w hardware’ową tęczę.
Natywnie klawiatura pracuje w trybie leniwego przenikania się wzajemnie przeróżnych kolorów równolegle pod wszystkimi klawiszami (Spectrum Cycling). Oprócz tego – o ile zdecydujemy się na pobranie oprogramowania Razer Synapse z oficjalnej strony producenta – mamy do wyboru aż sześć innych możliwości efekciarskich wizualizacji świetlnych, które przygotowano z myślą o naszej klawiaturze. Oprócz wspomnianego już Spectrum Cycling włączymy również Breathing (jeden lub dwa kolory wyświetlają się pod wszystkimi klawiszami, a następnie zanikają – w tempie bardzo spokojnego, głębokiego oddechu), Reactive (podświetlane są wyłącznie przyciski przez nas naciśnięte, które po chwili się wygaszają), Starlight (przyciski podświetlane są w sposób losowy), Static (nieustanne podświetlanie wszystkich klawiszy), Wave (przez klawiaturę przebiega tęczowa fala – można ustawić zarówno jej prawy, jak i lewy kierunek), Ripple (wciśnięty przez nas przycisk to epicentrum fali, która rozchodzi się na wszystkie strony klawiatury).
Są to oczywiście zaledwie efekty wyjściowe, które możemy swobodnie edytować, aby dostosować sposób podświetlenia klawiatury zgodnie ze swoimi preferencjami. Jesteśmy w stanie wyświetlać również wyłącznie te klawisze, którymi posługujemy się w konkretnej grze. Poszczególne presety możemy dostosować nie tylko do gatunku gry (inne podświetlenie klawiszy dla FPSów – najczęściej WSAD oraz klawisz F – a inne do RTSów, w których najczęściej używać możemy klawiszy numerycznych), ale także do konkretnego tytułu – jak chociażby przyciski funkcyjne w League of Legends. Kolejne systemy podświetlania klawiatury możemy zmieniać na dwa sposoby – bezpośrednio przy pomocy Razer Synapse lub przez użycie kombinacji klawisza Fn i jednej z dziesięciu cyfr.
Przełączniki w Razer BlackWidow X Chroma
Samym klawiszom również wypada poświęcić parę linijek tekstu. Blackwidow X Chroma to klawiatura mechaniczna oparta na technologii Razer Green Switches – autorskich przyciskach firmy Razer, które zabezpieczają wrażliwe wnętrzności naszego sprzętu przed kurzem i pyłem. Wyłącznie hardware’owi puryści zapsioczą nad „cwaniactwem Razera, który wykorzystuje tańsze zamienniki”, jednak producent – na przekór wszystkim malkontentom – gwarantuje, że żywotność jego klawiszy pozwala na przyciśnięcie każdego z nich aż 80 milionów razy (przy „zaledwie” 50 milionach, za których sprawność głowę daje sobie uciąć przy swoich produktach konkurencja).
Wduszenie każdego przycisku wiąże się z charakterystycznym, mechanicznym kliknięciem przywodzącym na myśl stare maszyny do pisania. Brakuje tu charakterystycznego brzdęku przeskoczenia do nowego wiersza (który mógłby wydawać enter). Może jednak jest to cecha pozytywna – przy wieczornym korzystaniu z komputera same klawisze są tak głośne, że mogłyby obudzić pozostałych domowników, więc taki metaliczny slajd byłby jeszcze gorszym rozwiązaniem (istnieją również pomarańczowe wersje switchy – te jednak znajdziemy w droższej, nietestowanej przeze mnie wersji). Klawisze – jak w każdej klawiaturze mechanicznej – nie muszą być wciskane „do blatu”. Cztery milimetry to odległość pomiędzy przyciskiem wduszonym maksymalnie, a pozostającym w stanie spoczynku. Z tego wystarczy jednak połowa (około 2mm), aby sprzęt rozpoznał nacisk – do jego zaakcentowania wystarczy siła równa naciskowi 50 gram.
Skróty klawiszowe
Klawiatura wyposażona jest w 104 przyciski z czego 11 to klawisze funkcyjne (których druga możliwość uruchamiana jest przy kombinacji z klawiszem Fn) – pierwsze trzy służą do obsługi dźwięku (standardowo F3 zwiększa, a F2 zmniejsza głośność, natomiast F1 całkowicie powoduje natychmiastowe wyciszenie), trzema kolejnymi posłużymy się podczas oglądania filmów (przewijając w tył, do przodu lub zatrzymując seans – od F5 do F7), F11 i F12 odpowiadają za zmniejszenie lub zwiększenie światła pochodzącego z diodek LED, a Pause Break standardowo usypia nasz komputer.
Ciekawe są jednak klawisze F9 oraz F10. Ten pierwszy służy do zapisywania makr „w biegu” (dzięki niemu możemy zapisać skomplikowaną kombinację, którą odpalimy przy pomocy wciśnięcia jednego przycisku), natomiast drugi to święty guzik gracza, który uruchamia gaming mode – dzięki niemu możemy używać skrótów klawiszowych niezbędnych w wielu grach bez obaw, że uruchomimy windowsową kombinację uprzykrzającą dalszą grę (ktoś jeszcze pamięta pradawny problem „klawiszy trwałych”?).
Niewykorzystanym bajerem (możliwe, że jestem zbyt mało hardcore’owym graczem) była dla mnie natomiast funkcja „10 key roll-over anti-ghosting” pozwalająca na odczytywanie przez klawiaturę nacisku nawet do dziesięciu klawiszy w jednym momencie.
Niekwestionowanym plusem jest natomiast konserwacja klawiaturki – czyszczenie jest proste i przyjemne ze względu na banalność w ściąganiu poszczególnych klawiszy ze switchy i bezproblemowe ich ponowne założenie.
Podkładka pod nagarstki
Na sam koniec należy się jednak wiaderko pomyj – a raczej ich mała szklaneczka. Klawiaturze bardzo brakuje podpórki na nadgarstki – przydałaby się, szczególnie ze względu na wysokie umieszczenie klawiszy względem blatu powierzchni, na której BlackWidow X Chroma spoczywa. Wiele razy przyłapałem się, że – wbrew jakiejkolwiek logice – dłonie mimowolnie unoszę obok klawiatury (bo tak jest wygodniej i naturalniej od sztucznego wykrzywiania nadgarstków, aby znajdowały się zarówno nad klawiszami, jak i wyszukiwały podparcie na blacie). Duży minus, który w istotny sposób wpływa na ergonomię pracy (i szybsze męczenie się rąk podczas korzystania z Czarnej Wdowy).
Podsumowanie recenzji Razer BlackWidow X Chroma
Przy pierwszym kontakcie byłem sceptycznie nastawiony do produktu Razera – jak z każdym sprzętem, tak i z Blackwidow X Chroma trzeba się najzwyczajniej w świecie oswoić. Nie sprzyja temu z pewnością brak podpórki na nadgarstki i dźwięk klawiszy (gdy pracuje się na komputerze o 2.00 w nocy). Jeśli już jednak człowiek się przemoże (bo w sumie wydał kawał niemałego pieniądza) i zaimprowizuje sobie jakieś oparcie na dłonie, by nie przemęczać rąk, to zaczyna dostrzegać szereg plusów urządzenia.