Multirecenzja Ligi Sprawiedliwości Zacka Snydera – starcie reżyserów

2 kwietnia 2021,
02:47
Wielu autorów

Jak dać wytwórni zarobić dwa razy na tym samym filmie? Wymusić wypuszczenie go ponownie, po czterech latach, ze zmianą na stołku reżysera. Czy to zmiana na lepsze, na gorsze i czy w ogóle ją widać? Obejrzeliśmy to dla was, żebyście po lekturze mogli zdecydować, czy chcecie poświęcić cztery godziny swojego życia.

Ewa: Zaczynajmy zatem naszą dyskusję na temat Ligi Sprawiedliwości Zacka Snydera. Pierwsza i podstawowa moim zdaniem kwestia: Czy widzieliście wersję Whedona z 2017 roku?

Michał: Tak, widziałem i pamiętam, że nie uznałem go wtedy za zły film. Może gorszy niż większość tego, co DC pokazało do tej pory, ale nie za taki, który potrzebował ratunku poprzez petycję fanów o „złoty dotyk” Zacka Snydera.

Gabi: Oj, oj, Liga sprawiedliwości (jako serial animowany wręcz uwielbiam). Dobrze pamiętam, jak w 2017 roku słyszałam huk mojej opadającej szczęki na podłogę. Z zażenowania. Przyznam, że jak kliknęłam „odtwórz” na ejdżbijo, to miałam przeczucie, że kolejne cztery godziny psu w dupę, a tu, no, całkiem, całkiem pomimo tej parodii Jokera na koniec. Ugh, ugh.

W poszukiwaniu straconego czasu

Michał: Moje cztery godziny z wizją Snydera uznaję za stracone. O ile początek i rozwinięta ekspozycja każdej postaci jak najbardziej mi się podobała, o tyle z minuty na minutę nuda po prostu narastała. Ciężar i mroczny klimat Snydera bardzo mi odpowiada w filmach DC, w odróżnieniu do cukierkowatości Marvela, ale mroczny klimat idzie tu w parze z infantylnymi dialogami, które brzmią, jakby ktoś spisał to, co mówią do siebie dzieci w piaskownicy w czasie zabawy w superbohaterów. Za to nowa wizja Jokera mi odpowiadała.

Wonder Woman

Ewa: Ja uznaję za stracone już sześć godzin życia przez tę Ligę. W 2017 roku nawet wersja IMAX nie uratowała tego filmu i – wychodząc z kina – byłam przekonana, że obejrzałam właśnie najnudniejszy film o superbohaterach ever. Wersja Snydera była po prostu dwa razy dłuższa, ale ani odrobinę ciekawsza. Przeczytałam w sieci, że Zack nie wykorzystał w ogóle materiału, który nakręcono poprzednio, już bez niego, użył tylko swoich zdjęć i dokrętek, a szczerze mówiąc, nie widzę różnicy pomiędzy tymi filmami. Oczywiście wiem, że tych scen jest dużo więcej, i widzę, że zmienił się format obrazu, zdecydowanie jest to natomiast przerost formy nad treścią – film nadal jest nudny i głupawy. Dobrze, że tym razem nie trzeba było iść na niego do kina.

Paweł: Również widziałem oryginalną Ligę Sprawiedliwości z 2017 roku i w moim odczuciu był to film niezły. Ani mnie ziębił, ani mnie grzał. Oglądało się go jednak przyjemnie, przy czym muszę podkreślić, że też nie oczekiwałem po nim wiele. Ot niedzielne kino rozrywkowe. Tym bardziej że oryginał wydawał mi się zbyt kolorowy jak na realia świata DC, a liczba „comic reliefów” była zdecydowanie za duża w stosunku do całego filmu. W zasadzie cała postać Barry’ego Allena została zbudowana wokół bycia elementem komediowym. Ktoś chyba zapomniał, że kręci film w tym mroczniejszym uniwersum, a nie dla Marvela. Przyznam, że jedną z moich ulubionych scen oryginalnej Ligi była ta druga po napisach, w której pojawia się Luthor i Deathstroke (<3). Pierwsza z wyścigiem też była niezła, ale ponownie mamy Flash = żarciki. Pole do poprawy zatem było, a czy zostało wykorzystane?

Michał: Według mnie nie zostało, wręcz przeciwnie, wiele z nowych scen jest dla mnie dużo gorszych niż to, co już było, i zamiast dodawać coś znaczącego do historii, są zbyt przegadane i po prostu nudne. Epilog trwa zbyt długo, fajna ta scena z Jokerem, ale jego gadka z Batmanem jest przeciągnięta. To samo z zielonym ludkiem z Marsa, tu chociaż krotko, ale za to głupio. Sceny w slow motion to 24 min i 7 sekund, ja miałem jednak wrażenie, że z czterech godzin filmu to około trzy i pół było w spowolnieniu. Szkoda, bo naprawdę uwielbiam Gal Gadot jako Wonder Woman, Bena w roli Batmana i resztę świetnie dobranej ekipy. DC według mnie lepiej dobiera aktorów do ról niż Marvel, szkoda że nie potrafią im potem zapewnić przyzwoitego scenariusza do pracy. Bo nuda wiejąca z ekranu nie jest winą złej gry aktorskiej. Tu akurat film błyszczy.

Supergwiazda Superman

Ewa: Jeśli mówimy o aktorach i tych pozytywnych punktach filmu (jest ich tak niewiele, że błyszczą bardziej), to zdecydowanie muszę tu wywołać Henry’ego Cavilla. Zmienił postać Supermena z typka noszącego majtki na spodniach, którego nikt nie rozpoznaje, kiedy założy okulary, w superbohatera z prawdziwego zdarzenia – jest twardzielem, wygląda jak mężczyzna i jest w tej roli wiarygodny. Jak dla mnie najjaśniejsza gwiazda w tym filmie.

Michał: Żeby nie było, że hejtuję Snydera – to reżyser, który odpowiada za mój osobisty film superbohaterski wszech czasów, czyli Watchmen. Tam jego umiejętność grania mrokiem sprawdziła się idealnie, a film nie zawiera ani jednej dłużyzny, zbędnego wątku czy niepasującego do klimatu i sytuacji dialogu. Wie więc, jak to się robi. Dlaczego tym razem mu nie wyszło?

Paweł: Przyznaję, że część punktów jest słuszna, ale jednak uważam, że film stał się pod pewnymi względami lepszy. Przede wszystkim, tak jak napisałeś, Snyder umie operować mrokiem i to widać w jego wersji. Nawet w ponownie użytych scenach można zauważyć zmienioną, to jest wypraną z kolorów, rzeczywistość. I to jest właśnie paleta barw, z jaką kojarzę DC. O aktorach nie ma co dopowiedzieć, bo w pełni się zgadzam w kwestii ich genialnego doboru. Nie mogę za to pominąć redesignu Steppenwolfa, który tym razem faktycznie wygląda jak niszczyciel światów, a nie jakiś losowy kosmita w daedrycznym pancerzu ze Skyrima. Na plus również uważam znaczne zmniejszenie żartów i żarcików, jak choćby pozbycie się pytania o umiejętność rozmowy z rybami. Dzięki temu Flash zyskał też na „bohaterskiego”, bo z chodzącego żartu przemienił się w młodego herosa, która po prostu ratuje świat po raz pierwszy i jest przerażony. Muszę jednak zapytać, czy nie uważacie, że film zyskał na spójności?

Gabi: Ohoho, jaki piękny rancik się tutaj zrobił. A mnie się, o dziwo, podobało. Oprócz Dżokera Leto było bardzo spójne. Nie zapominajmy o fakcie, że DC dopiero buduje bazę filmów real action, co Marvel robi od zarania dziejów. Widzieliście animowane filmy DC? Wymiatają tak soczyście, że lepiej się nie da. Więc od czego by tu zacząć? Bo zmian jest sporo, i jak na taką produkcję siadło całkiem ładnie. Chociaż przyznam, ze brakuje mi żartu z widelcem z wersji z 2017 roku, z dialogu pomiędzy Batmanem a Aquamanem. Pierwszym momentem, który ukradł moje serduszko, było dodanie Marsjanina, a zwłaszcza jego rozmowy z Lois. Zmiennokształtny, Martian Hunter, jest jedną z centralnych postaci w Lidze Sprawiedliwości, i to dało się zobaczyć (tutaj my wishful thinking o odrębnym filmie o nim), no i końcowy dialog z Sadfleckiem był swego rodzaju majstersztykiem (żeby nie było, ja Bena Afflecka bardzo szanuję, wymiatał w wielu produkcjach, jak np. W pogoni za Amy Kevina Smitha). Widać po tym filmie zamiłowanie Snydera do sloł mołszyn, które czasami popuje zbyt często (taki tryb 300 i legendarne dis is sparta). Co do comic reliefów i comic characters, wreszcie Flash nie był dull youngsterem, tylko rzeczywiście sprytnym młodym chłopakiem, który dopiero zaczyna zabawę z superbohaterstwem, jego quirky humor oraz rozwinięty lore zrobiły dużą robotę. Scena (spoiler) po przebudzeniu Supermana, gdzie w pierwotnej wersji sprzed czterech lat Flash wdupca się w ścianę/resztki rzeźby, bo się Henryk na niego krzywo spojrzał, a tu niet, zareagował konkretnie, wiedząc, że ma do czynienia z dziką siłą, cisnął na uniki i to siadło jak najbardziej. I tak, Snyder umie operować mrokiem, tylko jak w Watchmenach było to idealnie wyważone, to tutaj niestety lekko się z tym poślizgnął i momentami było trochę groteskowe. Za dużo jest tego mroku, że staje się to trochę pretensjonalne. Ale hej, jeśli to jest rozgrzewka Snydera, to ja z niecierpliwością czekam na kolejne części. Coz he had my curiosity, now he has my attention. Wydaje mi się, że Liga Sprawiedliwości powstała za szybko. Marvel robił otoczkę do Endgame latami. Mamy osobne filmy nt. Iron Mana, Thora, Spider-Mana, Deadpoola, Ant-Mana, więc historia oraz więź z postaciami były budowane od lat. Filmy aktorskie, gdzie zżywamy się z reprezentantami danych postaci (no bo w sumie kto teraz widzi inaczej Iron Mana niż jako Roberta Downej Jr.?). A tutaj? Owszem, powstało w ciul filmów o Batmanie (trylogia Nolana <3), ale z różnymi reprezentacjami aktorskimi, tak samo serialowy Flash, gdzie mamy kolejnego aktora. Pomijam filmy animowane, bo DC miażdży temat, ostatnio obejrzałam Batman: Atak na Arkham i mnie wbiło w glebę, to tak powinien wyglądać Suicide Squad life action, a nie second Breakfast Club (kocham ten film, just to be clear), gdzie nagle wszyscy się jednoczą i instant przyjaciele. Liga Sprawiedliwych Snydera może być pierwszym krokiem do kolejnych porządnych produkcji life action, jak jego Człowiek ze stali. No, i tym razem w Lidze Henryk nie miał wąsów! I tak, cztery godziny dały ten kontekst, którego brakowało. Tylko trudno zawrzeć wszystkie historie w 4-godzinnym filmie.

Steppenwolf

Paweł: Fakt, da się zauważyć wspomniany przez ciebie pośpiech, choć ja powiedziałbym, że to raczej próba stanięcia w szranki z dużo bardziej rozbudowanym uniwersum MCU. Próba, w której film Snydera nie miał najmniejszych szans, a w której nie powinien nawet stawać, bo gra w zupełnie innej lidze. Nie lepszej, nie gorszej, innej. Wizje Bruce’a pokazują dobitnie różnicę między DC a Marvelem. Gdy Thanos strzelił palcami, wszystko zaczęło się dosłownie sypać, ale to tyle. Z resztą Endgame dobitnie pokazał, że potem ludzie dalej żyli. I nawet śmierć Tony’ego, choć wybitnie dla mnie smutna, nie była druzgocząca. Wizja świata, w którym zwycięża Darkseid przeraża dużo bardziej. Zgadzam się natomiast z plusem za J’onn J’onnza (bo to dla mnie prawdziwe imię Martian Manhuntera), tylko że samo jego pojawienie się nie wnosi zbyt wiele do filmu. Dlaczego stał z boku, gdy Liga walczyła ze Steppenwolfem?

Czekamy na więcej

Michał: Cały epilog nie ma znaczenia i sensu, jeśli nie powstanie sequel. Miejmy nadzieję, że Snyder poukłada sobie lepiej jego wizję, szalki wagi mroku i humoru będą bardziej wyważone, a dialogi nie będą paplaniną bez ładu i składu. Niech przypomni sobie, jak robił Watchmenów, i dostaniemy wreszcie Ligę, na jaką zasługujemy. James Gunn poprawi Legion Samobójców i już całkiem filmowe uniwersum DC dogoni jakościowo Marvela. Tego sobie i fanom życzę.

Paweł: Zgadzam się, że epilog bez kontynuacji traci znaczenie, ale z drugiej strony nowa Liga Sprawiedliwości nawiązała lepiej do tych elementów większej całości, której pojawiły się w Batman v Superman. Mam na myśli oczywiście wizję Bruce’a i skok w czasie Barry’ego. Sequel wydaje się więc prawie pewny, bo teraz dostaliśmy kontynuację nie tylko wydarzeń z ekranu, ale również tych wątków, które niejako tworzą całe uniwersum. A czy epilog był przegadany? Być może trochę, choć odnoszę wrażenie, że był też bardzo osobistym wyznaniem Snydera i konsekwencją straty, która odsunęła go od produkcji w 2017 roku. W szczególności pierwsza część z monologiem z nagrania. Tym niemniej widać potencjał i krok w dobrym kierunku. Jeśli będą ludzie, którzy dogadają się w kwestii całości i stworzą kolejne dzieła rozbudowujące rozpoczęte wątki, to kinowe uniwersum DC ma szansę przebić Marvela. S na symbolu Człowieka ze Stali oznacza nadzieję, zatem z tą zostawiam was i siebie.

Ewa: Podsumowując, wydaje mi się, że wszyscy zgadzamy się co do jednego – Liga Sprawiedliwości ma ogromny potencjał, a samo uniwersum DC może być realną, bardziej mroczną i dorosłą konkurencją dla Marvel Cinematic Universe. Na razie jednak potencjał ten jest niewykorzystany, być może jest to spowodowane tym, że Zack Snyder kończył swój film sprzed lat i naznaczony był już pierwszą jego wersją. Przekonamy się, kiedy rozwinie swój epilog w cały film.

Ewa Chyła: 4/10

Michał Chyła: 5/10

Paweł Trawiński: 8/10

Gabriela Zubek: 7/10

Wielu autorów

Dziennikarski dream team. Najzabawniejsza redakcja w galaktyce. Najlepszy zespół, na jaki możesz trafić w swojej ulubionej grze multiplayer. Namaszczeni przez Guru Gier. Mówią na nas różnie. Zawsze jednak sprowadza się to do tego samego: niezależnej zgrai szaleńców-pasjonatów, którzy postanowili wspólnymi siłami odbetonować polską skostniałą branżę dziennikarstwa gamingowego.