Recenzja Trek to Yomi – czerń i biel na drodze samuraja

9 maja 2022,
11:51
Strid

Twórcy Trek to Yomi ewidentnie grali w hit Sucker Punch z 2020 roku, Ghost of Tsushima w trybie Kurosawy. Czarnobiała oprawa graficzna z filmowymi filtrami musiała zrobić na nich takie wrażenie, że pokusili się o produkcję w całości opartą o ten styl. Jin Sakai może chwilowo odpocząć, pora na przygodę młodego wojownika Hirokiego.

Bohaterowie gry Trek to Yomi w trakcie walki

Trek to Yomi to piękna przygoda dla fanów Kurosawy, ale tylko najwięksi fani znajdą w tym tytule więcej niż grę na jedno leniwe popołudnie.

7 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • zachwycający styl graficzny
  • klika ścieżek do wyboru
  • oprawa muzyczna
  • dostępna w Game Pass
  • Cena wersji PS

 

Japonia, okres Edo, młody Hirioki uczy się dopiero władania mieczem pod okiem swojego mistrza, kiedy jego wioskę napadają bandyci krwawo rozprawiając się z jej mieszkańcami, w tym z najbliższymi młodzieńca. Postanawia on więc poświęcić życie na zemstę oraz obronę tych, którzy przeżyli wrogi najazd oraz innych, którym on grozi. Tak zaczyna się droga młodego wojownika, która nie koniecznie przyniesie mu chwałę i honor, tak oczekiwany przez japońskich samurajów.

Najniebezpieczniejszy jest czas, kiedy wydaje się, że zapanował spokój

Dwuwymiarowa przygoda wojownika z kataną rozpoczyna się na dobre kilka lat po wydarzeniach z prologu, kiedy to gołowąs dorobił się już mchu pod nosem i jego miecz naznaczyły już plamy krwi bandytów. Podczas drogi po kraju i zbierania towarzyszy do walki z wrogiem w kolejnej wiosce przyjdzie mu znowu zmierzyć się z demonem przeszłości nie tylko w obronie uciśnionych, ale i ukochanej, u której boku postanowił pozostać aż do końca swoich dni naznaczonych zemstą.

Walka na dachu

Cała rozgrywka przedstawiona głownie z boku z miejscowymi zmianami kąta kamery na statyczne ujęcia, skupia się na liniowej eksploracji poziomów podzielonych na siedem etapów. Na początku Hiroki dysponuje wyłącznie kataną z ograniczoną ilością ruchów, ale bardzo szybko ten stan się zmienia, kiedy wraz z postępem w historii poszerza ona wachlarz umiejętności oraz zdobywa dostęp do broni miotanej czy łuku. W czasie wędrówki bohater regeneruje zdrowie oraz energię, której utrata w czasie walki powoduje stan zmęczenia i musimy poczekać, aż Hiroki złapie oddech przed zadaniem następnego ciosu, w specjalnych kapliczkach, w których zapisuje też swój postęp. Kapliczki są rozsiane bardzo gęsto, praktycznie po każdej potyczce, czy po rozwiązaniu zagadki terenowej.

Im większa przeszkoda, tym większa chwała z jej pokonania

To co jako pierwsze rzuca się w oczy w Trek to Yomi to przede wszystkim oprawa wizualna. Czerń i biel z ziarnowatym filtrem, to nie opcja, a coś co będzie nam towarzyszyło przez całą podróż i trzon estetyki gry. Filtr ziarnistości można wyłączyć w opcjach, ale kolory już się nie zmienią i bardzo dobrze, bo klimat starego japońskiego kina, to coś co ciągnie te przygodę. Rozmyte kadry w tle, efekty błędów występujących na taśmie filmowej czy świetne operowanie kadrem z jakiego ukazywana jest rozgrywka na poszczególnych ekranach gry buduje klimat. Sam złapałem się na tym, że zrzut ekranu robiłem w praktycznie każdej nowej lokacji w grze. Jeżeli przyjrzymy się jednak z bliska grafice, przy wyłączonych filtrach można się dopatrzeć, że wystarczyłoby dodać kolory, a Trek to Yomi byłoby co najwyżej przeciętną przygotówką z niezbyt rozwiniętym stylem walki i kilkoma zagadkami na krzyż.

Świątynia

Trek to Yomi zachwyca gameplayem, zachwyca widokami i stylem kiedy walka toczona zza papierowego parawanu przypomina teatr cieni i gracz oddaje się w całości estetyce gry, a nie skupia się na szczegółach prowadzenia walki. Bo usieczenie gromady bandytów bez otrzymania nawet draśnięcia daje satysfakcje, zwłaszcza kiedy Hirioki zdobędzie nowe talenta, ale to nie walka jest tu daniem głównym, a historia i jej otoczka. Powoduje to, że pierwsze podejście gry Polaków może zachwycić i przyciągnąć do ekranu na tyle, aby zaliczyć całą historię, a przynajmniej jedno z możliwych zakończeń, na raz w ciągu tych 4-5 godzin potrzebnych na jej ukończenie. Niestety po ukończeniu historii nie znalazłem ani wyboru rozdziałów w menu ani trybu nowej gry plus, więc po odłożeniu pada na drugi dzień nie znalazłem już w sobie wewnętrznej potrzeby, aby sięgnąć po pada i ponownie rozegrać mroczną przygodę Hirokiego w drodze przez mityczną krainę Yomi.

Każdy umiera, lecz nie każdy żyje

Trek to Yomi zgodnie z tym jaki był przekaz twórców nie jest dużą grą. To filmowe doświadczenie, które zajmie około pięciu godzin każdemu chętnemu się w nie zagłębić. Trochę więcej jeśli jesteś wielkim fanem klimatu rodem z Siedmiu samurajów i pokusisz się o zbadanie wszystkich ścieżek jakimi może podążyć Hiroki i wejdziesz na nie na najwyższym poziomie trudności. Dla pozostałych graczy gra będzie piękną ciekawostką na jeden raz. Krótko, ale może zachwycić przynajmniej stylem graficznym. Cieszy więc bardzo niska cena na PlayStation (zaledwie 89 zł), a dla posiadaczy Xboxa z abonamentem Game Pass jest to tytuł wręcz obowiązkowy.

Strid

Recenzuje komiksy i gry Indie. Fanatyk gatunku soulslike.