Recenzja Teenage Mutant Ninja Turtless Shredder’s Revenge – żółw w blenderze

23 czerwca 2022,
16:16
Strid

Żółwie Ninja lubiłem w czasach maleńkości, ale nigdy się to w porażającą miłość nie zmieniło. Ot filmy i kreskówka były oglądane, ale nie wyczekiwałem. Na dłużej przyciągnęły mnie gry z żółwikami na Pegasusie potem dopiero filmy Bay’a, które chyba ze względu na brak fanowskiego napalenia bardzo mi się podobały. Chętnie więc sięgnąłem po nowego beatemup’a z zielonymi twardzielami głownie ze względu na gatunek i wspomnienia z TMNT na NES.

Grafika promująca grę

Żółwie wpadają z najlepszym obecnie beatem up’em na konsole. Wspaniała grafika, sprawdzona formuła plus dodatki w postaci trybu story i systemu rozwoju postaci powodują, że poza pojedynczym wyskokiem w przygodę kusi ona do ponownego chwycenia za pada. Tryb multiplayer jest oczywiście wisienką na torcie i jeśli nie ruszasz w miasto samotnie nie ma sposobu aby zawieść się na Nastoletnich Zmutowanych Żółwiach Ninja Zemsta Szatkownika!!

8 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru
  • Oprawa graficzna
  • Tryb story z 3 poziomami trudności
  • Tryb Arcade dla hard coreowców
  • Rozwój postaci
  • Ilość postaci do wyboru
  • Balans postaci i system walki
  • Długość pojedynczej rozgrywki w trybie normal
  • Replayability
  • Idealne wprowadzenie do materiału źródłowego i klimat lat 90’tych
  • Nijaka ścieżka dźwiękowa
  • Zawartości nie ma za wiele dla graczy, których nie interesuje maskowanie i wyzwanie

Chodzonych nawalanek nigdy dość. Cieszę się więc bardzo, że Shredder zdecydował się w poszukiwaniu zemsty na atak na siedzibę telewizji, w której pracuje żółwia przyjaciółka Megan Fox! Znaczy się STFU April O’Neil. Ok, wiem, że macie już dość i po wspomnieniu, że podobały mi się filmy Bay’a część skończyła czytanie, ale o Megan Fox wspomnieć można zawsze i przy każdej okazji.

Cowabunga i do przodu

Po wspaniałym intro okraszonym głosem Mika Pattona (Faith No More, Mr. Bungle) i wprowadzeniu gracza w klimat TV wczesnego kapitalizmu na ziemiach Polski, gracz może wybrać jeden z dwóch trybów gry. Jeśli jesteś zapalonym hardcorowcem, twoim ulubionym dodatkiem do pizzy jest tłuczone szkło i gwoździe bez łepków to możesz uderzyć do trybu arcade. Tam zmierzysz się z standardowym modelem rozgrywki z automatów, czyli limitowane życia, powrót do początku w przypadku zgonu i masowy atak przeciwników kopiących mocno pod skorupę. Dobra może nie jest aż tak trudno i da się to ogarnąć w kilku podejściach, ale rekomenduję jednak wskoczenie w tryb story, który standardowo jak w grach z gatunku nie jest przesadnie rozbudowany i opiera się na krótkich cut-scenkach między poziomami oraz wyborem rozgrywanego etapu na specjalnej mapie. Na ekranie wyboru postaci od razu można spostrzec, że tryb multiplayer oferuje rozgrywkę dla aż sześciu postaci jednocześnie! Przy czym do wyboru są nie tylko żółwie, ale i wspomniana April i mistrz Splinter! Po ukończeniu trybu story dojdzie też Casey Jones, co motywuje mnie do ponownego rozegrania trybu, bo to jednak mój ulubieniec w uniwersum.

Gameplay

Niestety Casey musiał poczekać i zadowoliłem się imiennikiem w postaci Michała Anioła. Nunchaku było bardzo szybkie, ale zasięg miało niewielki i ciosy nie młóciły tak jak bym chciał. Przerzuciłem się więc na Donatello. Kij i fioletowy kolor to coś co lubię najbardziej. Donek sadzi mocne szlagi i ma bardzo duży zasięg, za to nie grzeszy szybkością (tyle nas łączy.. jeszcze miłość do pizzy). Bohaterowie różnią się delikatnie statystykami siły ciosów, szybkości i zasięgu. Przetestowałem więc żółwie towarzystwo i zdecydowałem się na kontynuowanie przygody w skorupie najbardziej pasującego mi Raphaela. Żona i córka wskoczyły za stery jako Leo z kataną i April z… mikrofonem, ok.

Twarda skorupa i miękkie czaszki

Piekarzowa grafika okazała się być dużo ładniejsza niż to co zaoferował zbyt kreskówkowo narysowany Street of Rage 4. Mimo iż tutaj pasowałby jak ulał kreskówkowy klimat to cieszę się, że twórcy poszli w piksele. Do tego poziomom nie poskąpiono szczegółów i przemierzanie etapu jest ciągłą rozkoszą dla oka. Bohaterowie i przeciwnicy poruszają się bardzo płynnie. Wrogowie zanim wejdą w kontakt z pięściami gadzich oprawców zajmują się często swoimi sprawami. Grają na automacie, rozmawiają ze sobą czy grzebią w samochodzie, aby wyciągnąć z niego cały silnik i załadować go w czerep naszego zielonego obrońcy kiedy znajdzie się w zasięgu. Oczywiście bohaterowie nie są bezbronni nawet w przypadku przeważającej siły wroga. Wachlarz ciosów może nie jest zbyt wielki, ale standardowy cios w czerep może być łączony ze skokiem czy uskokiem, a wszystko poprawione przez rzut niemilcem w stronę ekranu czy mega silny cios specjalny młócący pół planszy. Ten ostatni nie zabiera paska życia, a zużywa poziom z specjalnego paska, który pozwala na w miarę bezstresowe wykorzystywanie akcji specjalnej pomagającej kontrolować tłum i uszczuplać zapasy energii bossów.

Mapa w story mode

Gra podzielona jest na szesnaście etapów, każdy z nich jest zakończony bossem i jeśli kojarzycie postacie z kreskówek to ucieszycie się na możliwość oklepania facjat Karga czy Bebopa i Rockstedy’ego. Na poziomach zaatakują nas standardowi foot soldiers z bandy Shreddera, ale i będzie dla odmiany garstka wrogów zmechanizowanych oraz innych mutantów. Na łatwym poziomie trudności ukończenie trybu story zajmie nieco około dwóch godzin, zwłaszcza grając w multi kanapowo czy online. Na wyższe poziomy trudności można wybrać się od razu lub poczekać, aż nasz bohater nabierze pary. Oklep sprzedawany wrażom w czasie gry skutkuje zwiększaniem się poziomu naszego herosa dodając mu pary w łapie oraz zwiększając pasek życia oraz dając dostęp do nowych ciosów. Szybko więc ze zmutowanego, kanałowego ninja zmieniamy się w istny kombajn do spuszczania wpierdzielu złoczyńcom, co może umilić podejście do trudniejszego trybu story jeśli po pierwszym przejściu nadal będziecie mili apetyt na pizze, znajdźki i wyzwania.

Pizza na wypasie do kanału sześć razy poproszę!

Poza easter eggami i znajdźkami w etapie mamy też trzy dodatkowe zadania. To dla chętnych więc jak kocham beatem up to odpuszczę sobie jednak starania o ukończenie któregokolwiek z poziomów bez zaliczenia ciosu w kruche żółwie ciało. No chyba, że w pełnym składzie w multi na najwyższym poziomie rozwinięcia bohatera i w trybie easy okaże się to łatwe jak wciągnięcie średniej margerity z podwójnym serem, ale jeszcze nie sprawdzałem. Mimo to miło jest jak ekran upstrzy komunikat o wykonaniu zadania lub pojawi się świecąca poświata, a żółw zacznie rozdawać ciosy jak szalony po podniesieniu specjalnej pizzy, chyba z jakimś magicznym składnikiem, ale gra przeznaczona jest dla młodszych widzów również wiec nie podają z jakim. Bohaterowie nie przemierzają gry wyłącznie pieszo, zdarzy się też że wskoczymy na odrzutowe deskorolki i sklepiemy wrogów w czasie szalonej jazdy, wtedy gra przypominać może chwilami shootemupa co stanowi miłe odróżnienie od walki z buta.

Ekran wyboru postaci

Nie wszystko jednak jest takie cudowne, pora więc na to co stawowi anchois w naszej cudownej pizzy. Ścieżka dźwiękowa nie jest jakaś wspaniała. Chciałbym napisać o fajnych wpadających w ucho kawałkach w nowojorskim klimacie, ale poza pierwszym poziomem nic w bębenki mi się nie wkręciło na tyle abym mógł muzykę pochwalić, efekty dźwiękowe też pozostawiam w sferze standardowych i przez to po skończeniu fabuły kolejne podejścia odbywałem bez dźwięku puszczając coś obok na telefonie lub w słuchawkach przy grze solo. Ciągle cudownie oglądało się graficzne smaczki jak reakcje żółwików na porażenie prądem czy zmiażdżenie ciężkim przedmiotem typu walec, ale słuchać tego nie musiałem. Chaos w trybie multi specjalnie mi nie przeszkadza, bo to normalna w tym gatunku, a jak na ekranie pojawia się trzech czy nawet więcej graczy naraz to nic dziwnego że wzrok może się pogubić. Największym zgrzytem może być jednak krótkość gry. Stosunkowo niska cena co prawda usprawiedliwia nieprzesadny czas rozgrywki, a beatem-upy nie słyną znowu z gier na kilkanaście godzin. Gra idealna na imprezy, ale jeśli zależy komuś wyłącznie na ograniu fabuły to może poczekać śmiało na promocje, bo inaczej musi się liczyć z grą na jedno wyjątkowo krótkie posiedzenie.

Dla fanów TMNT starych i młodych

Gra posiada więc niewiele wad. Jest przepiękna, ale krótka. Zadowoli graczy szukających wyzwania, ale i niedzielnych miśków chcących poszarpać w coś razem z pociechami. Cena tytułu jest nieduża warto więc zdecydowanie sięgnąć po tę pozycję bo trudno doszukiwać się w Zemście Shreddera czynników, które miałby spowodować, że gracz poczuje znużenie i nie będzie się dobrze bawił choćby przez chwilę potrzebną na ukończenie trybu story. Jest potencjał nie tylko na fajne rozwinięcie w postaci ciekawego DLC, ale i nadzieja na wypasione sequele. Nie mogę się już doczekać kontynuacji, a teraz wracam pakować Caseya.

Gra do recenzji ogrywana na PlayStation 5 i Xbox Series X

Strid

Recenzuje komiksy i gry Indie. Fanatyk gatunku soulslike.