Recenzja serialu Tekken: Bloodline – nie tylko konkurs cosplay

20 sierpnia 2022,
16:56
Danuta Repelowicz

Tekken to jedna z tych gier, które mają pecha do ekranizacji. Raz za razem twórcy zostają znokautowani przez panteon barwnych postaci, zapominając, że Tekken to coś więcej niż MMA z domieszką cosplayu. Nie rozumieją estetyki gry, za nic mają osobiste motywy postaci. Nade wszystko traci jednak to, co czyni sztuki walki sztuką, nie zaś tańcem czy przemocąfilozofia i motywacja, które stoją za decyzją o podjęciu treningu.  

Najlepsza do tej pory adaptacja gry Tekken. Choć niepozbawiona błędów, broni się wrażliwością twórców na zagadnienia ściśle związane ze sztukami walki i ich estetyką. Fantastyczna choreografia walk i niezłe projekty postaci przekonują, że warto dać temu anime szansę.

6 /10
Ocena redakcji
serwisu GamesGuru

Tekken naprawdę nie ma szczęścia do ekranizacji. Od filmu animowanego Tekken (1997), przez live action Tekken (2010) aż po Tekken: Blood Vengeance (2011), raz za razem dostajemy fabularnie dziurawe jak szwajcarski ser filmidła bez ładu i składu, które starają się upchać materiał z kilku części w format średniej długości. Oczywiście, te manewry z góry skazane są na porażkę, nie tylko ze względu na bezlitosny limit czasowy formatu. Kto grał w Tekkena, ten wie, że nie fabułą seria ta stoi. Stoi przede wszystkim widowiskowymi walkami, absurdem i typowo japońskim humorem. Tymczasem walka zazwyczaj jest na doczepkę, albo odwraca uwagę od innych nieudanych aspektów produkcji. Humoru i oryginalności też zazwyczaj brakuje, o powadze nie wspominając. Oś narracji to zazwyczaj jakaś odmiana konfliktu między Heihachim a jego latoroślami, zaserwowana w mniej lub bardziej przekonujący sposób. 

Tekken: Bloodline wypada jednak całkiem nieźle w porównaniu z poprzednikami. Zamiast filmu, zdecydowano się tym razem na serial anime. Szkoda tylko, że krótki – całość trwa ledwie sześć odcinków, z których niektóre są krótsze, niektóre dłuższe. Całość jest do obejrzenia w mniej więcej dwie godziny. Fabularnie to hybryda wątków zaczerpniętych z kilku części gry. Choć Bloodline czerpie głównie z Tekkena 3, to widać mocno wpływy z kilku kolejnych gier, w szczególności najnowszego Tekkena 7 z jego mottem: all fights are personal.  

Żródło: Netflix

Czy to działa? Tak i nie. Z jednej strony daje to twórcom przestrzeń na pogłębienie jednego z najbardziej kluczowych momentów fabularnych całej serii – transformacji Jina Kazamy w diabła i cały wątek z bogiem walki, który w mojej opinii należy do jednego z najlepszych serii. Przestrzeń otrzymuje też relacja Jina Kazamy ze swoją matką, Jun, która zginęła broniąc syna przed demonem – a którą Jin przez cały serial będzie chciał pomścić.  

Sztuki walki jako bohaterowie

To zdecydowanie jeden z dwóch najmocniejszych atutów serialu. To od matki Jin uczy się swojego pierwszego stylu i poznaje podstawy filozofii sztuk walki. Także jej śmierć jest głównym źródłem paliwa fabularnego. Sama Jun to zaś silna, twarda, a jednocześnie pełna szacunku do innych kobieta, która doskonale zdaje sobie sprawę z dziedzictwa, jakie będzie musiał dźwigać jej syn. Z tym większą determinacją stara się zakorzenić w nim dobro.  

Po jej śmierci Jin trafia pod skrzydła dziadka Heihachiego, który zastępuje mu ojca. Oznacza to dla niego jeszcze twardszy trening i spotkanie ze stylem i filozofią Mishima, które – jak się okaże – są totalnym przeciwieństwem tych przekazywanych mu przez matkę. Doprowadzi to młodego do konfliktu wewnętrznego, który w finale zadecyduje o tym, po której stronie opowie się moralnie. 

Źródło: Netflix

To właśnie ten konflikt między dwoma zupełnie różnymi filozofiami jest tym, co sprawia, że ta adaptacja wyróżnia się spośród innych. Twórcy wykazują się bardzo dużą wrażliwością na sprawy filozofii i psychologii, które stoją za motywacją wojownika i całym systemem, którym jest sztuka walki. Widać to po kwestiach dialogowych wypowiadanych przez postacie. Widać to w choreografii ich walk. Charakteryzacja wyraża się poprzez styl, a psychologizacja (choć niewiele jej na pierwszy rzut oka w serialu) odbywa się głównie przez decyzje, jakie podejmują w trakcie walki. Najlepsze filmy kina kopanego tak właśnie osiągały status kultowych.   

Mordercze tempo fabuły

Ograniczenie czasowe jest jednak bezlitosne, i to widać po decyzjach fabularnych podjętych przez twórców. Fabuła pędzi na złamanie karku. O innych postaciach z bardzo barwnego grafiku Tekkena albo tylko słyszymy, albo widzimy ich raz na ekranie z informacją, że przegrali (albo wygrali). Turniej należy do Paula, Leroya, Xiaoyu, Jina, Hwoaranga, Niny i Kinga, którzy nie zostają potraktowani po macoszemu tylko dlatego, że są bezpośrednio związani z Jinem albo z głównym wątkiem (albo po prostu są ulubieńcami graczy i nie wypadało o nich nie wspomnieć). Z tego powodu żadna relacja ekranowa nie ma szans się rozwinąć. Traci też na tym budowanie napięcia, bo chociaż wiemy, że każda kolejna walka to dla głównego bohatera to następny krok do jeszcze większej siły, nie jesteśmy z nim emocjonalnie związani, więc nie obchodzą nas jego postępy. Serial w tym aspekcie zdradza potencjał na (i chyba chce) więcej, ale nie może. Dlatego też całość bardzo traci na jakości.  

Źródło: Netflix

Co jeszcze na plus?

Projekty postaci i widowiskowe walki! Choć serial zebrał już sporo batów za korzystanie z CGI, to mnie osobiście w ogóle to nie przeszkadzało. Gra czerpie z tych metod pełnymi garściami, dlatego nie ma wielkiej różnicy między nią a serialem. Biorąc pod uwagę to, że walki są bardzo trudne w animacji, CGI otwiera ich płynności pole możliwości bez utraty jakości wykonania. Jeśli zaś chodzi o character design, to wiele gier i seriali mających status kultowych zdążyło już paść ofiarą zmieniających się mód w anime – a jedną z jej największych współczesnych bolączek jest generyczny, mało oryginalny character design (porównajcie np. Trigun i zapowiedź remake’u – Trigun Stampede czy choćby pierwszą grę Sakura Taisen z najnowszym Shin Sakura Taisen: The Animation). W czasie, kiedy ciężko w ogóle odróżnić od siebie anime (bo przecież kojarzy się je w dużym stopniu po charakterystycznych postaciach) zachowanie osobowości postaci poprzez ich projekt wizualny z materiału źródłowego jest wielkim wyczynem.  

Danuta Repelowicz

Niepokorna dusza kochająca wulkany, naukowców, rocka i magiczne moce. Filmoznawczyni ze słabością do azjatyckich filmów, seriali, wiedzy tajemnej, gier i science fiction w każdym wydaniu. Poza tym wielbicielka kotów i wojowniczka Shorinji Kempo stopnia 4 Kyu. Stale poszukuje nowych inspiracji i żaden temat jej niestraszny. Spotkacie ją na walkach rankingowych w Tekkenie 8, gdzie stylowo rozkłada przeciwników na łopatki z pomocą swego ukochanego Lee Chaolana.