Kiedy studio CD Projekt Red ogłosiło, że zamierza stworzyć serial anime osadzony w uniwersum gry Cyberpunk 2077, wśród fanów zawrzało. Gra była wtedy jeszcze na etapie produkcji, do tego miała za sobą osławione przesunięcia premiery, co dodatkowo dolało przysłowiowej oliwy do ognia. Dlaczego CD Projekt Red nie zajmie się na serio produkcją gry, zamiast robić anime?, można było usłyszeć. Nie wspominając już o złośliwych komentarzach na temat formy opowieści, na którą się zdecydowano. Na szczęście cały projekt wypadł zaskakująco dobrze i zbiera świetne recenzje, co dowodzi tego, że pomysł był trafiony. Pozwólcie więc, że i ja zabiorę głos.
Gwiazdorska ekipa produkcji
Projekt miał zaszczyt dostać się w ręce reżysera Hiroyukiego Imaishiego, który w kręgach fanów anime znany jest jako Midas anime – a to dlatego, że serie i filmy, do których przyłoży rękę, często stają się sukcesem. Towarzyszą mu Masahiko Ootsuda (legenda studia Gainax), a także Yoshiki Usa i nasz rodak Bartosz Sztybor, główny writer gry. Za realizację jest odpowiedzialne studio Trigger, które przez swój unikalny styl (głównie nietypową estetykę opartą na jaskrawej kolorystyce, design postaci i wystrzałową animację) wyrobiło sobie mocną pozycję na rynku anime. Przy tak mocnym składzie po prostu nie mogło się nie udać.
Kilka słów o opowieści
Fabuła skupia się na postaci Davida Martineza, młodego chłopaka, który po śmierci matki zostaje wyrzucony z korporacyjnej akademii, gdzie trafił w nadziei na świetlaną przyszłość. Młodzian postanawia zostać cyberpunkiem – wyrzutkiem społecznym żyjącym na marginesie korporacyjnej dystopii. Szybko porywa go wir i szał technologicznych ulepszeń ciała, do których w świecie Cyberpunka 2077 jest nieograniczony dostęp. Przekonany o własnej wyjątkowości, szybko przekracza granicę, zza której nie ma odwrotu. Natychmiast biorą go na celownik miejskie służby bezpieczeństwa i anime zmienia się w krwawą rzeź, która pędzi na złamanie karku w stronę tragicznego, nie pozostawiającego żadnych złudzeń finału.
Proza życia w Night City
Choć sama opowieść nie jest zbyt odkrywcza, to jednak bardzo dobrze wpisuje się w kluczowe motywy samej gry. Cyberpunk 2077 świetnie wypełnia niszę tematyczną, którą pomija wiele cyberpunkowych projektów – ograniczenia biologiczne człowieka, a także miejsce umysłu i duszy w świecie, w którym konwencjonalne człowieczeństwo przestaje się liczyć. W tym aspekcie zbliża się do takich klasyków jak Akira czy Ghost in the Shell, którymi widać, że się inspiruje. Ciała eksplodują, są całkowicie zbywalne. Organiczne jest gorsze. Ciało jednak nie daje za wygraną – u granic możliwości nie pozostawia wątpliwości. Ceną za jego ignorowanie jest psychoza, a następnie śmierć. Ludzie kupują pożyczone emocje, aby poczuć to, co zostało im odebrane podczas „korekcji” ciała. Drastyczne i wymowne, jest chyba najważniejszą lekcją, którą wyniosłam z samej gry, a serial tylko wzmocnił to wrażenie.
[UWAGA SPOILER] Sam zaś David to postać tragiczna. Marzący o wielkości, ginie jednak zmiażdżony dosłownie i w przenośni przez symbol korporacyjnych wpływów, cyborga który porzucił swoje człowieczeństwo. W tym starciu kryje się symbolizm – biologia przegrywa z techniką, a wolność z korporacją. Po bohaterze zostaje mokra plama, a my zadajemy sobie pytanie, po co to wszystko było. Paradoksalnie, świetnie wpisuje się to w uniwersum gry. W obliczu całego ogromu świata przedstawionego historia Davida wydaje się być jedną z wielu, co nie wchodzi w konflikt z resztą wykreowanego przez CD Projekt Red uniwersum. Duża doza dystansu, z którą opowiedziana jest historia Davida sugeruje, że nie jest on pierwszym ani ostatnim, który rzucił wyzwanie korporacjom i poległ w tym starciu. Wszystkie zaś sytuacje i wyzwania przedstawione w serialu to dla cyberpunków codzienność. Krew miesza się z piwem, a psychoza z marzeniami o lotach na Księżyc. Przejażdżka samochodem może zmienić się w krwawą rzeź w każdej chwili. Takie właśnie jest życie w Night City.
Trigger w swoim żywiole
Oczywiście historia nie wybrzmiałaby, gdyby nie świetna robota studia Trigger, które tym razem naprawdę się popisało. Neonowy, niepohamowany styl studia pozwolił na stworzenie porywających scen akcji, które olśniewają dynamiką i żywiołowością. Postacie są wspaniale zaprojektowane, a tła prezentują się zachwycająco, świetnie oddając klimat gry. Animacja nie ma praktycznie żadnych słabych momentów. To wszystko sprawia, że Cyberpunk: Edgerunners to świetna pozycja, zdecydowanie godna wypróbowania. Warto jednak wcześniej zagrać w grę, żeby oswoić się z jej światem.